Trener Lecha zaskoczył na konferencji. "Co z tym zrobić? Przestanę mówić"

Trener Lecha zaskoczył na konferencji. "Co z tym zrobić? Przestanę mówić"
Artur Kraszewski/Press Focus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz26 Apr · 10:56
Kiedy Mariusz Rumak ponownie obejmował Lecha Poznań, wspominał, że jest bardziej "doświadczonym trenerem" i to zobaczymy. To nawet logiczne, ale czy jednak to widać? Moim zdaniem niekoniecznie. Kolejna przedmeczowa konferencja prasowa pokazuje, że 46-letni szkoleniowiec kilka lat był poza zawodem. Albo zapomniał, dlaczego został trenerem Lecha i w jakim jest klubie.
Obserwując Lecha Poznań wiosną 2024 roku da się wyczuć, że ta drużyna generuje bardzo dużo negatywnych emocji. Oczywiście główny wpływ mają na to wyniki osiągane przez zespół, bo w krótkim okresie "Kolejorz" skompromitował się w starciach z Rakowem Częstochowa czy Puszczą Niepołomice oraz odpadł w bardzo bolesny sposób z Pucharu Polski, grając u siebie z Pogonią Szczecin i tracąc gola na kilka minut przed serią rzutów karnych.
Dalsza część tekstu pod wideo
Piszę tu tylko o wiośnie, a wpływ na złe emocje ma praktycznie cały sezon, bo kibice klubu, który rok temu awansował do ćwierćfinału Ligi Konferencji, muszą teraz przeżywać serię niepowodzeń rozpoczętą w sierpniu zeszłego roku w Trnawie, gdzie Lech miał autostradę do ponownego udziału w tym sezonie w europejskich rozgrywkach. I do dzisiaj wielu nie wierzy, jak to się nie udało.
Ta huśtawka nastrojów i bardzo wysokie oczekiwania - #mistrzigrupa - powodują, że mimo wciąż realnej walki o mistrzostwo Polski mało kto wierzy tytuł. I to przecież nie za sprawą tak świetnie grającej Jagiellonii Białystok. Chociaż na trybunach widzimy ostatnio wzmożoną frekwencję, to raczej nie jest to kwestia wiary w mistrzostwo Polski, a chęci, aby ciekawie spędzić czas. To wszystko też wpływa na krytykę działań Mariusza Rumaka. Stał się on też tarczą.

Dlaczego Mariusz Rumak kreuje negatywne emocje?

Negatywne emocje dzisiaj, nie licząc kilku piłkarzy, którym słusznie obrywa się za obecny sezon, generuje Mariusz Rumak. Trener, którego nikt w Ekstraklasie dzisiaj nie wymyśliłby na pierwszego szkoleniowca. I to nie dlatego, że mamy falę młodych trenerów, tylko dlatego, że 46-letni trener od prawie pięciu lat był poza ligową karuzelą.
Za panowania rodziny Rutkowskich przy Bułgarskiej nie przypominam sobie trenera, który z tak negatywnym elektoratem wchodził do Lecha. Na to wpływ ma oczywiście sam Rumak i jego trenerskie CV, ale też przede wszystkim wydawało się, że Lech jest dzisiaj w innym miejscu. Przed chwilą był Maciej Skorża, było mistrzostwo Polski, był John van den Brom (niesamowicie doświadczony trener, jeśli chodzi o europejskie puchary), był ćwierćfinał Ligi Konferencji, a teraz... przyszedł Rumak.
Dlatego kredyt zaufania nie mógł być duży, żeby nie powiedzieć zerowy. Tym bardziej przy zapowiedzi braku transferów.
Kibice i eksperci jasno odebrali to jako wywieszenie białej flagi w tym sezonie. W końcu było komunikowane, że Lech nie znalazł zimą trenera na "długofalowy projekt" i chce latem poszukać solidnego szkoleniowca, kiedy będzie większy wybór.
Oczywiście trener Rumak nie mógł narzekać, bo taka szansa spadła mu z nieba. Bardzo dobrze zrobił, że z niej skorzystał i nie mógł odmówić. Jednak właśnie z tych powodów Rumak był odbierany tak negatywnie, że jest to dla niego dar od losu, a nie nagroda za solidną pracę. Że nie zasłużył na prowadzenie Lecha w tym momencie. Kiedy nie mówimy o jakimś wielkim kryzysie klubu, a wciąż realnej szansie na dublet. A wzięto trenera, który przecież nic nie wygrał.

