Legia zrzuciła bombę na Ekstraklasę. Ten ruch przestawia wszystko w polskiej piłce

Legia zrzuciła bombę na Ekstraklasę. Ten ruch przestawia wszystko w polskiej piłce
Longfin Media / shutterstock
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 06:25
Można bawić się w półśrodki lub wręcz przeciwnie, pójść w hiperbole, ale efekt będzie ten sam. Ściągnięcie Marka Papszuna przez Legię, i to w dodatku w samym środku sezonu, to absolutny szok. Ruch, jakiego w polskiej piłce dawno nie było i długo nie będzie. Paskudny, bezwzględny, imponujący, kontrowersyjny - każdy.
Ostatnią nominacją, która narobiła podobnego zamieszania, było sprowadzenie Adama Nawałkę przez Lecha. Nawałka był przecież świeżo po odejściu z reprezentacji, do piłki klubowej wracał w glorii i chwale, niezależnie od tego, jak wyglądał mundial w Rosji. Efekt okazał się paradny, lecz pod względem wewnętrznego fermentu żaden ruch nie mógł się z nim równać. Owszem, różne kluby próbowały, w końcu Cracovia wzięła szkoleniowca z przeszłością w Ligue 1, ale to do detronizacji Nawałki nie wystarczyło.
Dalsza część tekstu pod wideo
Teraz silny się znalazł. Wyciągnięcie Marka Papszuna z Rakowa, na co właściwie wszystko już wskazuje, to zupełnie inna para kaloszy.
Legia udowadnia, że wciąż ma niesamowitą moc przyciągania. W obecnych realiach jedynym polskim trenerem z silniejszą pozycją jest Adrian Siemieniec, ale ten, w przeciwieństwie do Papszuna, nie zamierza porzucać aktualnego projektu w połowie zdania, również dlatego, że z Legią w żaden sposób związany nie jest. A Papszun już od pewnego czasu dawał znaki, że Legia to dla niego klub ważny.
- Jestem z Warszawy. Też wychowałem się na Legii jako młody chłopak i tego nigdy nie ukrywałem. Do dziś moi znajomi to są kibice, to są chłopaki, z którymi studiowałem, z którymi jeździłem na mecze. Ten sentyment do tego klubu jest, natomiast po czasie ta moja perspektywa trochę się zmieniła - mówił w marcowej rozmowie z kanałem NaWylot. Słowa te częściowo nie przetrwały próby czasu, sama "zmiana perspektywy" wygląda na nietrwałą. Po ponad ośmiu latach w Częstochowie trener gotowy jest spakować walizki, bo pojawiła się oferta, na którą, jak widać, czekał przez większość swojej kariery.
To nieco zmniejsza zdziwienie związane z tym ruchem, który z zasady dziwi, wszak Raków wydaje się stać na nogach stabilniejszych niż Legia. Szkopuł w tym, że swoisty sufit Rakowa, choćby medialny, znajduje się gdzieś na pięterku Legii. Nie da się tych drużyn zestawić, odtworzenie wielkiej Legii - nawet jeśli z boku wydaje się niemożliwe, bo to klub zeżarty wieloma wewnętrznymi problemami - to perspektywa bardziej kusząca niż mozolne budowanie Rakowa, który, w pewnym sensie, pozostaje prowincjonalny. Częstochowianie nie zbudują porównywalnej bazy kibicowskiej, stojącej u podstaw wielu rzeczy. To coś, czego nie są w stanie zrekompensować nawet kwestie sportowe, gdzie Raków Legię niejednokrotnie dogonił, a czasami okazywał się lepszy.
Inna sprawa, że transfer Papszuna uderza w samego szkoleniowca. Ryzykuje bardzo wiele, stawia na szali swoją renomę, również przyjaźń z Michałem Świerczewskim. To nie określenie na wyrost, panowie przyznawali przecież, że świetnie się dogadują, szanują. Tutaj tego szacunku brakuje, co w oficjalnym komunikacie oczywiście nie padnie i nie sądzę, aby sam Świerczewski wypowiedział się dosadnie. Ale nagłe porzucanie drużyny, która Papszunowi dała wszystko (z wzajemnością) i to dla bezpośredniego rywala domaga się stwierdzeń mocnych. Te z pewnością popłyną z trybun już w sobotę, kiedy trener najpewniej będzie żegnał się meczem z Piastem.
