To jest najważniejszy atut Urbana. Tutaj bije Probierza na głowę
Uff, biały dym! Jan Urban będzie selekcjonerem reprezentacji Polski. Patrząc na to, kogo faktycznie rozważał Cezary Kulesza, tę decyzję da się uzasadnić, w obecnej sytuacji ma ręce i nogi. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to wybór z gatunku: w krainie ślepych jednooki jest królem.
Koniec cyrku - prezes PZPN dogadał się z Janem Urbanem i zaraz oficjalnie ogłosi go kolejnym za swojej kadencji selekcjonerem. Ponad miesiąc trwały poszukiwania następcy Michała Probierza, choć bardziej adekwatnym wydaje się zwrot, że ponad miesiąc trwała gra medialna Cezarego Kuleszy. Znów, jak i przy poprzednich wyborach, szef związku zaserwował nam zabawę w kotka i myszkę. Albo nie wyciągnął wniosków z wcześniejszych castingów na selekcjonera, albo najwyraźniej pokochał tę niskich lotów “szachy 5D”. Albo - i ku tej opcji skłaniamy się najbardziej - wszystko naraz.
Znów było rzucanie nazwiskami, dziwne sugestie, absurdalne wypowiedzi (jak ta wokół Garetha Southgate’a), szpileczki, mylenie tropów. Błędy i zaniedbania, podlane nieprofesjonalizmem, czego dowód stanowił choćby marny serial jakim były podchody pod Macieja Skorżę, zresztą zakończone zgodnie z przewidywaniami. I to zakończone 25 czerwca, finalną deklaracją trenera Urawa Red Diamonds, że kadry nie obejmie. Po niej prezes PZPN kontynuował swoją grę, de facto marnując czas. Jasne, mecze eliminacyjne są we wrześniu, ale nowy selekcjoner ma trochę do roboty, a powołania będzie wysyłał za niewiele ponad miesiąc. Można i trzeba było zorganizować to wszystko szybciej. A już ostatnie dni i farsa z jednoczesną wizytą Jerzego Brzęczka i Jacka Magiery w siedzibie związku - komediometr wywaliło poza skalę. Szkoda, że ze szkodą dla polskiej piłki. Aż trudno uwierzyć, że Cezary Kulesza wybierał trenera kadry po raz czwarty, bo nie wygląda, by uczył się na błędach. Król chaosu.
A jak wybrał? W krainie ślepych jednooki jest królem. Jan Urban nie wydaje się kandydatem idealnym, ale faktycznie najlepszym z dostępnych wśród tych, którzy widnieli w notesie prezesa. Umówmy się: wybór ograniczał się do grona przyzwoitych, lepszych lub gorszych ligowych trenerów. Nic ponadto, sparzony portugalskimi śladami Cezary Kulesza nie chciał patrzeć szerzej. Urban wyróżnia się wśród nich doświadczeniem, sukcesami (choć tu lampka - były one kawał czasu temu) i autorytetem. Ma za sobą bogatą karierę i piłkarską, i szkoleniową. Poprzednika bije pod tym względem na głowę.
Szanowany, niekonfliktowy i chwalony za odpowiednie podejście we współpracy z piłkarzami Urban powinien z miejsca zapewnić progres względem Michała Probierza. To jasne. W obecnej sytuacji szczególnie ważne, może najważniejsze będą jego kompetencje miękkie, bo ta kadra ma tyle pożarów i problemów, że nie wiadomo, w co ręce włożyć. Słychać o pozytywnym odbiorze tej kandydatury przez Roberta Lewandowskiego i zawodników. Nowy selekcjoner wchodzi do reprezentacji z dużym kredytem zaufania, także opinii publicznej. Kusi przy tym napisać: gorzej być chyba nie może.
Przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że wokół Urbana dalej są, po pierwsze, ten sam szef PZPN-u co przy poprzednikach, a po drugie, piłkarze, do których można i należy mieć mnóstwo pretensji za to, co wyprawiali ostatnimi czasy na boisku i poza nim, tworząc drużynę do bólu nijaką i wręcz odpychającą. To nie jest łatwe pole do działania, Jan Urban nie ma czarodziejskiej różdżki, by w dwa miesiące w pełni odrestaurować ten zdezelowany biało-czerwony autobus. Pozostaje mieć nadzieję, że nie będzie to kolejny krótkoterminowy antyprojekt Kuleszy. Że Urban faktycznie dostanie czas, autonomię i - o tyle, o ile - spokojne, bo pewnie nie w pełni komfortowe warunki pracy. Dość już zmian, dość pośmiewiska, którym stała się polska piłka reprezentacyjna. Wyjazd na mundial byłby dziś sensacją, ale niech chociaż wróci trochę normalności i skupienia na boisku. Na nim jest ogrom roboty do wykonania. Powodzenia, panie trenerze.