Liverpool bije rekordy, kosmiczne okienko transferowe. "Dziadowanie się skończyło"

Liverpool bije rekordy, kosmiczne okienko transferowe. "Dziadowanie się skończyło"
IMAGO / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 12:56
Wydali mnóstwo kasy, kupili Floriana Wirtza, Jeremiego Frimponga, Milosa Kerkeza, teraz Hugo Ekitike i wciąż nie zamierzają się zatrzymywać. Transferowy taran przebił szklany sufit, który dotychczas wirtualnie powstrzymywał Liverpool przed większymi ruchami z ogromnymi pieniędzmi w tle. Dziadowanie się skończyło.
To są prawdziwi królowie polowania. Liverpool szasta kasą w tym okienku, co więcej - ciągle ma miejsce w budżecie i Financial Fair-Play na pozyskiwanie kolejnych piłkarzy. Jeśli spojrzymy w przeszłość, “The Reds” robili wiele, by odróżnić się od firm, które rok w rok wypruwały żyły, aby wzmacniać swoją kadrę wszelkimi kosztami. Właściciele LFC raczej stali na uboczu i przyglądali się Manchesterowi City, United oraz Chelsea. Teraz sami weszli do gry. Na pełnej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Okienko premium

Dokonują pilnych wzmocnień maksymalnie wykorzystując status aktualnego mistrza Anglii. Zanim zawarli porozumienie z Eintrachtem Frankfurt w sprawie zakupu Hugo Ekitike, już wydali 213 milionów euro na pięciu zawodników. Po potwierdzeniu przybycia francuskiego snajpera, wydatki zamykają się w kwocie 300 milionów.
Zaczęło się od szybkiej operacji zastąpienia Trenta Alexandra-Arnolda - na Anfield przybył Jeremie Frimpong z Bayeru Leverkusen. Pojawił się też długoterminowy następca Andy’ego Robertsona, Milos Kerkez z Bournemouth. I choć odmłodzenie boków obrony było dość istotne, to naprawdę kluczowe wzmocnienia nastąpiły w formacji ofensywnej. Liverpool wygrał z Bayernem Monachium aukcję o podpis Floriana Wirtza. Trzaśnięcie młotka i hasło “sprzedany” padło po zaproponowaniu ceny 125 milionów euro, rekordowej w 133-letniej historii klubu.
Można się zastanawiać co do zasadności niektórych wyborów. O ile ani kupno Wirtza, ani kwota za jego kartę, nie wzbudzają większych wątpliwości, o tyle ogromna suma wydana na Hugo Ekitike, zawodnika ze sporym potencjałem, ale nikłym wciąż doświadczeniem, już tak. Zwłaszcza po niewypale, jakim okazał się Darwin Nunez, który przychodził z podobnymi rekomendacjami, krótkim stażem grania na najwyższym poziomie i za niemal identyczną kwotę (80-85 mln euro). 23-latek zagrał jedynie jeden sezon na wysokiej skuteczności (22 gole), a w poprzednich miał problemy ze znalezieniem się w pierwszym składzie swoich zespołów. To największy znak zapytania tego lata.
Być może jednak prawdziwy hit okienka dopiero nadejdzie. Jeśli LFC znajdzie nabywcę Darwina Nuneza oraz zdoła spieniężyć Luisa Diaza, nic nie stanie na przeszkodzie, by pójść PO jeszcze bardziej okazałego cracka. Nie od dziś wiadomo, że w Madrycie mocno zastanawiają się nad przyszłością Rodrygo, a w rozwiązaniu tej sprawy pomogłaby dobra finansowo oferta. Transfery Wirtza, Rodrygo i Frimponga ocierałyby się o listę TOP3 najlepszych okienek w historii futbolu. Sytuacja każe też zadać pytanie, co się wydarzyło, że “The Reds” są dziś w takim miejscu.

