Legia Warszawa i Lech Poznań oglądają ich plecy. A mieli się posypać. "Zadziwiają Polskę"

To dziś najlepszy klub w Polsce? Kapitalna seria trwa. A miały być problemy
IMAGO / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski01 Oct · 16:37
Jagiellonia, jako jedyny z polskich pucharowiczów, ma realną szansę na rychłe objęcie prowadzenia w Ekstraklasie. W lipcu, gdy liga startowała, taki stan rzeczy wydawał się nieprawdopodobny. A jednak od tamtej pory ekipa Adriana Siemieńca ani razu nie przegrała. To zresztą dopiero początek jej sukcesów.
Przed rozpoczęciem bieżącego sezonu Jagiellonia przeszła kolejną rewolucję. Nie była to przy tym rewolucja obliczona na tak duży zysk jak rok temu. Tym razem białostoczanie zainkasowali około 1,2 mln euro z tytułu sprzedaży, a pożegnali aż 11 zawodników. Chodziło więc o przewietrzenie szatni, swoistą wymianę krwi. Jednocześnie pojawiały się spore obawy jej dotyczące, bo Jagiellonia długo się rozpędzała, a gdy już ściągała piłkarzy, to raczej takich, których łatwo było zakwestionować.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niespokojne odczucia zostały wzmożone tuż po pierwszej kolejce sezonu. Zespół Adriana Siemieńca został wtedy rozwalcowany przez powracającą do elity Termalikę (4:0), co mogło zwiastować kłopoty rzutujące na resztę rozgrywek. W Białymstoku nikt jednak nie myślał o tym, aby bić na alarm. Uspokajał sam szkoleniowiec, przyznawał, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby elementy nowej układanki wskoczyły na właściwe miejsca.
Czasu faktycznie potrzebował tylko trochę. Następny mecz Jagiellonia wygrała. Następny też. I następny, następny, następny. Potem zdarzyły się jej remisy, jednak ani jedna porażka. "Duma Podlasia" znów umiejętnie łączy walkę w pucharach (a przynajmniej w eliminacjach) z rywalizacją na krajowym podwórku. Od lipca rozegrała 14 meczów i nigdy nie schodziła na tarczy, a przecież miała na rozkładzie Cracovię, Legię, Wisłę Płock czy Lecha. Duża sztuka.

Poświęcenie

Jednocześnie sztuka wymagająca zmiany podejścia. Jagiellonia, która cieszyła się mianem jednej z najefektowniej grających drużyn w Polsce, nieco spuściła z tonu. Stała się bardziej pragmatyczna, czego najlepszym przykładem starcia z Lechem i Legią. W nich zespół Siemieńca nie tylko miał mniejsze posiadanie piłki, ale też dał się rywalom wyszumieć. Zwłaszcza z Legią, która absolutnie dominowała, miała znacznie lepsze sytuacje, ale była szaleńczo nieskuteczna.
Takie mecze białostoczanom nie zdarzają się oczywiście często, są raczej wyjątkiem, ale sam fakt, że się pojawiają i kończą w sposób dla "Jagi" szczęśliwy (i to podwójnie, uśmiech losu odgrywa w nich pewną rolę), świadczy o tym, że ten zespół... dojrzał. Nie rzuca pełnych sił w każdym spotkaniu, umiejętnie zarządza energią ograniczonej przecież kadry. Dość powiedzieć, że Siemieniec skorzystał w tym sezonie z 24 zawodników, Edward Iordandescu z 30 (sic!), a nie widać, aby drużyna z Podlasia była na boisku wypompowana.
Jest natomiast inna i raczej nie wróci do swojej formy z poprzedniego sezonu. Piękną, ofensywną grę delikatnie poświęcono na rzecz punktów, niejako wbrew ogólnemu trendowi w lidze, i między innymi dzięki temu Jagiellonia jest o krok od statusu lidera Ekstraklasy. Traci raptem punkt do pierwszego Górnika Zabrze, a ma na koncie jedno spotkanie mniej.
24/2525/26MIEJSCE W LIDZE
OCZEKIWANE GOLE NA MECZ1,551,304 vs 13
OCZEKIWANE GOLE STRACONE NA MECZ1,371,629 vs 5
STRZAŁY NA MECZ10,299,116 vs 13
STRZAŁY CELNE NA MECZ4,565,007 vs 2
KILOMETRY NA MECZ114,33106,35 vs 12

