Manchester United: Piekło jeszcze nie dla "Diabłów". Nie skreślajmy Ole Gunnara Solskjaera zbyt szybko

Nastroje fanów Manchesteru United od momentu przejęcia drużyny przez Ole Gunnara Solskjaera muszą przypominać sinusoidę. Początkowo, Norweg zaskarbił sobie sympatię wszystkich kibiców oczyszczając atmosferę w szatni, poprawiając wyniki oraz dokonując kolejnego wielkiego “comebacku” w Lidze Mistrzów. Niestety, pod koniec ubiegłego sezonu oraz na starcie bieżącego na Old Trafford wróciły stare demony, a posada 47-latka wisiała na włosku. Jednak wtedy znów nastąpił przełom.
Wszystko, co dobre dla Manchesteru United rozpoczęło się od zremisowanego starcia z Liverpoolem na Old Trafford. Co prawda, “Czerwone Diabły” po tym meczu okupowały skandalicznie niską 14. (!) pozycję w tabeli, aczkolwiek podopieczni Solskjaera wreszcie pokazali, że umieją wznieść się na wyższy poziom, wydostać z przeciętności i marazmu. Sam Norweg na pomeczowej konferencji, mimochodem zapowiedział przełom w grze swojej drużyny.
- Dysponujemy zespołem, który będzie walczył za siebie nawzajem. Być może ten mecz zmieni nasz sezon. Wkrótce znajdziemy się w odpowiednim miejscu. Rezultaty są bardzo ważne, to oczywiste, ale to jedyny sposób na wzrost pewności siebie i wiary w to, co robimy. Wygrana byłaby wspaniała, ale remis to krok w odpowiednim kierunku - dodał menedżer Manchesteru.
I chociaż wielu uważało, że jest to swoiste epitafium Solskjaera, jedne z ostatnich słów człowieka, który stoi nad przepaścią, Manchester rzeczywiście poczynił ogromny progres na przestrzeni ostatnich tygodni. Wpadki, jak z Burnley czy Watfordem zdarzają się coraz rzadziej, a klub powoli, acz konsekwentnie wychodzi na prostą.
Grają tym, co mają
Praca Solskjaera zasługuje na uznanie, ponieważ w ostatnich miesiącach raz po raz Norwegowi rzucane były kłody pod nogi. W trakcie letniego okna transferowego Ed Woodward i spółka zawiedli oczekiwania kibiców oraz samego trenera poprzez całkowitą apatię na rynku w kwestii pozyskania nowego pomocnika. Nikt nie wypełnił luki po Anderze Herrerze oraz papierowym liderze United, Paulu Pogbie.
Francuz od kilku miesięcy zmaga się z urazem stawu skokowego, który chyba jest jednym z najpoważniejszych w historii sportu, ponieważ w tym samym czasie Andre Gomes zdążył wrócić do zdrowia po pamiętnym starciu z Sonem i Aurierem. Tajemniczej kontuzji Pogby pikanterii dodaje jego agent, Mino Raiola, który notorycznie wbija szpileczki w klub z Old Trafford.
Niezależnie od tego, gdzie Pogba czuje się jak w domu, ważne jest to, że Solskjaer od kilku miesięcy nie może skorzystać z usług swojego najdroższego zawodnika. Różne inne urazy trapiły także pozostałych graczy United, którzy powinni stanowić fundament odbudowanej drużyny.
Przez kilka miesięcy pauzował Scott McTominay, kilka drobnych urazów łapali Shaw, Wan-Bissaka oraz Martial, a w styczniu poważnej kontuzji kręgosłupa doznał najlepszy strzelec “Czerwonych Diabłów”, Marcus Rashford. Po takiej pladze nieszczęść wielu trenerów mogłoby załamać ręce, ale Solskajer postanowił lepić z takiego materiału, jaki mu pozostał. Norwegowi idzie to nadspodziewanie pomyślnie.
Renesans defensywy
W obliczu znacznej utraty siły rażenia z przodu, należało niezwłocznie poprawić grę w obronie, która dotychczas po prostu kulała. Początki najdroższego obrońcy świata, Harry’ego Maguire’a w nowym klubie nie należały do najprzyjemniejszych, Aaron Wan-Bissaka również potrzebował chwili na aklimatyzację, a de Gea coraz rzadziej jest pewnym punktem zespołu.
Pod względem personalnym nie wyglądało to najlepiej, zatem Solskjaer musiał wprowadzić nieco zmian w kwestii obranej taktyki. Pomysłem Norwega na uszczelnienie dotychczas przeciekającej linii obrony było wykorzystanie formacji z pięcioma obrońcami, gdzie w rolę wahadłowych wcielają się młodziutki Williams i Wan-Bissaka, a tercet stoperów uzupełnia Shaw.
