Jeszcze jeden finał Ligi Mistrzów! Wielka szansa reprezentanta Polski. "Ostatnio przygasł"

Jeszcze jeden finał Ligi Mistrzów! Wielka szansa reprezentanta Polski. "Ostatnio przygasł"
IMAGO / pressfocus
Katarzyna - Przepiórka
Katarzyna Przepiórka01 Jun · 15:05
To będzie jego drugi finał Ligi Mistrzów strefy CONCACAF. Mateusz Bogusz raz już w nim przegrał, ale teraz wraz z Cruz Azul uchodzi za faworyta. To dla niego okazja, by przebudzić się po słabszym ostatnio okresie. I przyjechać na zgrupowanie kadry z wielkim trofeum w gablotce.
Finał CONCACAF Champions Cup, czyli tamtejszej Ligi Mistrzów, to kolejna odsłona rywalizacji pomiędzy klubami Ligi MX oraz MLS. Poza sezonem 2022, kiedy triumfowało Seattle Sounders, dominacja meksykańskich drużyn jest widoczna gołym okiem. Przekonał się o tym zresztą sam Mateusz Bogusz, który w 2023 roku, jako zawodnik Los Angeles FC, przegrał w finale z Club Leon. Teraz Polak po raz drugi zagra o puchar - już w barwach Cruz Azul. Jego zespół przystąpi do finału jako faworyt, ale nie można lekceważyć niespodziewanie świetnie radzącego sobie w tym sezonie Vancouver Whitecaps, którego celem jest zapisanie się na kartach kanadyjskiej piłki nożnej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Meksykański faworyt

Cruz Azul ma za sobą kolejny bardzo dobry sezon, jednak do pełni sukcesu potrzebuje trofeum. I jest na dobrej drodze, żeby świętować triumf w Lidze Mistrzów przed własną publicznością.
- Cruz Azul ma mocne argumenty, żeby zdobyć tegoroczny Puchar Mistrzów. Oczywiście nikt nie nastawia się na spacerek, tylko na trudny mecz, bo ostatnie kilkanaście lat to konsekwentne skracanie dystansu i gonienie Ligi MX przez MLS. Myślę, że dużym atutem dla Cruz Azul będzie własne boisko, bo o ile mecze pomiędzy klubami z Liga MX a MLS są już zwykle wyrównane, to ci drudzy dalej mają problem z wygrywaniem na meksykańskim terenie - mówi nam Michał Matlak, ekspert od meksykańskiego futbolu i obserwator piłki nożnej w strefie CONCACAF.
W ostatnich wyjazdowych meczach przeciwko klubom z Meksyku drużyny MLS pokonały rywala w regulaminowym czasie gry zaledwie raz, dokładając do tego osiem remisów. Reszta spotkań kończyła się porażką. Dodatkowo Cruz Azul nie miało najłatwiejszej ścieżki w tegorocznej edycji tego turnieju. Drużyna Bogusza mierzyła się m.in. z Seattle Sounders, w ćwierćfinale pokonała Club America, a w półfinale wyeliminowała Tigres UANL (źródło grafiki: Transfermarkt)
cruz azul w CONCACAF champions cup 2025
transfermarkt

Trenerskie zamieszanie i ogromna motywacja

W klubie panuje jednak małe zamieszanie przed finałem rozgrywek i warto tutaj przypomnieć, że na starcie sezonu Cruz Azul straciło utalentowanego trenera na rzecz FC Porto (więcej o klubie Bogusza pisaliśmy TUTAJ). Martina Anselmiego zastąpił Vicente Sanchez i radził sobie naprawdę dobrze, wykręcając świetne rezultaty. Pokonał odwiecznego rywala (Club America) we wspomnianym ćwierćfinale CONCACAF Champions Cup, choć uległ mu w półfinale play-offów Clasury.
Jak zauważa Michał Matlak:
- Vicente Sanchez prowadzi zespół od stycznia i ma kontrakt do grudnia, ale dalej jest tylko tymczasowym trenerem. Cruz Azul rozważa różne opcje na rynku trenerskim, dużo mówi się np. o Guillermo Almadzie, który zresztą zadeklarował swoje odejście z Pachuki. Z jednej strony Sanchez ma na papierze super wyniki, wyeliminował po raz pierwszy od 2013 roku Américę w fazie pucharowej, a z drugiej strony jako niedoświadczony trener nie ma zbyt mocnej karty przetargowej, zwłaszcza jeśli nie zdobędzie żadnego z dwóch trofeów w tym półroczu. Do tego kontrakt jego trenera przygotowania fizycznego Rubensa Valenzueli wygasa z końcem maja, dzień przed finałem. Według dziennikarza Carlosa Ponce de Leóna Valenzuela miał zagrozić, że jeśli nie przedłużą kontraktu, to nie poprowadzą z Sanchezem finału. Potem zdementowali to w mediach społecznościowych zarówno Sánchez, jak i Valenzuela, ale niesmak pozostał.
Piłkarze Cruz Azul nie mają jednak zamiaru odpuszczać i będą bardzo mocno zmotywowani, bo w grze jest nie tylko trofeum, prestiż i kasa, ale też awans do tegorocznego Pucharu Interkontynentalnego i kolejnych Klubowych Mistrzostw Świata. Dla europejskich klubów te turnieje to przykra konieczność, natomiast w Meksyku są bardzo ważne - to rzadkie okazje do zagrania ze światowymi markami.

