Od lat czekają na tytuł, zaszaleli z transferami. Cztery gwiazdy na pokładzie, rekord pobity
Podczas gdy w ostatnich tygodniach emocjonowaliśmy się ruchami transferowymi gigantów z Europy czy Arabii Saudyjskiej, trochę po cichu ciekawych transakcji dokonało brazylijskie Flamengo. Tego lata klub z Rio de Janeiro ściągnął do siebie kilku graczy z przeszłością w topowych zespołach Starego Kontynentu.
Sezon w lidze brazylijskiej minął już półmetek. Póki co na szczycie tabeli możemy zobaczyć Flamengo, które ma chrapkę na pierwszy tytuł mistrzowski od 2020 roku. Pomóc w powrocie na tron chcą sprowadzeni tego lata piłkarze, spośród których większość w nie tak odległej przeszłości reprezentowała naprawdę bardzo duże marki.
Jorginho
Jako pierwszy, już na początku czerwca, w ekipie czerwono-czarnych zameldował się Jorginho. Włoski pomocnik przez lata stanowił o sile Napoli, z którego w końcu za 57 mln euro odszedł do Chelsea. W koszulce “The Blues” spędził cztery i pół sezonu, a najlepszy czas przeżywał zdecydowanie w 2021 roku, gdy najpierw wygrał Ligę Mistrzów, po czym niedługo później z reprezentacją Italii sięgnął po złoto na mistrzostwach Europy. To wtedy wybrano go piłkarzem roku UEFA. Wtedy też w plebiscycie Złotej Piłki zajął trzecie miejsce, ustępując jedynie Leo Messiemu i Robertowi Lewandowskiemu.
Tego lata Jorginho, po zakończeniu trwającej dwa i pół roku przygody w Arsenalu, postanowił zawitać do kraju, w którym się urodził. Podpisał trzyletni kontrakt z Flamengo i szybko potwierdził, że wciąż jest w stanie grać na wysokim poziomie. Błyszczał na Klubowych Mistrzostwach Świata, a ostatnio jest bardzo ważnym punktem lidera brazylijskiej Serie A. W środku pola ma zresztą z kim współpracować, bo niedawno klub pozyskał mu do pomocy niezłego kozaka.
Saul Niguez
A mowa o Saulu, z którym Jorginho grał już w czasach reprezentowania Chelsea. Na Stamford Bridge pomocnik rodem z Hiszpanii akurat furory nie zrobił, ale za to przez lata zapracował sobie na miano legendy Atletico Madryt. Pod wodzą Diego Simeone rozegrał aż 427 spotkań, sięgając po tytuł mistrza Hiszpanii czy dwa triumfy w Lidze Europy. Miał też okazję wystąpić w wielkim finale Ligi Mistrzów, a dla reprezentacji “La Roja” zagrał 19 razy.
Teraz Saul, który w CV ma też choćby Sevillę czy Rayo Vallecano, rozkręca się w koszulce Flamengo. Po rozstaniu z Atletico dołączył do drużyny z Rio de Janeiro w końcówce lipca. Najpierw dostał jeszcze kilka szans jako zmiennik, ale ostatnio gra już od deski do deski. I zbiera bardzo pochlebne recenzje.
Emerson Royal
Kolejny nabytek, który liznął trochę wielkiego świata piłki. Jako 20-latek Emerson został wykupiony z Atletico Mineiro przez Barcelonę i Betis. Jak to możliwe? Oba kluby zapłaciły za niego po sześć milionów euro, Brazylijczyk ruszył do klubu z Sewilli, ale “Blaugrana” miała prawo odkupu. I postanowiła z niego skorzystać. Prawy defensor zagrał natomiast dla ekipy z Camp Nou tylko trzy razy, po czym Barcelona, chcąc ratować trudną sytuację finansową, uparła się, by sprzedać go do Tottenhamu za 25 mln euro. W ekipie “Spurs” Emerson spędził potem trzy kolejne lata. Przez dwa pierwsze sezony grał bardzo regularnie, w ostatnim już wyraźnie mniej. Uzbierał 101 występów.
