Kosztowna wpadka giganta. Wydał fortunę, ubiegł wielkiego rywala i... wtopa po całości
Chelsea zapłaciła za wielki talent ponad 50 milionów funtów, sprzątając go spod nosa Liverpoolowi. Od momentu transferu nic nie układa się jednak tak, jak powinno. Romeo Lavia przez ponad dwa lata właściwie cały czas zmaga się z urazami. Częściej niż gotowy do gry, jest niedostępny. Ostatnio dopiero co wrócił na murawę, a już znów znów złapał kontuzję. Można powoli zastanawiać się, czy błędne koło uda się kiedyś zatrzymać.
Latem 2023 roku o nastoletniego Romeo Lavię zabiegały największe angielskie marki. Do ostatniej chwili o jego podpis walczyły Chelsea i Liverpool. Fani “The Blues” cieszyli się, że utarli nosa rywalom z Merseyside. Dziś angielska prasa pisze, że “The Reds” uniknęli kosztownej, wartej 53 miliony funtów, wpadki. Młody Belg to, mówiąc bezwzględnie, “szklanka”. Cały jego pobyt na Stamford Bridge jest ciągłą spiralą nadchodzących jedna po drugiej kontuzji. I przynajmniej na razie nie widać, aby problemy miały zniknąć.
Walczyły o niego potęgi
Choć Southampton w 2023 roku spadło z Premier League jako jej ewidentna czerwona latarnia, po sezonie bardzo głośno mówiło się o transferze jednego z tamtejszych piłkarzy. Nastoletni defensywny pomocnik, Romeo Lavia, przyciągał uwagę wielkich marek. Rok wcześniej “Święci” kupili go z Manchesteru City i mocno zaufali, choć miał na koncie zaledwie dwa występy w dorosłym futbolu. W międzyczasie zapracował na łatkę jednego z największych talentów angielskiej ekstraklasy.
Nazwisko Belga wymieniano w kontekście wielu czołowych klubów. Najbardziej konkretne było zainteresowanie Chelsea i Liverpoolu. “The Blues” kontynuowali przebudowę pod wodzą amerykańskich właścicieli, wydając grube miliony. “The Reds” przeprowadzali z kolei wymianę pokoleniową w środku pola. Odeszła stara gwardia: Fabinho, Jordan Henderson, James Milner, Naby Keita czy Alex Oxlade-Chamberlain. W ich miejsce pozyskano Alexisa Mac Allistera i Dominika Szoboszlaia, ale Juergen Klopp potrzebował jeszcze defensywnego pomocnika. I tutaj oba kluby mocno ze sobą rywalizowały.
Początkowo zarówno Liverpool, jak i Chelsea, starały się o rewelacyjnego gracza Brightonu, Moisesa Caicedo. Ostatecznie w wyścigu o niego wygrali londyńczycy, sprawiając, że rywale musieli ruszyć po inne opcje. Ich listę otwierał Lavia, ale… scenariusz się powtórzył. “The Blues” sprzątnęli im cel transferowy sprzed nosa, wykładając na stół 53 miliony funtów. “The Reds” w końcu pozyskali Wataru Endo, a następnie Ryana Gravenbercha. Fani klubu ze Stamford Bridge z satysfakcją zwracali uwagę, że dwukrotnie utarli nosa konkurentom. Że gracze, o których się starali, wybrali właśnie ich.
Ostatecznie to Liverpool w międzyczasie sięgnął po mistrzostwo Anglii, więc (nawet pomimo wygranej Chelsea w Klubowych Mistrzostwach Świata) jego kibice nie mają powodów do żalu. Oczywiście w przypadku Caicedo można zazdrościć transferu absolutnie genialnego zawodnika. Jeśli chodzi o Lavię, sytuacja ma się inaczej. Angielskie media rozpisują się już nawet, że choć “The Reds” przegrali bój o niego latem 2023 roku, tak naprawdę wygrali, bo uniknęli kosztownego, wartego ponad 50 milionów funtów błędu.
Ponad dwa lata kontuzji
Gdy Lavia wylądował w Londynie, wydawało się, że “The Blues” mają młodego, perspektywicznego chłopaka, na którym będą mogli w przyszłości oprzeć środek pola. Belg prezentował się bardzo dobrze w destrukcji i pod względem fizycznym, ale też świetnie operował piłką. W teorii wyglądał na piłkarza skrojonego do gry w jednym z czołowych angielskich klubów, choć wymagającego jeszcze oszlifowania. Pojawił się jednak problem: kontuzje.
