Lepszy niż myślą. Reprezentant Polski spełnia marzenia i zamyka usta krytykom. "Łatka do kubła na śmieci"
Dla części opinii publicznej do końca grania będzie “Mylikiem”, gościem od memów z dzikiem i karabinem. Za granicą doceniają go bardziej niż w Polsce. Tymczasem Arkadiusz Milik ma taką karierę, że przypięte mu łatki są po prostu krzywdzące.
Mimo zawirowań po drodze, Juventus ogłosił w ubiegłym tygodniu transfer definitywny Arkadiusza Milika. “Stara Dama” zapłaciła za Polaka “od ręki” sześć milionów euro, a kolejny milion może trafić na konto Marsylii w bonusach. Wydaje się, że to transakcja idealna dla wszystkich stron. Ale największym wygranym jest sam piłkarz. Napastnik znów udowodnił, że pokonuje przeciwności losu równie skutecznie, co bramkarzy rywali przez większość kariery. Bo wbrew pozorom i często błędnej opinii, 29-latek ma naprawdę dobre wyniki strzeleckie. I CV na polskie warunki po prostu znakomite.
Promocja
Jeden ligowy gol od końca stycznia. Po drodze kontuzja wykluczająca z gry na dwa miesiące. Wreszcie obniżka formy całej drużyny, osłabionej zabieranymi, oddawanymi i znów zabieranymi punktami. Do tego informacje wskazujące na konieczność kolejnej zmiany klubu. To nie było udane półrocze w wykonaniu Milika, który po niezłym starcie w Turynie obniżył loty. Na tyle, że doniesienia o zamknięciu biało-czarnego rozdziału w jego karierze nie szokowały. Zanim bowiem “Juve” dogadało się z Marsylią, czołowi włoscy dziennikarze zgodnie informowali o fiasku negocjacji. Media zdążyły połączyć reprezentanta Polski z przenosinami do Lazio czy klubów Premier League. Na początku czerwcowego zgrupowania sam zawodnik mówił:
- Ja chciałbym zostać w Juventusie. Czuję się tam dobrze, trener mnie chce i zobaczymy, czy kluby dojdą do porozumienia.
Nie był więc pewny tego, na co czekał. Sam zresztą otwarcie przyznawał, że ma za sobą słabsze miesiące:
- Jeśli chodzi o mój sezon, to na pewno miałem bardzo dobry początek, szczególnie do mistrzostw świata. Pod koniec stycznia złapałem kontuzję, która na prawie półtora miesiąca wykluczyła mnie z gry. Miałem problem z powrotem na poziom, na którym byłem. Przeplatałem dobre mecze ze słabszymi.
Te lepsze momenty wystarczyły, by - z wspomnianym błogosławieństwem Massimiliano Allegriego - klub podjął decyzję o zatrzymaniu Milika. Czy podobnie by postąpił, gdyby okoliczności były inne? W końcu “Juve” jest w środku kryzysu finansowo-organizacyjnego, bez Ligi Mistrzów, z perspektywą dużych zmian kadrowych. Dominik Guziak z “Eleven Sports” twierdzi, że tak.
- Myślę, że za taką kasę dostajesz napastnika, który zawsze te 10-15 goli w sezonie dołoży - mówi nam komentator ligi włoskiej. - Do tego ma wyrobioną markę, solidne liczby robił we Włoszech, we Francji, więc za taką “dziewiątkę” to naprawdę promocja - dodaje.
Jednocześnie, niska kwota wykupu i rychłe zmiany w składzie absolutnie nie zwiastują problemów Polaka z grą. Wręcz przeciwnie - mówi się o odejściu sporo wartego Dusana Vlahovicia. Moise Kean to żaden wielki rywal, podobnie łączony z Turynem Hugo Ekitike. Milik ma w ręce mocne karty, by dalej grać regularnie, nawet jeśli nie zawsze w podstawowym składzie. Tak jak to było w minionym sezonie.
- Perspektywy w Juventusie ma generalnie raczej niezłe, bo do momentu kontuzji w zeszłym sezonie i tak grał sporo, mimo obecności Vlahovicia i Keana. Oczywiście, “Juve” grało w pucharach, czego teraz może zabraknąć, ale mimo wszystko minut i tak złapie na pewno dużo - uważa Guziak. - W końcówce sezonu wielu graczy traciło formę albo nie mogło jej odzyskać (Chiesa po kontuzji, “Vlaho” zaciął się na kilka dobrych tygodni), więc Milik i tak nie był w tym osamotniony - zauważa dziennikarz “Eleven”.