Potrzebny błysk Bogusza

Starcie z Vancouver Whitecaps nie będzie należało jednak do najłatwiejszych i jednym z piłkarzy, którzy muszą udowodnić swoją wartość, jest właśnie Mateusz Bogusz. Po dosyć dobrym wejściu do zespołu, po marcowej przerwie reprezentacyjnej Polak przygasł.
- Od kwietnia Bogusz gra w kratkę. Raz w podstawowym składzie, raz wchodzi z ławki. W tym czasie zanotował zaledwie jedną asystę (właśnie w CONCACAF Champions Cup, przyp. red.). Co prawda akurat w tych czterech bardzo ważnych meczach derbowych z Club America trzykrotnie zagrał od początku, ale w trzecim z nich pomogło mu zawieszenie na jeden mecz dla Ignacio Rivero. Bogusz miał wtedy taką serię, że w pięciu meczach z rzędu cztery razy zaczynał na ławce - zauważa Matlak. - Na razie ma jeszcze kredyt zaufania, bo dołączył do zespołu bez okresu przygotowawczego, do tego dochodzi adaptacja w nowym kraju, warunków atmosferycznych, ale od lata taryfy ulgowej już nie będzie.
Warto też mieć na uwadze, że w porównaniu z ostatnim kapitalnym sezonem w Los Angeles FC, ponownie uległa zmianie rola Bogusza w drużynie. Wtedy grał jako cofnięty napastnik, fałszywa “dziewiątka”, wolny elektron w ataku. Teraz wrócił do roli ofensywnego pomocnika, gdzie nie jest już tak skuteczny, jak oczekiwaliby tego fani Cruz Azul. Z drugiej strony, po zmianie barw 23-latek najlepiej prezentował się właśnie w rozgrywkach Ligi Mistrzów, więc finał przeciwko Vancouver Whitecaps byłby idealną okazją na przełamanie. Szczególnie, że przylot na czerwcowe zgrupowanie reprezentacji Polski ze zdobytym trofeum na pewno dodałby mu wiatru w skrzydła.

Kanadyjski kopciuszek na salonach

Na papierze faworytem z pewnością jest Cruz Azul. Piłkarze Vancouver Whitecaps udowodnili jednak, że absolutnie nikt nie może ich lekceważyć. W tym sezonie brylują nie tylko w CONCACAF Champions Cup, ale również na arenie międzynarodowej. Na początku sezonu nikt by nie przewidział, że klub, który zmienił trenera, szuka nowego właściciela i częściowo zagrożone jest jego istnienie, awansuje do finału międzynarodowych rozgrywek i będzie pierwszy w tabeli Konferencji Zachodniej.
- Wśród kibiców wciąż panuje niedowierzanie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Wielu wciąż nie może uwierzyć, że Whitecaps są w finale Pucharu Mistrzów CONCACAF, ale poza tym jest dużo ostrożnego optymizmu - mówi nam Joshua Rey, dziennikarz Area 51 Sports Network i współautor podcastu "Terminal City FC" poświęconego Vancouver Whitecaps.

