Już raz uratował Realowi Ligę Mistrzów. Ancelotti go uwielbia, nowa gwiazda niepotrzebna?

Już raz uratował Realowi Ligę Mistrzów. Ancelotti go uwielbia, nowa gwiazda niepotrzebna?
SOPA Images / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski09 Apr · 16:30
Groziła mu niepełnosprawność, a od lat jest topowym piłkarzem. Już raz uratował Real Madryt w Lidze Mistrzów. Teraz Ferland Mendy znów spróbuje zostać bohaterem.
Nie wzbudza kontrowersji, nie błyszczy na pierwszych stronach gazet, stosunkowo rzadko mówi się o jego grze. Ferland Mendy to jeden z niewielu zawodników Realu Madryt, którzy raczej stronią od blasku reflektorów. Podczas meczów “Królewskich” obserwatorzy zwykle skupiają się na kolejnych bramkach Jude’a Bellinghama, precyzyjnych podaniach Toniego Kroosa i interwencjach Andrija Łunina. Tymczasem francuski obrońca po cichu robi swoje. Perfekcyjnie kryje rywali, wygrywa kolejne pojedynki i zabezpiecza całą lewą flankę. Ciężka praca nie zawsze bywa doceniona, chociaż Carlo Ancelotti nie wyobraża sobie drużyny bez tego zawodnika.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wyścig o marzenia

W ostatnich latach kibice Realu Madryt mogli nie być przyzwyczajeni do regularnej gry Mendy’ego na wysokim poziomie. Wynikało to głównie z kruchego zdrowia wychowanka Le Havre. Warto przypomnieć, że mówimy o piłkarzu, którego zawodową karierę należałoby uznać za mały cud. W dzieciństwie zmagał się bowiem z bardzo poważnymi problemami z biodrami. W pewnym momencie w obie nogi wdała się infekcja, a 12-letni wówczas dzieciak trafił na stół operacyjny.
- Musiałem przejść zabieg, bardzo długo leżałem w szpitalu, przez dwa, trzy miesiące miałem obie nogi w gipsie. Raz przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że to koniec z piłką. W pewnym momencie mówiono nawet o możliwej amputacji. Przez jakiś czas poruszałem się na wózku inwalidzkim, potem musiałem na nowo nauczyć się chodzić. Kiedy wstawałem z krzesła, nie miałem sił w nogach. Większość ludzi myślała, że nie wrócę do sportu, ale ja zawsze powtarzałem sobie, że to na pewno nie koniec. Nauczyłem się chodzić, później przez rok, półtora grałem mimo bólu biodra. Ale przezwyciężyłem to - opowiedział na łamach portalu UEFA.com.
Z perspektywy czasu oczywiście wiemy, że Mendy nic sobie nie zrobił z diagnozy brzmiącej jak wyrok. Wbrew wszystkiemu został piłkarzem i to takim, za którego warto zapłacić prawie 50 mln euro. Bywały jednak okresy, kiedy włodarze Realu pewnie mogli zastanawiać się, czy na pewno dokonali słusznej inwestycji. Zbyt rzadko defensor był bowiem do dyspozycji Zinedine’a Zidane’a, a później Carlo Ancelottiego. Wielokrotnie jedna kontuzja mięśniowa poprzedzała kolejną, co utrudniało Francuzowi ugruntowanie miejsca w składzie. W poszczególnych sezonach od momentu transferu na Santiago Bernabeu opuszczał kolejno 6, 12, 14 i aż 23 mecze. Ubiegły sezon był najgorszy, jeśli chodzi o liczbę przegapionych spotkań. Wtedy na lewą obronę awaryjnie przeniósł się Eduardo Camavinga, a latem do klubu ściągnięto jeszcze Frana Garcię. Mogło się wydawać, że dni Ferlanda są policzone.

