Lakers rozbici w pył. Miał być wielki sezon, jeden błąd przekreślił wszystko

Lakers rozbici w pył. Miał być wielki sezon, jeden błąd przekreślił wszystko
Marty Jean-Louis / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 08:00
Los Angeles Lakers nie zdobędą mistrzostwa NBA w tym sezonie. Porażka w pierwszej rundzie play-offów obnażyła wszystkie braki “Jeziorowców”. LeBron James i Luka Doncić w składzie to wciąż za mało, aby walczyć o najwyższe cele.
- Mówili, że Lakers zwyciężą w pięciu. My wygraliśmy w pięciu, więc to zwycięstwo smakuje dziesięć razy lepiej - rzucił Anthony Edwards po wyeliminowaniu ekipy z Los Angeles.
Dalsza część tekstu pod wideo
Lider Minnesoty Timberwolves znany jest z ciętego języka i bezkompromisowych odpowiedzi. Tym razem trudno jednak jakkolwiek polemizować z jego słowami. Lakers przystąpili do pierwszej rundy play-offów z łatką faworyta, oczekiwano, że prawdziwa zabawa zacznie się dopiero w kolejnych fazach. Być może nieco w zbyt dużym stopniu przeceniono samą obecność pary LeBron - Doncić. Duet tak kosmicznych zawodników musiał wzbudzać ekscytację, ale w koszykówkę nie gra się dwóch na dwóch. “Jeziorowcy” stworzyli fenomenalny tandem rozgrywających, przy czym zapomnieli otoczyć go wartościowymi obrońcami. Kiedy Dallas Mavericks wymienili Lukę, dyrektor generalny Nico Harrison powiedział, że defensywa wygrywa mistrzostwa. I to właśnie tego elementu zabrakło drużynie z Miasta Aniołów.

Luka w zespole

Najważniejszym momentem tego sezonu w NBA jest i najprawdopodobniej pozostanie wymiana Doncicia na Anthony’ego Davisa. Przenosiny Słoweńca z Dallas do Los Angeles zszokowały cały świat koszykówki i nie tylko. Nawet ludzie, którzy nie do końca śledzą basket, mogli usłyszeć, że doszło do czegoś przełomowego. Lakers jednym ruchem zabezpieczyli przyszłość, pozyskali nową twarz projektu, co miało szczególnie istotny wymiar, biorąc pod uwagę zbliżający się koniec kariery LeBrona Jamesa. Nie ulega wątpliwości, że Luka zajmie miejsce “Króla”, ten proces właściwie już się rozpoczął.
- Możliwość gry u boku LeBrona to dla mnie spełnienie marzeń. Zawsze go podziwiałem. Jest tak wiele rzeczy, których wciąż mogę się od niego nauczyć. Jestem niezwykle podekscytowany, to niesamowite uczucie - mówił Doncić dla Sports Illustrated. - Uwielbiam Lukę. Gra w sposób, w jaki sam chciałem inspirować nowe pokolenie zawodników. Potrafi odczytywać sytuacje na parkiecie, zanim one naprawdę się wydarzą. Swoją grą dodaje pewności siebie kolegom z drużyny. Dzięki niemu wszyscy wierzą, że są jeszcze lepsi - odpowiadał Bron w podcaście Mind the Game.
Doncić, co nikogo szczególnie nie zdziwiło, szybko rozkochał w sobie kibiców LA. Zespół wygrał osiem z pierwszych dziesięciu spotkań z wychowankiem Realu w składzie. 26-latek potrafił robić to, co potrafi najlepiej, czyli rzucać, trafiać i oczarowywać publikę. Po powrocie do Dallas huknął 45 punktów, przeciwko Houston Rockets zebrał ich 39, pieczętując zajęcie przez Lakers trzeciego miejsca w Konferencji Zachodniej. Wszystko teoretycznie szło jak po maśle.
Sęk w tym, że play-offy to zupełnie inna para kaloszy niż sezon zasadniczy. Euforia i ekscytacja związane z pozyskaniem Doncicia sprawiły, że na moment zapomniano o tym, jak Lakers osłabili się w sektorze defensywnym. Luka nie spadł bowiem z nieba, w zamian za niego oddano Anthony’ego Davisa. Co ciekawe, kilka tygodni przed wymianą mówił on, że włodarze powinni sprowadzić nowego centra, ponieważ wolałby grać jako “czwórka”, a nie "piątka". Co zrobił dyrektor Rob Pelinka? Mając stosunkowo niski skład, wymienił najwyższego zawodnika. Oddał podkoszową “wieżę” i ostoję chwiejnej defensywy za kolejnego rozgrywającego. To naturalne, że kiedy nadarzyła się okazja, Słoweńca po prostu trzeba było pozyskać. Ale jednocześnie należało choćby w minimalnym stopniu zapełnić lukę po utracie AD. Tego nie zrobiono.

