Jeśli nie teraz, to nigdy. Lionel Messi i Argentyna z nadzieją wyczekują upragnionego trofeum Copa America

Jeśli nie teraz, to nigdy. Messi i Argentyna z nadzieją wyczekują upragnionego trofeum Copa America
Alizada Studios / shutterestock.com
Już w ten weekend rozpocznie się najważniejsza impreza piłkarska dla wszystkich sympatyków południowoamerykańskiego futbolu na najwyższym poziomie. Turniej Copa America będzie także szczególnie ważny dla reprezentacji Argentyny, która w Brazylii stanie przed ostatnią szansą zdobycia tytułu z Leo Messim w swoich szeregach.
Ostatnie lata w wykonaniu „Albicelestes” raczej nie zapiszą się złotymi zgłoskami na kartach historii. Mimo niewątpliwej przewagi nad rywalami w postaci posiadania w składzie jednego z najlepszych piłkarzy w historii, Argentyna doznawała kolejnych bolesnych porażek. Pasmo klęsk ma dobiec końca właśnie w tym roku. Wszak jeśli nie teraz, to już nigdy Messi i spółka nie wyrównają rachunków.
Dalsza część tekstu pod wideo
3 finały z rzędu osiągane na wielkich imprezach można by uznać za sukces, ale wszyscy dobrze wiemy, że w futbolu albo jesteś pierwszy, albo jesteś nikim. To samo tyczy się Argentyny, co do której oczekiwania, bardzo zresztą słusznie, były znacznie większe i tylko złoty medal mógł być odbierany jako sukces.

Ostatnie tchnienie „złotego” pokolenia

Ogromna presja wobec aktualnej drużyny „Albicelestes” jest spowodowana standardami jakie sami narzucili sobie Messi, Aguero i inni. Cofnijmy się nieco w czasie – konkretnie do lat 2004-2008, gdy ci wielcy piłkarze stawiali pierwsze kroki w dorosłym futbolu.
Zresztą „stawianie kroków” to chyba zbyt delikatne określenie. Ci, wówczas jeszcze nastoletni zawodnicy wkroczyli do świata piłki wywalając z zawiasów drzwi, wybijając okna i jeszcze robiąc dziurę w suficie.
Ówczesną siłę „Albicelestes” najlepiej oddaje liczba triumfów – 2 złota olimpijskie z rzędu (2004, 2008) oraz 2 tytuły mistrzów świata w turniejach U-20 (2005, 2007). Nawet w najczarniejszych snach żaden Argentyńczyk nie mógł wtedy zakładać, że następnym trofeum wywalczonym przez tę grupę piłkarzy będzie statuetka San Juan Cup za pokonanie…Nikaragui w meczu teoretycznie towarzyskim.
Nie chcemy oczywiście deprecjonować rangi tego zapewne istotnego, szczególnie dla mieszkańców Nikaragui, trofeum, ale jedyną okazją do rekompensaty za 3 przegrane finały z rzędu będzie tylko okazały występ na Copa America.
Wielu członków dynastii hegemonów młodzieżowego futbolu w latach 2004-2008 już nie ma w kadrze Argentyny. Mascherano czy Gago zakończyli kariery reprezentacyjne, a Sergio Romero przestał otrzymywać powołania. Na polu bitwy pozostali najwytrwalsi, ale i można powiedzieć, że najlepsi zawodnicy tamtego, wydawało się, "złotego" pokolenia – Aguero, Messi i di Maria. To właśnie oni w ciągu najbliższych kilku tygodni zadecydują jaki kruszec będzie epitetem stosowanym przy opisie kadry „Albicelestes”.