Światowa “jedynka”

Największym zwolennikiem talentu tego piłkarza pozostał jednak Carlo Ancelotti. Trener nie zwątpił w swojego podopiecznego nawet kiedy ten przegapił cały ostatni grudzień z powodu kolejnego urazu. Po powrocie do zdrowia Mendy od razu został wrzucony do pierwszego składu przy okazji prestiżowego spotkania w półfinale Superpucharu Hiszpanii. Przeciwko Atletico Madryt zanotował jeden z najlepszych występów w karierze. Strzelił gola, wygrał wszystkie pojedynki, miał skuteczność podań na poziomie 96%. Pokazał, dlaczego warto było mu zaufać.
- To najlepszy lewy obrońca na świecie w grze defensywnej. Nadal może poprawić się w ofensywie, ale pod kątem obrony jest najlepszy - chwalił Ancelotti po tamtym meczu z “Atleti”.
Słowa szkoleniowca odbiły się szerokim echem w hiszpańskich mediach. Tak naprawdę trudno uznać je za szczególnie kontrowersyjne. Zawodnicy, których klasyfikujemy jako czołowych lewych obrońców, zwykle są ukierunkowani głównie na grę do przodu. Theo Hernandez, Alphonso Davies czy Federico Dimarco to bardziej wahadłowi lub nawet skrzydłowi, którzy od wielkiego dzwona pomogą w tyłach. Tymczasem Mendy jest ze starej szkoły bocznych obrońców skupionych, jak sama nazwa wskazuje, na obronie. Najwięcej o jego jakości mówią opinie skrzydłowych, z którymi radził sobie w koncertowy sposób.
- Najtrudniejszy rywal, z którym się mierzyłem? W Superpucharze Ferland Mendy był bardzo trudnym przeciwnikiem - powiedział Lamine Yamal w rozmowie z Mundo Deportivo. - Ferland Mendy jest najcięższym rywalem. To bardzo silny obrońca, jest też szybki, trudno go minąć. On zna mnie bardzo dobrze, co jeszcze utrudnia sprawę - to już słowa Ousmane'a Dembele z czasów gry dla Barcelony.

Sztuka bronienia

Zdrowy Mendy ma niepodważalne miejsce w układance Ancelottiego. W ostatnich tygodniach zupełnie zniknęły tematy powrotu Camavingi na lewą obronę lub większej liczby szans dla Frana Garcii. Real nie może sobie pozwolić na grę bez zawodnika, którego można nazwać małym talizmanem. Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, z nim w składzie “Królewscy” nie przegrali ani jednego meczu ligowego na Santiago Bernabeu. W 38 takich występach przyczynił się do 28 zwycięstw oraz 10 remisów. I warto w tym momencie podkreślić faktyczny wkład 28-latka w wyniki całego zespołu. Mendy osiąga elitarne wyniki pod względem skuteczności zagrań i progresywnej gry z piłką przy nodze. W tym sezonie ligi hiszpańskiej notuje średnią celność podań na poziomie 94,2%. To drugi najwyższy wynik po Andreasie Christensenie (95,1%). Aż 1033 z 1097 zagrań Francuza trafiło prosto pod nogi partnerów. Oddanie mu piłki jest niczym umieszczenie jej w sejfie, którego nie potrafi rozszyfrować żaden rywal.
Poziom Mendy’ego sprawia, że Real musi dwa razy zastanowić się przed wykonaniem nieodwracalnego ruchu w letnim okienku. Według wielu medialnych doniesień “Los Blancos” poważnie zabiegają o Alphonso Daviesa, który miałby uzupełnić projekt Galacticos 2.0. Sam Kanadyjczyk rzekomo podjął już decyzję o opuszczeniu Bayernu Monachium na rzecz przeprowadzki do stolicy Hiszpanii. Przy czym ewentualny transfer wcale nie musi oznaczać zmiany hierarchii na lewej obronie. Carlo Ancelotti ma optować za pozostawieniem Francuza, który gwarantuje spokój i bezpieczeństwo. Oczywiście, że “Phonzie” bije go na głowę w zakresie asyst, kluczowych podań czy ofensywnych rajdów. Ale już inne statystyki działają na korzyść obecnego gracza Realu. W tym sezonie Davies wygrywa średnio 53% pojedynków w obronie, Mendy aż 76,9%. Jeden traci 11 piłek na mecz, drugi tylko 5,4. Warto zatem zastanowić się, jaki typ piłkarza będzie lepiej pasował na lewą flankę, gdzie operuje Vinicius Junior, czyli ofensywna bestia. Wydaje się, że Ancelotti już dokonał wyboru i teraz musi tylko przekonać resztę działaczy “Królewskich”.
- Co stanie się, jeśli Alphonso Davies przyjdzie? Jeden z obecnych lewych obrońców będzie musiał odejść. Zarząd w dalszym ciągu wskazuje na Mendy'ego, podkreślając, że pojawią się za niego dobre oferty. Ale Ancelotti twardo staje przy swoim. On woli Ferlanda. Carlo ufa mu bardziej niż ktokolwiek. Sytuacja do obserwacji w lecie - opisał Sergio Lopez de Vicente z dziennika AS.

