Kompleks Neymara zmienił Real Madryt. "Galacticos" przestaje istnieć, teraz słychać rytmy "Joga Bonito"

Kiedyś Roberto Carlos, Robinho i Kaka. Dziś? Marcelo, Casemiro i piękni dwudziestoletni: Vinicius, Rodrygo, Reinier. Brazylijski klimat pasuje do Realu jak rękawiczka. A jednak. Być może Real na pewien czas odwróciłby się plecami do Ameryki Południowej, gdyby nie jeden fakt, który zaważył na współczesnej historii madryckiego klubu.
Data być może niewiele powie większości kibiców Realu Madryt, ale 3 czerwca 2013 roku trzeba zakreślić czerwonym zakreślaczem i wpisać do kroniki klubowej, bo jedno wydarzenie na długo odmieniła aktywność „Królewskich” na rynku transferowym. Tego dnia na Camp Nou, w obozie nieprzyjaciela, zaprezentował się uśmiechnięty Neymar. Tym samym Barcelona wygrała ze swoimi wielkimi rywalami w emocjonującej i zaciekłej bitwie o względy cudownego nastolatka z brazylijskiego Santosu.
Chytry dwa razy traci
Potężny cios w szczękę madryckiego klubu. Tym większy, że mieli go na wyciągnięcie ręki już wcześniej. W wieku 14 lat utalentowany junior trenował w młodzieżowych drużynach Realu, gdy w dorosłej ekipie niekwestionowanymi gwiazdami byli m.in. Ronaldo, Zidane, Beckham czy Robert Carlos, słowem „Galacticos”, co się zowie. Co zatem się stało, że „młody” wrócił do Brazylii?
Poszło o pieniądze. Wielkie? Skądże. Wieść gminna głosi, że wielki Real pożałował „grosza” i to dosłownie. Agent i ojciec Neymara zażądali za chłopaka zaledwie… 60 tys. euro, a trzeba dodatkowo podkreślić, że siedem lat temu nie istniał przepis o „kupczeniu” nastoletnimi piłkarzami. Cena jednak przerosła możliwości magnatów z Madrytu.
Za sterami klubu siedział wtedy nowy prezes Fernando Martin, który w przeciwieństwie do swojego poprzednika Florentino Pereza, oglądał pieniądz z każdej strony i nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, żeby zapłacić za 14-latka takiej kwoty. Jedenaście lat później dojrzały już napastnik, jedna z najjaśniejszych gwiazd futbolu, przeszedł do PSG za rekordowe 222 miliony euro. 60 tysięcy stało się symbolem beznadziei tamtego Realu.
Piękne chwile Neymara w Barcelonie, zdobyte trofea i hype w mediach doprowadziły do niewyobrażalnego wręcz kompleksu, który wyrósł w psychice Pereza, prezesa przepełnionego dumą i ambicją, człowieka-instytucji na Santiago Bernabeu.
Za punkt honoru postawił sobie cel, by do drugiego takiego 3 czerwca 2013 roku już więcej nie doszło. Od tamtego fatalnego popołudnia Perez poruszył niebo i ziemię zapewniając, by najlepsze młode brazylijskie talenty przenosiły się do stolicy Hiszpanii, a nie Katalonii.
Człowiek z mediów
Zmieniono wektory w polityce transferowej klubu, przestawiono wajchę, a prezes potrzebował kogoś, kto stanie się twarzą jego nowej wizji. Padło na Juniego Calafata, byłego hiszpańskiego dziennikarza sportowego, prowadzącego popularny program „Fiebre Maldini”, a także komentującego późno-wieczorne spotkania brazylijskiej ekstraklasy.
Perez będąc pod wrażeniem olbrzymiej wiedzy Calafata, zaprosił go do Realu w 2014 roku i zaoferował mu pracę na stanowisku szefa ds. rekrutacji na kontynencie południowoamerykańskim, a następnie szybko awansował w szeregach klubu. Obecnie kieruje całym działem międzynarodowym pionu sportowego i stał się jednym z najsilniej umocowanych ludzi Florentino.
Jego imię może nie przyciągać uwagi nawet wśród najzagorzalszych „madridistas”, ale to właśnie Calafat był mózgiem wielu transferów Realu w ostatnich latach. Chociaż prawdopodobnie jego największy sukces to sprowadzenie Casemiro, w dużej mierze właśnie jemu przypisuje się budowanie wielkiego brazylijskiego kontyngentu „Królewskich”.