Ostatni sezon 26-letni defensor spędził jeszcze w AC Milan, gdzie początkowo był ważnym punktem zespołu, ale potem wypadł z gry przez kontuzję. Latem postanowił natomiast wrócić do ojczyzny. Pod koniec lipca gruchnęła wiadomość, że przenosi się z ekipy “Rossonerich” do Flamengo za 9 mln euro. Póki co w nowych barwach wystąpił pięciokrotnie.
Samuel Lino
Doskonały przykład, że Flamengo jest w stanie sprowadzać dziś nie tylko klasowych weteranów, ale i piłkarzy w kwiecie wieku. Lino, który jako młokos grał już w ekipie czerwono-czarnych, właśnie ze stolicy ruszając do Europy, ma za sobą całkiem niezłe lata spędzone w Hiszpanii. Najpierw wypłynął na szerokie wody w Valencii, rozgrywając dla niej 41 spotkań, a potem przez dwa sezony bardzo regularnie występował w Atletico Madryt. U wspomnianego już Simeone zaliczył aż 93 występy, strzelił 12 goli, dorzucił 16 asyst. Nawet w ostatniej kampanii 2024/25 nie miał większych problemów z wywalczeniem sobie miejsca w składzie. A mimo to jako 25-latek wrócił do Kraju Kawy.
Flamengo postanowiło przy okazji tego transferu rozbić bank. Wydało 22 mln euro, co stanowi historyczny rekord klubu. Nikt nigdy wcześniej, ani później, nie przychodził do ekipy siedmiokrotnych mistrzów Brazylii za większe pieniądze. Lino po powrocie na stare śmieci rozkręcał się dość powoli, ale ostatnio zagrał już koncertowo. W ligowym meczu z Vitorią strzelił trzy gole i zanotował dwie asysty. Skrzydłowy, który w przeszłości grał też dla portugalskiego Gil Vicente, podpisał kontrakt do 30 czerwca 2029 roku.
Jorge Carrascal
Na koniec najmniej znana postać, która tego lata dołączyła do Flamengo. Z kronikarskiego obowiązku trzeba jednak wspomnieć także o Carrascalu. To akurat kolumbijski ofensywny pomocnik, który na Maracanę przeniósł się z rosyjskiego Dynama Moskwa za 12,5 mln euro. Nigdy nie zahaczył o topowe ligi Europy, ale w CV ma jeszcze kilka znanych klubów. Grał choćby dla River Plate, CSKA Moskwa czy Karpat Lwów. W swoim kraju jest naprawdę ceniony, o czym świadczy fakt, że już 19 razy wystąpił w reprezentacji narodowej. Póki co w czerwono-czarnych barwach rozkręca się powoli. Zaliczył trzy występy jako zmiennik.
***
Dziś Flamengo dysponuje więc naprawdę ciekawą kadrą. To nie tylko opisani wyżej bohaterowie letnich transferów, ale też znani z gry dla wielkich klubów Alex Sandro (ex Juventus, FC Porto) czy Danilo (Real Madryt, Manchester City, Juventus).
Pierwsze skrzypce w drużynie gra natomiast nieco mniej znany europejskiemu kibicowi duet. Pedro, który na Starym Kontynencie zaliczył tylko krótki epizod we Fiorentinie, strzelił w tym sezonie ligowym 10 goli i zaliczył cztery asysty. To według portalu Transfermarkt najbardziej wartościowy zawodnik ekipy z Rio de Janeiro, wyceniany na 20 mln euro. Jeszcze lepiej spisuje się Giorgian de Arrascaeta, 31-letni Urugwajczyk, który nigdy nie grał w Europie. Od 2019 roku występuje on we Flamengo, a w bieżącej kampanii przechodzi samego siebie. W 19 spotkaniach tamtejszej Serie A zanotował bilans… 12 goli i 10 asyst (!).
W brazylijskiej skali czerwono-czarni mają zatem prawdziwy dream team. Ma on sprawić, że klub po pięciu latach odzyska tytuł mistrza kraju. Jak na razie jest na dobrym kursie. Po 21 kolejkach lideruje w tabeli i drugie Cruzeiro, mając rozegrany mecz mniej, wyprzedza o trzy punkty. Uważać musi natomiast także na Palmeiras, które przy zaległym spotkaniu traci do Flamengo cztery oczka.