Manewr ten pozwolił na ukrycie braków szybkościowych etatowego lewego obrońcy, który grając w trójce stoperów rzadziej pojedynkuje się ze skrzydłowymi rywali. Wan-Bissaka coraz lepiej prezentuje się w akcjach podbramkowych, a największym beneficjentem zmiany formacji jest chyba Maguire, który wreszcie zaczyna udowadniać, że był wart kolosalnej sumy, jaką za niego zapłacono.
Nowe twarze odbudowy
Manchesterowi idzie coraz lepiej, ponieważ wreszcie do roboty wzięli się także włodarze klubu, którzy nie zapadli w sen zimowy podczas styczniowego okienka transferowego. Transakcje związane z pozyskaniem Bruno Fernandesa oraz Odiona Ighalo są jak na razie strzałem w dziesiątkę.
Portugalczyk sprowadzony ze Sportingu idealnie wkomponował się do drużyny, która potrzebowała kreatywnego środkowego pomocnika z ofensywnymi inklinacjami. Wielu kibiców zastanawiało się, jak Fernandes poradzi sobie z przeskokiem na poziom wymagany w Premier League, ale 25-latek szybko udowodnił, że nie robi mu różnicy czy gra przeciwko Vitorii Guimaraes czy Chelsea.
Z o wiele większą krytyką spotkał się transfer Odiona Ighalo. Nigeryjczyk od dwóch lat zwiedzał chińskie kluby i nic nie wskazywało na to, aby był gotowy do powrotu na Wyspy i to od razu na Old Trafford. Czas pokazał, że czasami charakterystyka zawodnika jest o wiele ważniejsza, niż jego teoretyczna jakość.
Manchesterowi brakowało typowej “dziewiątki”, która zagra na ścianę, przytrzyma piłkę, powalczy z obrońcami. Martial i Greenwood to znakomici zawodnicy, ale obaj wolą pracować poza szesnastką, bazując na szybkości i przygotowaniu technicznym. Tymczasem Ighalo momentalnie wniósł do linii ofensywy “Czerwonych Diabłów” siłę i nieustępliwość, co już zaowocowało trzema trafieniami w nowych barwach.
Poprawa gry linii obrony oraz impuls zapewniony przez nowe nabytki Manchesteru wpłynęły oczywiście na wyniki osiągane przez podopiecznych Solskjaera. “Czerwone Diabły” zameldowały się w 1/8 finału Ligi Europy oraz ćwierćfinale F.A. Cup, a sytuacja w lidze również klaruje się w coraz jaśniejszych barwach.
Derby rządzą się swoimi prawami
Ekipa z Old Trafford okupuje 5. lokatę, która w obliczu sankcji Manchesteru City może wystarczyć do upragnionej gry w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów. “Obywatele” nieświadomie wyświadczyli swoim rywalom zza miedzy ogromną przysługę. Dziś “Czerwone Diabły” będą chciały jeszcze bardziej upokorzyć swoich miejscowych wrogów.
Faworytem zbliżających się derbów Manchesteru oczywiście jest zespół prowadzony przez Guardiolę, ale nie radziłbym zbyt szybko skreślać “Zjednoczonych”. Jeszcze w rundzie jesiennej MU zaskoczyli niemal wszystkich wywożąc komplet punktów z Etihad. City mogą mieć wymarzoną kadrę, najlepszych zawodników świata, ale w derbach nigdy nie należy skreślać jednej ze stron.
Zwłaszcza, że Solskjaer stał się swoistym specjalistą od wygrywania, gdy wszyscy postawili już na nim kreskę. Tylko w tym sezonie 47-letni Norweg zdołał pokonać drużyny Pochettino, Mourinho, dwukrotnie Manchester City i aż trzykrotnie Chelsea prowadzoną przez Franka Lamparda. W hitowych meczach United wznoszą się na poziom najwyższy z możliwych.
Zdaję sobie sprawę, że Norweg nie posiada zbyt wielu zwolenników, przez wielu uważany jest za amatora i wuefistę, ale osobiście uważam, że Norweg nie jest oceniany zbyt sprawiedliwie. Oczywiście, że Manchester Solskjaera w najbliższych latach nie będzie faworytem do zwycięstwa w Premier League czy Lidze Mistrzów, ale z taką kadrą nie dokonałby tego prawdopodobnie żaden trener na świecie.
Trzeba mierzyć siły na zamiary oraz docenić progres, jaki nieustannie czyni Manchester United. Wyniki uległy poprawie, styl gry jest przyjemniejszy dla oka, a do gry w niedługim czasie powinni wrócić także Pogba i Rashford. Drobnymi , ale konsekwentnie stawianymi kroczkami United zmierza ku lepszemu. “Ole na kole” wcale nie musi doprowadzić do katastrofy.
Mateusz Jankowski