Pożar w Manchesterze United. Problemy Ten Haga, liderzy masowo zawodzą. "Nie nadąża, spóźniony, fauluje"

Pożar w United. Problemy Ten Haga, liderzy masowo zawodzą. "Nie nadąża, spóźniony, fauluje"
MDI / Shutterstock.com
Dwie porażki z rzędu na Old Trafford, dwie na otwarcie rywalizacji w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Do tego problemy z kontuzjami, dyscypliną i nowymi nabytkami. Sytuacja Erika Ten Haga w Manchesterze United zaczyna się robić coraz mniej kolorowa.
Od czasów odejścia na emeryturę przez sir Aleksa Fergusona w United nastały trudne czasy, w ostatnich latach zespół pobił już sporo niechlubnych rekordów, ale początek obecnych rozgrywek przebija na razie wszystko. Manchester United nigdy nie przegrał dwóch pierwszych meczów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nigdy nie zaliczył też tak słabego punktowo początku w Premier League - po siedmiu rozgranych meczach ma zaledwie dziewięć punktów, co przekłada się dziesiąte miejsce.
Dalsza część tekstu pod wideo
Najlepszym podsumowaniem pierwszej części sezonu jest to, że dał się pokonać u siebie Galatasaray, które od dziesięciu lat nie potrafiło wygrać na wyjeździe w Lidze Mistrzów, a w dodatku w ponad stuletniej historii nigdy nie pokonało na wyjeździe angielskiego klubu. Łącznie to szósta porażka w dziesiątym rozegranym spotkaniu. Dopiero co zawodnicy United schodzili z Old Trafford pokonani przez Crystal Palace. Stracili już w tym sezonie 18 goli.

Problemy od tyłu

Gra w defensywie istnieje tylko teoretycznie. Już w pierwszym meczu sezonu, przeciwko Wolverhampton, "Czerwone Diabły" dopuściły do ponad 20 strzałów. W końcówce miały ogromne szczęście, że sędzia nie podyktował rzutu karnego za faul Andre Onany. To właśnie bramkarz sprowadzony z Interu, który w poprzednim sezonie Ligi Mistrzów zaliczył najwięcej czystych kont, zanotował najlepszy bilans goli, którym zapobiegł. Miał być kimś, kto po Davidzie de Gei wyraźnie wzmocni tę pozycję.
Jak na razie nic takiego nie ma miejsca. Lepsza gra nogami pozostaje głównie w sferze założeń, a Onana wykłada się na typowo bramkarskiej robocie. To nie tylko ogromny błąd z Bayernem Monachium, ale wiele niepewnych interwencji i kilka innych wpuszczonych goli, które klasowy golkiper powinien obronić. Z Galatasaray też się nie popisał. Skreślać Kameruńczyka nie można, De Gea też nie miał łatwego wejścia, ale na ten moment Manchester United jest w bramce słabszy niż rok temu. I przede wszystkim traci znacznie więcej goli, bo przypomnijmy, mówimy o drużynie, która w poprzednich rozgrywkach Premier League zanotowała najwięcej czystych kont.
Problemów w obronie nie można jednak sprowadzać tylko do Onany. Ogromny kryzys personalny jest na lewej stronie defensywy. Kontuzjowani są Luke Shaw i Tyrell Malacia, a dodatkowo wypadł sprowadzony jako ich zastępca Sergio Reguilon. W związku z tym z przymusu na tej pozycji musi grać prawonożny Sofyan Amrabat, którego przecież Ten Hag przewidywał do wzmocnienia środka pola. Do tego musimy doliczyć uraz Lisandro Martineza, który nie będzie mógł zagrać przez kilka najbliższych tygodni.

Łatanie dziur

Słabsze jest też zabezpieczenie z drugiej linii. Wspomniany Ambrabat na razie łata dziury w obronie, a Casemiro daleki jest od formy z poprzednich rozgrywek. Z Galatasaray znów wyleciał z boiska, co łącznie było już trzecią czerwoną kartką, od kiedy dołączył do Manchesteru United. Trudno winić samego Brazylijczyka, jest elementem szerszej całości, ale liczby też w jego przypadku pokazują problem - nigdy od czasu transferu do Europy nie notował tak mało przechwytów jak w obecnych rozgrywkach. Coraz częściej bywa spóźniony, nie nadąża, musi faulować.
"Wszyscy bronimy i wszyscy atakujemy" - tak ostatnio tłumaczył Ten Hag. Problem w tym, że na razie najlepsze liczby w ofensywie ma defensywny pomocnik, wspomniany Casemiro, który strzelił we wszystkich rozgrywkach cztery gole. Więcej niż dwie bramki ma jeszcze tylko Rasmus Hojlund. W poprzednim sezonie zespół ciągnął Marcus Rashford, który teraz radzi sobie słabo. Oddał w tym sezonie aż 28 strzałów, co przełożyło się na zaledwie jednego gola. Jego xG wynosi 2.7. Procent celnych strzałów to 21. W poprzednim sezonie był ponad dwa razy lepszy (45).
Niewiele wnoszą pozostali ofensywni zawodnicy. Owszem, Bruno Fernandes zaliczył przebłysk z Burnley, kiedy pięknym wolejem dał zwycięstwo, ale pozostali gracze, tacy jak Facundo Pellistri, Alejandro Garnacho i Anthony Martial grają znacznie poniżej wymogów w takim klubie jak Manchester United. Do treningów wrócił Antony, ale trudno w nim pokładać ogromne nadzieje. Dotąd był to piłkarz momentów, a nie ktoś, na kim w dłuższej perspektywie można było polegać.

Jedyna nadzieja

Jednym z nielicznych pozytywów jest Hojlund, który od pierwszego występu robi dobre wrażenie. W Lidze Mistrzów trafił już trzy razy, gdyby nie słaba postawa w defensywie, to mógłby być bohaterem meczu z Galatasaray, w którym zdobył dwie bramki. Gra pewnie, jest skuteczny, nie widać po nim obciążenia wejściem do wielkiego klubu i transferem za pokaźną kwotę. Jeden piłkarz w formie to jednak zdecydowanie za mało, tak się meczów na najwyższym poziomie nie da wygrywać.
- Jesteśmy w bardzo trudnym momencie - powiedział po meczu Ten Hag. - W szatni było bardzo cicho - dodał Christian Eriksen. Poprzednim sezonem, w którym wygrał Carabao Cup i dołożył finisz w TOP 4 w Premier League, Holender zapracował na zaufanie, nikt go tu i teraz zwalniać raczej nie będzie, ale Manchester United powoli zaczyna wyglądać na drużynę, która wpada w taki korkociąg, z którego trenerzy często nie są już w stanie wyjść na prostą.

Przeczytaj również