Liderzy z kartonu. Duży problem Arsenalu, Arteta może zadać jedno pytanie. "Nie można na nich polegać"

Liderzy z kartonu. Duży problem Arsenalu, Arteta może zadać jedno pytanie. "Nie można na nich polegać"
MB Media / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot24 Feb · 13:32
Powinni być liderami Arsenalu, ale zamiast ze świetną grą, coraz częściej kojarzą się z notorycznymi problemami zdrowotnymi. Jeden właściwie przepadł i coś nie może wrócić, inni co chwilę lądują poza kadrą. Tak trudno walczyć o najwyższe cele. Mikel Arteta nie ma łatwo.
Potter, Weasley, Granger. Gdy coś grubego działo się w Hogwarcie, oni zawsze tam byli. Why always them? Teraz książkę J.K. Rowling może wziąć Mikel Arteta, otworzyć w szatni i zapytać czterech swoich gwiazdorów: dlaczego zawsze wy?
Dalsza część tekstu pod wideo
Takehiro Tomiyasu, Gabriel Jesus, Ołeksandr Zinczenko, nie mówiąc o wiecznie wracającym do zdrowia Thomasie Parteyu. To piłkarze, którzy powinni w teorii odgrywać najistotniejsze role w londyńskiej układance, tyle że na dłuższą metę nie można na nich polegać. Przede wszystkim w tym sezonie, akurat, gdy Arsenal walczył na kilku frontach i po latach wrócił do Ligi Mistrzów. Statystyki ich występów są naprawdę niepokojące. Tylko jeden z tej czwórki przekroczył 50% możliwych rozegranych minut. Trudno budować skład na kimś, kto zaraz może wypaść z gry. Lekki uraz, mocniejszy uraz, przeciążenie, niedotrenowanie. Łydka, kolano, pachwina, udo. “Kanonierzy” idą równo w wyścigu o mistrzostwo Anglii, mimo że w drużynie Artety regularnie powstają dziury. Zwykle te same.

Thomas Partey

Po tym, jak Partey tworzył zgrany duet pomocników z Granitem Xhaką, kibice mogli ostrzyć sobie zęby na jego współpracę z Declanem Rice’em. Problem w tym, że Anglik prawdopodobnie częściej podawał piłkę na treningu do aktywnie biorącego udział w zajęciach Artety, a nie niedoszłego partnera z drugiej linii. Ghańczyk jest w tym sezonie wiecznie niedysponowany. Rozegrał 10,5% możliwych minut - dokładnie 341. Biorąc pod uwagę, że ma zarabiać 200 tys. funtów tygodniowo, jedna minuta jego gry kosztowała Arsenal 4,1 tys. funtów. Całkiem sporo jak na stałego bywalca obiektów rehabilitacyjnych.
Urazy się zdarzają, ale losy doświadczonego pomocnika od kilku miesięcy są naprawdę kręte i dziwne. Partey zaczął sezon w podstawowym składzie, po czym wypadł we wrześniu z urazem pachwiny. Wrócił 8 października na kwadrans wygranego meczu z Manchesterem City, rzucił kapitalną piłkę w akcji bramkowej i… to by było na tyle.
Następnie pojechał na kadrę, gdzie rozegrał łącznie ponad 100 minut, wrócił, przesiedział spotkanie z Chelsea na ławce, po czym zniknął z radarów. Doznał kolejnej kontuzji, która ciągnie się za nim do dziś. Miał wrócić w grudniu - nie wrócił. Miał pojechać na Puchar Narodów Afryki - nie pojechał. Miał wrócić na przełomie stycznia i lutego - nie wrócił. Ghański pomocnik notorycznie zmaga się z kolejnymi problemami zdrowotnymi, a menedżer nie może na nim polegać. Nie było szansy, by duet Rice-Partey w ogóle powstał. Być może ta szansa nadejdzie teraz, bo 30-latek wreszcie trenuje i jest według Artety “bardzo blisko” powrotu do kadry meczowej.
Nieobecność pomocnika boli tym bardziej, że gdy odstawi on na bok urazy i złapie formę, to potrafi grać na najwyższym poziomie. Rzadko bo rzadko, ale udowadnia, dlaczego drzemał w nim potencjał na światową czołówkę na swojej pozycji. Niestety, problem z Parteyem jest taki (pomińmy obrzydliwe kulisy jego kłopotów pozaboiskowych), że zbyt często nie dojeżdża. Zwykle ze zdrowiem, ale też i dyspozycją. W Arsenalu stacjonuje od trzech i pół roku, jednak nigdy nie został liderem pełną gębą. W tym czasie ledwo przekroczył 100 rozegranych meczów. Zawsze jest jakieś “ale”. Potrafił wypadać w najważniejszych chwilach, jak w końcówce sezonu 2021/22, gdy klub walczył o powrót do Ligi Mistrzów i wywrócił się na ostatniej prostej. W poprzednim sezonie był wyjątkowo zdrowy, ale w końcówce, gdy Manchester City wyrywał “Kanonierom” mistrzostwo z rąk, Partey zawodził na boisku. A jako jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy powinien dawać więcej.
Konkluzja jest taka, że Arsenal może żałować pozostawienia go w kadrze na ten sezon, szczególnie patrząc na letnie zainteresowanie z Arabii Saudyjskiej. Ghańczyk sporo zarabia, w ogóle nie gra, poza tym budzi niesmak jako postać. Przed nim właściwie ostatnia szansa, by wreszcie zostać na boisku tym Thomasem Parteyem, którym miał być. Ma trzy miesiące, bo trudno uwierzyć, że jeśli nadal będzie niedostępny, to klub po sezonie nie postanowi go sprzedać. Kontrakt do czerwca 2025 r. też robi swoje.
Thomas Partey
Richard Calver/Pressfocus

