Legia Warszawa się skompromitowała, w kolejce czekają następni. Komu eurowpi**dol, komu awans w Lidze Europy?

Legia się skompromitowała, w kolejce czekają następni. Komu "eurowpi**dol", komu awans w Lidze Europy?
Paweł Jaskółka / PressFocus
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że w tym sezonie naszym klubom łatwiej odpaść z europejskich pucharów, bo grają tylko jeden mecz, bez rewanżu. A poważniej - awans przynajmniej jednego zespołu do kolejnej fazy rozgrywek Ligi Europy to absolutny obowiązek. Dwóch - dowód na to, że jeszcze Polska (piłka) nie zginęła. Przynajmniej aktualnie. Trzech - mimo wszystko sympatyczna niespodzianka.
Los nie był przesadnie łaskawy dla trójki drużyn mających bronić honoru rodzimego futbolu w Europie. O szczęśliwym losowaniu może mówić właściwie tylko Lech Poznań, który zmierzy się u siebie z łotewską Valmierą. Piastowi Gliwice przypadł trudny z wielu względów wyjazd do Mińska na spotkanie z tamtejszym Dynamem, a Cracovii potyczka w szwedzkim Malmoe. Choć to dopiero pierwsza runda głównej fazy eliminacji do LE, wskaźnik słynnego “eurowp**rdolu” ma okazję poszybować do góry. A, umówmy się, znając historię występów dumnych reprezentantów Ekstraklasy na arenie międzynarodowej, zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Wczorajszy żenujący wynik Legii Warszawa z Omonią Nikozja tylko to potwierdził. Za to dzisiaj najbardziej wytrawnych kibiców czeka aż sześć godzin zmagań polskiego trio.
Dalsza część tekstu pod wideo
Terminarz LE
Meczyki.pl