Cichy bohater

- Ferland to Kylian Mbappe na lewej obronie. Wbrew powszechnemu przekonaniu to właśnie pozycja lewego defensora jest najbardziej pożądaną na rynku, zaraz po środkowym napastniku. Trudno znaleźć odpowiedniego zawodnika. Mendy jest bardzo dobry i w ataku i w obronie, a to bardzo rzadkie - mówił w 2019 roku agent Yvan Le Mee w wywiadzie dla France Football.
Porównania z Mbappe można uznać za hiperbolę. Trzeba jednak podpisać się pod słowami na temat tego, że trudno znaleźć drugiego bocznego obrońcę o tego typu charakterystyce. Wyjątkowy zestaw umiejętności sprawia, że Ancelotti wystawia go przy każdej możliwej okazji. I w większości przypadków nie żałuje. Wystarczy przypomnieć półfinał Ligi Mistrzów z 2022 roku, kiedy Real w szalonych okolicznościach wyeliminował Manchester City. Do historii oczywiście przeszedł dublet Rodrygo w samej końcówce i decydująca bramka Karima Benzemy już w dogrywce. Trzeba jednocześnie mieć na uwadze, że magiczna remontada nie miałaby miejsca, gdyby nie interwencja Mendy’ego. Przy wyniku 0:1 to on wybił sprzed linii bramkowej piłkę po zagraniu Jacka Grealisha. Późniejszy efekt motyla doprowadził “Królewskich” do zdobycia 14. Pucharu Europy.
Rok temu Manchester zrewanżował się na Realu, wygrywając w dwumeczu 5:1. W przegranym półfinale Carletto już nie mógł skorzystać z usług Ferlanda leczącego wtedy kontuzję. Naturalnie, nikt nie powie, że z nim w składzie “Los Blancos” na pewno znów wyeliminowaliby ekipę Pepa Guardioli. Być może sprawiłby on chociaż minimalnie większe problemy Bernardo Silvie, który szalał między bezradnymi piłkarzami madrytczyków.
Teraz los znów zetknął ze sobą gigantów angielskiej i hiszpańskiej piłki. Przed hitowym meczem głównie zastanawiamy się nad tym, ile goli strzelą Erling Haaland i Jude Bellingham, jak znakomicie zagra Kevin De Bruyne i czy Vinicius znów pokaże piłkarską magię. Przy takiej plejadzie gwiazd w obu klubach postać Ferlanda Mendy’ego pewnie nie jest najbardziej gorącym tematem do dyskusji. A jednak jego wpływ na poczynania Realu może być większy niż można byłoby się tego spodziewać. Ofensywne wariacje to jedno, ale “Królewscy” potrzebują żywego muru w obronie, aby awansować do półfinału. Ancelotti dobrze wie, że ma do dyspozycji najlepszego bocznego obrońcę w grze defensywnej. I nie zawaha się go użyć.

Przeczytaj również