Kosmiczna forma i potężny skandal. Tak w Miami bawią się byłe gwiazdy Barcelony
W Major League Soccer sezon zasadniczy dobiegł końca, a Leo Messi kolejny raz udowodnił, że wciąż potrafi czarować i wykręcać kosmiczne liczby. Czy zdoła jednak poprowadzić Inter Miami do upragnionego mistrzostwa? Do pomocy ma m.in. Luisa Suareza, o którym niedawno głośno było nie tylko z powodu jego piłkarskich poczynań.
Leo Messi dołączył do Interu Miami w połowie sezonu 2023, całkowicie zmieniając nie tylko drużynę ze Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych, ale również całą ligę. Tuż po dołączeniu Argentyńczyka do Interu Miami klub Davida Beckhama zdobył pierwsze trofeum w historii (Leagues Cup), a w poprzednim sezonie 38-latek poprowadził zespół do mistrzostwa sezonu zasadniczego (Supporters’ Shield) z rekordową liczbą punktów w MLS, zostając też MVP rozgrywek. W tym roku ma już na swoim koncie Złotego Buta, prawdopodobnie drugi tytuł MVP, ale to rywalizacja o MLS Cup jest dla kibiców najważniejsza.
Kosmiczne liczby
Urazy były nieodłącznym problemem Messiego w poprzednim sezonie, co musiało się też przełożyć na jego “liczby”. Wciąż były to świetne statystyki, szczególnie jeżeli przyjrzymy się im nieco bliżej niż tylko biorąc pod lupę widoczne na pierwszy rzut oka gole i asysty. W tym roku Argentyńczyk rozegrał jednak zdecydowaną większość meczów (28 spotkań w sezonie zasadniczym MLS), zdobywając aż 29 bramek. Tylko jedna z nich była z rzutu karnego. Tak świetne liczby zapewniły mu tytuł króla strzelców MLS. Za plecami 38-latka znaleźli się Denis Bouanga (Los Angeles FC) oraz Sam Surridge (Nashville SC), którzy mieli o pięć trafień mniej.
- To, co faktycznie dawało radość w tym sezonie, to oglądanie popisów Leo Messiego, który, choć miewał gorsze mecze i bywał odcięty od gry przez dobrze ustawionych taktycznie przeciwników, czarował w tym sezonie wyjątkowo intensywnie. Kiedy zdobył już jedną bramkę, druga była niemal pewna. 28 spotkań, 29 goli i do tego 19 asyst w samej MLS. Kosmiczny, niedościgniony poziom - mówi nam Jędrzej, prowadzący poświęcony Interowi Miami profil “Polish Miami”.
Leo Messi nie tylko strzelił najwięcej goli w tym sezonie MLS, ale miał na swoim koncie również najwięcej asyst (19) ex aequo z Andersem Dreyerem (San Diego FC). Należy jednak pamiętać, że Amerykanie są bardzo wyczuleni na punkcie danych i statystyk, więc mówimy tu też o asystach drugiego stopnia. Kilka lat temu niemal każde podanie poprzedzające asystę było klasyfikowane przez Major League Soccer jako “normalna” asysta. Uległo to natomiast zmianie i aktualnie tylko nieliczne podania są uwzględnione w statystykach jako asysty drugiego stopnia. Podstawowym dostawcą danych w MLS jest Stats Perform (podobnie jak choćby w lidze hiszpańskiej), więc nie mówimy tu o narzędziach kontrolowanych tylko przez jedną ligę. W przypadku Messiego takie “nadprogramowe” asysty były trzy, w przypadku Dreyera dwie. Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż znakomite liczby.
Jeżeli spojrzymy na inne statystyki (dane z FBref) w przeliczeniu na 90 minut, to Messi był najlepszy pod względem strzelonych goli (1.08/90min) i zdobytych bramek bez uwzględnienia rzutów karnych (1.04/90min), asyst (0.59/90min), celnych strzałów (2.57/90min), akcji prowadzących do strzelenia gola (1.52/90min) oraz akcji prowadzących do oddania strzału (7.32/90min). Zanotował też najwięcej udanych dryblingów w całej lidze (90). Dopiero tutaj widać, że Argentyńczyk ma za sobą naprawdę kosmiczny sezon, a przecież to statystyki z samego sezonu zasadniczego MLS. Mimo wszystko Messiemu zabrakło zaledwie jednego gola lub asysty, żeby zrównać się z Carlosem Velą, który w sezonie 2019 miał udział przy 49 bramkach Los Angeles FC.