Uniknąć koszmarów sprzed lat

W teorii najłatwiejszego przeciwnika ma Lech Poznań. Do momentu losowania, a pewnie i do dzisiaj, łotewska Valmiera absolutnie nic nie mówiła przeciętnemu polskiemu kibicowi. To jednak może nie mieć znaczenia. W stolicy Wielkopolski demony przeszłości są wyjątkowo złośliwe. Piłkarze “Kolejorza” muszą więc pamiętać o tym, co ich poprzednicy w białych lub niebieskich koszulkach wyczyniali lata temu. W 2013 r. lechici skompromitowali się porażką w dwumeczu z Żalgirisem Wilno, rok później zbyt mocny okazał się islandzki Stjarnan.
Okej, trochę postraszyliśmy, a teraz spójrzmy na spotkanie przy Bułgarskiej z dawką optymizmu i rozsądku. Awans podopiecznych Dariusza Żurawia to obowiązek. Poziom piłki na Łotwie jest bez porównania dużo, dużo słabszy niż u nas. I nie zmienia tego nawet żenująca postawa Piasta Gliwice w ubiegłorocznym starciu z Rygą FC. Zresztą dzisiejszych rywali poznaniaków dzielą od mistrza ich własnego kraju lata świetlne. W ubiegłym sezonie - na Łotwie grają systemem wiosna-jesień - stracili do nich na koniec rozgrywek 20 punktów. W obecnym strata wynosi 14 punktów po 16 kolejkach.
- Ryga FC jest silniejsza kadrowo, ma większe możliwości finansowe, i jest poza zasięgiem praktycznie wszystkich drużyn na Łotwie. No i warto zaznaczyć, że to debiut Valmiery w pucharach, znaleźli się tu dzięki 4. miejscu w lidze (zadecydowała o tym znakomita końcówka sezonu - przyp. autor.) i zdobyciu Pucharu Łotwy przez wicemistrza kraju - RFS Rygę - mówi nam Rafał Kobza z portalu “Bałtycki Futbol”, najlepszy w Polsce ekspert od piłki nożnej na Łotwie i Litwie.
Kadrę drużyny ze wschodniej części Łotwy zbudowano według doskonale znanej w Ekstraklasie myśli - im więcej obcokrajowców, tym lepiej. I w ten sposób Valmiera dysponuje składem, w którym znajdziemy m.in.: trzech Senegalczyków, dwóch Francuzów, dwóch Nigeryjczyków, Gruzina, Czarnogórca i Portugalczyka. Inna sprawa, że z takim poziomem futbolu w tym bałtyckim kraju, nie dziwi chęć oparcia kadry na zawodnikach zagranicznych. Zresztą największą gwiazdą i najlepszym strzelcem zespołu jest 19-letni napastnik z Nigerii, Tolu Arokodare.
- Trzeba będzie go pilnować szczególnie przy górnych piłkach i stałych fragmentach gry. Chłopak umie wywalczyć sobie dobrą pozycję w powietrzu i oddać strzał głową - tak Kobza recenzuje utalentowanego snajpera.
Arokodare już teraz typowany jest do odejścia do większego klubu. Generuje spore zainteresowanie w Europie. Zresztą dopiero co jego zachowanie wywołało w Valmierze duże zamieszanie. Mało brakowało, a przeciwko Lechowi 19-latek by nie grał.
- Arokodare kilkanaście dni temu nie stawił się na przedmeczowym treningu i nie zagrał z FK Liepāją (16.08). Taka postawa była efektem "rady" agenta piłkarza, który do spółki z nim próbował przeforsować transfer Nigeryjczyka do belgijskiego Anderlechtu. Klub nie chce go jednak puszczać przed końcem sezonu na Łotwie, a mówi się o zainteresowaniu ponad 10 klubów z całej Europy. Sam zawodnik też napalił się na belgijski wariant, ale takim zachowaniem raczej niewiele wskóra, bo klub był gotów kierować sprawę do FIFA. Póki co wrócił do drużyny w ostatniej kolejce i poleciał też do Poznania - wyjaśnia nasz rozmówca z “Bałtyckiego Futbolu”.
Valmiera z konfliktami ostatnio jest za pan brat. Gruziński trener Tamaz Pertia, który prowadzi zespół od maja 2019 r., znalazł się na czarnej liście… własnych podopiecznych, naciskających na zmianę szkoleniowca.
- Niedawno ponad dwudziestu graczy podpisało się pod listem do prezydenta klubu, w którym domagano się odejścia trenera Pertii oraz wiceprezydenta klubu. Ale również i ten pożar udało się ugasić. Gruzin nadal prowadzi zespół, a ostatnie ligowe wyniki pokazują, że morale zespołu jakoś bardzo na tym nie ucierpiało - opowiada Rafał Kobza.
Najstarszy piłkarz Valmiery ma zaledwie 26 lat. To młody i niedoświadczony w Europie zespół.
- Jesteśmy młodą drużyną, a dla 95% zespołu to ich pierwsze prawdziwe doświadczenie na dużej europejskiej scenie, więc wszyscy są podekscytowani - powiedział po losowaniu dla “Bałtyckiego Futbolu” kapitan zespołu, Kriss Karklins.
Co by jednak nie mówić o rywalu “Kolejorza”, albo Lech pewnie przejdzie do następnej rundy, albo Dariusz Żuraw dołączy do Mariusza Rumaka na trenerskiej liście wstydu osób odpowiedzialnych za pucharowe kompromitacje. Wprawdzie lechici frajersko przegrali na inaugurację rozgrywek Ekstraklasy z Zagłębiem Lubin, jednak pokazali się z niezłej strony. Gola w debiucie zdobył Mikael Ishak. Każdy inny wynik niż bezpośredni awans lechitów będzie ogromnym zaskoczeniem. Piłkarsko są po prostu kilka klas lepsi od rywali z Łotwy.
- Jeżeli Lech na poważnie traktuje europejskie puchary, a domyślam się, że tak, to nie może obawiać się takich przeciwników. Na papierze "Kolejorz" jest lepszym i bardziej doświadczonym zespołem, który powinien wygrać bez względu na to, jakie rywal wyłoży karty na stół - kończy Rafał Kobza.