Gdy zawitał do angielskiej stolicy, musiał nadrobić zaległości treningowe, ale zanim się to udało, złapał uraz mięśniowy. Nie zdążył go wyleczyć, a nadeszła kontuzja kostki. W efekcie na debiut w nowych barwach musiał czekać ponad cztery miesiące. Pierwszy raz w kadrze meczowej znalazł się pod koniec grudnia, siadając wśród rezerwowych podczas spotkania z Wolverhampton. Kilka dni później pojawił się na murawie z ławki w starciu z Crystal Palace. Zagrał 32 minuty i przy okazji doznał kolejnego urazu mięśniowego. Tak, jeszcze przed Sylwestrem zakończył sezon - po zaledwie jednym, krótkim występie.
Była to zresztą tylko zapowiedź tego, co miało dziać się dalej. Lavia rozpoczął kolejne rozgrywki w podstawowym składzie, wychodząc w jedenastce na ligowe starcie z Manchesterem City, ale musiał opuścić boisko z kontuzją. Scenariusz się powtarzał. Rehabilitacja. Powrót na murawę. Kolejny uraz. I tak w kółko. Choć pokazał w niebieskiej koszulce, że piłkarsko jest w stanie się obronić, tak naprawdę chyba nawet fani Chelsea nie wiedzą, czy widzieli go w optymalnej dyspozycji. Wszak cały czas żyje od kontuzji do kontuzji, właściwie w każdym przypadku mięśniowej.
Od transferu ani razu nie zaliczył chociaż trzymiesięcznego okresu bez urazu. Jest w klubie już trzeci sezon, a rozegrał zaledwie 30 spotkań. Ominął z kolei aż 79 meczów z powodu problemów zdrowotnych i lista ta się wydłuża, bo w starciu z Karabachem Agdam, jeszcze przed przerwą na kadrę, ponownie zszedł z kontuzją po zaledwie ośmiu minutach. Diagnoza mówiła o co najmniej miesięcznej pauzie.
Gdy grał, ani razu nie spędził na murawie pełnych 90 minut, co wynikało ze świadomego działania sztabu szkoleniowego. Starali się ograniczać jego czas gry, by zminimalizować ryzyko wystąpienia kolejnych urazów, ale nawet w ten sposób nie byli w stanie go przed nimi uchronić.
- To przykre, bo staramy się minimalizować jego minuty, ale nawet pomimo tego znów złapał kontuzję. Musimy próbować, aż znajdziemy właściwe rozwiązanie - mówił po meczu z Karabachem prowadzący “The Blues” Enzo Maresca.
45 tysięcy za minutę
Trudno winić Lavię za to, jak układa się jego dotychczasowa przygoda na Stamford Bridge. Nawracające urazy to coś, na co trudno mieć jakikolwiek wpływ. Niemniej, choć ma zaledwie 21 lat, na razie zapłacone za niego pieniądze wyglądają na nieudaną inwestycję ze stale malejącą szansą zwrotu.
Kosztował 53 miliony funtów. I choć jego tygodniówka to niewielkie na standardy klubu Big Six niespełna 60 tysięcy funtów, łącznie z wypłaconym mu wynagrodzeniem zainwestowano w niego już prawie 60 milionów funtów. Przy zaledwie 30 występach oznacza to, że jeden z nich kosztował średnio aż dwa miliony. Łącznie spędzone na murawie 1341 minut daje średni koszt 45 tysięcy funtów za każde 60 sekund jego gry.
To wciąż bardzo zdolny defensywny pomocnik. Zawodnik z potencjalnie bardzo wysoko zawieszonym sufitem, który pomimo młodego wieku pokazał w barwach słabiutkiego Southampton, że jest w stanie zaimponować na poziomie Premier League. Przez ostatnie dwa lata trudno jednak w jego przypadku mówić o możliwości rozwoju, bo pauzuje częściej, niż jest dostępny. Był kontuzjowany już dziewięć razy, łącznie przez 531 dni, czyli przez niemal dwie trzecie czasu, który upłynął od transferu (z 840 dni - stan na 23 listopada 2025). To oznacza brak regularnych występów i treningów na pełnych obrotach. Taki czas jest naprawdę trudny do nadrobienia.
Trudno przewidzieć, jaka przyszłość czeka Lavię i jakie plany będzie miała w stosunku do niego Chelsea. Na ile jeszcze starczy jej cierpliwości. Nie sposób winić zawodnika, trudno mieć do niego pretensje. Niemniej, w ostatnim czasie przez zdecydowaną większość czasu to piłkarz “teoretyczny”. Znajdujący się w kadrze, ale głównie niedostępny.
Nieraz widzieliśmy już talenty zniszczone przez kruche zdrowie. Pozostaje liczyć, że w tym przypadku karta się odwróci. Na razie jednak Lavia znów pauzuje, więc aktualnie najważniejszym celem jest skuteczna rehabilitacja.