Kiedyś kojarzyli ich z siecią marketów, teraz marzą, by odpędzić złe demony. Anglia znów naprzeciw Wikingom

Kiedyś kojarzyli ich z siecią marketów, teraz marzą, by odpędzić złe demony. Anglia znów naprzeciw Wikingom
Daniel Chesterton / PressFocus
Reprezentacja Anglii latami przywykła do przedwczesnego odpadania z wielkich turniejów. Żadna porażka nie była jednak dla niej równie upokarzająca jak ta, której doznała podczas finałów Euro 2016 z rąk malutkiej Islandii. Dziś wreszcie nadchodzi czas na rewanż.
Jeszcze kilka lat temu wielu kibiców piłki nożnej na Wyspach kojarzyło zapewne nazwę “Iceland” głównie za sprawą specjalizującej się w sprzedaży mrożonego jedzenia, brytyjskiej sieci supermarketów. Bardziej wnikliwi obserwatorzy mogli też pamiętać pochodzącą z tamtej, położonej gdzieś na peryferiach Europy wyspy, chmurę pyłu wulkanicznego, która na chwilę sparaliżowała ruch lotniczy na Starym Kontynencie wiosną 2010 roku. Kibice Chelsea, Tottenhamu czy Charltonu z pewnością znali także pojedynczych, islandzkich piłkarzy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tylko wyjątkowo tęgie głowy mogły wspominać za to rozegrane przed 2016 rokiem mecze międzypaństwowe pomiędzy reprezentacjami Anglii i Islandii. Były dwa takie spotkania. Anglikom zdarzyło się zaprosić Islandczyków na rozegrany w ramach przygotowań do finałów Euro 2004 mini-turniej, w którym wzięła udział również reprezentacja Japonii. Na ówczesnym City of Manchester Stadium podopieczni Svena-Goerana Erikssona okazali się mało gościnni. Piłkarskiego kopciuszka rozbili aż 6:1. Angielską kadrę czeka jednak dziś nie pierwsza wizyta w Reykjaviku. Synowie Albionu byli tam niedługo przed mistrzostwami świata w 1982 roku. Grali głównie rezerwowi. W towarzyskim meczu padł remis 1:1.
Wszystko zmieniło się pod koniec czerwca 2016 roku. Można być raczej spokojnym o to, że od tamtej pory wszystkim ludziom związanym z angielskim futbolem - zawodnikom, trenerom, działaczom, dziennikarzom, kibicom - nazwa “Iceland” przywołuje jednoznaczne wspomnienia.

Beznadzieja

- To był najgorszy występ reprezentacji Anglii, jaki kiedykolwiek widziałem, kiedykolwiek - podkreślał “na gorąco” Alan Shearer po tym, jak reprezentacja Islandii najpierw błyskawicznie odrobiła jednobramkowę stratę, niedługo później wyszła na prowadzenie, a następnie bez większych problemów dowiozła do końca sensacyjną wygraną w spotkaniu 1/8 finału mistrzostw Europy przed czterema laty. - Zostaliśmy zmiażdżeni od początku do końca meczu: walką i pomysłem. Byliśmy kompletnie beznadziejni przez 90 minut.
- Dla mnie wyglądało to tak, jakby Roy Hodgson wymyślał wszystko w trakcie turnieju - dodawał były reprezentacyjny napastnik. - Nie znał optymalnego systemu gry, nie wiedział, którzy zawodnicy są dla niego najważniejsi, był nieudolny taktycznie, a w kadrze znajdowali się piłkarze, których nie powinno tam być.
- Nie sądzę, by Roy zdawał sobie sprawę z tego, co robi - wtórował koledze w studiu “BBC Sport” w przeszłości 21-krotny reprezentant kraju, Jermaine Jenas. - Jego lojalność do zawodników kosztowała go nie tylko posadę, ale skutkowała też prawdziwie okropnym sposobem na odpadnięcie z turnieju.
- Odpadnięcie z Islandią było straszne, szokujące - przyznawał kilka tygodni później członek sztabu szkoleniowego Roya Hodgsona, Gary Neville, w studiu telewizji “Sky Sports”. - Nigdy nie będę w stanie wytłumaczyć ostatnich 60 minut meczu z Islandią. Oglądałem je ponownie jeszcze dwukrotnie i nie potrafię wyjaśnić tego, co wydarzyło się na tamtym boisku. Nie potrafię. Nigdy nie widziałem tych zawodników grających tak jak wtedy.