W środku konfliktu

Trudniejszego rywala wylosował Piast Gliwice. Dopiero co, bo w lipcu zeszłego roku, zanim musieli uznać wyższość Rygi FC, podopieczni Waldemara Fornalika odpadli z kwalifikacji Ligi Mistrzów z BATE Borysów. Teraz znów są na Białorusi, by zagrać z Dynamem Mińsk. Białorusi Innej niż rok temu. Pochłoniętej konfliktem wewnętrznym. Z wszechobecnymi, choć słabnącymi protestami przeciwko polityce prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Z ludźmi żyjącymi niepewnością jutra. W kraju, który być może właśnie jest w drodze do wielkiej rewolucji. “Piastunki” zagrają na stadionie oddalonym o 15 minut jazdy samochodem od mińskiego Pałacu Niepodległości, gdzie kilka dni temu prezydent Łukaszenka paradował w kamizelce kuloodpornej, z karabinem w ręku. Okolice obiektu Dynama ostatnio zamieniły się w parking dla pojazdów gotowych do rozpędzania demonstracji opozycji.
Czy te wydarzenia wpłyną na mecz Piasta z Dynamem? Gliwiczanie na pewno nie będą czuli się w stu procentach komfortowo na boisku i poza nim. A rywale mogą być podwójnie zmotywowani, by o Białorusi mówiono nie tylko w kontekście dramatu, jaki rozgrywa się w tym kraju od kilku tygodni. Wprawdzie środowisko piłkarskie generalnie stara się nie wychylać, jednak w ostatniej kolejce ligowej niektórzy zawodnicy decydowali się na skromne celebrowanie strzelonych goli poprzez “znak victorii”, odczytywany jako wyraz wsparcia dla opozycjonistów walczących z reżimem. Mały, ale istotny symbol.
Argumenty piłkarskie Dynamo też posiada. Może i w obecnym sezonie figurują w samym środku tabeli ligi białoruskiej, grając raczej w kratkę, jednak to nadal jeden z najmocniejszych zespołów za naszą wschodnią granicą. Czwarta siła ubiegłych rozgrywek. A Piast, nauczony doświadczeniami z Borysowa, nie ma prawa zlekceważyć podopiecznych Leonida Kuczuka. Największym zagrożeniem wydaje się napastnik Jewgienij Szykawka. Co ciekawe, Dynamo regularnie gra systemem z trójką obrońców, na co powinni zwrócić uwagę piłkarze z Gliwic.
Ten mecz nie ma faworyta, co zresztą potwierdzają bukmacherzy, wystawiając bardzo zbliżone kursy na awans obu stron. Tak naprawdę nie wiadomo, czego spodziewać się po ekipie z Mińska. Zagadką pozostaje także dyspozycja Piasta. Ligowy mecz ze Śląskiem Wrocław był dość optymistyczny dla… Dynama. Gliwiczanie zagrali bardzo słabo i zasłużenie wrócili do domu z bagażem dwóch goli. Kiepsko wyglądała ofensywa na czele z Piotrem Parzyszkiem i Dominikiem Steczykiem. Furory nie zrobili też rezerwowi Jakub Świerczok czy Michał Żyro. Waldemar Fornalik miał duży i niezbyt przyjemny materiał do analizy. W takiej formie “Piastunkom” może być niezwykle trudno o korzystny wynik na Białorusi. Z drugiej strony, z kim nasze zespoły mają wygrywać, jeśli nie z przeciwnikami pokroju właśnie Dynama? Liczymy na awans.