Tak się gromadzi majątek

To wydaje się oczywistością, ale nie sposób od tego uciec. Liverpool od prawie dwóch lat starannie dysponował groszem. Oszczędzał jak tylko się dało. Latem ubiegłego roku jedynym nowym piłkarzem, który dołączył na Anfield, był Federico Chiesa - wykupienie jego kontraktu kosztowało zaledwie 12 milionów euro. Co i tak wyglądało na ekstrawagancję, jeśli sprawdzimy, jaki wpływ miał włoski napastnik na wyniki swojego zespołu. Spoiler alert: niemal zerowy.
Kondycja finansowa klubu jest oczkiem w głowie właścicieli. Już w poprzednich latach wyglądała bardzo dobrze, a w ciągu ostatniego roku stan konta stopniowo się poprawia. Po zamknięciu bilansu za 2023 rok całkowity przychód wzrósł o 30 miliony euro do blisko 700, a najciekawsze jest to, że stało się to po sezonie bez Ligi Mistrzów. Należy zakładać, że po powrocie chłopców Arne Slota do elitarnych rozgrywek pula nagród odpowiednio wzmocniła zasoby finansowe. Szacuje się bowiem, że za dotarcie do 1/8 finału Liverpool otrzymał 100 milionów euro.
Mimo wszystko, pewnie nie byłoby gotówki na zakupy, gdyby nie świetnie prowadzona polityka sprzedażowa. To cecha charakterystyczna pracy cenionego dyrektora sportowego Michaela Edwardsa. Facet wykonał kawał dobrej roboty i należy do tego wąskiego grona osób odpowiedzialnych za to, że klub jako całość w ostatniej dekadzie dołączył do ścisłej czołówki piłkarskich marek na świecie. To on stał za sprzedażą Philippe Coutinho do Barcelony, za którego Liverpool dostał 135 milionów euro, co pozwoliło chwilę potem ściągnąć do zespołu Alissona i Virgila van Dijka łącznie za równowartość transferu Brazylijczyka. Każdy z tych ruchów był bez wątpienia majstersztykiem. Klub nadal podąża tą ścieżką.

“Czują dobry czas”

Czas na szokujące liczby. Od lata 2021 roku do początku obecnego okienka Liverpool wydał o 200 milionów więcej niż zarobił za swoich zawodników. W przypadku Manchesteru City wydatki netto wynoszą 300 milionów, a Chelsea prawie 750 mln. Więcej na transfery piłkarzy łożyli nawet przedstawiciele West Hamu i Nottingham Forest. Można więc domniemywać, że mistrzowie Anglii teraz nie tylko mocno rozluźnili pasa, ale również myślą o rozsądnym czyszczeniu kadry. Tak jest w istocie.
Rezerwowy stoper Jarell Quansah zamienił angielską ligę na Bayer Leverkusen, a do skarbca “The Reds” dzięki tej transakcji przybyło 35 milionów euro. Trent Alexander-Arnold miał przejść do Realu Madryt za friko, ale jednak “Królewscy” połakomili się na usługi prawego obrońcy przy okazji klubowego mundialu i musieli za nie zapłacić 10 milionów. Więcej niż drobne (15 mln od Brentford) zostały przelane za rezerwowego bramkarza Caomihina Kellehera, a najważniejsze odejścia jeszcze przed nami. Wielki potencjał sprzedażowy ma przede wszystkim wspomniany arwin Nunez (słychać już o zainteresowaniu ze strony m.in. Juventusu czy Napoli). Dobrze zorientowany na rynku David Ornstein z The Athletic prognozuje, że czerwony pokład opuści ktoś z dwójki Andy Robertson-Kostas Tsimikas. I także to nie będą grosze.
Wszystkie te dane wskazują, że Liverpool znajduje się w doskonałej kondycji finansowej i jedno szalone okno nie będzie w stanie zburzyć stabilnych filarów, na których umocowano wartości drużyny. Właściciele nie są szaleńcami i potrafią zrównoważyć zarówno korzyści, jak i ryzyko każdej przeprowadzanej transakcji. Klub czuje dobry czas, widzi okazje rynkowe i inwestuje w ten sposób, by na dłużej utrzymać się w czubie tabeli. Kilka wyborów może okazać się nietrafnych, ale nie ma na świecie drużyny, która nigdy się nie pomyliła. Ekipa Arne Slota nie będzie tu wyjątkiem.

Przeczytaj również