Kto rządzi w Miami?
O ile sam Messi wykręcił niesamowite liczby, tak Inter Miami nie zachwyca. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu dokonano wielu zmian. Przede wszystkim zespół opuścił najlepszy dyrektor generalny w całej lidze (Chris Henderson), którego działania pozwoliły na zakontraktowanie Messiego i wielu innych ważnych piłkarzy. Jednak nawet i on miał już dosyć kolesiostwa i nacisków na “odpowiednie” transfery. Koniec końców zamienił Florydę na Atlantę. Tata Martino został zastąpiony przez Javiera Mascherano, a w klubie nagle zaczęło się pojawiać coraz więcej zawodników, co do których można mieć sporo piłkarskich wątpliwości.
- Szkoda tylko, że tak potężne liczby Messiego nie przekładają się bezpośrednio na sukces całej drużyny. Zespół jest prowadzony w… co najmniej intrygujący sposób. Zawodnicy o statusie w zasadzie legendy klubu (nawet tak młode drużyny mają przecież swoich ulubieńców), jak Drake Callender czy Robert Taylor są wypychani, żeby zrobić miejsce dla Argentyńczyków o co najwyżej średniej jakości - podkreśla “Polish Miami”.
Dosyć szerokim echem, również w środowisku MLS, odbiła się rozmowa Mateusza Klicha w Foot Trucku, a konkretnie jego słowa o Interze Miami. Odnosi się do tego też nasz rozmówca.
- Osobiście nie mam prawa, ani podstaw, żeby wierzyć w słowa Mateusza Klicha, że w Miami rządzi Messi i jego ojciec. Messi gra gdzie chce, kiedy chce i jak chce, ale kiedy jest się najlepszym piłkarzem w historii tego sportu, na pewne rzeczy dostaje się po prostu przyzwolenie. Myślę, że to naturalne, choć oczywiście mam poważne obawy wobec przyszłości. Era “post-Messi” może okazać się wyjątkowo trudnym czasem dla kibiców, ale póki jest u nas GOAT, trzeba cieszyć się jego grą i jego obecnością, która daje klubowi międzynarodową rozpoznawalność.
Przeciętny sezon Interu
Choć zmiany w klubie były specyficzne, to kibice wciąż mieli duże nadzieje związane z tym sezonem. Szczególnie z CONCACAF Champions Cup (Liga Mistrzów). Jednak pomimo stosunkowo łatwej drabinki, piłkarze w dość kompromitujący sposób odpadli w półfinale rozgrywek z Vancouver Whitecaps. Było to pierwsze poważne rozczarowanie w tym sezonie. Szybko okazało się też, że będzie bardzo trudno o obronę tytułu mistrza sezonu zasadniczego (Supporters’ Shield).
- Jasnym światełkiem tego sezonu były Klubowe Mistrzostwa Świata, które częściowo obaliły mit absolutnej europejskiej dominacji. Owszem, najsilniejsze kluby z Europy są lepsze niż mocarze z innych części świata, MLS ma jeszcze do przejścia długą drogę, ale Inter pokazał, że można powalczyć nawet z uznanymi markami, wygrywając z FC Porto i remisując z egipskim Al Ahly i brazylijskim Palmeiras - zauważa “Polish Miami”.