Higuain z wozu, Argentynie lżej

Argentyńczycy przekonali się na własnej skórze, że droga od złota do srebra i od triumfu do kompromitacji jest niezwykle krótka. Na mundialu w Brazylii oraz szczególnie podczas Copa America 2016 „Albicelestes” grali kapitalnie. W obu przypadkach Messi i spółka kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa aż do meczów finałowych, gdy wszelkie marzenia o historycznym triumfie były niweczone przez Niemców, Chilijczyków i…Gonzalo Higuaina.
Sabella, Martino i Bauza usilnie stawiali na „Igłę”, ale obecny trener Argentyny – Lionel Scaloni nie miał już tyle cierpliwości do 31-letniego napastnika. W kadrze „Albicelestes” na nadchodzący turniej zabrakło miejsca dla snajpera Chelsea.
Wybory 41-latka w linii ofensywnej są jak najbardziej logiczne. Lautaro Martinez w ostatnim meczu kadry zdobył dublet, Paulo Dybala mimo nie najlepszego sezonu w Juve stanowi jedyną alternatywę w razie niedyspozycji Messiego, sam Leo to oczywiście podstawa reprezentacji Argentyny, a lukę po Higuainie na pozycji numer 9 ma wypełnić Kun Aguero, który w ostatnich miesiącach wspiął się na wyżyny swojej formy.

„Messidependencia” wiecznie żywa

Lautaro Martinez i Sergio Aguero są znakomitymi napastnikami, ale naturalnie wszystko w Argentynie kręci się wokół Leo Messiego. Przygoda „Atomowej Pchły” z reprezentacją zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych.
Każda porażka Argentyny jest katalizatorem niekończących się polemik nt. tego czy Messi przypadkiem nie jest przeszkodą w reprezentacji. Szczególnie aktywnym uczestnikiem tego typu bezsensownych debat był Diego Maradona.
Spirala niechęci wobec Leo doprowadziła do tego, że tandem Argentyna-Messi przypomina w ostatnich latach błędne koło. Zespół przegrywa (2016), lawina niechęci skierowana przeciw kapitanowi skłania go ku rezygnacji z kadry, po czym nagle okazuje się, że w sumie to nie zawodnik Barcelony był największym problemem „Albicelestes” (cóż za zaskoczenie).
Można odnieść wrażenie, że Messi stał się zakładnikiem własnej wielkości. Wspaniałe wyczyny odnoszone z Barceloną oraz wciąż żywe wspomnienia Leo triumfującego na Igrzyskach Olimpijskich oraz Mundialu U-20 sprawiają, że każdy inny wynik niż złoty medal jest odbierany jako kompromitacja „Atomowej Pchły”. Mało kto zauważa, że bez gracza Barcelony Argentyna mogłaby zapewne tylko pomarzyć o miejscu choćby w finałach Mistrzostw Świata czy poprzednich edycji Copa America.
Poświęcamy Messiemu sporo miejsca w artykule, który przecież dotyczy całej reprezentacji Argentyny, ale pokazuje to tylko jego ogromne znaczenie dla tej kadry. Nawet koledzy Leo zdają sobie sprawę z ogromnego wkładu filigranowego zawodnika w każde zwycięstwo „Albicelestes”. Tylko, że sukces w Argentynie ma wielu ojców, a porażka jest zawsze winą Messiego.

Pomoc ze strony pomocników

Szanse Argentyny na ostateczny triumf w tym roku są większe niż dotychczas, ponieważ poza znakomitymi Messim, Aguero czy di Marią drużyna wreszcie dysponuje kreatywną linią pomocy. Na ostatnich turniejach o sile środkowej strefy „Albicelestes” decydowali Mascherano i Biglia, którzy są zawodnikami o zdecydowanie defensywnych inklinacjach, a tercet pomocników uzupełniali Banega, Enzo Perez albo Pastore.
Po latach marazmu „Albicelestes” wreszcie doczekali się ofensywnie usposobionego gracza drugiej linii, który odciąży Messiego i weźmie na siebie ciężar rozgrywania akcji. Giovanni Lo Celso, ponieważ to o pomocniku Betisu mowa, złapał już boiskową nić porozumienia z argentyńską „dziesiątką”.
Za 23-latkiem świetny sezon zwieńczony 16 bramkami oraz 6 asystami w barwach „Verdiblancos”. Kulminacyjny punkt tegorocznej kampanii w wykonaniu Lo Celso powinien nastąpić na turnieju w Brazylii.
Partnerami gracza Betisu w środkowej strefie będą najprawdopodobniej Guido Rodriguez, który w tym sezonie meksykańskiej ligi zanotował 8 bramek oraz 2 asysty, a także Leandro Paredes na co dzień występujący w PSG. Skład Argentyńczyków prezentuje się niezwykle solidnie, a w talii Scaloniego będą jeszcze tacy zawodnicy jak Foyth, Dybala, Martinez, Roberto Pereyra czy Rodrigo de Paul.

