Klątwa słynnego numeru. Tam wielkie nazwiska zderzały się ze ścianą
Dziewiątka to w Chelsea numer niemal przeklęty. Nie dały rady jej udźwignąć naprawdę wielkie gwiazdy. Teraz spróbuje to zrobić chłopak na dorobku, ściągnięty ze spadkowicza.
Nowy piłkarz Chelsea, Liam Delap, wziął koszulkę z numerem dziewięć. Skoro jest napastnikiem, to nic dziwnego - wszak właśnie stereotypowo przypisuje się go zawodnikom na tej pozycji. Fanom “The Blues” raczej nie kojarzy się on dobrze. Dziewiątka na plecach w tym klubie w ostatnich dekadach to niemal klątwa. Jej ciężaru nie udźwignęły nawet naprawdę potężne nazwiska. W ciągu ostatnich niespełna 20 lat nosili ją Fernando Torres, Romelu Lukaku, Gonzalo Higuain, Pierre-Emerick Aubameyang czy Radamel Falcao, a najlepiej ze wszystkich jej właścicieli wypadł… Tammy Abraham. Miał solidne liczby, ale i tak nie powalił kibiców na kolana. Wcześniej nieźle wypadł jeszcze Hernan Crespo, choć i on chyba nie do końca spełnił wielkie oczekiwania. A ostatnia dziewiątka Chelsea grająca na miarę miana prawdziwej gwiazdy? To już początek XXI wieku i Jimmy Floyd Hasselbaink.
Wspominamy najgłośniejsze nazwiska, które ugięły się pod ciężarem tego ikonicznego numeru na Stamford Bridge.
Fernando Torres (2011-14)
Po Crespo trzeba było czekać niemal pięć lat na kolejne wielkie nazwisko, które założyło trykot z numerem dziewięć. Po Argentyńczyku dzierżyli go kolejno rezerwowi Khalid Boulahrouz (środkowy obrońca), Steve Sidwell (środkowy pomocnik) oraz Franco di Santo (tym razem klasycznie - napastnik). W styczniu 2011 roku sytuacja się jednak zmieniła. “The Blues” zainwestowali w piłkarza godnego mocnego numeru. Ściągnęli z Liverpoolu Fernando Torresa, pobijając rekord transferowy Premier League. Zapłacili 50 milionów funtów.
Pobyt Hiszpana w Londynie okazał się klapą. Oczekiwania stały na gigantycznym poziomie, zderzenie z ziemią było bardzo bolesne. Na pierwszego gola czekał do dziesiątego występu, więcej do końca sezonu nie strzelił. Drugi rok rozpoczął od legendarnego pudła na “pustaka” na Old Trafford, ciągnącego się za nim latami.
https://www.youtube.com/shorts/8cSTmC5VmpI
Przez trzy i pół roku spędzone w Chelsea Torres strzelił zaledwie 20 goli w 110 ligowych spotkaniach. Nie imało się to nawet do jego dorobku w Liverpoolu - 65 trafień w 102 meczach. Bilans trochę poprawiały rozgrywki pucharowe. W nich Hiszpan strzelał częściej, dlatego jego ogólny dorobek w niebieskich barwach nie wygląda aż tak źle: 172 mecze, 42 bramki. Niemniej, do dziś uważany jest za jeden z największych flopów w historii Premier League.
Rademal Falcao (2015-16)
Kolejnym piłkarzem, który spróbował szczęścia z dziewiątką na plecach niebieskiej koszulki, był Radamel Falcao. Po rozczarowującym wypożyczeniu z AS Monaco do Manchesteru United Kolumbijczyk postanowił dalej powalczyć na angielskich boiskach, tym razem wędrując na wypożyczenie pod skrzydła Jose Mourinho.
Jego krótka przygoda w stolicy Anglii skończyła się z 12 meczami i jednym trafieniem - co więcej, w przegranym meczu z Crystal Palace. Już w listopadzie napastnik doznał kontuzji pachwiny, a ta właściwie zakończyła mu sezon. Tematu pozostania na Wyspach na dłużej nawet nikt nie podejmował. Po sezonie 2015/16 nie było wątpliwości, że Falcao przegrał w starciu z Premier League.
