Lider i kapitan odchodzi z reprezentacji? Gdzieś już to grali. A potem sięgnęli po wszystko
Robert Lewandowski decyzją o rezygnacji z gry w reprezentacji zszokował całą Polskę. Piłkarz Barcelony nie jest jednak pierwszym liderem swojej kadry, który zdecydował się na taki ruch. Kapitan oskarżany o to, że nie nadaje się mentalnie do roli lidera? W Argentynie dzięki Leo Messiemu doskonale znają ten scenariusz.
Od niedzielnego wieczoru niemal cały kraj żyje konfliktem na linii Robert Lewandowski - Michał Probierz. Selekcjoner odebrał dotychczasowemu kapitanowi opaskę, a ten chwilę później ogłosił odejście z kadry, do momentu kiedy prowadzi ją 52-latek. W kraju zawrzało, a kibice podzielili się na dwa, jak nie trzy obozy. Wydawać by się mogło, że rezygnacja z gry w reprezentacji jednego z najlepszych piłkarzy globu, który znajduje się wciąż w wysokiej formie, to w świecie futbolu prawdziwy ewenement. Tyle tylko, że taka sytuacja miała już miejsce. W 2016 roku, gdy Lionel Messi postanowił opuścić reprezentację Argentyny.
Nie grał tak jak w klubie
To miał być wreszcie jego wielki wieczór. Po latach upokorzeń i kolejnych dotkliwych porażek 26 czerwca 2016 r. Messi miał poprowadzić Argentynę do jakiegoś istotnego trofeum. Jego dotychczasowa przygoda reprezentacyjna opierała się jedynie na złotym medalu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie i na pewno nie tego spodziewał się już wówczas pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki. Na MetLife Stadium nic jednak nie potoczyło się jednak po jego myśli. W finale Copa America Centenario z Chile ani on, ani jego zespół nie potrafili pokonać Claudio Bravo. Co więcej, w serii rzutów karnych to Messi jako kapitan podszedł do pierwszej jedenastki i fatalnie przestrzelił. Argentyńczycy przegrali ostatecznie 2:4, ale największym ciosem była decyzja, którą podjął ich lider tuż po spotkaniu, gdy ogłosił, że kończy z grą w kadrze.
- W 2016 roku był supergwiazdą w Barcelonie, ale w reprezentacji wyglądał zupełnie inaczej. To nie był gracz, którego wszyscy pamiętali z wielkiej “Barcy” pod wodzą Pepa Guardioli. W kadrze wszystko kosztowało go trochę więcej. Nie zdołał wygrać Copa America 2007, 2011, 2015 i 2016 roku, na mundialu w RPA dotarł tylko do ćwierćfinału oraz przegrał finał MŚ w Brazylii. W ojczyźnie spotkał się wtedy ze sporą krytyką, a jego przeciwnicy zarzucali mu, że gdyby w barwach “Albicelestes” grał tak jak w Barcelonie, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej - mówi nam Juan Irigoyen, argentyński dziennikarz El Pais.
Wszystkie te finały mocno dotknęły Messiego, który o ile na całym świecie był już wtedy powszechnie uważany za najlepszego piłkarza w historii (lub przynajmniej jednego z najlepszych), o tyle w samej Argentynie musiał wciąż znosić porównania do Diego Armando Maradony. Ten, mimo że w wielu aspektach nie służył za przykład, a w futbolu klubowym osiągnął znacznie mniej niż Messi, w 1986 roku doprowadził kadrę do mistrzostwa świata. Tymczasem Leo przez wiele lat był zwykle bardzo blisko podobnego sukcesu, ale nigdy nie na tyle, aby zaspokoić ogromny apetyt rodaków.
- Tamto rozstanie było bardzo gwałtowne i rzeczywiście wynikało bezpośrednio z przegranej w Copa America Centenario z Chile. Nawarstwiło się wtedy wiele sytuacji, bo przecież Argentyna poległa w decydującym meczu CA również rok wcześniej, a w 2014 przegrała z Niemcami w finale mistrzostw świata. W Leo to wszystko się skumulowało, aż wreszcie podjął taką decyzję - pewnie z poczucia nerwowości i rezygnacji. Wtedy dało się wówczas wyczuć, jak bardzo był przygnieciony tą presją i rozczarowaniem - opowiada natomiast Michał Borowy, obserwator argentyńskiego futbolu.
Nawet prezydent się zaangażował
Choć Argentyńczycy oczywiście domagali się sukcesów w sporcie, który jest przez nich traktowany niczym religia, nie wyobrażali sobie, aby piłkarz o, w ich mniemaniu, niemal boskich mocach mógł opuścić drużynę. Prezydent kraju Mauricio Macri oraz sam Diego Maradona wezwali więc społeczeństwo do działania. Zaledwie kilka dni po ogłoszeniu rezygnacji przez kapitana, mimo ulewnego deszczu, fani zebrali się przed El Obelisco w centrum Buenos Aires, aby wspólnie przejść w marszu mającym na celu nakłonienie gwiazdy do powrotu do kadry. Liczne banery “No te vayas Lio” (“Lio, nie odchodź”) i poświęcenie rzeszy obywateli Argentyny z pewnością odegrały swoją rolę w zmianie decyzji Messiego. Ten bowiem pojawił się na kadrze już podczas kolejnego, wrześniowego zgrupowania.