Takehiro Tomiyasu

Idealny wiek - 25 lat. Umiejętność gry na każdej pozycji w defensywie. Doskonała etyka pracy. Nadchodzący nowy kontrakt. Na papierze Tomiyasu ma wszystko, by uznać go za jedną z najistotniejszych postaci Arsenalu.
Wszystko poza zdrowiem. Japończyk drugi sezon z rzędu rozgrywa mniej niż 1/3 możliwych minut! Co więcej, odkąd jest w Londynie, ani razu nie przekroczył choćby połowy minut, bo w pierwszym roku po transferze z Bologni doskwierała mu kontuzja łydki. Tak to wygląda w dokładnych liczbach:
2021/22: 1781/3690 = 48,3% możliwych minut do rozegrania

2022/23: 1269/4410 = 28,8% możliwych minut do rozegrania

2023/24: 1053/3240 = 32,5% możliwych minut do rozegrania
Nawet jeśli odejmiemy z tego sezonu zimowy Puchar Azji, podczas którego Tomiyasu nie miał możliwości gry dla Arsenalu, 32,5% zamieni się w 36,6%, bo w styczniu “Kanonierzy” za wiele się nie nagrali. Wynik obrońcy jest więc nadal bardzo niski. “Tomi” ma tym większego pecha, że uraz łapie zwykle wtedy, gdy akurat wchodzi na najwyższe obroty z formą. Kiedy np. w listopadzie miał serię bardzo dobrych występów na prawej flance i stawiano go nawet nad Benem White’em, to w grudniu znów się rozsypał. Ostatni raz zagrał 2 grudnia i pauzował prawie do końca roku. Wrócił na chwilę, 31 grudnia, w fatalnym meczu z Fulham, gdzie po przerwie zmienił słabo wyglądającego Kubę Kiwiora i zagrał jeszcze gorzej.
Następnie udał się na Puchar Azji. Tam zanotował kolejno: 0, 45, 82, 90 i 90 minut. Z Japonią dotarł aż do ćwierćfinału rozegranego 3 lutego. Wydawało się, że wróci i z miejsca wzmocni kulejącą liczbowo obronę Arsenalu, której pierwszym zmiennikiem jest dziś niezatapialny Cedric Soares, dawno typowany do odejścia. Nie wzmocnił. Zabrakło go w kadrze i na West Ham, i na Burnley, i na FC Porto. Była informacja, że Tomiyasu zmaga się z jakąś drobnostką po powrocie z reprezentacji, ale drobnostka ta zamieniła się najwyraźniej w coś poważniejszego. Mikel Arteta właśnie wprost przyznał, że jego piłkarz potrzebuje jeszcze trochę czasu, by być w pełni sił. Najprawdopodobniej zatem “Tomi” pojechał do Azji niewyleczony do końca i mimo że grał o mistrzostwo kontynentu, to teraz płaci za to i on, i jego klub. Trudno na dłużej oprzeć defensywę na zawodniku, którego na ogół nie ma.