Alvaro Morata (2017-19)
Kolejny właściciel koszulki z dziewiątką kosztował 70 milionów funtów. Alvaro Morata, bo o nim mowa, spędził w Chelsea zaledwie półtora roku, choć początkowo niewiele zapowiadało, że skończy się to rozczarowaniem. W pierwszych miesiącach w ekipie Antonio Conte notował naprawdę niezłe liczby. Jeszcze przed końcem roku kalendarzowego 2017 dobił do dziesięciu goli w lidze, dorzucając do nich cztery asysty. Świetnie układała się współpraca z Cesarem Azpilicuetą, który asystował mu przy ponad połowie trafień.
W drugiej połowie rozgrywek Morata się jednak zaciął. W lidze zdobył tylko jedną bramkę (łącznie na wszystkich frontach trzy) i skończył debiutancki sezon z 15 trafieniami - wynikiem mizernym, biorąc pod uwagę imponujący start. Imponowała za to galeria zmarnowanych przez niego dobrych szans strzeleckich. W rezultacie stracił miejsce w składzie na rzecz Oliviera Giroud i nie pojechał na mistrzostwa świata w Rosji, na co bardzo mocno liczył.

Po tym, jak Conte został zastąpiony przez Maurizio Sarriego, Hiszpanowi bliżej było do formy z drugiej części poprzednich rozgrywek. W lidze przez blisko pół roku strzelił tylko pięć goli, a w styczniu 2019 r. powędrował na wypożyczenie do Atletico Madryt. Ostatecznie, po wykupieniu go przez “Los Colchoneros, udało się odzyskać około 50 milionów funtów, więc finansowo ten mariaż nie wypadł tragicznie. Niemniej, Morata przyniósł kibicom dużo frustracji, sam również nie czuł się dobrze na Stamford Bridge. Chciał odejść już pół roku wcześniej.
- Nie byłem szczęśliwy. Zacząłem dobrze, ale potem to była tragedia. Wychodziłem na boisko i nie wiedziałem, gdzie jestem. Myślałem o powrocie do Hiszpanii lub Włoch - wspominał, cytowany przez Mirror.
Gonzalo Higuain (2019)
Można powiedzieć, że Chelsea w styczniu 2019 roku “The Blues” trafili z deszczu pod rynnę. W miejsce odchodzącego do Atletico Moraty wypożyczyli z Juventusu Gonzalo Higuaina - świeżo po jego rozczarowującym pobycie w Milanie. Dawny podopieczny Sarriego z Napoli nie okazał się strzelbą, której brakowało. Przez pół roku strzelił zaledwie pięć goli, a na murawie dobrze widoczne było, że nie do końca odnajduje się w Anglii.
Romelu Lukaku (2021-22)
Koszulkę z dziewiątką po Higuainie przejął wychowanek klubu Tammy Abraham i trochę uratował jej reputację, ale po nim nadeszła pora na chyba największy niewypał w całym zestawieniu. Latem 2021 roku Anglik odszedł do Romy, a jego miejsce zajął najdroższy wówczas nabytek w historii klubu - powracający Romelu Lukaku. Dekadę wcześniej trafił tam jako nastoletni talent, ale się nie przebił. Tym razem przychodził za niemal 100 milionów funtów z nagrodą najlepszego piłkarza Serie A.
Za tę cenę zagwarantował 15 bramek w 44 meczach. Jeśli jednak przeanalizujemy jego liczby bardziej dogłębnie, to ich obraz zrobi się jeszcze słabszy. Dwa gole zdobył na Klubowych Mistrzostwach Świata. Trzy w starciach z rywalami z niższych lig w Pucharze Anglii. W lidze trafiał w zaledwie sześciu z 26 spotkań, w których zagrał. W drugiej części rozgrywek przez długi okres odgrywał rolę rezerwowego, a jeszcze wcześniej, bo w grudniu, kręcił nosem w wywiadzie dla Sky Sports Italia, zdradzając, że nie jest zadowolony z systemu taktycznego Thomasa Tuchela i sugerując, że wcale nie chciał opuszczać Mediolanu. Na boisku i poza nim wyglądało to po prostu tragicznie.
