Raz ośmieszyli Polaków, teraz znów chcą to zrobić. W kraju mają ich za klub... zagraniczny
W swoim kraju są traktowani jak klub z innego państwa. W ich mieście mniejszość narodowa jest… większością. A w europejskich pucharach uchodzą za absolutnego kopciuszka. Shkendija Tetowo, nadchodzący rywal Jagiellonii Białystok w Lidze Konferencji Europy, to klub o wyjątkowej historii. Pokazał on już, że potrafi sprawić niemałą niespodziankę.
Już raz zaszli za skórę polskiemu futbolowi, sensacyjnie wygrywając w 2016 roku dwumecz z Cracovią. Teraz zmierzą się z Jagiellonią Białystok. Choć są mistrzami Macedonii Północnej, utożsamia się ich ze społecznością albańską. W drodze do Ligi Konferencji usłyszeli, że są zespołem na poziomie drugiej ligi, ale ukarali rywali za ich lekceważące podejście. Shkendija Tetowo to klub, który wielokrotnie udowadniał, że potrafi radzić sobie z przeciwnościami. Tym razem na ich drodze stanie trzecia siła Ekstraklasy.
“Iskra” zgaszona przez komunistów
Choć Shkendija gra w lidze macedońskiej, związana jest z tamtejszą albańską mniejszością narodową. To właśnie jej przedstawiciele powołali do życia w położonym dziś przy granicy macedońsko-kosowskiej Tetowie klub sportowy o nazwie tłumaczonej z albańskiego jako “Iskra”. Początkowo miał on sekcje siatkówki i karate, a od 1979 roku również i piłki nożnej. Idea zjednoczenia i kultywowania narodowej tożsamości Albańczyków nie podobała się jednak jugosłowiańskim władzom, od początku patrzącym nieprzychylnie na istnienie Shkendiji Tetowo.
Klub noszący albańskie, czerwono-czarne barwy, rozwijał się pomimo faktu, że nawet nie miał własnego biura. No, właściwie to miał, ale w samochodzie, wykorzystywanym do przechowywania wszelkich potrzebnych dokumentów. Początkowe plany zakładały budowę siedziby dla zarządu Shkendiji, lecz przed ukończeniem prac została ona zalana podczas powodzi i nigdy jej nie ukończono. Na boisku udało się awansować do wyższej ligi, ale drużyna przetrwała zaledwie dwa lata. W 1981 roku lokalne organy komunistyczne zadecydowały, że trzeba ją rozwiązać.
Okazją wykorzystaną przez nie do pozbycia się niewygodnego klubu, zgodnie z informacjami widniejącymi na jego oficjalnej stronie, miały być zamieszki, które doprowadziły do przerwania jednego ze spotkań. Ostatecznie w uzasadnieniu decyzji o likwidacji Shkendiji napisano, że “działalność klubu nie jest zgodna z polityką Partii Komunistycznej”. Nie pomogły protesty lokalnej społeczności i próba odwołania do władz na wyższym szczeblu. Albański klub na macedońskiej ziemi przestał oficjalnie istnieć 14 lipca 1981 roku, zaledwie dwa lata po tym, jak powstała jego filia piłkarska.
Reaktywować go udało się dopiero po rozpadzie Jugosławii. Shkendija wróciła do życia w 1992 roku, już w nowo powstałej Macedonii. Zaczęła od gry w niższych ligach. Droga do krajowej elity zajęła jej zaledwie pięć lat. Po awansie do niej długo balansowała na pograniczu dwóch najwyższych poziomów rozgrywkowych, aż w rozgrywkach 2010/11 zdobyła pierwsze mistrzostwo kraju - w dodatku jako beniaminek. Dziś jest krajową potęgą. W ostatnich ośmiu sezonach aż pięciokrotnie sięgała po tytuł. Od dekady nie wypadła poza ligowe podium, obecnie jest trzecia w trwających rozgrywkach. Jednocześnie wciąż przyświeca jej ta sama idea reprezentowania licznej mniejszości albańskiej.
Klub wybitnie polityczny
Tetowo to miasto bardzo nietypowe, bo nieformalnie podzielone na dwie części - macedońską i albańską. Choć obie nacje mijają się na ulicach, każda ma swoje punkty usługowe czy media. Nastroje między nimi są napięte od bardzo dawna, a eskalacja nastąpiła w 2001 roku, gdy albańscy partyzanci zorganizowali powstanie przeciw władzom Macedonii. Tetowo znalazło się w centrum konfliktu.
Po podpisaniu traktatu pokojowego uznano, że społeczność albańska i macedońska powinny być równe w świetle prawa. Albański jest drugim językiem urzędowym w kraju, na obiektach państwowych w Tetowie można z kolei zauważyć albańskie flagi. Jak opisywał na portalu Podróże z antropologią dr Robert Rydzewski z Zakładu Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, podział i animozje wciąż jednak istnieją.
Shkendija, choć to klub mniejszości narodowej w kraju (stanowiącej około 25% populacji), reprezentuje większość narodową miasta. Albańczyków w Tetowie mieszka bowiem ponad 40 tysięcy - to 65% jego populacji. Macedończyków - trzykrotnie mniej. Środowisko fanowskie, zdominowane przez społeczność albańską, choć mowa o mistrzu Macedonii Północnej, widzi w klubie “swój” zespół i powód do narodowej dumy. Gdy wpadł w tarapaty finansowe w 2013 roku, po licznych apelach Albańczyków przejął go lokalny hegemon, firma Ecolog. O tym, jak Shkendija jest istotna, niech świadczy fakt, że do apeli dołączyli wówczas nawet kapitan reprezentacji Albanii, Lorik Cana, czy zawsze dumny ze swoich korzeni Xherdan Shaqiri.
Właściwie każde spotkanie nadchodzącego rywala Jagiellonii traktuje się jak wydarzenie podwyższonego ryzyka - wręcz ligowy mecz międzynarodowy. Starcia z klubami z “macedońskiej” części kraju zawsze wiążą się z przyśpiewkami i okrzykami o charakterze nacjonalistycznym i uderzającymi w drużyny przeciwne oraz kibiców z obu stron. Gdy w 2013 roku Shkendija mierzyła się w finale krajowego pucharu z derbowymi rywalami, Teteks, wspieranymi przez lokalną społeczność macedońską, udało się zagrać zaledwie 10 minut. Atmosfera zrobiła się tak gorąca, że spotkanie przerwano i rozegrano ponownie przy pustych trybunach po kilku dniach.