- Kiedy Messi po raz pierwszy podjął decyzję o rezygnacji z kadry, pewnie byłem w dużo większym szoku, ale i tak jakoś nie chciało mi się specjalnie wierzyć w to, że już nigdy nie zagra w narodowych barwach. O ile jeszcze może sama decyzja wywołała we mnie poruszenie, o tyle jego powrót do kadry nie był zaskoczeniem. Tam było za dużo naczyń połączonych. Sponsorzy i partnerzy argentyńskiej federacji zbyt mocno naciskali, aby jednak grał dalej. Z piłkarza o takim statusie nie można tak łatwo zrezygnować i sam Messi musiałby się naprawdę bardzo uprzeć, aby na stałe zrezygnować z gry w tej reprezentacji - uważa Borowy.
Wtedy Messi dał się nakłonić do powrotu do kadry i chyba zrozumiał, że na takie teatralne ruchy nie ma już miejsca. Postanowił, że chce w dalszym ciągu walczyć o dobre imię ojczyzny. Dlatego kiedy przyszedł kolejny wstrząs, nie reagował już tak impulsywnie. Mistrzostwa Świata 2018 okazały się dla niego równie traumatycznym przeżyciem jak poprzednie mundiale. Argentyna ledwo wyszła z grupy, a potem odpadła z turnieju już w 1/8 finału z Francją (3:4). Messi nie wykorzystał rzutu karnego w meczu z Islandią (1:1), a w czterech spotkaniach strzelił tylko jednego gola. Tym razem po nieudanym turnieju nie ogłaszał jednak wszem i wobec, że kończy z kadrą - po prostu dał sobie z nią na jakiś czas spokój.
- Potrzebował oczyścić atmosferę i nabrać tego odpowiedniego dystansu. W pewnym momencie zrozumiał też wreszcie, czego naprawdę potrzebował. Wiedział, że jeśli nie wygra mundialu w Katarze, może już nie zdobyć mistrzostwa świata. Zaczął podchodzić do tego z dużo większym luzem. Jednocześnie kariery reprezentacyjne pokończyli starsi zawodnicy i chyba to odmłodzenie zespołu też wyszło mu na dobre. Oczywiście przy okazji Argentynie sprzyjało również trochę szczęście. Nie zmienia to faktu, że od powrotu Messiego do drużyny narodowej ta wygrała wszystko, co tylko mogła i tego mu już nikt nie odbierze - mówi Irigoyen.
A jednak lider pełną gębą
Po mundialu w Rosji rozbrat Messiego z kadrą trwał w sumie niemal dziewięć miesięcy. Do powrotu tym razem namówili go nie tylko fani, ale również Pablo Aimar, który u boku Lionela Scaloniego postanowił odbudować reputację argentyńskiego futbolu. Aimar znał się z Messim jeszcze z gry w kadrze i bardzo chciał nakłonić go na ten “last dance” w postaci mundialu w Katarze. Nowi trenerzy znaleźli wreszcie w zespole odpowiedni balans i zrzucili nieco presji z barków dotychczasowego lidera. Za tymi zmianami taktycznymi i mentalnymi przyszły też wyniki. Najpierw brąz na Copa America 2019, potem złoto w 2021 r. i oczywiście perła w koronie - mistrzostwo świata w 2022 r. “Albicelestes” po wszystkie te tytuły sięgnęli z Messim jako kapitanem.
- On musiał do tej opaski dojrzeć. I rzeczywiście w pewnym momencie mu się to udało, co pokazał po raz pierwszy podczas słynnej przemowy przed finałem Copa America 2021, w którym był kluczem do końcowego triumfu. Zobaczyliśmy, że Messi może mieć wyraźny wpływ na nastawienie reszty zespołu. Dużo zmienił też mecz z Holandią na mundialu w Katarze. To było brutalne spotkanie na noże, w którym wydawało się, że jeśli Argentynie i Messiemu zabraknie odpowiedniego charakteru, nie będzie szans na wygraną. Leo oczywiście kocha ojczyznę, ale to nigdy nie był piłkarz taki jak Maradona, który potrafił wdać się w bójkę i zawsze padał w pierwszym rzędzie. Tamten ćwierćfinał pokazał zupełnie inną twarz Messiego i zbudował go jako prawdziwego lidera tego zespołu - mówi Borowy.
Messi rozegrał koncertowy mundial w Katarze i pokazał, że podobnie jak np. Cristiano Ronaldo na EURO 2016, jest w stanie być liderem z krwi i kości. Do tego sam piłkarz i cała kadra potrzebowali oczywiście trochę szczęście, ale też dużo czasu i spokoju. Jednocześnie w tym przypadku dużą rolę odegrał sztab szkoleniowy, który z jednej strony nie chciał budować drużyny tylko na bazie Messiego, zaś z drugiej nie wyobrażał sobie rezygnacji z tak ważnego piłkarza. I wydaje się, że reprezentacji Polski teraz potrzebny jest ten sam balans. Pytanie tylko, czy w obecnej sytuacji wszystkie zainteresowane strony na niego stać.
- W porównaniu do Lewandowskiego, Messi, gdyby zrezygnował po mundialu w Katarze przy ewentualnym braku sukcesu Argentyny, traktowany byłby zupełnie inaczej. Po triumfie w Copa America 2021 wszyscy w kraju uważali go już za największego piłkarza w historii. Do tego został odpowiednio odbudowany przez selekcjonera i to już nie wyglądało tylko tak, że na boisku był Messi i dziesięciu przypadkowych piłkarzy, tylko po prostu cała drużyna. Inni Argentyńczycy nie szukali już jedynie Messiego, ale grali wszyscy razem. Teraz z kolei sam Leo może już nieco bardziej z boku przyglądać się, jak w dalszym ciągu rozwija się ta reprezentacja. W Argentynie powoli muszą przyzwyczajać się do gry bez swojego kapitana. Na razie w ich szeregach brakuje jednak kogoś, który mógłby choć w części stać się tak wielkim zawodnikiem jak on - podsumowuje nasz rozmówca.