Po zaledwie roku zrobiło się jasne, że nie ma co dłużej go trzymać. Druga przygoda Lukaku w Chelsea skończyła się porażką. Co gorsza, nie było jak go sprzedać. Najpierw musiał odejść na wypożyczenia do Interu i Romy, a dopiero ubiegłego lata 30 milionów euro wyłożyło na niego Napoli.
Pierre-Emerick Aubamayeng (2022-23)
Lukaku jeszcze nie został sprzedany, a dziewiątkę już odziedziczyło kolejne mocne nazwisko. Latem 2022 roku Thomas Tuchel postanowił uzupełnić braki w ataku, ściągając z Barcelony dobrego znajomego z Borussii Dortmund - Pierre’a-Emericka Aubameyanga. Doświadczony snajper zadebiutował w meczu, który… okazał się ostatnim dla Tuchela. Niemiec wyleciał po przegranej z Dinamem Zagrzeb, a jego miejsce zajął Graham Potter.
Gabończyk początkowo utrzymał jednak miejsce w składzie. Na początku października strzelił nawet trzy gole w trzech kolejnych meczach, aby… zablokować się i nie znaleźć drogi do siatki już ani razu w 16 występach do samego końca rozgrywek. Już kolejnego lata pozwolono mu odejść za darmo do Olympique’u Marsylia.
Delap będzie inny?
Teraz, po dwóch latach przerwy, w Chelsea pojawiła się kolejna nowa dziewiątka - Liam Delap. Zdecydowanie bliżej mu do Tammy’ego Abrahama z momentu, gdy przejmował ten numer, niż do wielkich gwiazd, które zawiodły. Jeśli zaliczy w debiutanckim sezonie podobny bilans do 15 goli wychowanka “The Blues”, to nie będzie powodów do narzekań.
22-letni Delap to wciąż piłkarz na dorobku, budujący swoją markę. Biorąc pod uwagę problemy ze skutecznością i nieodpowiedzialne zachowania Nicolasa Jacksona, który np. złapał kompletnie niepotrzebne czerwone kartki w ważnym ligowym starciu z Newcastle United i ostatnim spotkaniu KMŚ z Palmeiras, ma idealną sytuację, żeby zadomowić się w podstawowej jedenastce. Potem musi jednak obronić się trafieniami. Można mieć wątpliwości, czy to gracz gotowy, aby zostać główną strzelbą klubu o statusie Chelsea, ale patrząc na to, co mówi nam przeszłość - wielkie nazwiska wielokrotnie poległy. Może zatem właśnie trzeba zbudować młodego napastnika.
Najdziwniejsza dziewiątka
A co do wspomnianego wcześniej Khalida Boulahrouza - historia tego, jak ściągnięty latem 2006 roku stoper skończył z numerem dziewięć na plecach, jest kuriozalna. Holender opowiedział ją w rozmowie z FOX Sports:
- Gdy przyszedłem do klubu, sezon już się zaczął, podpisałem kontrakt dwa dni przed meczem z Middlesbrough, dzień przed nim mnie zarejestrowano. Musiałem wybrać numer i kitman zaczął wyliczanie od dziewiątki. Potem przeszedł do 45, 47… Pomyślałem sobie, że nie będę z grał z takim numerem i stwierdziłem: “Dobra, dawaj dziewięć”.
- W dniu meczu Jose Mourinho spytał mnie, czemu dokonałem takiego wyboru. Powiedziałem mu, że nie chcę numeru powyżej czterdziestki i chyba to rozumie. On odpowiedział: “Ale przecież dwójka jest wolna”. Pomyślałem sobie: “O Boże, co ja zrobiłem? Kitman musiał mnie wkręcić”.
Boulahrouz zagrał dla Chelsea zaledwie kilkanaście razy i nie nacieszył się dziewiątką zbyt długo. Po roku wypożyczono go do Sevilli, a kolejne 12 miesięcy później został sprzedany do Stuttgartu. I jeśli czymś się zapisał w pamięci kibiców, to raczej swoim numerem. Choć i w jego przypadku prawidłowość się potwierdziła - skończyło się rozczarowaniem.