Umiejętność nawiązywania relacji z klubami i rodzinami graczy, a także z samymi piłkarzami sprawiły, że „Los Blancos” pokonywali największe i najbogatsze firmy na świecie, aby wcześniej podpisać umowy z Viniciusem i Rodrygo, a także ostatnio z Reinierem. Cel za każdym razem jest ten sam – znaleźć zawodnika robiącego różnicę i zakontraktowanie go zanim jego wartość sięgnie 200 milionów euro lub nawet więcej.
Jak budować siatkę w Brazylii?
Nie zawsze trafiał w sam środek tarczy, to jasne. Zdarzały mu się też wpadki, kompletnie mylne posunięcia, jak np. transfery Williana Jose (teraz w Realu Sociedad, przymierzany do Tottenhamu), Pablo Felipe (Sao Paulo), Lucasa Silvy (Gremio) czy Abnera Felipe (Atletico Paranaense), z których żaden nie miał znaczącego wpływu na rezultaty pierwszej drużyny.
Calafat utrzymuje dyskrecję, unika uwagi opinii publicznej i zwykle pracuje cicho za kulisami. W ten sposób udaje mu się załatwić podpisy klubów i zawodników, a jednocześnie wymykać się spod wścibskiego wzroku mediów.
- Juni odegrał kluczową rolę w przekonaniu Rodrygo, by poleciał do Madrytu. Nie znałem go, ale podczas pobytu w Betisie, wziął mnie na bok i zadawał pytania w temacie kilkunastu zawodników – wspomina spotkanie agent Neto Genovez.
Wśród dyrektorów sportowych klubów piłkarskich panuje zgoda, że wyrwanie brazylijskich cudów jest obecnie znacznie trudniejsze niż kiedyś. I nie ma tu winy Neymara. Próbuje to wyjaśnić Monchi, odpowiedzialny za transfery w Sevilli:
- Gdy kupowaliśmy Daniego Alvesa, nasi poszukiwacze talentów w Brazylii spotykali może pięciu lub sześciu podobnych im ludzi. Teraz jest ich około 500 – opowiada. I dodaje: - To bardzo skomplikowane, bo kluby po zaledwie kilku meczach żądają za swoje młode gwiazdy niewyobrażalnych pieniędzy. To, niestety, efekt Viniciusa, Rodrygo i innych.
Europejskie Rio de Janeiro
Tymczasem „brazylijska rodzina” Realu rośnie w oczach. Ostatni nabytek, Reinier, po turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich trafi do Castilli, z myślą, że w perspektywie długoterminowej zostanie członkiem pierwszego zespołu.
Dokładnie tak samo, jak to miało miejsce w przeszłości z Vinim i Rodrygo. Wraz z nim Zidane będzie miał do dyspozycji aż sześciu piłkarzy z Kraju Kawy. Z tej szóstki tylko dwóch przekracza 22 lata (Marcelo i Casemiro mają odpowiednio 31 i 27 lat).
Zresztą ci dwaj ostatni odgrywają szczególne role w procesie adaptacji swoich rodaków. Marcelo jest drugim kapitanem drużyny, zdobył z ekipą 21 tytułów i powoli akceptuje nową pozycję w drużynie i oddaje pole młodszemu, bardziej roztropnemu w defensywie Ferlandowi Mendy’emu.
Casemiro z kolei daleko do bycia weteranem Realu, ale dzięki wydajności, zaangażowaniu, utrzymywaniu nerwów na wodzy i strzelaniu niezwykle istotnych goli, stał się najmocniejszym filarem ekipy. To na nich młodzi Brazylijczycy patrzą jak w obrazek.
Gdy obaj będą usuwać się w cień, Real ma gotowych sukcesorów. Widać wyraźnie, w jakim to idzie kierunku. Mówi się o końcu „galaktycznej” ery Madrytu, a stumilionowy transfer Hazarda może być ostatnim z tego gatunku.
Odpuszczenie Neymara, rezygnacja z Pogby i nieznane stanowisko w sprawie Mbappe, to wszystko wskazuje, że „Królewscy” nie zamierzają ścigać się z klubami z bliskowschodnim kapitałem. Tu, na sprawdzonych fundamentach rośnie dawno niewidziany, radosny styl „Joga Bonito”. To nowy plan Pereza. Udany?
Tobiasz Kubocz