Blamaż znanego klubu. Zero punktów, ostatnie miejsce i wielki skandal

Blamaż znanego klubu. Zero punktów, ostatnie miejsce i wielki skandal
PSNEWZ/SIPA / pressfocus
Adam - Kowalczyk
Adam KowalczykDzisiaj · 17:00
Kompromitujące serie porażek, problemy kadrowe, kontuzje, kibole bijący piłkarzy za słabe wyniki - to wszystko, co dzieje się obecnie w OGC Nice. Klub, który przez ostatnie lata wielokrotnie karmił swoich fanów nadziejami na lepsze jutro, w tym sezonie radzi sobie wyjątkowo słabo.
Kibice OGC Nice regularnie oglądający swoją ukochaną drużynę w tym sezonie nie mają zbyt wielu powodów do dumy. Ta została zresztą nieco zszargana zeszłoroczną przygodą w Lidze Europy - w fazie ligowej klub zajął 35. miejsce, gromadząc zaledwie trzy punkty i wyprzedzając w klasyfikacji jedynie słabiutki Karabach. Co więcej, obok Łudogorca Razgrad był jedyną drużyną, której przez wszystkie osiem meczów nie udało się odnotować żadnego zwycięstwa.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ekipie z Nicei dawno nie zdarzyła się tak fatalna kampania w europejskich pucharach, ale kto by pomyślał, że powtórka przyjdzie rok później. Na obecnym etapie sezonu “Les Aiglons” radzą sobie przerażająco słabo - w międzynarodowych rozgrywkach przegrali wszystkie osiem meczów, począwszy od starcia z Benfiką (0:2) na start play-offów o Ligę Mistrzów, kończąc na szóstej kolejce fazy ligowej Ligi Europy i mdłym występie przeciwko Bradze (0:1). W tabeli mają okrągłe zero punktów i okrągłe zero szans na awans do kolejnej rundy. Skala kompromitacji zwiększa się, gdy spojrzymy na pucharową formę klubu w dłuższym okresie czasu - na 18 ostatnich meczów Nicei w Europie aż 14 to porażki. Reszta skończyła się remisem. Aż trudno w to uwierzyć.
Nie pomaga także sytuacja na ligowym froncie. Tam podopiecznym Francka Haise’a również idzie tragicznie. 13. miejsce i raptem pięć “oczek” przewagi nad strefą spadkową to bardzo rozczarowujący wyniki. I nawet jeśli to dopiero półmetek sezonu, to niewiele wskazuje na to, że w przyszłości może się to wyraźnie zmienić na lepsze.

Bolesny finisz wielkich planów

Z perspektywy ostatnich lat zdecydowanie największym paradoksem OGC Nice jest to, jak chaotycznie funkcjonuje pod ręką właścicielską Jima Ratcliffe’a. Mimo że po przejęciu przez INEOS możliwości finansowe klubu zrobiły się ogromne, a w jego strukturach pracowało i nadal pracuje wielu fachowców, to zupełnie nic nie zgadza się, jeśli chodzi o stabilizację i ciągłość.
Zaczęło się od ambitnie wyglądającego projektu Christophe’a Galtiera, czyli szkoleniowca, na którego była moda we Francji po tym, jak ten w 2021 roku dał Lille mistrzostwo kraju. Duże transfery, jeden bardzo dobry sezon i Galtiera nie ma - niespodziewana oferta z PSG zatopiła marzenia o spełnianiu długoterminowej wizji. Zaczęto więc kombinować dalej i podebrano fachowca innemu rewelacyjnemu klubowi, Lens. Florent Ghisolfi dość szybko wyrobił sobie renomę topowego dyrektora sportowego w kraju, co na Lazurowym Wybrzeżu udawało mu się potwierdzać kolejnymi transferami. Miał nosa do nieoczywistych postaci, takich jak Youssouf Ndayishimiye czy Badredine Bouanani. To zresztą on w 2023 roku zatrudnił na ławkę trenerską nieznanego szerszej publice Francesco Farioliego, wiedząc, że wyśniony przez kibiców Roberto de Zerbi nie jest na tę chwilę w zasięgu klubu.
To połączenie działało świetnie. Po raz kolejny udało się skończyć sezon na piątym miejscu w tabeli i wdrożyć w życie obiecująco wyglądający projekt. Ale znów - jeden rok, a i Ghisolfiego, i Farioliego wzięły ze sobą inne kluby (Roma i Sunderland). Ponownie należało więc łatać dziury. Ostatecznie zalepiono je jednymi z najgorętszych nazwisk na francuskim rynku. Padło na mocny na papierze duet - Florian Maurice i Franck Haise. Ten pierwszy przez poprzednie cztery lata sprawował pieczę nad transferami Stade Rennais, drugi zaś był jednym z głównych architektów odrodzenia Lens, nie tylko jako trener.

