Największy dzień w karierze Kubicy. Podwójny polski sukces

Największy dzień w karierze Kubicy. Podwójny polski sukces
IPA / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński15 cze · 14:30
Dwa polskie zwycięstwa w 24-godzinnym wyścigu w Le Mans tego samego dnia. To wielki dzień polskich wyścigów - największy w ich historii. I kto wie, czy nie największy w całej karierze Roberta Kubicy, przyćmiewający nawet wygraną w Grand Prix Formuły 1 w Kanadzie. Polak został triumfatorem jednego z najbardziej prestiżowych wyścigów na świecie.
Gdy w 2011 roku wydawało się, że kariera Roberta Kubicy została przekreślona po fatalnym wypadku na Ronde di Andora, nikt nie zakładałby, że zdoła jeszcze zapisać się w historii. Polak dokonał jednak w niedzielę rzeczy wielkiej - we wspaniałym dniu dla polskich sportów motorowych. Załoga Kubicy wygrała jeden z największych wyścigów na świecie: 24 godziny Le Mans. A polski zespół Inter Europol po raz kolejny triumfował w swojej kategorii. Jeszcze niedawno w świecie polskich wyścigów nikt by w to nie uwierzył!
Dalsza część tekstu pod wideo

Historyczny sukces Kubicy

Droga Roberta Kubicy do tego sukcesu to prawdziwy rollercoaster, wędrówka przez mękę. Gdy jeszcze ścigał się pierwszy raz w Formule 1, miał opinię wielkiego talentu. Przepowiadano mu wielkie rzeczy. Co prawda wygrał tylko jedno, pamiętne Grand Prix w Kanadzie, w 2008 roku, ale obserwatorzy tego sportu nie mieli wątpliwości, że czekają go kolejne sukcesy. Sam przyznał, że prowadził rozmowy z Ferrari w sprawie jazdy dla nich w sezonie 2012. Wszystko przekreślił jednak feralny start w rajdzie Ronde di Andora.
Kubica, w trakcie przygotowań do sezonu 2011, startował hobbystycznie w rajdach. I właśnie podczas jednego z nich miał wypadek, który przekreślił marzenia o wielkiej karierze w Formule 1. Kolizja ze źle zamontowaną barierą, która spenetrowała kokpit, poważnie uszkodziła jego rękę. Na tyle poważnie, że nie miał w niej pełni władzy. Wydawało się, że to już koniec wielkiej kariery Polaka.
Kolejne lata pokazały jego wielki charakter. Starty w innych rajdach, różnych seriach wyścigowych, powrót do formy i korzystanie z dostępnych szans, by pokazać się w świecie wyścigów. W 2019 roku stała się rzecz niebywała. Dzięki wsparciu Orlenu Kubica wrócił do regularnych startów w Formule 1. Co prawda na rok, w najsłabszym w stawce Williamsie, ale zdobył ich jedyny punkt w sezonie 2019 - i było to nie lada osiągnięcie. Wydawało się, że to już maksimum tego, co mógł osiągnąć po powrocie z wyścigowych zaświatów.
Potem nadeszły starty w wyścigach długodystansowych. W drugiej kategorii LMP2. W 2021 roku Polak z załogą zespołu WRT otarł się o klasowe zwycięstwo w Le Mans. Wygraną przekreśliła awaria na ostatnim okrążeniu po dobie jazdy. Ta historia mogła łamać serce, spełnił się prawdopodobnie największy koszmar uczestników największego wyścigu długodystansowego na świecie. Rok później, już w barwach PREMY skończyło się finiszem na drugiej lokacie i pierwszym podium Polaka w historii. Przy kolejnym podejściu, ponownie z WRT, znów udało się skończyć na drugim miejscu w LMP2, a na koniec sezonu z tytułem mistrzowskim w klasie w cyklu Długodystansowych Mistrzostw Świata.
Jak się okazuje, nie był to łabędzi śpiew. Na horyzoncie pojawiło się Ferrari. To samo Ferrari, z którym negocjował ponad dekadę wcześniej - no, prawie, bo startujące nie w F1, a w Długodystansowych Mistrzostwach Świata. Od 2024 roku wskoczył do samochodu ich drugiego zespołu - AF Corse - w najwyższej kategorii Hypercar. Gdy wrócili do Le Mans, nie byli faworytami, ale spisywali się nieźle. Nie dojechali z powodu defektu.
Tym razem zaskoczenie stało się faktem. Załoga w składzie Kubica, Chińczyk Yifei Ye i Brytyjczyk Phil Hanson wygrała Le Mans. Całe. Po 24 godzinach niemal bezbłędnej jazdy przekroczyli linię mety na pierwszej pozycji, na zawsze zapisując się w historii sportów motorowych. Za kierownicą finiszował Polak. Ten sukces, jeśli chodzi o jego skalę, może przyćmić nawet zwycięstwo w Kanadzie, bo Le Mans to naprawdę zupełnie inna para kaloszy. Jedyny taki wyścig w roku, impreza legendarna i szalenie prestiżowa. 14 lat po katastrofalnym wypadku z rajdu Kubica wrócił na pierwsze miejsce, o którym będzie mówił cały świat. Tym, którzy śledzili jego karierę, mogła zakręcić się łezka w oku. Zrobił to po prawdziwej drodze przez mękę.