Ołeksandr Zinczenko

Bilans minut Ukraińca jest najlepszy z całego grona, bo on jako jedyny w obu sezonach przekroczył połowę tego, co mógł rozegrać. Prezentuje się to następująco:
2022/23: 2411/4410 = 54,7% możliwych minut do rozegrania

2023/24: 1728/3240 = 53,3% możliwych minut do rozegrania
Ponadto Zinczenko nie miał w tym okresie żadnej dłuższej kontuzji, tak jak mieli je Partey, Tomiyasu czy Gabriel Jesus. Jaki jest więc problem z byłym zawodnikiem Manchesteru City i skąd kiepski wynik minutowy? Otóż Zinczenko często wypada na krócej i opuszcza pojedyncze mecze, w tym te istotne. Ostatnio nie dokończył meczu z Liverpoolem 4 lutego i znów zniknął z kadry meczowej, co zresztą otworzyło drzwi do jedenastki Jakubowi Kiwiorowi.
Co więcej, ten sezon ukraiński piłkarz ma znacznie słabszy od poprzedniego, kiedy wymieniano go nawet w gronie najlepszych lewych obrońców na świecie (mimo że bronienie nie jest jego mocną stroną). Podsumowując, miewał kapitalne momenty, szczególnie w swoim pierwszym roku w Londynie, ale w problem w tym, że na ogół nie jest dostępny od ręki i często coś mu dolega. A przez to trudno uznać go za fundamentalną postać tej drużyny.
Ołeksandr Zinczenko
Gareth Evans/Press Focus

Gabriel Jesus

Umiejętności piłkarskie Jesus ma fantastyczne. Nikt tego nie podważa. Od lat też wiadomo, że jego piętą achillesową jest skuteczność. Brazylijczyka strzela, jednak mniej niż powinien, bo często zdarza mu się marnować dogodne okazje bramkowe. Arsenal potrzebuje zatem klasycznego środkowego napastnika, finishera, który będzie w stanie zagwarantować te 20+ goli w sezonie. Wyczekiwany transfer nastąpi jednak dopiero latem, a dziś sytuacja wygląda tak, że Eddie Nketiah po serii słabych spotkań stracił zaufanie Mikela Artety, a Jesus znowu jest niedostępny. Drugi sezon z rzędu Hiszpan nie może korzystać z jego usług wedle planu. Ale o ile rok temu reprezentant Brazylii doznał pechowej, poważnej kontuzji kolana, która zabrała mu kilka miesięcy, o tyle teraz jego problemy są częstsze. Minutowo wygląda to tak:
2022/23: 2347/4410 = 53,2% możliwych minut do rozegrania

2023/24: 1444/3240 = 44,6% możliwych minut do rozegrania
Rozłóżmy ten sezon Jesusa na czynniki pierwsze. Zaczął od kontuzji, przez którą stracił dwie pierwsze ligowe kolejki i Tarczę Wspólnoty. Następnie ostrożnie wchodził do gry jako rezerwowy, a w pełnej dyspozycji był pod koniec września. Kolejny uraz złapał na przełomie października i listopada. Opuścił kilka spotkań, wrócił, pograł, po czym znów dopadły go problemy zdrowotne z kolanem. W lutym jest nieobecny, a w rolę fałszywego napastnika wcielił się Leandro Trossard.
Jesus to cenny element zespołu i nawet po transferze nowego napastnika będzie Artecie przydatny, szczególnie że dobrze też wygląda na skrzydle. Ale dziś wokół kariery Brazylijczyka na Emirates Stadium jest spory niedosyt. Powyższy bilans rozegranych minut jedynie to potwierdza.
gabriel jesus arsenal grudzień 2023
ANP / pressfocus

Przeczytaj również