Lista wstydu FC Barcelony. Oto jej 5 największych problemów. "Wstrząsające liczby"

Lista wstydu Barcelony. Oto jej 5 największych problemów. "Wstrząsające liczby"
Pressinphoto/Pressfocus
FC Barcelona prawdopodobnie zdobędzie w tym sezonie mistrzostwo Hiszpanii. Nie można jednak przejść obojętnie wobec kryzysu, który aktualnie panuje na Camp Nou. W ekipie Xaviego Hernandeza pojawiło się zbyt wiele mankamentów sprawiających, że powoli trzeba bić na alarm.
Ktoś mógłby spojrzeć w tabelę La Liga i pomyśleć, że w Barcelonie panuje sielanka. “Duma Katalonii” zerka przecież na całą stawkę z góry, mając aż 11 punktów przewagi nad drugim Realem Madryt - tyle samo, co straconych goli w całym sezonie ligowym. Całościowo udane wyniki nie zamażą jednak obecnych realiów, które zalatują przeciętnością. Robert Lewandowski i spółka od kilku tygodni grają na bardzo niskim poziomie, coraz częściej gubią punkty, a na domiar złego nie wysyłają sygnałów nagłej poprawy. Cały zespół Xaviego musi się obudzić, póki jeszcze nie jest za późno. Ale na razie zamiast powrotu do formy mamy stale zwiększającą się listę problemów. Oto największe z nich.
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Brak kreatywności

Kiedyś włączając mecz Barcelony, człowiek mógł nastawić się na obserwowanie prawdziwego spektaklu, czasami zahaczającego o piłkarską wersję Harlem Globetrotters. Zaś od kilku tygodni oglądanie poczynań Katalończyków stanowi jednak prawdziwą mękę. Spotkania z Gironą, Getafe czy Rayo Vallecano nie tyle były słabe w wykonaniu podopiecznych Xaviego, co po prostu do bólu nudne. Nawet przy negatywnym wyniku nie widzieliśmy “Blaugrany”, która rzuciłaby się do odrabiania strat, włączyła wyższy bieg, mocniej nacisnęła na rywala. Wprost przeciwnie, liderzy ligi hiszpańskiej cały czas grają swoje, nie dostrzegając, że płyta została już dawno zdarta.
W Barcelonie ewidentnie brakuje zawodników, którzy potrafią tworzyć coś z niczego. Tymczasem zarówno środkowi pomocnicy, jak i skrzydłowi wnoszą do gry bardzo niewiele albo nic. Nic dziwnego, że zespół ten w ostatnich pięciu spotkaniach strzelił zaledwie dwa gole. Przy czym w tym czasie żaden z bramkarzy rywali nie zagrał życiówki w stylu Carlosa Kameniego z dawnych lat. Ba, w większości z nich umiejętności golkiperów nie były nawet wystawiane na jakąkolwiek trudniejszą próbę. Dość powiedzieć, że po raz ostatni piłkarze “Barcy” wygenerowali w jednym meczu współczynnik oczekiwanych bramek na poziomie wyższym niż 2 19 lutego. Od tego czasu rozegrali 12 spotkań, z których lwia część była z perspektywy widza kołysanką, a nie rozrywką. Pod względem wzbudzania emocji Katalończycy stają się ligowym średniakiem, który nie zdobywa punktów, ale musi je wyszarpywać.

2. Zapaść liderów

Barcelona wygląda słabo jako całość, jak i biorąc na tapet poszczególne jednostki. Po raz wtóry w ostatnich tygodniach trzeba zaznaczyć, że Robert Lewandowski stąpa po równi pochyłej. Polak co prawda przełamał się z Rayo Vallecano, chociaż trudno powiedzieć, aby rozegrał idealny mecz. Nadal nie przypominał samego siebie z rundy jesiennej, kiedy faktycznie dźwigał ciężar bycia liderem ofensywy na Camp Nou. “Lewy” nie jest jednak osamotniony w dołku formy, ponieważ znaleźli się w nim również inni dotychczas kluczowi zawodnicy.
Jules Kounde od początku roku jest elektryczny, nawiązując do najgorszych występów z czasów reprezentowania Sevilli. Sergio Busquets to tykająca bomba zegarowa z coraz szybszym zapłonem. Gavi od paru tygodni skupia się bardziej na walce o piłkę niż na samej grze w nią. Wystarczy przytoczyć, że przeciwko Atletico Madryt zanotował tylko 17 celnych podań, z Getafe 11, a z Gironą 22. To wstrząsające liczby jak na pomocnika Barcelony. Gracze w tej strefie boiska powinni dyrygować zespołem, nadawać tempo, stawiać stempel w niemal każdej akcji. Ostatnimi czasy w Katalonii obserwujemy jednak zupełne przeciwieństwo piłkarskich dogmatów.
Analizując spadek formy poszczególnych piłkarzy, nie sposób nie wspomnieć o skrzydłowych “Dumy Katalonii”. Od wielu miesięcy toczą oni zażartą batalię o to, który rozegra gorsze spotkanie. I w wielu starciach naprawdę trudno jest wskazać jednoznacznego zwycięzcę. Ferran Torres strzelił gola z Atletico, żeby trzy dni później rozegrać katastrofalne spotkanie przeciwko Rayo. Ansu Fati też nie może złapać rytmu, a dyspozycji Raphinhi woła o pomstę do nieba. Indywidualne w Barcelonie nie ma dziś zawodnika z pola, o którym można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że gra na miarę oczekiwań. Kiedy drużynie nie idzie, wszyscy jak jeden mąż równają do ogólnego marazmu.