Misja Malmoe

Trzecia do brydża polska drużyna, czyli Cracovia, wylosowała najpoważniejszego przeciwnika. Może i ligi szwedzkiej nie wymienimy wśród choćby solidnych lig europejskich, jednak Malmoe FF to od lat jej wizytówka, czołowa ekipa. I aktualny lider tabeli po 17 kolejkach, z aż ośmioma “oczkami” przewagi nad drugim Elfsborgiem. Postawa w Allsvenskan w ostatnich czterech sezonach? Mistrz, mistrz, brązowy medal, wicemistrz. W składzie 64-krotny reprezentant Szwecji, Ola Toivonen, choć on akurat z “Pasami” ma nie grać.
Najlepszym strzelcem Malmoe jest wypożyczony z Anderlechtu Isaac Kiese Thelin i to właśnie na niego szczególnie powinni uważać defensorzy Cracovii. Mózg i kapitan zespołu to z kolei 30-letni Duńczyk Anders Christiansen. Całą szwedzką drużynę portal “Transfermarkt” wycenia na niespełna 18 mln euro. Cracovię - na 12,5 mln. A jeśli - słusznie - założymy, że pieniądze nie grają, to spójrzmy na formę Malmoe po powrocie z wymuszonej pandemią przerwy. Podopieczni trenera Jona Dahla Tomassona, niegdyś doskonałego duńskiego napastnika, wygrali jedenaście z siedemnastu ligowych potyczek. Pięć razy zremisowali, raz przegrali. Z Pucharu Szwecji wylecieli dopiero po dogrywce. Na ostatni mecz przeciwko Falkenbergs wyszli z kolei na wpół rezerwowym składem. Cracovię bez dwóch zdań traktują poważnie.
Prowadzący “Pasy” Michał Probierz mógł mieć po inauguracji rozgrywek Ekstraklasy powody do optymizmu. Cracovia ograła 2:1 Pogoń Szczecin, a ze znakomitej strony pokazał się ściągnięty z 2. Bundesligi Marcos Alvarez. To nie przypadek, że 28-letni Niemiec zanotował w zeszłym sezonie 13 goli i 3 asysty w barwach VfL Osnabruck. Już zdołał odcisnąć piętno na grze krakusów, kończąc ligowy debiut z - a jakże - bramką i asystą. Jeśli w kimś kibice “Pasów” pokładają nadzieję w odegraniu kluczowej roli podczas wyjazdu do Szwecji, to właśnie w Alvarezie. I Sergiu Hance. Na razie dyskretnie do zespołu wprowadził się Rivaldinho. Warto jeszcze podkreślić, że z Pogonią dobry mecz rozegrał duet środkowych obrońców, czyli Michał Helik - David Jablonsky. Zdyscyplinowana defensywa to przepis na sukces. Zobaczymy, co wymyślił na to spotkanie trener Probierz. Wydaje się, że z powodu braku rewanżu, murowanie bramki to zły pomysł.
Czy zatem Cracovia ma szanse na awans? Jasne, że ma. Malmoe jest faworytem, ale to nie Bayern, by obawiać się nokautu. “Pasy” nie mogą wyjść na boisko przestraszone, bo zostaną skarcone. A przecież ani zawodnicy, ani Probierz, ani Janusz Filipiak nie chcieliby błyskawicznie odpaść z rywalizacji w pucharach. Nie po to poczyniono istotne wzmocnienia w lecie. Awans byłby miłą niespodzianką, lecz bez wątpienia to nie wyzwanie z gatunku niemożliwych do zrealizowania. Powrót ze Szwecji z tarczą to misja do wykonania. I tego podopiecznym trenera i wiceprezesa klubu w jednej osobie życzymy.
***
Jeśli przed północą okaże się, że właśnie wyeliminowano wszystkie polskie drużyny aspirujące do gry w Lidze Europy, to należy zgasić światło, rozwiązać PZPN, zlikwidować Ekstraklasę i zająć się, cytując klasyka, hodowlą jedwabników. Taki czarny scenariusz oceniamy jednak jako niezwykle mało prawdopodobny. Lech musi, Piast powinien, Cracovia może. Ale nie zdziwimy się, jeśli “Pasy” przekonująco wygrają, Piast nagle naprawi ofensywę i zaaplikuje rywalom kilka goli, a “Kolejorza” będą czekały męczarnie. W końcu mamy 2020 rok. Tu wszystko jest możliwe. Choć “eurowpie**oli” mamy już dosyć.

Przeczytaj również