Brutalne zaniedbanie

Pod koniec poprzedniego okienka Lakers dogadali sprowadzenie Marka Williamsa, 23-letniego centra Hornets. W zamian za niego do Charlotte mieli trafić Dalton Knecht, Cam Reddish i pick w drafcie. Problem w tym, że niedoszły zawodnik LA nie przeszedł badań medycznych. Była to nieco dziwna sytuacja, ponieważ Pelinka ogłosił, że transfer się wysypał, a agent zawodnika twierdził, że nie rozumie całej sytuacji, ponieważ jego klient jest zdrów jak ryba. Finalnie wszyscy rozeszli się w swoje strony. Williams wrócił do Hornets, a podkoszowa obsada “Jeziorowców” pozostała godna pożałowania.
O ile pod koniec sezonu zasadniczego, podopieczni JJ Redicka jeszcze trzymali się w defensywie, o tyle play-offy dotkliwie obnażyły ich braki. Walcząc o najwyższe cele, musisz mieć dobrze skomponowaną defensywę. A fizycznie jest to niemożliwe bez obecności klasowego centra. Kogoś, kto najzwyczajniej w świecie będzie bezpośrednio bronił dostępu do kosza. W pierwszych meczach z Minnesotą szanse dostawał Jaxson Hayes, który grał koszmarnie. W serii z Timberwolves wykręcił średnią, uwaga, 1,8 punktu, 2 zbiórki i 0,3 asysty. Dramat. Rudy Gobert, Julius Randle i Anthony Edwards raz po raz penetrowali obronę Lakers, która nie miała dosłownie żadnej odpowiedzi.
- Zauważyłem, że w pewnym momencie, kiedy Hayesa nie ma na parkiecie, to ja jestem najwyższym na boisku. Więc cóż, wiedziałem, że nie będzie im łatwo zatrzymać nas pod obręczą - przyznał Jaden McDaniels, skrzydłowy Minnesoty.
Po czterech meczach Lakers przegrywali 1:3. W piątym fatalnie spisujący się Hayes nie wstał z ławki. Redick tym razem posłał w bój Doriana Finneya-Smitha, który również zawiódł. W decydującym starciu spędził na parkiecie 29 minut, notując w tym czasie tylko cztery zbiórki i aż sześć fauli. Na przestrzeni całej serii DFS zebrał więcej przewinień (17) niż trafionych rzutów (12). Rotacja okazała się tak źle skonstruowana, że w kluczowym momencie nagle zagrał Maxi Kleber. Niemiec wrócił do rywalizacji po czterech miesiącach pauzy spowodowanej kontuzją stopy. Tego typu eksperymenty po prostu musiały zakończyć się porażką 1:4 i odpadnięciem z play-offów.
- Brak centra? Bez komentarza. Mój kumpel AD powiedział, czego potrzebuje ten zespół, a w następnym tygodniu już go tu nie było. Każdego wieczora zakładam tę koszulkę, daję z siebie wszystko i to się liczy - wypalił LeBron po odpadnięciu.

Za mali, za słabi

Często na poszczególne porażki składa się wiele elementów. Ale akurat w przypadku tegorocznych Lakers powód odpadnięcia jest tylko jeden. Brak wysokiego i skutecznego centra. Piąty mecz z Minnesotą udowodnił bowiem, że zespół nie ma żadnego sposobu na zatrzymanie rywali pod koszem. Koszykarze Timberwolves nie rozegrali wcale fantastycznego zawodów, trafili zaledwie siedem z 47 prób za trzy. Anthony Edwards, czyli nominalny lider, spudłował 11 rzutów dystansowych. Jednak to wszystko nie miało znaczenia, ponieważ Rudy Gobert po prostu bawił się w strefie pomalowanej. Center "Wilków" zakończył mecz z oszałamiającym dorobkiem 27 punktów i 24 zbiórek. Wszyscy zawodnicy LA łącznie zebrali tylko 37 piłek.
- Nie potrafiliśmy zbierać pod koszem. Potrzebujemy kogoś, kto będzie to robił - podsumował Rui Hachimura, skrzydłowy LA, na antenie ESPN. - Zawsze można powiedzieć: "Po prostu graj centrem". Ja rozumiem, że potrzebujemy rozmiaru. W czwartym i piątym meczu Gobert na pewno sprawił nam ogromne kłopoty w ataku. Ale problem polegał też na tym, że nie trafialiśmy swoich rzutów, było sporo sytuacji, kiedy spudłowaliśmy z czystych pozycji. Wiem, że jako drużyna możemy być znacznie lepsi - przyznał trener Redick, przywoływany przez CBC Sports.
- Lakers przegrali, bo byli za mali i za słabi w obronie. Minnesota kompletnie zdominowała ich pod koszem. Gratulacje dla Wolves - ocenił Magic Johnson. - Lakers muszą dodać fizyczności do składu. Bo kto ma tam bronić? LeBron nie gra w defensywie, Doncić nie potrafiłby pokryć nawet krzesła - grzmiał legendarny Charles Barkley, ekspert TNT.
W play-offach NBA uczestniczy 16 drużyn. Lakers zajęli przedostatnie miejsca, jeśli chodzi o liczbę zbiórek i średnią przeciwników zdobywanych przez rywali pod koszem. Jaxson Hayes, Dorian Finney-Smith czy Maxi Kleber nie mieli prawa zatrzymać rozpędzonego Goberta. Momentami wyglądało to tak, jakby koszykarz z liceum przypadkowo trafił na trening gimnazjalistów. Od wszystkich wokół był wyższy, silniejszy i lepszy.