3. Brak reakcji Xaviego

- Nie czuliśmy się dziś komfortowo, rywale nie pozwolili nam zagrać tego, co chcemy. Niepotrzebnie traciliśmy piłki, byliśmy wolniejsi niż zwykle. Wielka szkoda, ale musimy też pogratulować Rayo, które rozegrało dobry mecz - analizował Xavi po ostatniej kolejce.
Można wytykać błędy piłkarzom, ale trzeba też powiedzieć kilka gorzkich słów na temat decyzji trenera. Podczas ostatnich występów Barcelony nie da się wskazać momentu, kiedy ten odpowiednio zareagował na boiskowe wydarzenia. Choćby przy okazji porażki z Rayo Katalończycy od samego początku opierali grę wyłącznie na długich piłkach. Już pierwsze próby Ronalda Araujo czy Ter Stegena kończyły się stratami, ale nie spowodowało to chęci zmiany taktyki. “Blaugrana” miała grać słynne lagi, więc je grała.
Brak elastyczności podczas spotkań jest chyba największą słabością Xaviego jako trenera. Wystarczy cofnąć się do wcześniejszych porażek, aby zobaczyć, że Barcelona nie potrafi przeciwdziałać na negatywne okoliczności. Pod koniec lutego Katalończycy przegrali z Almerią 0:1 w meczu, w którym od 1. do 90. minuty atakowali wyłącznie poprzez dośrodkowania. Zanotowali ich łącznie 47, co było ich najwyższym wynikiem od 2006 roku. Szkoleniowiec nie potrafił wówczas znaleźć nowego sposobu na rozmontowanie defensywy, chociaż dobrze widział, że plan A nadaje się jedynie do kosza na śmieci.
Poza reakcją w konkretnych meczach trzeba też wytknąć Xaviemu nieumiejętność zatrzymania złej passy wyników na przestrzeni kilku tygodni. Barcelona odniosła tylko jedno zwycięstwo w pięciu poprzednich meczach, strzelając w tym czasie dwa gole. Powoli przypomina się końcówka poprzedniego sezonu, kiedy “Blaugrana” po kompromitacji z Eintrachtem Frankfurt zgubiła jeszcze punkty w lidze z Cadiz, Rayo, Getafe i Villarrealem. Minął rok, a trener nie wyciągnął żadnych wniosków. Nadal to nie on zarządza kryzysem, a bardziej kryzys zaczyna zarządzać jego ekipą. W poprzednim sezonie passę wpadek Barcelony przerwał dopiero koniec sezonu. Strach pomyśleć, czy teraz sytuacja się przypadkiem nie powtórzy.

4. Żenujący minimalizm

Barcelona prezentuje się źle i co najgorsze nie wygląda jak drużyna, której by to jakkolwiek przeszkadzało. Choćby z Rayo w ogóle nie widać było żądzy odwrócenia wyniku. Trudno nie odnieść wrażenia, że cały zespół podświadomie akceptuje własną słabość, ponieważ wie, że główny rywal w wyścigu o tytuł nie narzuca morderczego tempa. W efekcie Katalończycy mogą sobie pozwolić na porażkę na Vallecas dzień po tym, jak Real został pokonany przez Gironę. I tak oto trwa wyścig żółwi, w którym “Barca” przewodzi wyłącznie przez wzgląd na fantastyczną serię punktową z rundy jesiennej i początku roku.
Minimalizm może zaprowadzić do tytułu mistrzowskiego, ale nie będzie on miał takiego smaku, jak triumfy sprzed lat. Niezależnie od ostatecznych rozstrzygnięć ta drużyna pozostanie kojarzona z nudnym stylem i brakiem fajerwerków, czyli kompletnym zaprzeczeniem własnej filozofii. Sami zawodnicy nie wykazują chęci walki o coś więcej niż doczłapanie się do końca rozgrywek i prawdopodobne zgarnięcie tytułu. Stylu brak, woli walki nie ma, radości z gry również.

5. Zbyt wąska kadra

Kryzys Barcelony po części wynika również z braku solidnych zmienników. Widać to było szczególnie podczas absencji Frenkiego de Jonga i Pedriego, których musieli zastąpić Franck Kessie oraz Sergi Roberto. Z tym duetem w składzie odbyło się m.in. ostatnie El Clasico zakończone gładkim zwycięstwem Realu Madryt. Kiedy tylko Hiszpan i Holender wrócili do zdrowia, Xavi jak najszybciej przywrócił ich do wyjściowej jedenastki. Trener uznał widocznie, że rekonwalescenci po kilku tygodniach bez gry będą lepsi od swoich suflerów. To wiele mówi.
“Barca” posiada jakościowych piłkarzy w pierwszym składzie, ale ewidentnie brakuje jej siły ognia na ławce. Wystarczy spojrzeć na mecz z Rayo, w którym wynik gonić mieli kolejno Ansu Fati, Jordi Alba, Franck Kessie, Pablo Torre i Eric Garcia. Słysząc te nazwiska, raczej nie miękną kolana. Włodarze klubu nie mogą pozwolić na to, aby w kolejnym sezonie jakakolwiek kontuzja podstawowego zawodnika skutkowała koniecznością wystawienia graczy pokroju wspomnianych Roberto i Kessiego czy Marcosa Alonso.
Na razie można założyć, że mimo zniżki formy, błędów trenera i wąskiej kadry Barcelona prawdopodobnie dowiezie do mety mistrzostwo Hiszpanii. Zapas 11 punktów przy siedmiu kolejkach do rozegrania jest pewną gwarancją komfortu. Katalończycy muszą jednak się przebudzić. Dalsze akceptowanie własnych słabości tylko pogłębi już poważny kryzys. Ostatnie występy nie tylko nie były na miarę ewentualnego mistrza, ale przede wszystkim nie były godne takiego klubu.

Przeczytaj również