Gwarant goli
Statystyki Milika w barwach “Starej Damy” nie powalają. 39 występów i dziewięć bramek można jednak uznać za wynik co najmniej poprawny, szczególnie biorąc pod uwagę uraz w środku sezonu oraz kilka większych i mniejszych kryzysów zespołu. A trzeba podkreślić, że “Juve” to kolejny uznany w Europie klub, w którym polski napastnik potrafi strzelać gole. Tak było w Ajaksie, Napoli i Marsylii. Jedynie na początku zagranicznej kariery, w Bayerze Leverkusen, młody i nieopierzony wtedy snajper miał kiepskie statystyki strzeleckie. Później, gdzie by nie grał, można go było nazwać gwarantem bramek. Cztery razy dobijał do granicy 20 trafień.
- 2014/15: 23 goli
- 2015/16: 24
- 2016/17: 8 (ledwie 870 min. gry)
- 2017/18: 6 (543 min. gry)
- 2018/19: 20
- 2019/20: 14
- 2020/21: 10
- 2021/22: 20
- 2022/23: 9
Dotychczas strzelał mało, gdy dopadały go kłopoty zdrowotne. W Neapolu dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe. W Marsylii uszkodził łąkotkę, co zabrało mu udział w EURO 2020. To trzy paskudne urazy, które wyhamowały karierę Polaka, wpłynęły na jego grę, ukradły trochę naturalnych zdolności. Tym bardziej warto więc docenić, że mimo takich kłód pod nogi, dalej rywalizuje na wysokim poziomie. Mówimy o piłkarzu, który w najlepszych ligach w Europie zdobył blisko 140 bramek. 45 w samej Serie A. To znakomity wynik. Stąd łatkę nieskutecznego “Mylika”, dalej często widoczną w naszym kraju, trzeba wyrzucić do kubła na śmieci. Jasne, można wypominać 29-latkowi sporo kuriozalnych wręcz pudeł, ale gdyby ich nie notował, dziś byłby pewnie jeszcze wyżej niż w Juventusie. Nie mówiąc już o tym, co zabrały mu poważne kontuzje.
Dlatego świetnie, że Milik dostał duży kredyt zaufania w tak wielkim klubie jak “Juve”. To znów on może co najwyżej śmiać się z hejterów, dawno wróżących mu regularny zjazd w futbolowej hierarchii. Zamiast tego spełnia marzenia i broni się jakością piłkarską.
Włoski respekt
Co więcej, być może wreszcie wróci na właściwe tory w reprezentacji Polski, bo tutaj ostatnie lata nie okazały się dla niego udane (co też, rzecz jasna, nie pomagało mu wizerunkowo). Mecz z Mołdawią - pomińmy wynik i drugą połowę milczeniem - dał mu przełamanie. Pozostaje trzymać kciuki, by tych goli z orzełkiem na piersi było jak najwięcej. Choć pewnie co by nie zrobił, i tak we Włoszech będzie bardziej ceniony niż w Polsce.
- Zdecydowanie we Włoszech Milik ma lepszy PR - mówi Dominik Guziak. - W ogóle w ostatnich 2-3 sezonach, jeśli w Serie A ktoś szukał “dziewiątki”, to nazwisko Milika pojawiało się niemal zawsze, szczególnie od czasu “wojny” z Aurelio De Laurentiisem w Napoli i odesłaniem do tzw. “Klubu Kokosa”. Tam absolutnie nikt nie kwestionuje umiejętności Milika. Chwalona jest jego technika, pamięta się, że w sezonie w Napoli, gdy wreszcie nie dokuczały mu kontuzje (niestety jedynym takim), potrafił dobić do 20 goli na wszystkich frontach - uzupełnia komentator “Eleven”.
Napastnik Juventusu jest ceniony nie tylko za konkrety, czyli zdobywane bramki. Dobrze oddaje to oficjalny komunikat klubu, informujący o wykupie piłkarza z Marsylii.
- Techniczny, inteligentny i bardzo elastyczny zawodnik. Milik mógł zostać doceniony w kończącym się właśnie sezonie. Nie tylko za dziewięć bramek w Serie A i Lidze Mistrzów, ale także za umiejętność adaptacji i ciągłość występów. Jest częścią “Juve”. Teraz na 100% - napisano.
Na 100% trzeba też przyznać, że większość polskich piłkarzy z zazdrością może patrzeć na przebieg kariery 29-latka. A i kibice powinni bardziej docenić to, co osiągnął zawodnik Juventusu. Tym mniej przekonanym polecamy wrócić pamięcią do czasów, gdy ekscytowaliśmy się - z całym szacunkiem dla niego - golami Andrzeja Niedzielana w NEC Nijmegen.