Raków oczywiście wytypował już nowego szkoleniowca, miejsce Papszuna ma zająć Łukasz Tomczyk z Polonii Bytom, ale nawet jeśli częstochowianie byli przygotowani na pożegnanie swojej legendy, to nie oznacza, że to pożegnanie planowali, ani tym bardziej, że kibice mają je zaakceptować. Nie, kiedy dochodzi do niego w tym stylu.
Tomczyk zaistniał w raportach, bo spodziewano się, że Papszun może trafić do zagranicznego klubu, jeszcze przed powrotem pod Jasną Górę był realnym kandydatem dla Hajduka Split. Nie myślano raczej, że w listopadzie trener zdecyduje się na przeprowadzę do Warszawy.
W Polonii też raczej nie spodziewano się, że nagle trzeba będzie wymieniać zbierającego rewelacyjne opinie szkoleniowca. A jednak domino przetoczy się też na bytomian, zajmujących obecnie zaskakujące czwarte miejsce na zapleczu Ekstraklasy. Legia więc jednym posunięciem wywraca w polskiej piłce do góry nogami w zasadzie wszystko. W nowe realia wkraczają dwa potężne kluby oraz kolejny, który do elity aspiruje. Wydaje się, że Dariusz Mioduski nie ma już nic do stracenia, więc postawił na opcję atomową.
Należy pamiętać, że Legia sprowadza nie tylko jednego z najbardziej utytułowanych, lecz również wymagających szkoleniowców. Papszun na konferencjach potrafił narzekać na piłkarzy, ruchy zarządu i to mimo wydanych fortun. Jednocześnie potrafił chować do szafy zawodników sprowadzonych za spore pieniądze, czego przykładem losy Karola Struskiego. Czasami nad decyzjami szkoleniowca szybko przechodzono do porządku dziennego, ale w Legii jest inaczej. Tutaj każde posunięcie zostanie rozebrane na czynniki pierwsze.
A Papuszn zamierza działać po swojemu od samego początku. Do klubu ma przyjść z mocnym sztabem, według Pawła Gołaszewskiego od razu ściągnie trzech ludzi. Artur Węska, obecny asystent, może błyskawicznie wygryźć Inakiego Astiza. Maciej Kowal, trener bramkarzy, stanowi bezpośrednie zagrożenie dla krytykowanego Arkadiusza Malarza. A na tym nie koniec, bo przecież jeszcze między innymi specjaliści od przygotowania motorycznego, a także mentalnego.
Jednym z nich ma zostać Michał Garnys. Ten sam człowiek, który w finale Pucharu Polski ostro skonfliktował się z ławką... Legii. To też jedna z przyczyn, dla których kibice stołecznych nie skaczą i nie fetują kolektywnie przybycia nowego trenera.
Z całą pewnością nad Łazienkowską nadciąga listopadowa rewolucja. Ale chociaż działania są gwałtowne, to na efekty tych zmian pewnie trzeba będzie poczekać. Papszun musi się w Legii urządzić, a Legia musi urządzić się z Papszunem. To potrwa, choćby ze względu na obecny kształt kadry. 4-4-3 przygotowane pod Edwarda Iordanescu nijak ma się do systemu z wahadłami, od którego niedoszły selekcjoner nie zamierza odejść. Szykują się tygodnie wymagającej przeprawy.
Próżno ukrywać, że decyzja Legii - o ile Świerczewski przyklepie odejście trenera - nie wpłynie na bieg wydarzeń i rywalizację o mistrzostwo Polski. Ucieszą się wszyscy walczący o tytuł, na czele z najbardziej ustabilizowaną Jagiellonią i obecnie liderującym Górnikiem. Przecież Raków też będzie potrzebował chwili, aby wskoczyć na tomczykowe tory. Nawet jeśli ten bardzo obiecujący trener okaże się trafnym wyborem, to trudno oczekiwać, aby od razu dowoził wyniki lepsze niż ścisła czołówka.
Może się więc okazać, nie będzie to zresztą specjalnym zaskoczeniem, że całe to zamieszanie krótkoterminowo najbardziej zadowoli właśnie Jagiellonię. W środku zmagań o najważniejsze laury rywale wykonali gwałtowny zwrot. Albo się na chwilę wykoleją, albo ruszą do przodu z niespotykaną wcześniej parą. Na ten moment pierwsza opcja wydaje się nieco bardziej prawdopodobna.

Przeczytaj również