Legia Warszawa winnego widzi tylko w sobie. Kilku piłkarzy zawiodło, Muci uratował mecz z Austrią Wiedeń

Legia winnego widzi tylko w sobie. Kilku piłkarzy zawiodło, Muci uratował mecz z Austrią Wiedeń
Piotr Matusewicz/Pressfocus
W tym tygodniu zepsuła się atmosfera wokół występów polskich drużyn w Europie. Legia Warszawa zapewniła wzmożone emocje za tydzień, kiedy pojedzie do Wiednia. Porażka 1:2 to stan do odrobienia, ale wniosków po spotkaniu u siebie jest więcej złych niż dobrych.
Pierwsza strata bramki, to podanie Kacpra Tobiasza do Jurgena Elitima, które… wrzuceniem na konia nie było, bo planowo Legia ma grać od bramki przez środek boiska, a pomocnik nie miał rywala niemalże na plecach. Jednak było niewygodne, to bez wątpienia. A wycofanie piłki przez Elitima do Rafała Augustyniaka, to już proszenie się o problem. I tak było 0:1. Z kolei druga bramka dla austriaków to niezrozumiałe, łatwe dopuszczenie Muharema Huskovicia do sytuacji, nie nadążył za nim Augustyniak.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kacper Tobiasz od kilku tygodni jest podważany. Główne zarzuty czytane w internecie to niepewność, nerwowość w jego grze. Po dzisiejszym złym rozpoczęciu meczu przez Legię można było zauważyć, że Tobiasz chce pokazać się z dobrej strony i czuć odpowiedzialność za defensywę. Wskazują na to liczne piąstkowania i sytuacja-mijanka z Augustyniakiem (z napierającym rywalem), kiedy Tobiasz na przedpolu mógł zostawić sprawę obrońcy, a sam wziął się za przecięcie piłki. Zresztą trzeba mu oddać wybronienie strzału w sytuacji sam na sam, gdy mogło być 0:3.
Występ jednego z piłkarzy można ocenić bardzo konkretnie. Elitim zagrał pewnie swój najgorszy mecz odkąd trafił do Warszawy. Wpłynęło to na to, że generalnie ’’legioniści” nie przejęli środka pola. Właśnie pomoc to najmocniejsza formacja Austrii Wiedeń. A przeciwko niej na dwóch miejscach w środku pomocy Legii zagrali: Slisz, Elitim, Josue oraz Celhaka. Były rotacje, nie było z tego uzyskanej przewagi.
Jednak jeśli szukamy konkretnych sytuacji, które wpłynęły na porażkę Legii, to znajdziemy je nie tylko w tyłach czy środkowej strefie boiska, a przede wszystkim w ofensywie. Dyspozycja Marca Guala była daleka od tej oczekiwanej. Chciał dostać piłkę co akcję, a kiedy ta była mu dostarczana - sam nie miał pomysłu co z nią zrobić.
Hiszpan zaliczył irytujący występ. Zwłaszcza, że w pierwszej połowie dostał prostopadłe podanie i miał okazję wyjść sam na sam i nie zdołał dobrze przyjąć piłki. A w drugiej to już gangsterka i zmarnowana stuprocentowa sytuacja bramkowa. Jego zmiennik zagrał o niebo lepiej, ale o Mucim później.
Zresztą później równie klarowną okazję miał Tomas Pekhart i strzelił obok bramki. Czech pokazywał dobrą ’’zastawkę’’ tyłem do bramki. Tylko mamy na myśli sytuacje na własnej połowie, kiedy grał pod faul zabezpieczając Legię przed szybkim atakiem rywali. Snajper działał skutecznie, ale często defensywnie, co pokazuje, do czego czasem musiała uciekać się Legia.
Oblicze meczu odmienił Ernest Muci. Wszedł i robił co mógł, by wpłynąć na wynik. Nie dość, że strzelił gola na 2:1, to w każdej akcji był zaangażowany i w defensywę i w atak, gdzie był kreatywny i stale aktywny. Największy plus w Legii tego dnia.
Na pomeczowej konferencji Kosty Runjaicia (który ze względu na język rywali zdecydował się wypowiadać jednorazowo po niemiecku) przewijały się kolejne tematy poruszane przez szkoleniowca lub zawierane w pytaniach aż po dobrych kilku minutach zapytaliśmy dopiero o faul na Pawle Wszołku z pierwszej połowy.
I to wskazuje, że Legia nie zamierza podchodzić do rywalizację o Ligę Konferencji awanturniczo, głupio (z wyjątkiem Pekharta, który zobaczył ’’żółtko” za niesportowe zachowanie), tylko skupić się na sobie, bo jeśli ktoś jest winny porażki wicemistrzów Polski, to oni sami. I tę świadomość czuć.
Jednak rzut karny powinien zostać odgwizdany, a to sprawiłoby, że przy 0:1 polska ekipa miałaby piłkę na tacy, by doprowadzić do remisu jeszcze przed przerwą. Wszołek wygrał pozycję, wbiegł w pole karne i kiedy chciał zająć się piłkę, został zrównany z ziemią, gdy rywal wbił mu się wślizgiem w nogi. Reakcja? Brak, gramy dalej.
Francuski arbiter Pierre Gaillouste to margines sędziowski w swoim kraju, jeśli spojrzeć na opinie rodaków o jego pracy. W Warszawie były sytuacje zapalne, radził sobie średnio, ale brak przyznania karnego dla Legii to czysty skandal.
Kosta Runjaić wypowiedział się jednak na ten temat w bardzo stonowany sposób. I to się szanuje, bo w końcu miał w czwartkowy wieczór inny, poważniejsze bolączki.
- Podzielam zdanie, że powinien być rzut karny. Gdyby był VAR, to sędzia na pewno podjąłby decyzję na naszą korzyść. Jestem orędownikiem VAR-u. Ale z Ordabasami były decyzje, które sędzia powinien podjąć na naszą niekorzyść - powiedział trener.
Czy Legia ma szanse za tydzień? Oczywiście, że tak, ale to musi być zespół z meczów z ŁKS-em czy Ruchem, a nie ze spotkań z Ordabasy Szymkent lub - co gorsza - z pierwszego starcia z Austrią. A przełożenie gry ze starć z ekstraklasowymi beniaminkami na Europę - będzie trudne. Ale zwycięstwo w rewanżu w Wiedniu jest w zasięgu.

Przeczytaj również