Mamy sensacyjnego kandydata na gracza sezonu. To był transferowy majstersztyk
Jeśli Morgan Rogers z Aston Villi nie ściągnie nogi z gazu, to za kilka miesięcy obudzi się z nagrodą dla piłkarza sezonu Premier League. Właśnie oglądamy eksplozję formy 23-latka, który równo dwa lata temu kosztował raptem 8 milionów funtów. Dzisiaj Anglik jest w stanie w pojedynkę rozmontować Manchester United, a selekcjoner Thomas Tuchel zaciera ręce. Rogers to kolejna perła, która pobudza rywalizację w pomocy. I potencjalna gwiazda przyszłorocznego mundialu.
Takie mecze na długo zostają w pamięci. Choćby ze względu na kolorową scenę z Emerym, który po drugim golu przeciwko Manchesterowi United (2:1) rzucił płaszcz w powietrze. Wyglądał na wściekłego, choć jego zespół właśnie obejmował prowadzenie. Po meczu tłumaczył, że to adrenalina, upust emocji, które kumulowały się w nim przez całe spotkanie. Jego zdaniem Morgan Rogers nie grał dobrze w pierwszej połowie, ale dwie bramki zmieniły wszystko. To nie były zwykłe trafienia - oba miały w sobie coś ekstra. Poza tym Villa była w stanie odrobić stratę i wygrać siódme ligowe spotkanie z rzędu. Ostatni raz tak dobrą passę miała 36 lat temu.
Magia w prawej nodze
Aston Villa jest w takim gazie, że słusznie zaczyna się rozpatrywać ją w kontekście mistrzostwa Anglii. Na ten moment traci tylko trzy punkty do Arsenalu. Przede wszystkim piłkarze z Birmingham są znakomici na własnym obiekcie, a angielska prasa zachwyca się ich fenomenalnym współczynnikiem xG. Piłkarze Emery’ego nie potrzebują wielu sytuacji, by wygrywać mecze. Trafiają też z wyjątkowo trudnych pozycji. Ich ostatnie 10 goli zza pola karnego to efekt 42 strzałów. Wystarczy spojrzeć na technikę uderzenia Rogersa, by zrozumieć ten fenomen. W angielskiej prasie już pojawiły się teksty, że prawa noga 23-latka zaczyna być tym, czym dawniej była słynna lewa noga Arjena Robbena.
Rogers jest przykładem tego jak szybko w piłce zasuwa winda z dołu na górę. I odwrotnie. Trzy miesiące temu część fanów gwizdała na niego w trakcie meczu z Bologną (1:0) w Lidze Europy Jego wskaźnik celności podań wyniósł 41 procent. Rogers był tak irytujący, że kiedy wreszcie celnie podał, to fani sarkastycznie nagradzali go oklaskami. Ogólnie nie był to też dobry okres całej drużyny, bo Aston Villa rozpoczęła Premier League od czterech meczów bez gola. Dopiero w szóstej kolejce odniosła pierwsze zwycięstwo.
Dublet za dubletem
Rogers potem sam przyznał, że wziął to na klatę. - Musiałem trenować bardziej głowę niż nogi - opowiadał.
Emery też odniósł się do wspomnianego meczu z Bologną, twierdząc, że celowo tamtego wieczoru trzymał go na boisku do końca.
- Chciałem zobaczyć jego reakcję. Jak przyjmuje krytykę i czy umie się z nią zmierzyć – mówił baskijski trener. 10 celnych podań na 24 w ciągu 90 minut pokazuje, jak słaby był to mecz w wykonaniu Anglika.
Kiedy Aston Villa zaczęła przyspieszać, momentalnie silnik uruchomił też Rogers. Można zresztą zamienić kolejność, bo to 23-latek pomógł wygrać chociażby mecz z Tottenhamem (2:1) w październiku. Piłkarze Emery’ego odrobili straty, a tydzień później na fali entuzjazmu ograli też Manchester City (1:0). Gdyby wziąć pod uwagę ich ostatnie 18 meczów we wszystkich rozgrywkach, to wygrali aż 16. Rogers miał ogromny wpływ na ten bilans. Co ważne, Villa nie pęka przed wielkimi markami, bo w grudniu ma na rozkładzie Arsenal (2:1) i Manchester United (2:1). Statystyki Rogersa to siedem goli i trzy asysty. Dwa dublety zgarnął na przestrzeni dwóch ostatnich kolejek.