Bo jak nie Argentyna, to kto?

Poza dobrym składem kadrze Scaloniego sprzyjają także okoliczności dotyczące rywali Argentyny. Jeszcze kilka tygodni temu w ciemno obstawiano, że najpoważniejszym kontrkandydatem „Albicelestes” będą gospodarze – Brazylijczycy, ale uraz lidera krzyżuje nieco plany „Canarinhos”.
Kontuzjowanego Neymara zastąpi Willian, ale trzeba mieć na uwadze, że w ostatnich latach to nie Brazylia stawała na drodze do chwały Argentyńczyków, ale Chile. To „La Roja” była pogromcami Messiego i spółki zarówno w 2015, jak i w 2016 roku, ale seria triumfów nazbyt wpłynęła na ego samych Chilijczyków. Wiemy już, że na tegoroczny turniej nie poleci dotychczasowy kapitan – Claudio Bravo, który przestał dogadywać się z kolegami.

Solidne przetarcie w fazie grupowej

W obliczu dosyć niespodziewanych turbulencji w szeregach Brazylii i Chile, Argentynę można uznać za faworyta, ale z pewnością nie murowanego. Trzeba pamiętać, że w grze pozostaje najbardziej utytułowana reprezentacja w historii Copa America, która przystąpi do turnieju w pełnym składzie – Urugwaj.
Podopieczni Oscara Tabareza będą chcieli jeszcze bardziej odskoczyć rywalom pod względem liczby złotych medali, ale to zadanie nie będzie łatwe. „Urusów” już w fazie grupowej czekają starcia o sporym ciężarze gatunkowym.
Argentyna też nie może mówić o żadnym szczęściu przy okazji losowania grupowych rywali. W kadrze Kolumbii aż roi się od gwiazd światowego formatu z Jamesem, Davinsonem Sanchezem i Falcao na czele, Paragwaj w 2015 roku doszedł do półfinału Copa America, a demonstracja siły Kataru nastąpiła w trakcie ostatniego Pucharu Azji.
Oczywiście trzeba pamiętać, że rywalizacja grupowa na turnieju Copa America jest właściwie tylko przygotowaniem przed fazą pucharową. Spośród dwunastu uczestników tylko czterech pojedzie do domu jeszcze przed startem ćwierćfinałów.
Spotkania z Katarem, Kolumbią i Paragwajem będą jednak dla Argentyny idealną okazją do prawdziwej weryfikacji siły i jakości drużyny, która na papierze wydaje się być gotowa do sięgnięcia po triumf. Skład prezentuje się bardzo dobrze, nieziemski Messi będzie otoczony partnerami z najwyższej półki, rywale są osłabieni.
Absolutnie wszystko przemawia za Argentyną, która musi wreszcie pokazać się z najlepszej możliwej strony na turnieju seniorskim. Złote pokolenie sprzed ponad dziesięciu lat stoi przed ostatnią szansą na potwierdzenie klasy i zapisanie się w historii jako zwycięzcy.
Rezultat inny niż najwyższe miejsce na podium będzie po prostu klęską. Kolejną i ostatnią dla Messiego, Aguero i di Marii w koszulce reprezentacyjnej. Jeśli nie wygrają teraz to nie zrobią tego już nigdy. Wieczna chwała i splendor czy ostatni akt argentyńskiej tragedii? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy już za kilka tygodni.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również