Koszmar Sochana, tu już nie ma czego ratować. "To mówi wszystko o jego miejscu"

Koszmar Sochana, tu już nie ma czego ratować. "To mówi wszystko o jego miejscu"
Marcin Bulanda / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 16:00
Jeremy Sochan przeżywa jeden z trudniejszych momentów podczas kariery w NBA. 22-latek w tym sezonie gra rzadko i przeciętnie. Kolejne tygodnie nie przynoszą żadnego przełomu. Przygoda reprezentanta Polski z San Antonio Spurs zdaje się dobiegać końca.
“Ostrogi” rozpoczęły nową erę, w której wreszcie mogą skupić się na wygrywaniu. Spurs po latach tankowania i sumiennego budowania składu w oparciu o wydraftowanych zawodników, w końcu mają drużynę gotową do walki o wszystko. Są w czołówce Konferencji Zachodniej, niedawno dotarli do finału NBA Cup, eliminując po drodze mistrzowską Oklahomę. Jeremy Sochan niestety praktycznie nie uczestniczy w kolejnych małych sukcesach swojej drużyny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kluczowa rola trenera

Sochan mógł odetchnąć z ulgą, kiedy w 2022 roku został wybrany przez Spurs z dziewiątym numerem draftu. Trafił pod skrzydła Gregga Popovicha, postaci pomnikowej, trenera, który przez ponad trzy dekady budował swoją legendę w San Antonio. Współpraca reprezentanta Polski z “Popem” układała się znakomicie, od razu coś kliknęło. Wiadomo było, że szkoleniowiec lubi ambitnych i głodnych zawodników, którzy wyróżniają się w defensywie i na pierwszym miejscu zawsze stawiają drużynę.
- Sochan? Po prostu uwielbiam patrzeć na jego grę. On jest trochę szalony, na parkiecie robi to, co chce. Przypomina mi delikatnie Manu Ginobilego. Kiedy trafił do nas, nie miałem pojęcia, co może zrobić na boisku. A on mógł kryć centrów, grać jako rozgrywający, Jeremy też robi po trochu wszystkiego. To naprawdę ambitny chłopak z dużymi umiejętnościami, nad którymi musimy jeszcze popracować. Jest głodny sukcesu. Czasem popełnia ogromne błędy, ale one przytrafiają się nawet weteranom. Jesteśmy zadowoleni z jego postępów - przyznał dwa lata temu Popovich, przywoływany przez Sports Illustrated.
- Praca z takim trenerem i możliwość rozwoju pod jego okiem to błogosławieństwo. To najlepszy trener w historii, jestem niezwykle zadowolony z tej współpracy. To osoba, która postrzega koszykówkę w inny sposób. Zależy mu przede wszystkim na rozwoju zawodników, na naszej nauce, ale też na tym, żebyśmy czerpali radość z gry - odpowiadał Polak, cytowany przez Yahoo.
Popovich i Sochan nie bali się eksperymentów, które miały na celu rozwój skrzydłowego. Polak swój drugi sezon na parkietach NBA rozpoczął jako “jedynka”, ponieważ trener chciał, aby jego podopieczny poprawił się w rozegraniu. Kiedy kompletnie nie wychodziły mu osobiste, trafiał z nich na mizernej skuteczności w okolicach 40%, to zmienił technikę i zaczął rzucać jedną ręką. “Pop” publicznie pochwalił go wówczas, podkreślając, że wielu zawodników by się na to nie zdecydowało w obawie przed prześmiewczymi komentarzami. Niestandardowa technika wpłynęła na poprawę celności, a o to w tym wszystkim chodziło.
Poprzedni sezon był ostatnim, w którym Popovich prowadził SAS. Legendarny 76-latek pozostał w strukturach organizacji, jednak ze względów zdrowotnych nie mógł już pełnić funkcji trenera. Na stanowisku zastąpił go Mitch Johnson, który wcześniej przez sześć sezonów szkolił się do tej roli, będąc asystentem. Sochan niestety nie został beneficjentem tej zmiany. Wręcz przeciwnie.
- Mam wrażenie, bardzo subiektywne podkreślam, że Mitch Johnson nie przepada za stylem gry Sochana. Polak cieszył się bardzo dużym uznaniem Gregga Popovicha, a Johnson nie widzi tak ważnej roli dla Polaka, co poprzednik. Liczę, że wszystko będzie dobrze, jednak widzę tę zmianę podejścia Johnsona w stosunku do tego, co robił Popovich - powiedział na łamach Eurosportu Mirosław Noculak, trener i ekspert od koszykówki.

Stracony rok?

