"Lewy" głośno manifestował niezadowolenie. Tak ścierał się z selekcjonerami

"Lewy" głośno manifestował niezadowolenie. Tak ścierał się z selekcjonerami
screen TVP Sport
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynWczoraj · 13:00
17 lat gra w kadrze, 11 z opaską kapitańską, w futbolu aktywny od dwóch dekad. Przez jego karierę przewinęły się tabuny trenerów, dziesiątki, jeśli nie setka. Większość doceniała jego kunszt, ambicję, pracowitość, ale nie ze wszystkimi współpraca na linii szkoleniowiec-zawodnik układała się wzorowo. Zwłaszcza z selekcjonerami. Robert Lewandowski potrafił głośno zamanifestować swoje niezadowolenie.
Najnowszy rozdział historii jego gry w reprezentacji Polski znamy. Bardzo możliwe, że jest ostatnim. I też najsmutniejszym. Odebranie zaszczytnej funkcji kapitana najlepszemu polskiemu piłkarzowi jeśli nie wszech czasów, to z pewnością XXI wieku, stało się wydarzeniem nie tylko sportowym, ale i ogólnonarodowym. Kraj podzielił się na stronników Lewandowskiego, zwolenników postawy selekcjonera Michała Probierza, powstała też osobna grupa, która chętnie pożegnałaby z kadry obu panów.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie ma człowieka, który przez 20 lat nie miałby chociaż jednej “spinki” z szefem. A tu mamy do czynienia z piłkarzem, który pracował z różnymi ludźmi. Wybuchowym Franciszkiem Smudą, spokojnym, ale i nie dającym sobie w kaszę dmuchać Adamem Nawałką, czy w pierwszym kontakcie przyjaznym i utrzymującym respekt do swoich podopiecznych Czesławem Michniewiczem.
To totalnie różne charaktery, nie zawsze pasujące do postawy kapitana. Nie można się więc dziwić, że rekordzista pod względem występów w polskiej drużynie narodowej czasami miał z selekcjonerami nie po drodze. Prześledźmy więc najważniejsze nieporozumienia podczas kariery “Lewego” z orzełkiem na piersi.

“Gryzie mnie to strasznie”

Z jednym trzymał zgodę od początku do końca. Leo Beenhakker pozwolił mu zadebiutować w kadrze, gdy Robert dopiero co skończył 20 lat. Oczywistym jest więc, że rola młodego napastnika Lecha Poznań, nawet z łatką dużego talentu, była mocno ograniczona. Piłkarz mógł być tylko wdzięczny nieżyjącemu już Holendrowi i walczyć o kolejne powołania. Niewiele możemy powiedzieć o relacjach “Lewego” ze Stefanem Majewskim, krótkim następcą Beenhakkera, natomiast dość dobrze udokumentowane są stosunki Lewandowskiego z następnym pełnoetatowym selekcjonerem, Franciszkiem Smudą.
Pamiętajmy, że legendarny “Franz” jako jeden z pierwszych dostrzegł w Robercie potencjał, gdy sprowadzał go do Lecha Poznań. Dał szansę na rozwój, co zaowocowało świetnymi wynikami i późniejszym transferem do Niemiec. Ich drogi skrzyżowały się ponownie w reprezentacji. A tam relacje były już nieco bardziej skomplikowane i pojawiły się pewnego rodzaju napięcia, chociaż bez otwartego konfliktu.
Przed EURO 2012 Smuda zdecydował o bojkocie mediów, o totalnym odcięciu się od prasy. Chciał w ten sposób ochronić drużynę przed presją związaną z wielką imprezą i rolą gospodarza turnieju. Nie spodobało się to kilku piłkarzom, w tym Lewandowskiemu, będącemu już wtedy niekwestionowaną gwiazdą zespołu. Zawodnik podważył tę decyzję, uważając, że otwarta komunikacja z kibicami i mediami jest ważna. Jego sprzeciw był wyraźnym sygnałem różnicy zdań z trenerem.
Gorąco zrobiło się też podczas samych mistrzostw. Renomowany piłkarz, na co dzień występujący pod skrzydłami fantastycznego fachowca Juergena Kloppa, oczekiwał podobnego profesjonalizmu i podejścia taktycznego w kadrze. Tymczasem wiemy, że były szkoleniowiec m.in. Widzewa, Legii i Wisły nie ufał analityce, komputerom. Wierzył tylko swojej intuicji. Trenerskiemu nosu. W 2012 roku nie mogło to wystarczyć.
Na rok przed EURO w głośnym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Lewandowski krytykował taktykę Smudy, a już po mistrzostwach uderzył prosto z mostu. - Miał dużo czasu, aby przygotować piłkarzy do najważniejszej imprezy naszego sportowego życia. Nie zrobił tego. Gryzie mnie to strasznie - mówił dla sport.pl. Jak się później okazało, nie była to ostatnia jego krytyka reprezentacyjnych trenerów.