Czarna karta w historii polskiej piłki
Nazwa Shkendiji Tetowo, choć jest to klub w pewnym sensie “egzotyczny”, może kojarzyć się polskim kibicom. Wszak miała ona już okazję mierzyć się z zespołem z naszej ekstraklasy. I trzeba przyznać, że skończyło się to wówczas kompromitacją.
30 czerwca 2016 roku, gdy cały kraj szykował się do historycznego starcia reprezentacji Polski z Portugalią w ćwierćfinale EURO, niejako w cieniu swoją walkę o miejsce w europejskich pucharach rozpoczynała Cracovia. “Pasy” w pierwszej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy mierzyły się właśnie ze Shkendiją - ówczesnym wicemistrzem Macedonii. Drużyna z Krakowa przegrała wówczas 0:2 w pierwszym meczu w Skopje, gdzie ich rywale rozgrywają mecze międzynarodowe.

- 0:2 to fatalny rezultat, nie ma co się tłumaczyć. Zawiedliśmy na całej linii i zdajemy sobie z tego sprawę - mówił wówczas cytowany przez Interię trener Cracovii, Jacek Zieliński. - Puchary rządzą się swoimi prawami. Uważam, że za szybko nas skreślono, mówiono o kompromitacji Cracovii, poczekajmy jednak do drugiego meczu. Trzeba zagrać w nim mądrzej i skuteczniej.
Tydzień później, już w Polsce, nie tylko nie udało się odrobić strat, ale znów lepsi byli rywale (2:1). Dwumecz zakończył się katastrofalnym rezultatem 1:4 i zapisał się jako jedna z najczarniejszych kart w historii występów polskich klubów w Europie.

- To był nieudany debiut w europejskich pucharach. Jak widać, trzeba się do tego przygotować fizycznie i mentalnie. Wielu z nas nie grało jeszcze na tym szczeblu i na pewno jest to dobra lekcja i zimny prysznic przed ligą - mówił po odpadnięciu strzelec jedynego gola dla Cracovii, Mateusz Cetnarski.
Już napisali historię
Nieczęsto macedońskie zespoły oglądamy w fazie zasadniczej europejskich pucharów. By być konkretnym - przedstawicielowi tego kraju tylko raz udało się w niej zagrać, gdy w sezonie 2017/18 Vardar Skopje sensacyjnie wszedł do fazy grupowej Ligi Europy. Stołeczny klub zdobył wówczas zaledwie jeden punkt za remis z norweskim Rosenborgiem. Pierwszego, historycznego zwycięstwa macedońskiej ekipy w fazie grupowej/ligowej pucharów jednak nie wywalczył.
Oczekiwanie na nie trwało do 23 października 2025 roku. Wtedy to Shkendija w drugim meczu fazy ligowej Ligi Konferencji pokonała w Skopje irlandzkie Shelbourne - i to w dramatycznych okolicznościach. Zwycięstwo 1:0 zapewnił pechowy samobój rywali w 91. minucie spotkania. Wcześniej, w pierwszej kolejce, lepsze było Rayo Vallecano (0:2).
Ekipa z Tetowa zrobiła już jednak rzecz wielką. Dość powiedzieć, że jeszcze w sierpniu, gdy grali z rumuńskim FCSB w eliminacjach Ligi Mistrzów, prezes rywali, Mihai Stoica, po przegranej 0:1 w pierwszym spotkaniu mówił, cytowany przez portal gsp.ro:
- To najgorsza drużyna, z jaką się mierzyliśmy. Porażka jest tym bardziej dotkliwa. Teraz nie możemy zrobić z siebie pośmiewiska. (...) To przeciwnik poniżej poziomu naszej drugiej ligi. Jeśli tego nie zrozumiemy, nie będziemy mieli szans. W środę [w rewanżu - przyp. red.] musimy rozstrzygnąć mecz do przerwy.
Outsider sprawił, że Stoica musiał posypać głowę popiołem. Kolejny raz pokonał bowiem Rumunów, tym razem 2:1 na wyjeździe, wchodząc do trzeciej rundy kwalifikacji, czym zagwarantował sobie miejsce co najmniej w Lidze Konferencji. W pucharach Shkendija gra wbrew wszelkim oczekiwaniom. Nawet to, że występuje “tylko” w najniższych szczeblem rozgrywkach europejskich to wielkie zaskoczenie.
Nie ma więc co ukrywać, że Jagiellonia będzie murowanym faworytem w bezpośrednim starciu - nawet w Macedonii Północnej. Shkendija potrafi jednak zagrać na nosie większym i silniejszym od siebie, co przecież już udowodniła. A my, mając świeżo w pamięci klęskę Lecha na Gibraltarze, jesteśmy dziś ostrożni. W futbolu nie ma żadnych gwarancji.