Z perspektywy Sochana bieżący sezon jest wprost fatalny. W poprzednich latach zawsze spędzał na parkiecie co najmniej 25 minut na mecz. Teraz dostaje średnio kwadrans. A tendencja jest spadkowa, ponieważ w pięciu z siedmiu ostatnich spotkań w ogóle nie pojawił się na boisku. Ominął prestiżowe starcia z Lakers, Thunder i Knicks w fazie pucharowej NBA Cup. Kiedy już wrócił do gry, zaliczył słabiutki występ przeciwko Washington Wizards. W ciągu 15 minut zanotował dwie zbiórki, jedną asystę i zero punktów. W następnym meczu rozegrał 10 minut, wykręcając linijkę 0/1/0. Później nie wstał z ławki w kolejnych potyczkach z Wizards i Thunder. Wygląda to fatalnie.
Można oczywiście powiedzieć, że Johnson uwziął się na Polaka i koniec kropka. Ale sytuacja wygląda inaczej. Zbiór różnych wydarzeń sprawił, że dziś 22-latek znajduje się na szarym końcu w klubowej hierarchii. Przede wszystkim trzeba spojrzeć na to, że Sochan nie rozwinął się tak, jak można byłoby oczekiwać na początku jego kariery w NBA. Względem debiutanckiego roku nie nastąpił żaden nagły skok jakości. Jego średnie punktowe w trzech poprzednich sezonach to odpowiednio 11,0, 11,6 i 11,4. Liczba asyst? 2,5, 3,4 (przez połowę sezonu był podstawowym rozgrywającym, więc siłą rzeczy musiał nastąpić wzrost) i 2,4. Pomimo upływu lat skrzydłowy wciąż ma też gigantyczne problemy ze skutecznością zza łuku, co jest podstawą dzisiejszej koszykówki. Wiele drużyn wyznaje zasadę: live by the three, die by the three. Musisz oddawać trójki, bo to one przynoszą najwięcej punktów. Tymczasem Jeremy w swoim najskuteczniejszym sezonie trafiał tylko 30,8% rzutów dystansowych.
Kolejna kwestia dotyczy dostępności. Problemy zdrowotne niestety nie ułatwiają życia naszemu reprezentantowi. W poprzednich sezonach notował odpowiednio 56, 74 i 54 występy na 82 możliwe. W ostatnich miesiącach kontuzje znów stanęły mu na drodze. Latem nie zagrał na EuroBaskecie z powodu urazu łydki. Początek rozgrywek w NBA opuścił z powodu uszkodzonego nadgarstka. Pierwszy mecz w sezonie rozegrał dopiero 6 listopada, kiedy akurat zaprezentował się z niezłej strony, rzucając 16 punktów z Lakers. Później było już tylko gorzej.
Trzeba też powiedzieć, że Sochan gra mniej, ponieważ konkurencja wewnątrz drużyny stała się znacznie, ale to znacznie mocniejsza. Polak debiutował w zespole uwikłanym w proces przebudowy. Dopiero z biegiem czasu Spurs dokładali kolejne kluczowe elementy drużyny. Pozycja rozgrywającego została zajęta przez pozyskanego w marcu De’Aarona Foxa. Nieco wcześniej wydraftowano piekielnie uzdolnionego Stephona Castle’a, który zaliczył tak mocne wejście do ligi, że wybrano go Rookie of the Year. Na skrzydłach trener Johnson też ma w kim wybierać. Filarami drużyny pozostają Devin Vassell (w tym sezonie średnie na mecz 15,8 punktu, 3,8 zbiórki, 2,4 asysty) i Harrison Barnes (12,9 punktu, 3,3 zbiórki, 2,2 asysty). San Antonio poszło do przodu, a Jeremy został w blokach.
Fakty są takie, że Spurs radzą sobie dobrze (drugie miejsce w Konferencji Zachodniej) i właściwie nie odczuwają zbyt boleśnie nieobecności Sochana w konkretnych spotkaniach. Co więcej, kiedy dostaje on swoje szanse, to coraz rzadziej je wykorzystuje. Dość nieciekawie z jego perspektywy prezentuje się statystyka zwana net rating. U Polaka wynosi ona -9,1, ponieważ z nim na parkiecie zespół średnio zdobywa 109 punktów na mecz, a traci 118,1. To najgorszy wynik spośród podopiecznych Johnsona, których można zaliczyć do szerokiej rotacji. Dla porównania net rating Barnesa wynosi 4,9 na plusie, Foxa 7,0, Vassella 7,7. U Wembanyamy przekracza 14 punktów, ale akurat Francuz rywalizuje w osobnej kategorii. Jest, jak to ładnie mówią Amerykanie, “jednorożcem”, kimś niespotykanym, absolutnie wyjątkowym. Sochan w pojedynczych meczach grywał jako zmiennik Francuza, ale raczej trudno wyobrazić sobie, aby na stałe został przekwalifikowany na centra.