Co ciekawe, Anglik czekał aż do grudnia, by strzelić swojego pierwszego gola w tym sezonie na Villa Park. Wcześniej aktywny był tylko na wyjazdach. Unai Emery świetnie wkomponował go w trójkę ofensywnych pomocników, spośród których każdy ma dużą swobodę manewrowania w środku lub na skrzydle. Od przyjścia Emery’ego do Aston Villi w 2022 roku żadna drużyna nie atakuje środkiem częściej niż “The Villans”. Rogers tymczasem od kwietnia zanotował najwięcej asyst spośród wszystkich graczy Premier League. Czasem zarzuca mu się, że gra zbyt pospiesznie i wiele podań nie trafia do adresata, ale z drugiej to on lideruje w zespole pod względem podań progresywnych. Podejmuje ryzyko, które często po prostu się opłaca.
Transferowy majstersztyk
Rogers to przykład tego, że dobry piłkarz czasem musi trochę powędrować, aż wreszcie trafi na odpowiednie środowisko i trenera. Wychował się w West Bromwich, potem był nadzieją Manchesteru City i najlepszym kumplem Cole’a Palmera. Nigdy nie zagrał w seniorach, a wypożyczenia do Bournemouth i Lincoln kończył ze statystykami na poziomie jednej bramki w sezonie. Tak naprawdę do 21. roku życia był graczem, który ma talent, ale zawodzi. Dopiero Middlesbrough i praca z Michaelem Carrickiem otworzyły mu okno na świat. Emery przechwycił go po pół roku za 8 mln funtów, co dziś można uznać za majstersztyk. W dobie gigantycznych kwot transferowych Premier League, ten transfer to niebywała promocja. Być może jedna z największych w historii tej ligi, jeśli talent Rogersa dalej będzie rozwijał się w takim tempie.
Od czasu, kiedy pracuje z Emerym, Rogers zadebiutował w reprezentacji Anglii, a jesienią stał się nawet jej podstawowym piłkarzem. W październiku strzelił debiutanckiego gola przeciwko Walii (3:0). Ostatnio z Albanią ustąpił miejsca Jude’owi Bellinghamowi, choć Tuchel nie wyklucza tego, że obaj mogą grać razem. Tuchel widzi w nim gracza bardzo wszechstronnego. Niewykluczone że to jedna z przełomowych postaci zbliżającego się mundialu. Rogers w poprzednim sezonie strzelił 14 goli i miał 16 asyst we wszystkich rozgrywkach. Błyszczał w Premier League i w Lidze Mistrzów na tle PSG. Nie ma w nim kompleksów. Już teraz wie, że jest kluczową postacią jednej z najsilniejszych drużyn w Anglii.
Skarb Anglików
W tym momencie żaden angielski piłkarz nie ma dwucyfrowej liczby goli i asyst w lidze. Rogers przebija Phila Fodena, Domenica Calverta-Levina i Danny’ego Welbecka. Istotne jest też to, że w porównaniu do poprzednich rozgrywek częściej oscyluje na lewej stronie boiska, zupełnie pomijając prawą. To tutaj znajduje wolne przestrzenie, a potem ścina do środka i spektakularnie uderza z dystansu.
Stał się graczem, który w trudnych momentach bierze ciężar gry na siebie i umie przesądzać o zwycięstwach. Dlatego jest takim skarbem Emery’ego, a wkrótce też Tuchela, kiedy przyjdzie wielka międzynarodowa scena. Od teraz, kiedy ktoś będzie chciał z niego zadrwić, jak we wrześniu na meczu z Bologną, będzie musiał długo zastanowić się, czy w ogóle warto.