Przez moment wydawało się, że Inter Miami być może ponownie sięgnie po Leagues Cup, ale i w tym przypadku podopieczni Mascherano musieli uznać wyższość rywala. Choć najgorszą plamą na honorze było jednak zachowanie zawodników z Luisem Suarezem, Jordim Albą i Sergio Busquetsem na czele - w końcówce meczu oraz po ostatnim gwizdku sędziego. Poskutkowało to zawieszeniami, choć fakty są takie, że oplucie członka sztabu Seattle Sounders czy podduszanie rywali powinno się skończyć znacznie poważniejszymi konsekwencjami…
Odczarować play-offy
Pomimo niepowodzeń w pierwszej części sezonu Inter Miami cały czas pozostaje w grze o najważniejsze trofeum, MLS Cup (mistrzostwo MLS). Choć piłkarze z Florydy nie mają najlepszych wspomnień z play-offami, to kapitalna forma Messiego może okazać się decydująca w najbliższych tygodniach. Rok temu najlepszy zespół sezonu zasadniczego musiał uznać wyższość Atlanty United już w pierwszej rundzie, a decydującego gola w trzecim meczu strzelił wówczas Bartosz Slisz. Tym razem Inter Miami zmierzy się z Nashville SC, a Leo Messi i spółka chcą zapomnieć o koszmarze sprzed kilkunastu miesięcy.
- W tym sezonie Inter nie sięgnął po żadne trofeum, ale nadal jest jednak szansa na zdobycie tego najważniejszego. Cel na najbliższe dwa miesiące jest jasny - MLS Cup. Jak nie teraz, to kiedy? Uważam, że przy odpowiedniej koncentracji i zaangażowaniu całego zespołu, Inter z pewnością na to stać. Pierwszy przystanek, Nashville - mówi “Polish Miami”.
Przyszłość pod znakiem zapytania
W przyszłym sezonie Inter Miami przenosi się na nowy stadion, który nie będzie już znajdował się w Fort Lauderdale, a tuż obok głównego portu lotniczego w Miami. Wciąż pozostaje jednak pytanie, z kim w składzie rozpocznie nową erę. Na ten moment karierę zakończą po sezonie zarówno Sergio Busquets, jak i Jordi Alba. Z końcem roku umowa wygasa też największej gwieździe, Leo Messiemu.
Sezon 2025 jest indywidualnie najlepszą kampanią Argentyńczyka w MLS i wszystko wskazuje na to, że “La Pulga” niebawem przedłuży umowę z Interem Miami. Dotychczasowy kontrakt był bardzo specyficzny, a zarobki, choć najwyższe w lidze (20,45 mln dolarów w skali rocznej przed opodatkowaniem), z pewnością nie mogą konkurować z tymi proponowanymi przez kluby chociażby w Arabii Saudyjskiej. Wydaje się jednak, że obie strony zmierzają w podobnym kierunku i niedługo poznamy szczegóły nowej umowy.
- Nie da się ukryć, że mimo wszystko przyszły sezon to duża niewiadoma. Biorąc pod uwagę w szczególności wieści po zakończeniu kariery przez Sergio Busquetsa oraz Jordiego Albę, co wobec niedawnego przedłużenia kontraktu było bardzo zaskakujące, a przyjęte przez kibiców niemal jako zdradę. Póki co (niestety) butów na kołek nie zamierza odwiesić najmniej produktywny, a zarazem najbardziej kontrowersyjny z Amigos, Luis Suarez, który w tym roku zamiast bić się o Złotego Buta, przepychał się i pluł na pracowników rywala. Do Interu trafił w tym roku kolejny, młodszy przyjaciel Leo - Rodrigo de Paul, co daje nadzieję na przedłużenie kontraktu przez najlepszego piłkarza świata, jednak emerytury jego kolegów przypominają nam przykrą prawdę, że zapewne na Messiego również niedługo przyjdzie czas - kończy “Polish Miami”.
Nowy kontrakt Messiego byłby też świetną wiadomością dla samej ligi. Nie tylko ze względu na jej rozwój, ale również zbliżający się mundial w dużej mierze rozgrywany w Stanach Zjednoczonych, który bez dwóch zdań wpłynie na wzrost popularności MLS. Leo Messi został najlepszym strzelcem kwalifikacji w strefie CONMEBOL, a Argentyna zajęła pierwsze miejsce ze znaczącą przewagą. Utrzymanie kapitalnej formy z tego sezonu MLS może pozwolić doświadczonemu Argentyńczykowi poprowadzić “La Albiceleste” do kolejnego sukcesu podczas Mistrzostw Świata 2026. A jeśli znów uda się zdobyć złoto, to kto wie, może kolejna… Złota Piłka? Biorąc pod uwagę skalę popularności 38-latka, byłby to w takiej sytuacji scenariusz wciąż jak najbardziej realny.