Legenda Barcelony szaleje. Zwalnia bez litości, rzuca wyzwiskami. "Jesteście łajdakami"
Zapomnijcie o Józefie Wojciechowskim. Zapomnijcie o Mirosławie Stasiaku. Kiedyś byli katami trenerów, zwalniali na potęgę, często z błahych powodów, nierzadko bez żadnego powodu. To w Polsce. W Hiszpanii, a technicznie rzecz biorąc w Andorze, tytuł ten od niedawna dzierży Gerard Pique.
Jest prezesem od sześciu lat. Przy okazji zwolnił wielu trenerów. Wszyscy zdołali do tego przywyknąć. Ktokolwiek zasiądzie na ławce trenerskiej jego klubu, niech lepiej nie rozpakowuje swoich rzeczy w gabinecie. Przed utratą pracy nie chroni nic. Ani dobre wyniki, ani awans, nawet dobre stosunki z właścicielem nie trwają wiecznie. Wszystko zależy od widzimisię jednego człowieka. Witajcie w świecie Gerarda Pique.
Dwa awanse w jednym sezonie
Przypomnijmy, skąd były piłkarz Barcelony wziął się w Andorze i z czego zasłynął. Drużynę przejął pod koniec 2018 roku przez swoją firmę Kosmos Holding, kiedy jeszcze czynnie grał w piłkę. O tym, że jest to możliwe, dowiedział się od “znajomych znajomych”, którzy namawiali go na tę transakcję.
- Długo nad tym myślałem, w końcu uznałem, że to może być okazja, która się nie powtórzy - mówił kilka lat po przejęciu.
Od razu musiał zakasać rękawy, bo jego podopieczni mieli problem z utrzymaniem się w piątej lidze. Tracili jeden punkt do strefy spadkowej i 17 oczek do lidera Primera Catalana. Pierwszym krokiem było zatrudnienie swoich znajomych, dawnych graczy “Dumy Katalonii”, Gabriego i Alberta Jorquery, mianując ich na stanowiska trenera i asystenta.
- Wspominam tę przygodę bardzo dobrze. Prowadziłem amatorski zespół, ale zawodnicy zachowywali się profesjonalnie. W dzień pracowali, a wieczorami ciężko trenowali. Naprawdę ciężko - mówił Gabri.
Efekt Pique dało się zobaczyć nie tylko po wynikach. Zwykle na mały obiekt w Encamp przychodziło po 20 osób. Głównie rodziny zawodników. Gdy prezesem został stoper “Blaugrany” i kiedy zmienił się sztab trenerski, trybuny stopniowo były wypełniane coraz mocniej. Na najważniejszych meczach w sezonie, gdy Andorra wywalczyła awans, grę drużyny śledziło 1500 kibiców, a drugie tyle obserwowało spotkanie z ulicy.
Drużyna uzyskała promocję do czwartej ligi, ale Pique wykorzystał kolejną szansę od losu. Wpłacił pół miliona euro hiszpańskiej federacji, dając swojej drużynie miejsce w trzeciej lidze. Tym samym Andorra zastąpiła w stawce Tercera Division zlikwidowane z powodów finansowych FC Reus. Ten kontrowersyjny ruch, przy “zielonym stoliku”, pozwolił cieszyć się Andorze podwójnym awansem w ciągu jednego lata. Wiązało się to też z przyjściem kolejnego trenera. Pique uznał, że drużyna potrzebuje innej “miotły” i zaprosił do współpracy Nacho Nastro, jeszcze mniej doświadczonego od Gabriego. Nowy szkoleniowiec utrzymał się na fotelu ledwie rok.
Znane nazwisko
Potem nastąpił najbardziej udany i trwały wybór. Eder Sarabia, obecnie trener Elche, który w tym sezonie urwał punkty Realowi Madryt, stał na czele Andorry przez ponad dwa sezony. Poprowadził drużynę do Segundy, a następnie absolutnie kapitalnego siódmego miejsca, tuż przed pozycją uprawniającą do występów w barażach o Primerę. Być może to był właśnie jego błąd. Za bardzo podniósł oczekiwania prezydenta. W sezonie 2023/24 rezultaty znacząco się pogorszyły, klub spadł do trzeciej ligi, a zasłużony dla państwa-miasta-klubu Sarabia został zwolniony w przedostatniej kolejce.
Jego następca, Ferran Costa, otrzymał misję na starcie nowej kampanii, tylko po to, by wylecieć z hukiem po 20. kolejce, gdy “Tricolore” utknęli w środku tabeli. Pracę otrzymał za to Beto Company. Kiedy 20 stycznia tego roku klub z Księstwa zajmował 10. miejsce i tracił cztery punkty do baraży, 46-latek odmienił oblicze Andorry, przywracając jej błysk i pewność siebie. Co więcej, w ramach nowych porządków Gerard Piqué jeszcze mocniej włączył się w codzienne funkcjonowanie zespołu, ściśle współpracując z trenerem i de facto pełniąc przy nim funkcję asystenta.
Piłkarze spisywali się kapitalnie zwłaszcza w ofensywie. Beto zapewnił awans, zajmując czwarte miejsce w lidze i pokonując w finale baraży SD Ponfererradinę 1:0, czego w tamtym momencie nikt się nie spodziewał. Tyle że Pique zamiast obsypać go złotem, wręczył mu… wypowiedzenie. Latem doszło do scysji na linii prezydent-trener i nie zważając na zasługi, były stoper Barcelony postawił na kogoś innego.
Podpada sędziom i władzom
Kolejnym zbawcą i historycznym pierwszym trenerem, który wyniesie Andorrę do hiszpańskiej ekstraklasy, miał być Ibai Gomez. Były zawodnik Athleticu podpisał latem dwuletni kontrakt, ale chyba sam nie wierzył, że zdoła go wypełnić. Poległ już po 14 kolejkach z rekordem: cztery wygrane, pięć remisów i pięć porażek. 17 punktów dało pozycję tuż nad strefą spadkową. Jego los był przesądzony. Gilotyna opadła, głowa poleciała. Od dwóch tygodni zespół nie ma nowego szkoleniowca, zakotwiczył w strefie spadkowej, a sesje treningowe potrafi poprowadzić Pique. Sam siebie przecież nie zwolni.
Relacje z trenerami są tylko jednym z wielu kamyczków do jego ogródka. 38-latek ma na koncie więcej przewin i bywają okresy, gdy nie schodzi z nagłówków lokalnych gazet. Kilka miesięcy temu skrytykował rząd księstwa Andory za niewystarczające inwestycje w najstarszą drużynę kraju, sugerując, że ministrowie wolą “skupiać się na rugby i koszykówce kosztem infrastruktury piłkarskiej”.
- Jesteśmy najważniejszym projektem sportowym w regionie, nie możemy się na to godzić - podkreślał.
Innym razem okazywał oznaki frustracji na boisku. W październiku został ukarany grzywną w wysokości dziewięciu tysięcy euro i formalnym ostrzeżeniem przed surowsza karą za słowną sprzeczkę z sędziami po meczu z Leganes. Pique po ostatnim gwizdku miał zwrócić się do asystenta słowami “wszyscy jesteście łajdakami”, a później, przed szatnią sędziowską wykrzykiwał “to cholerny wstyd! A teraz możecie to sobie zapisać w raporcie!”.
Nowemu, przyszłemu trenerowi, ktokolwiek nim zostanie, życzymy zatem spokoju, wytrwałości i, już teraz, powodzenia w następnej pracy.