Napisy końcowe

- Nadchodzi ostatnia szansa dla drużyn, aby skorzystały na zawodnikach z draftu w 2022 roku, którzy nie okazali się całkowitymi niewypałami, ale też nie zdołali utrzymać się w rotacji, ponieważ skład wokół rozwijał się w zbyt szybkim tempie. Fakt, że Spurs wolą wystawiać 34-letniego Kelly’ego Olynyka zamiast Sochana, mówi właściwie wszystko o miejscu tego drugiego w hierarchii - opisał niedawno portal The Athletic.
O tym, że bieżący sezon może być ostatnim, który Sochan spędzi w San Antonio, mówi się od kilku miesięcy. Ważnym sygnałem był brak porozumienia z klubem w sprawie przedłużenia umowy wygasającej w przyszłym roku. Za kilka miesięcy Polak zostanie tzw. zastrzeżonym wolnym agentem. To oznacza, że jeśli inny zespół złoży mu konkretną ofertę kontraktu, to Spurs będą mieli prawo ją wyrównać, aby kontynuować współpracę. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby 22-latek widniał w długoterminowych planach włodarzy “Ostrogów”.
- Brak przedłużenia umowy to cios dla Sochana. Nie podano przyczyn braku porozumienia, ale powodów może być kilka: różnice w ocenie jego wartości, możliwe poczucie zawodnika, że latem przyszłego roku będzie mógł liczyć na wyższą pensję, a może obawy zespołu związane z rosnącą liczbą kontuzji. Niezależnie od wszystkiego, Jeremy będzie miał cały sezon, aby udowodnić swoją wartość. Jeśli pozostanie najlepszym obwodowym obrońcą Spurs i poprawi skuteczność, to wciąż będzie mógł liczyć na pozostanie w San Antonio - opisano w październiku na łamach Poundingtherock.com.
Wiemy już, że Sochan ani nie podniósł skuteczności, ani nie poprawił swojego miejsca w rotacji. Wszystko zmierza do pożegnania ze Spurs po zakończeniu sezonu. Nasuwa się zatem pytanie, gdzie nasz “rodzynek” w NBA może kontynuować karierę. I niestety w tym momencie nikt z nas nie może udzielić klarownej odpowiedzi. Najlepsza koszykarska liga świata rządzi się swoimi prawami, jeśli chodzi o wymiany. Zdarzają się sytuacje, kiedy jak grom z jasnego nieba spada informacja o tym, że zawodnik, którego nigdy nie wyobrazilibyśmy sobie w barwach klubu X, trafia właśnie tam. W tym momencie równie prawdopodobny może być transfer Polaka do fatalnie spisujących się Milwaukee Bucks, jak i Los Angeles Lakers, którzy chcą wrócić na szczyt. Dopóki konkretnej informacji na temat przyszłości 22-latka nie poda Shams Charania, transferowy guru NBA, możemy poruszać się jedynie w strefie spekulacji.
- Mama zawsze mi mówiła, że mam być bezczelny na parkiecie. Ona była moim pierwszym trenerem i podkreślała, że obrona jest najważniejsza, że muszę przewidywać, co zrobi przeciwnik w kolejnej akcji. Chciałem być tym irytującym gościem, który jest utrapieniem dla rywali w obronie, pomaga w defensywie po obu stronach parkietu, wykonuje małe zagrania, które wytrącają przeciwników z rytmu - opowiedział Sochan w rozmowie z Davidem Aldridge’em.
Defensywa faktycznie pozostaje największą bronią w jego arsenale. W poprzednich sezonach dał się poznać jako fantastyczny obrońca, który chętnie podejmuje się najtrudniejszych wyzwań. Popovich nie bał się oddelegowywać go do krycia największych gwiazd rywali pokroju Stephena Curry’ego, Luki Doncicia czy Shaia Gilgeousa-Alexandra. Wiele drużyn powinno zainteresować się zawodnikiem, który może być tak przydatny pod własnym koszem.
Wygląda na to, że prawdopodobne rozstanie Sochana ze Spurs będzie najlepszym wyjściem dla wszystkich zainteresowanych stron. Mitch Johnson ma wielu zawodników, którzy lepiej pasują do jego wizji gry. “Ostrogi” zwolnią nieco miejsca w budżecie. A sam zawodnik powinien znaleźć zespół, w którym jego walory defensywne będą cenione wyżej niż ofensywne braki. Jedno jest pewne. Polak nie wypadnie całkowicie z NBA. Jest na to za dobry. Jednocześnie nie aż tak dobry, aby błyszczeć w San Antonio, które celuje w budowę kolejnej koszykarskiej dynastii.

Przeczytaj również