Klub-sinusoida

Ostatnie pół dekady w wykonaniu OGC Nice wyglądało więc z reguły tak, że klub przeplatał lepsze sezony słabszymi. 2020/21 - dziewiąte miejsce w Ligue 1. 2021/22 - przybycie Galtiera, piąte miejsce i finał Pucharu Francji (przegrany, lecz wciąż finał). 2022/23 - Galtier odchodzi, znów dziewiąte miejsce. 2023/24 - ponownie miejsce piąte, już z Fariolim na ławce.
W sezonie 2024/25, pod wodzą Haise’a, klub rzutem na taśmę zakończył swoją przygodę w Ligue 1 na czwartej pozycji, lecz potrzebował do tego ostrej mobilizacji na koniec rozgrywek. W pięciu ostatnich kolejkach wygrał wszystkie swoje mecze, z czego ostatni, z Brestem, aż 6:0. Szkoleniowiec otrzymywał wiele pochwał za to, jaką zbudował drużynę. I słusznie. Z rezerwowego Evanna Guessanda udało mu się zrobić klasowego napastnika, który dziś strzela gole w Premier League. Jonathan Clauss brylował w jego drużynie niemal tak samo, jak za złotych czasów w Lens, a Hicham Boudaoui odblokował pod jego wodzą swój potencjał, stając się jednym z najbardziej kluczowych zawodników.
Wszystko szło w dobrą stronę, trener i dyrektor sportowy zostali w klubie na następny sezon - co więc zawiodło? Cóż, na obecny kryzys OGC Nice składa się kilka czynników. Najważniejszym z nich bez wątpienia jest fakt, że Ratcliffe powoli zabiera swoje “zabawki”. I to nie byle gdzie, bo do Manchesteru United, w którym INEOS od dwóch lat ma prawie 30 procent akcji.

Właściciel z wozu, pieniędzy mniej

Samego właściciela “Les Aiglons” bardzo ciągnie do Anglii - to właśnie United poświęca więcej uwagi i funduszy, wobec czego jego działalność w Nicei zeszła na dalszy plan. Wystarczy spojrzeć na letnie okienko transferowe i kontrast wydatków, o którym mówił nawet sam Florian Maurice.
- Z ekonomicznego punktu widzenia jesteśmy zmuszeni do sprzedaży, mimo że w tym roku dokonaliśmy kilku ciekawych inwestycji. Kiedy patrzy się na to, co dzieje się z francuskimi klubami podczas kryzysu z prawami telewizyjnymi, trudno uwierzyć, że niektóre z nich mogą wydawać tak ogromne kwoty. Istnieje finansowe fair-play i wiele innych kwestii, które należy wziąć pod uwagę. Jesteśmy ostrożni - mówił jeszcze we wrześniu.
Od momentu wejścia INEOS w skład akcjonariuszy Manchesteru United, OGC Nice wydała łącznie niecałe 64 miliony euro na transfery nowych zawodników. Dla porównania, w samym sezonie 2022/23 kwota ta wynosiła prawie 20 milionów euro więcej. Cięcia kosztów są więc ogromne, co odbiło się na poziomie kadry - po sprzedaży Guessanda i Laborde’a, a więc dwóch kluczowych napastników, oraz Jean-Claire’a Todibo, który wraz z Dante przez lata tworzył wyjątkowo zgrany duet stoperów, sytuacja zaczęła się komplikować.
Tak naprawdę pierwsze sygnały ostrzegawcze pojawiały się już w sierpniu. Nicea grała wtedy dwumecz z Benfiką o awans do fazy ligowej Ligi Mistrzów, który ostatecznie przegrała. Powiedzieć, że zespół wyglądał nijako, to jak nic nie powiedzieć - rysy po letnim okienku transferowym było widać w nim aż za bardzo. A przecież na tym się nie skończyło - ostatniego dnia sierpnia Maurice dopiął szczegóły odejścia najzdolniejszego młodego piłkarza w klubie, czyli wspomnianego już Badro Bouananiego. Jedynym dobrym dla “Les Aiglons” skutkiem transferu Algierczyka do Stuttgartu było dodatkowe, niespodziewane 20 milionów euro w klubowej kasie.

