Kolejna kompromitacja Kuleszy i PZPN-u. Wystarczy. Czas na dymisję

Kolejna kompromitacja Kuleszy i PZPN-u. Wystarczy. Czas na dymisję
Piotr Matusewicz / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 13:30
W minioną środę po Polsce poniósł się tekst portalu Goniec.pl, który piętnował alkoholowe ekscesy Cezarego Kuleszy. Nie mam wątpliwości, że zamieszczone tam rewelacje powinny poskutkować dymisją obecnego prezesa. Nie mam również wątpliwości, że do tej dymisji nie dojdzie.
Wszyscy wiedzieliśmy, że alkohol w PZPN-ie leje się strumieniami. Przyznawali to sami działacze, często nawet dość oficjalnie, bo jak inaczej podchodzić do słów Cezarego Kuleszy, który w rozmowie z RMF FM nie krył zdziwienia, że można siedzieć tak bez niczego. Wypowiedź ta weszła już do języka polskiej piłki i stała się przedmiotem drwin.
Dalsza część tekstu pod wideo
Korespondowała z naszymi doniesieniami o ekscesach polskiej delegacji w Katarze (więcej TUTAJ). Teraz zaś została wzmocniona przez reportaż opublikowany na Goniec.pl, który opisywał między innymi, że na Bliskim Wschodzie nie tylko dochodziło do wielogodzinnych imprez, ale też burd, a Kulesza miał denerwować się, gdy w jego pokoju hotelowym brakowało wódki.
To właśnie ten reportaż - opublikowany dwa dni po wyborach na prezesa - powinien zakończyć się podaniem do dymisji przez Kuleszę. Ale tak się nie stanie, nie ma na to cienia szansy. Problem został bowiem rozwodniony. Przyjęty do świadomości i skwitowany wzruszeniem ramionami, bo przecież po tej grupie działaczy nie spodziewano się niczego innego.
Ja jednak nie będę udawał. Całość (znajdziecie ją TUTAJ) robi na mnie gigantycznie negatywne wrażenie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, aby jakikolwiek inny prezes tak wielkiej federacji wszystko załatwiał wódką, w stanie wskazującym wyznawał miłość Danielowi Obajtkowi, rozmawiał z selekcjonerem będąc pod wpływem lub odwoływał spotkania z trenerem ze względu na, jak to się ładnie mówi, niedyspozycję. A Kulesza miał to zrobić, o ile wierzyć doniesieniom Gońca.
Materiał jest wstrząsający, a także, co kluczowe, niewyssany z palca. Skontaktowałem się w tej sprawie z Januszem Schwertnerem, redaktorem naczelnym wspomnianego portalu. Otrzymałem zapewnienie, że jeśli PZPN chciałby się bawić w pozwy podważając doniesienia Gońca, to nie ma z tym problemu. Każdą z zamieszczonych informacji potwierdzono w przynajmniej dwóch źródłach, a anonimowi dotąd informatorzy są gotowi, aby zeznawać przed sądem.
Wydaje mi się jednak, że nie będzie to konieczne. Tekst nie jest już absolutną świeżynką, a PZPN nie podjął żadnych kroków, aby iść na zwarcie z autorami. W przesyłanych odpowiedziach groził palcem, zaprzeczał stawianym tezom, obrażał się na pytania, finalnie zaś zupełnie zbagatelizował prośbę, aby kwestie skomentował Kulesza, ale to tyle.
Istnieje we mnie przekonanie, że PZPN wie, iż ewentualnej sprawy by po prostu nie wygrał, chociaż sam prezes stwierdził w Onecie:
- Jestem pewny swoich racji. W związku z tym poważnie rozważam obronę swojego dobrego imienia na drodze sądowej. Mam obecnie ważne zadania przed sobą, więc sprawę w całości przekazałem kancelarii prawnej, która analizuje sprawę.
Jeśli do rozprawy nie dojdzie lub, co gorsza, zakończy się ona klęską Kuleszy, jak znajdziemy powód, aby prezes dalej kierował federacją? Jakie z jego działań rekompensuje kompromitacje, których miał się dopuścić w obecności Paulo Sousy, reprezentantów Polski, a także innych działaczy? Wreszcie - jak źle dzieje się wewnątrz PZPN-u, skoro działacze oddali na Kuleszę blisko 100 głosów w ostatnich wyborach? Przecież w momencie podejmowania decyzji musieli mieć świadomość tego, co dzieje się za kulisami. A mimo tego nacisnęli na ten, a nie inny przycisk.
Dlaczego? Bo umówili się na dwie kadencje. Łatwo więc skonstatować, że PZPN trzyma się teraz na słowo honoru, dwie zdrowaśki i "setkę".
Mogę się założyć, że na wierzch wypłynęło sporo, ale na pewno nie wszystko. Rewelacji opublikowanych przez samego Gońca byłoby więcej, gdyby udało się je potwierdzić w większej liczbie źródeł. Kwestią czasu jest więc, kiedy dowiemy się o kolejnych wizerunkowych porażkach. Czy coś to zmieni? Wątpliwe. Pozostał nam wstyd. Nie potrafię traktować notorycznego pijaństwa za jakkolwiek zabawne. Nie zamierzam nawet próbować.
Problemem nie jest to, gdzie PZPN się znalazł, ale to, jak kapitalnie zdołał się tam urządzić.

Przeczytaj również