Siła ognia

Jak pokazuje przykład reprezentacji Anglii, cztery lata mogą oznaczać w piłce nożnej niemal wieczność. Pod wodzą nowego, młodego selekcjonera, Garetha Southagate’a, Wyspiarze awansowali aż do półfinału mistrzostw świata w Rosji, zajęli trzecie miejsce w finałowym turnieju pierwszej edycji rozgrywek Ligi Narodów oraz zwyciężyli w siedmiu spośród ośmiu meczów eliminacyjnych do Euro 2020. Southgate powołał na dzisiejsze spotkanie z Islandią oraz wtorkowe z Danią tylko pięciu zawodników, którzy znaleźli się w 23-osobowej kadrze na finały mistrzostw Europy z 2016 roku.
Jedynie Kyle Walker, Eric Dier, Raheem Sterling oraz Harry Kane zagrali w podstawowym składzie przeciwko Islandii tamtego feralnego wieczoru w Nicei. Marcus Rashford, którego z uczestnictwa w trwającym aktualnie zgrupowaniu wyeliminowała ostatecznie kontuzja, wszedł wtedy z ławki rezerwowych. Jordan Henderson, który zapewne otrzymałby powołanie i tym razem, gdyby nie zmagał się obecnie z urazem, nie pojawił się wówczas na murawie nawet na minutę.
Joe Hart, Gary Cahill, Wayne Rooney czy Daniel Sturridge stanowili trzon angielskiej kadry podczas Euro 2016. James Milner, Adam Lallana, Nathaniel Clyne czy wreszcie Jack Wilshere byli dostępnymi opcjami wśród rezerwowych. To ten ostatni - cały poprzedzający sezon zmagający się z kontuzjami, a mimo to zabrany i wystawiany w trakcie turnieju, również w meczu 1/8 finału, przez Hodgsona - stał się zresztą jednym z kozłów ofiarnych niezapomnianej klęski Anglików na Lazurowym Wybrzeżu.
Dziś drużyna prowadzona przez Southgate’a kipi nie tylko młodością, ale też jakością. Kane, Sterling, Rashford, Jadon Sancho, Mason Mount, Tammy Abraham, wracający do kadry Danny Ings, oczekujący na swoje debiuty Mason Greenwood, Phil Foden i dowołany w miejsce Rashford Jack Grealish - od potencjału w przednich formacjach prawdopodobnie najbardziej niespełnionej nacji w historii futbolu naprawdę może się zakręcić w głowie. A przecież należy dodać do niego także najbardziej ofensywnie usposobionego bocznego obrońcę w europejskiej piłce nożnej, Trenta Alexandra-Arnolda.

Odpędzić demony

Czy może zatem dziwić, że Anglicy ostrzą sobie zęby na przyszłoroczne Euro? Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że przełożenie imprezy o rok było drużynie Southgate’a na rękę. Kane i Rashford leczyli przecież wiosną kontuzje. Tymczasem Foden, Greenwood czy nawet Sancho będą na koniec rozpoczynającego się sezonu o rok bardziej doświadczeni. Zarówno na szczeblu klubowym, jak i zapewne również reprezentacyjnym.
“Synowie Albionu’ nie mogli chyba też wyobrazić sobie lepszego rywala na początek zmagań w nowej edycji rozgrywek Ligi Narodów. Islandczycy, którzy nadal mają szansę zakwalifikować się do swojego trzeciego z rzędu wielkiego turnieju za pośrednictwem fazy play-off eliminacji do Euro 2020, przystępują do dzisiejszego meczu bez pięciu podstawowych zawodników. Znani z boisk Premier League Gylfi Sigurdsson (obecnie zawodnik Evertonu), Johann Berg Gudmundsson (Burnley) oraz Aron Gunnarsson (katarskie Al-Arabi), a także Alfred Finnbogason (Augsburg) i strzelec wyrównującej bramki w pamiętnej bitwie sprzed czterech lat, Ragnar Sigurdsson (Kopenhaga), zamiast udać się na zgrupowanie kadry, pozostali w swoich klubach, gdzie kontynuują przygotowania do nowego sezonu.
Anglia stoi dziś przed szansą upieczenia kilku pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze, udanie rozpocząć grę w nowej edycji Ligi Narodów. Po drugie, wznowić budowę silnego zespołu “pod” finały Euro 2020. Po trzecie, wreszcie odpędzić od siebie demony sprzed ponad czterech lat. Po to, żeby nazwa “Iceland” znowu zaczęła się kojarzyć kibicom na Wyspach głównie z siecią sklepów.

Przeczytaj również