Nowy trener, nowe zasady

Grę drużyny z Kolumbii Brytyjskiej odmienił w dużej mierze nowy szkoleniowiec, Jesper Sørensen. To pod jego wodzą Whitecaps przeszli transformację, mimo że nie wprowadził rewolucji, tylko zmodyfikował grę swojego poprzednika, co było strzałem w dziesiątkę.
- Sørensen jest zdecydowanym faworytem do tytułu trenera roku MLS i ma szansę zapisać się w historii Whitecaps w niedzielę. Sørensen przybył do Vancouver z jasną tożsamością: drużyna, która dyktuje swoją grę dzięki posiadaniu piłki i umiejętności jej odzyskania tak szybko, jak to możliwe, przy jednoczesnym utrzymaniu solidnej struktury defensywnej. System Vanniego Sartiniego (poprzedni szkoleniowiec) opierał się bardziej na grze bez piłki, pressingu i szybkich przejściach. Sørensen zachował pressing i aspekty przejściowe, ale bardzo nalega na kontrolowanie gry z piłką - zauważa Rey.
Zespół nie jest w tym sezonie zależny wyłącznie od Briana White'a i Ryana Gaulda (od marca z kontuzją kolana). I choć White jest jednym z najlepszych napastników w MLS, to wielu innych piłkarzy również zrobiło progres, o czym mówi nasz ekspert:
- Jednym z nich jest Pedro Vite. W tym sezonie przeniósł swoją grę na inny poziom i stał się integralną częścią środka pola. Sebastian Berhalter również bardzo się rozwinął dzięki swoim umiejętnościom defensywnym, bardzo dobrej kreacji i bramkom. Nowy nabytek, Jayden Nelson, wniósł szybkość do ataku. Kolejną rzeczą, która była i jest kluczem do sukcesu VWFC, jest to, że drużyna jest tak zgrana i zżyta. To po prostu sympatyczny zespół bez wielkiego ego - słyszymy.

Walka o historyczny sukces

Cruz Azul ma oczywiście przewagę własnego boiska, a także dużo większej świeżości. Zespół Mateusza Bogusza ostatnio grał 18 maja, a piłkarze Whitecaps po raz kolejny rywalizują w środku tygodnia i w środę rozegrali u siebie ligowy mecz z Minnesotą United. Nie jest to jednak nowość - warto dodać, że zawodnicy Sørensena grali w dokładnie tym samym trybie z Monterrey, Pumas i Interem Miami, eliminując każdą z tych drużyn na drodze do wielkiego finału Pucharu Mistrzów.
- Wierzę, że Whitecaps mogą wygrać finał z Cruz Azul, a mecz jest znacznie bardziej wyrównany, niż niektórzy mogą sobie zdawać sprawę. Ponadto grali już na wysokości w Mexico City, gdy w kwietniu pokonali Pumas na Estadio Olímpico Universitario. Myślę też, że jeśli wcześnie zaczną dyktować warunki gry i zdobędą pierwszego gola, ich szanse na zwycięstwo znacznie wzrosną. Jednak ta drużyna jest znana w tym sezonie (zwłaszcza w ostatnich tygodniach) z tego, że wraca do gry. Tym razem może być podobnie, a o losach może zadecydować Brian White i Pedro Vite. Jego kreatywność i zgranie z linią ataku będą kluczowe, jeżeli Whitecaps chce zdobyć trofeum - kończy Joshua Rey.

Trofeum na wyciągnięcie ręki

Drużyna Mateusza Bogusza chce w końcu do dobrej gry dołożyć trofeum. W ostatnich miesiącach prezentowała naprawdę świetny futbol, regularnie zdobywała punkty, ale brakowało potwierdzenia w postaci pucharu. Teraz jest naprawdę bliska osiągnięcia tego celu i to z tymczasowym trenerem na ławce.
Z kolei u Vancouver Whitecaps przed sezonem panowała duża niepewność związana z wystawieniem klubu na sprzedaż i nowym trenerem. Od momentu wejścia do MLS, Whitecaps często rozczarowywali, ale w tym roku są w finale CONCACAF Champions Cup i mają szansę zostać pierwszą kanadyjską drużyną, która sięgnie po Ligę Mistrzów. Aktualnie są jednymi z faworytów w wyścigu o mistrzostwo sezonu zasadniczego, w co również trudno uwierzyć. Dla kibiców i dla miasta Vancouver zwycięstwo z Cruz Azul byłoby historyczne.
Finał CONCACAF Champions Cup w nocy z niedzieli na poniedziałek 2 czerwca o godz. 3:00 polskiego czasu.

Przeczytaj również