Wiatr spóźnionych zmian

- Kiedy na ostatnią chwilę wykonujesz tak ogromny ruch i zamieniasz centra na rozgrywającego, to oczywiście, że tworzy to pewne problemy. Wiemy, że po sezonie jednym z naszych priorytetów będzie dodanie rozmiaru na pozycji podkoszowego. Po sprowadzeniu Luki po prostu nie mieliśmy czasu na inne wymiany. Teraz będziemy go mieli. Wiemy, że mamy bardzo dużo pracy do wykonaniu i skład na przyszły sezon na pewno będzie wyglądał inaczej - podkreślił Rob Pelinka, cytowany przez Lakersnation.com.
Widzimy zatem, że klub zdaje sobie sprawę z konieczności przebudowy składu. W obecnym kształcie walka nawet nie o mistrzostwo, ale choćby o dojście do finałów, pozostaje w strefie nierealnych marzeń. Na przestrzeni całego sezonu możemy zachwycać się akcjami LeBrona i Doncicia, ich współpracą, efektownymi podaniami. W koszykówkę gra się jednak po obu stronach parkietu. Posiadanie dwóch wybitnych rozgrywających to żaden przepis na sukces.
W mediach ruszyła już karuzela centrów, którzy mogliby wzmocnić LA. Przewijają się takie kandydatury, jak m.in. Myles Turner, Dereck Lively, Brook Lopez czy Walker Kessler. Każdy z nich z miejsca stałby się oczywiście najlepszym centrem w Mieście Aniołów. Trzeba jednak mieć na uwadze, że sfinalizowanie wartościowej wymiany wcale nie będzie takie proste. Ekipa Redicka pozostaje nie tylko skrajnie niska, ale też niezwykle wąska. W piątym meczu z Minnesotą rezerwowi Lakers rzucili tylko cztery punkty. Wcześniej w drugiej połowie game 4 trener przez całą drugą połowę grał dokładnie tą samą piątką. Nie dokonał ani jednej zmiany. Była to pierwsza taka sytuacja w spotkaniu play-offowym w XXI wieku. Trudno o bardziej dobitne potwierdzenie tego, że w tym zespole, poza paroma wyjątkami, jest za mało jakości.
Nominalni zmiennicy w Lakers nie są zatem wystarczająco dobrzy, aby wymienić ich na topowego centra. Jednocześnie trzeba też pamiętać o ograniczeniach budżetowych. Według doniesień 40-letni LeBron James wcale nie myśli o zakończeniu kariery i planuje rozegrać jeszcze co najmniej jeden sezon. Pozostanie legendy zmniejsza zaś finansowe pole manewru w kwestii dokonywania wzmocnień na innych pozycjach.
- Oczekuje się, że LeBron rozegra jeszcze co najmniej jeden sezon w NBA. W 2026 roku Bryce James potencjalnie będzie mógł być zgłoszony do draftu. Bron ma opcję zawodnika za 54 mln dolarów i prawdopodobnie się na to zdecyduje - ujawnił Shams Charania z ESPN.
Podkreślmy jedno, Bron nadal stanowi ogromną wartość dodaną. W tegorocznych play-offach notował średnio 25,4 punktu, 9 zbiórki i 5,6 asysty na mecz. Jednocześnie nie był już tak dominujący, jak przez większość kariery. Będąc krytym przez Goberta, trafiał tylko 29% rzutów z gry. Za rok “Król” pewnie nadal będzie wykręcał rewelacyjne liczby, ale ciężko oczekiwać od niego, aby poprowadził zespół do mistrzostwa. Sama pomoc Doncicia też nie wystarczy. Cóż z tego, że obaj rzucą w meczu po 60 punktów, rozdadzą kilkanaście asyst, skoro rywale w międzyczasie będą dominować w dosłownie każdej akcji pod obręczą.
Duet rozgrywających pozostanie nietykalny, ale reszta składu musi ulec gruntownej przebudowie. I nie będzie to łatwy proces, mając na względzie nie tak dużą jakość poszczególnych podopiecznych Redicka. W Realu Madryt mówiło się kiedyś “Zidanes y Pavones”, ponieważ drużyna była złożona wyłącznie z wielkich gwiazd lub średnich zawodników. Na tej samej zasadzie, ekipa z Crypto.com Arena to obecnie Doncicie i Hayesy.
Atak wygrywa mecze, obrona mistrzostwa. To maksyma stara jak świat. Przykład Los Angeles Lakers pokazuje, że słowa te mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Przeczytaj również