Kontuzje

Z klubu odszedł też Marcin Bułka, ale dość szybko został zastąpiony. Jego miejsce w bramce zajął Yehvann Diouf. I nie da się ukryć, że jest to zastępstwo naprawdę dobre - ostatnie lata w Stade de Reims były dla Senegalczyka bardzo rozwojowe zarówno pod kątem skuteczności interwencji, jak i gry nogami. Grając w kompletnie rozbitym zespole, wciąż pozostaje jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji w lidze. Ale niestety, nie o wielu piłkarzach OGC Nice można tak powiedzieć.
Ból głowy Haise’a z ustalaniem składu jest o tyle większy, że na obecną chwilę musi mierzyć się z potężną plagą kontuzji. Plagą, która nawiedza jedną z najbardziej kluczowych formacji w jego układance - środek defensywy. Nie da się ukryć, że gdy jako trener masz w zwyczaju grać formacją z trójką stoperów, to nie może zdarzyć się nic gorszego niż wylew problemów zdrowotnych. Mohamed Abdelmonem, Youssouf Ndayishimiye, Moise Bombito - cała trójka podstawowych defensorów “Les Aiglons” mierzy się z bardzo poważnymi kontuzjami i nie wiadomo, kiedy znów będzie można liczyć na ich usługi. Wcześniej z urazem zmagał się jeszcze 42-letni Dante, który mimo miana klubowej legendy nie jest w stanie zamaskować poszerzających się z wiekiem ograniczeń fizycznych.
Od ponad dwóch miesięcy linia obrony Nicei jest szyta grubymi nićmi, ale ostatnio szwy te puszczają regularnie podczas meczów. W derbach Lazurowego Wybrzeża z Marsylią trzyosobową linię obrony tworzyli 21-letni Antoine Mendy, 21-letni Kojo Peprah i 19-letni Juma Bah. Skończyło się absolutną katastrofą - OM władowało ekipie Haise’a pięć bramek, tracąc zaledwie jedną. Tydzień później była kolejna klęska, tym razem na wyjeździe z Porto w Lidze Europy - 0:3 po trzech celnych strzałach gospodarzy.

Kibolska “sprawiedliwość”

Kibice byli na skraju wytrzymałości, bo w tamtym momencie była to piąta porażka klubu z rzędu. Miarka przebrała się po szóstej, gdy ostatniego dnia listopada Nicea uległa Lorient 1:3. Kiedy drużyna wróciła z wyjazdu, wydarzyła się sytuacja wręcz wstrząsająca - dwóch graczy OGC, Jeremie Boga i Terem Moffi, zostało pobitych przez członków zorganizowanej grupy ultras.
- Podczas incydentów sprowokowanych przez około 400 kibiców Nice, z których część była pod wpływem alkoholu, Moffi i Boga byli opluwani, bici i kopani w tułów i krocze. Stali się również obiektem obelg, z których niektóre miały charakter rasistowski - informowało RMC Sport.
Afera zszokowała Francję i zdecydowanie nie pomogła w poprawie atmosfery w zespole. Zresztą, sam Haise rozważał dymisję, lecz ostatecznie zdecydował się dźwignąć presję i pozostać w klubie. Zarówno Boga, jak i Moffi zostali wysłani na zwolnienie lekarskie, na którym przebywają do teraz. Tydzień po fatalnych wydarzeniach Nicea grała u siebie mecz z Angers, na który wyszła w specjalnych koszulkach - każdy z zawodników miał bowiem na plecach nazwiska Moffi i Boga, aby okazać swoim kolegom wsparcie.
Bałagan panujący w OGC Nice na półmetku sezonu jest składową kilku różnych problemów, które nawarstwiły się na przestrzeni miesięcy. Na chwilę obecną “Les Aiglons” są w dołku, z którego bardzo trudno będzie się wydostać - ich porażka z Lens (0:2) w zeszły weekend była już dziewiątym z rzędu meczem bez zdobytych punktów. Jeżeli tej zimy nie dojdzie to żadnych poważnych zmian, na tym kłopoty mogą się nie skończyć.
Adam - Kowalczyk
Adam KowalczykDzisiaj · 17:00
Źródło: własne

Przeczytaj również