Rozbłysk

Nie oznacza to rzecz jasna, że Jagiellonia jest nieprzyjemna w odbiorze. Liczba drużyn, które bardziej kwalifikują się do tego miana, pewnie z trudnością mieści się na palcach obu dłoni. Jagiellonia wciąż potrafi być piękna, co jest dość logiczne, biorąc pod uwagę obecność Jesusa Imaza, Afimico Pululu, a przede wszystkim Oskara Pietuszewskiego. Na ten moment najbardziej elektryzującego nazwiska w Ekstraklasie, 17-latka, który daje solidne argumenty, aby powołać go do pierwszej reprezentacji.
Dlaczego mielibyśmy czekać? Ktoś powie, że ze względu na niezbyt imponujące liczby, bo przecież skrzydłowy ma tylko dwa trafienia oraz asystę. No dobrze, ale w całej lidze wśród polskich bocznych atakujących lepszymi wynikami indywidualnymi pochwalić się mogą jedynie Kamil Grosicki (dwa gole i cztery asysty), Dawid Błanik (5+1) i Michael Ameyaw (1+3), przy czym pierwszy mocno spuścił z tonu (trzy mecze z pustym przelotem), a zawodnik Rakowa występuje na drugiej stronie boiska.
Pietuszewski ma przy tym wielki potencjał, jest jednym z realnych kandydatów do pobicia rekordu Ekstraklasy. W końcu bowiem doczekaliśmy się chłopaka stricte ofensywnego, który piłki się nie boi, u którego liczby są dodatkiem do całościowo świetnej gry, a nie jedynie sztucznym polepszaczem. Nikt chyba, kto regularnie Jagiellonię ogląda, nie ma wątpliwości, że więcej bramek i asyst to w wypadku 17-latka jedynie kwestia czasu. Musi poprawić decyzyjność, przyda się lepsze wykończenie, ale już teraz - rzecz kluczowa - mówimy o chłopaku kapitalnie uzdolnionym, jego nie trzeba będzie uczyć choćby dryblingu. W Białymstoku jest perełka do oszlifowania, a czasu zostało sporo - Mariusz Piekarski zapowiedział, że zmiana klubu wchodzi w grę najwcześniej latem.
WYNIK PIETUSZEWSKIEGOKTÓRY W LIDZE?
UDANE DRYBLINGI15piąty
DRYBLINGI NA MECZ3,44czwarty
SPRINTY NA MECZ14,3dziewiąty
NAJWYŻSZA PRĘDKOŚĆ34,95 km/hszósty
- Jego technika, która pozwala świetnie reagować w deficycie czasu i przestrzeni, pozwala mu na takie działanie, że drużyna tylko korzysta. Świetny indywidualista, każdy chciałby mieć takiego w swojej drużynie - powiedział nam kilka miesięcy temu Kamil Stanisławski, który pracował z Pietuszewskim w CLJ Jagiellonii (szczegóły TUTAJ).

Konsekwencja

Trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym Jagiellonia nagle się załamuje. To zbyt dobrze, zbyt konsekwentnie budowana drużyna. W poprzednim sezonie, uświetnionym trzecim miejscem w lidze, a także ćwierćfinałem Ligi Konferencji, białostoczanie mieli najlepszy stosunek wynagrodzeń do budżetu. Wyniósł on zaledwie 37%. Latem, chociaż doszło do rewolucji i sprowadzenia między innymi dość drogiego Kamila Jóźwiaka, wynik ten nie został drastycznie zmieniony. Białostoczanie nie tworzą kominów, wykonują krok za krokiem i niezmiennie zadziwiają Polskę.
Ewentualne kryzysy rozwiązywane są może nie błyskawicznie, ale proces cechuje brak nerwowości. Gdy w minionych rozgrywkach Siemieńcowi przytrafiła się seria sześciu porażek z rzędu, to w gabinetach nikt nie pomyślał o zwolnieniu, chociaż drużyna nie tylko spadła w tabeli, ale też odpadła z eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Trenerowi dano czas, a owoce zaufania były bardzo słodkie. Bo czasami rozwiązanie jest bliżej niż myślimy, a zarazem nie sposób je znaleźć nagle, natychmiast. Sukcesy nie biorą się z łapanki, a o tym wciąż zdaje się zapominać wielu szefów polskich klubów.
To jednak nie zmartwienie Jagiellonii. Ona może spokojnie przygotowywać się do dalszej walki o najwyższe cele w Ekstraklasie i do kolejnego podboju europejskich pucharów. Pewnie nie uda się powtórzyć sukcesu z poprzedniej edycji, ale jeszcze pewniejsze wydaje się, że białostoczanie za rok znów zapukają do Europy. Klub ustabilizował się na poziomie, jaki był nieosiągalny na początku kadencji Siemieńca. Przypomnijmy, że gdy przejmował stery, musiał walczyć o utrzymanie.

Przeczytaj również