Dwa polskie zwycięstwa

Polskie wyścigi mają jeszcze jeden powód do świętowania. Polski zespół Inter Europol Competition, startujący w drugiej kategorii - LMP2 - wygrał ją w dramatycznych okolicznościach. Prowadzili jeszcze na pół godziny przed końcem rywalizacji, ale dostali karę za przekroczenie prędkości w alei serwisowej, przez co spadli na drugie miejsce. Problemy rywalizującej z nimi załogi VDS Panis sprawiły jednak, że na 20 minut przed końcem wrócili na czoło stawki. Tym samym polską flagę widzieliśmy na podium nie raz, a dwukrotnie!
Popularni “Turbo Piekarze” - nazywani tak od biznesu założyciela ekipy, Wojciecha Śmiechowskiego - trzeci raz z rzędu stają na podium w Le Mans. W 2023 roku absolutnie sensacyjnie wygrali w swojej klasie jako pierwszy polski zespół w historii. Jakub Śmiechowski, syn właściciela, stanął wówczas na podium obok kolegów z ekipy: Hiszpana Alberta Costy i Szwajcara Fabio Scherera. Rok temu byli drudzy - tym razem ze Śmiechowskim jechali Władisław Łomko z licencją z Grenady i Francuz Clement Novalak.
Dziś udało się powtórzyć sukces sprzed dwóch lat - tym razem już zdecydowanie mniej sensacyjnie, bo to ugruntowana już ekipa czołówki. Robią rzeczy wielkie. Załoga w składzie Śmiechowski, Nick Yelloly (Wielka Brytania), Tom Dillmann (Francja), stanęła na najwyższym stopniu “drugiego” pod względem istotności podium tego wyścigu. Tego samego dnia wygrało dwóch Polaków i polski zespół. Kto jeszcze kilka lat temu by w to uwierzył?
Warto też wspomnieć, że druga załoga Inter Europol dojechała dziesiąta w klasie i piąta w kategorii Pro-Am, co również stanowi przyzwoity wynik.

“Biała plama” znika

Przez lata Polska była “białą plamą” na wyścigowej mapie świata. Praktycznie w ogóle nie istniała w motorsporcie. Komentujący tegoroczne Le Mans Grzegorz Gac wspominał, że gdy w 2005 roku pierwszy raz pojawił się na wyścigu, przyjazd polskich dziennikarzy stanowił sensację - aż robiono z nim wywiad.
Dziesięć lat później doczekaliśmy się pierwszego Polaka na starcie w nowożytnej historii wyścigów - Jakuba Giermaziaka. I było to święto - poprzednim Polakiem był hrabia Stanisław Czaykowski w 1933 roku. Od tamtej pory zmieniło się bardzo wiele. I bardzo szybko.
Pojawił się Inter Europol. Wrócił Kubica. Jako pierwszy Polak stanął na podium w klasie. W 2023, osiem lat po starcie Giermaziaka, “Piekarze” historycznie wygrali LMP2. A dziś, 20 lat po tym, jak pojawienie się delegacji znad Wisły uznano za sensację, mamy polskiego zwycięzcę tego wyścigu, nazywanego często największym na świecie.
Dla polskich wyścigów to sen. Wyszły z niebytu jak Kubica. Le Mans staje się polskie, choć przed erą Kubicy właściwie w wyścigach nie istniała. 15 czerwca 2025 przejdzie na zawsze do historii.

Przeczytaj również