Osiem sekund grozy

Z Adamem Nawałką żył generalnie w zgodzie. Obaj się szanowali i podziwiali. Nawałka widział w nim lidera i dał mu opaskę kapitańską, wprowadził też nowoczesne metody szkoleniowe, odpowiadające oczekiwaniom gwiazdy Bayernu Monachium. Niezmącona niczym idylla trwała pięć lat, aż do ostatniego turnieju, fatalnego mundialu w 2018 roku w Rosji. Powtarzający się proces: gdy wyniki nie odpowiadają oczekiwaniom, następuje ochłodzenie relacji.
Jeszcze przed rosyjską imprezą mówi, że "skład i ławka rezerwowych kadry pozostawiają wiele do życzenia" i że zawodnicy powinni się poprawić, bo "wiele rzeczy pod względem piłkarskim i mentalnym nie działa". Po katastrofie i odpadnięciu z grupy Lewandowski generalnie unikał bezpośrednich ataków na selekcjonera, ale mówiło się, że nie był zadowolony z przygotowania zespołu. - Wiele rzeczy nie funkcjonowało na tym mundialu - powtarzał po ostatnim meczu. Kapitan został, trener musiał odejść.
Następca Adama Nawałki chyba nie spodziewał się, że będzie miał duży zatarg z kapitanem drużyny. Jerzy Brzęczek pierwszy cios otrzymał już po kilku miesiącach pracy, w październiku 2018 roku. Po przegranej z Włochami na Stadionie Śląskim “Lewy” wyszedł do dziennikarzy i stwierdził, że drużyna o wiele bardziej woli atakować niż się bronić. - Trzeba grać tym, co mamy najlepsze i takie ustawienie szlifować - podkreślał. Powszechnie uznano to za przytyk do ustawienia Brzęczka.
Do historii reprezentacji Polski przeszedł wywiad, również po meczu z Włochami, dwa lata później. I nie słowa wówczas wstrząsnęły polską piłką, a wymowne milczenie “Lewego”. Milczenie trwające osiem sekund po zadaniu pytania “czy były jakieś wskazówki i co mieli robić piłkarze” (w zamyśle selekcjonera). Kapitan później tłumaczył się “czarną dziurą w głowie”, zapewniając, że nie chciał zwalniać trenera. Mleko się rozlało. Brzęczek niedługo potem został pozbawiony stanowiska, a Lewandowski w późniejszych wypowiedziach podkreślał, że drużyna potrzebowała nowego impulsu, co mogło sugerować jego akceptację dla zmiany na ławce trenerskiej.

Chciał “większej radości”

Kolejni selekcjonerzy widzieli, że kluczem do sukcesu kadry będzie zgodna współpraca z kapitanem. Paulo Sousa swoją kadencję rozpoczął od wizyty u Roberta w Monachium, co było symbolicznym obrazkiem. Mówił też wtedy o “ogniu w jego oczach” i nazywał go “najlepszym piłkarzem świata”. Skończyło się jednym wielkim rozczarowaniem i ucieczką Portugalczyka do Brazylii, ale żadna strona nie krytykowała się nawzajem. Całą historię Lewandowski skwitował jednym stwierdzeniem, że piłkarze “nie zadedykują Sousie awansu na mundial”.
A jak się sprawy miały za Czesława Michniewicza? Cóż, gdy wyniki się zgadzały, nie odnotowywano żadnych problemów. Nawet jeśli trener preferował defensywny, pragmatyczny styl gry, oparty na solidnej obronie i kontratakach, co kłóciło się z oczekiwaniami Lewandowskiego, goleadora żyjącego z podań i kreatywności kolegów.
Konflikt wybuchł, a jakże, po nieudanych mistrzostwach świata w Katarze. W wywiadach, m.in. dla Przeglądu Sportowego, Robert wyrażał frustrację, apelując, aby drużyna “grała z większą radością” i bardziej ofensywnie. Te wypowiedzi odbierano jako pośrednią krytykę taktyki Michniewicza. Wydaje się jednak, że ani styl, ani uszczypliwości kapitana, ani tym bardziej wynik na mistrzostwach świata (Polska w końcu wyszła z grupy po 36 latach) nie naruszyłyby posady byłego szkoleniowca Legii. Pogrzebała go toksyczna atmosfera, której zarzewiem była głośna afera premiowa.
Powrót do portugalskich wzorców znów nie przyniósł spodziewanych efektów, chociaż “Lewy” doceniał warsztat Fernando Santosa.
- Byłem w szoku, że nawet po ruchach na treningu Santos może zobaczyć, jakie są przyzwyczajenia, czego nie powinniśmy robić - chwalił doświadczonego trenera. Jednak po klęsce z Albanią na jesieni 2023 roku kwestionował obecność Portugalczyka w zespole. - Trzeba zdać sobie sprawę, że musimy zmienić coś, żeby ta reprezentacja zobaczyła światełko w tunelu - mówił, co odebrano jako wezwanie do zatrudnienia nowego szkoleniowca. Nieformalna prośba została zrealizowana.
Po Santosie przyszedł Probierz i po półtora roku względnej, publicznej normalności, nastąpiła wojna totalna. Tym razem natarcie jako pierwszy przypuścił trener. Coś, czego drużyna narodowa jeszcze nie widziała. Teraz to Lewandowski przeszedł do defensywy. Defensywy, w której przecież nie czuje się najlepiej.

Przeczytaj również