Jednak... brak doświadczenia

Po pierwszych wywiadach wydawało się, że urodzony w Drawsku Pomorskim trener faktycznie pokazuje to "doświadczenie". Był spokojny, uśmiechnięty, dużo udzielał się w mediach. To była ciekawa zmiana po Holendrze, który nie rozumiał, dlaczego środowisko medialne oraz kibice wytykają mu błędy lub czegoś od niego wymagają. Nie wiedział, w jak dużym jest klubie na polskie realia.
Pierwsze tygodnie pokazywały, że faktycznie jest nieco lepiej. Sam nawet przez chwilę uznałem - do meczu z Rakowem - że ten pomysł może wypalić. Tym bardziej że kandydatura Rumaka została wzmocniona Rafałem Janasem, który kojarzy się jednoznacznie z Maciejem Skorżą i mistrzowskim sezonem "Kolejorza". Było widać poprawę w defensywie, a to był duży problem lechitów.
Wszystko zaczęło się psuć, kiedy Lech nie wykorzystywał swoich szans przy licznych potknięciach rywali. Dodatkowo grał bardzo słabo, nudno i strzelił do tej pory tylko 11 goli w dziesięciu meczach pod wodzą Rumaka.
I właśnie w takich momentach powinno wyjść to doświadczenie, a moim zdaniem go jednak brakuje. Mariusz Rumak zaczął się gotować, górę brały emocje. Czuł i pewnie czuję, że przegrywa swoją szansę. To zawsze się źle kończy. Nawet w życiu prywatnym, kiedy tracimy emocje, nigdy nie wychodzi z tego nic dobrego. Rumakowi bardzo zależy, bo wie, że dostał szansę od losu i walczy o swoją trenerską przyszłość, która na 26 kwietnia - 30 dni przed najprawdopodobniej końcem jego pracy jako pierwszy trener Lecha - nie rysuje się zbyt optymistycznie.
Jednak nie o tym. Mam przeświadczenie, że w tych złych momentach trener zapomniał o tym, że takie zachowania tylko potęgują niechęć kibiców wobec niego i tworzy się efekt kuli śnieżnej. Jakby zapomniał, jakim klubem jest Lech Poznań, w którym każde zdanie, każda sytuacja, jest analizowana i mielona po stokroć. A przecież rzecznik klubu, Maciej Henszel przygotowuje trenera do konferencji prasowych. Jednak to nie pomaga.
Mariusz Rumak też nie jest traktowany jak każdy inny szkoleniowiec, bo został trenerem tymczasowym, co jasno wskazał klub. Gdyby o tym pamiętał, nawet w tych najtrudniejszych momentach, to powinien właśnie o tym pomyśleć. Że tak naprawdę nie ma nic do stracenia, a może tylko zyskać, bo i tak był na trenerskim aucie. Że najprawdopodobniej nie zostanie tu po sezonie. Że przecież nic nie wygrał i dlatego jest w niego ten brak wiary, co jest uwypuklane w trudnych momentach.
Do napisania tego felietonu skłoniła mnie piątkowa konferencja prasowa, gdzie bardzo konkretne i odważne pytania zadał Mieszko Grabowski, początkujący dziennikarz Radia Meteor. Zapytał wprost o ostatnią sytuację z meczu z ŁKS Łódź, kiedy rzekomo piłkarze nie chcieli przybijać piątek w drużynie i o zachowania trenera na konferencji prasowej.
- To jest już żart w szatni. Dziękuje za te wszystkie doniesienia, bo jest trochę żartów w szatni. Ostatnio "Sali" wszedł i mówi: "Trenerze, mamy konflikt". Odpowiedziałem: "kto ma konflikt, jaki konflikt?". "My, we dwóch. Byłem u mechanika i mi powiedział, że mamy konflikt". Zaczęliśmy się z tego śmiać. Co mam powiedzieć? Każde słowo, każdy gest... Jak zamknę lewe oko, to ktoś pomyśli, że lewej strony nie lubię. Bądźmy sobą. Nic się nie dzieje. Proszę zapytać o to piłkarzy - odpowiadał z uśmiechem Mariusz Rumak.
- Co z tym zrobić? Przestanę mówić. Będę odpowiadał króciutko, lakonicznie. Nie będę sobą, ale może lepiej powiedzieć jedno słowo mniej niż za dużo. Ja nie jestem od tego, żeby to oceniać. Natomiast powiem szczerze, że bardzo poważnie mówię, żeby odpowiadać "Jesteśmy dobrzy tu, dobrzy tam... Dziękuję, następne pytanie". Nie unikać odpowiedzi, z pełnym szacunkiem, ale może lepiej zamilknąć - komentował Rumak.
I ta druga wypowiedź znowu mi dała do myślenia. Bo zamiast to powiedzieć, trener właśnie tak powinien zrobić, ale nie mówić o tym. Najlepszą konferencję miał po meczu z Pogonią Szczecin, kiedy nie dał się wpuścić w maliny, kiedy zapytałem go o słowa Jensa Gustafssona, czy Pogoń faktycznie była zdecydowanie lepsza. Trener mnie zbył i nie było z tego żadnej historii. Ktoś o tym mówił?
Ta wypowiedź pokazuje, że to, co się dzieje, dotyka trenera. I ja to nawet rozumiem, bo mnie też by dotykała, ale właśnie doświadczony trener takiego klubu jak Lech - to miał John van den Brom - musi mieć to "gdzieś". Nie mówić o tym, że będzie tak robił, tylko to robił.
Oczywiście burza wokół Rumaka jest czasami przesadzona (takie czasy social mediów), czasami słuszna (szczególnie przez grę zespołu), ale niestety dla niego musi się pogodzić z tym, że nie ma zaufania kibiców oraz ekspertów. To zmieniłoby tylko gra zespołu i wyniki. A takie zdania, że teraz "będę mówił mniej" tylko drażnią ten negatywny elektorat i zbędnie nakręcają spiralę. Dodatkowo inne kluby i potencjalni nowi pracodawcy Rumaka też to widzą.
Trener poza konferencjami jest bardzo elokwentnym i kulturalnym człowiekiem. Jednak na wystąpieniach publicznych przy okazji presji i negatywnych wyników się zmienia i pokazuje, że rusza go to wszystko, co się dzieje wokół niego. A wspomnę jeszcze raz - nie powinno, bo zapomina, że tę szansę dostał od losu, a nie na nią zasłużył. Bo gdyby zasłużył, to nie byłoby wokół niego takiej burzy. Byłby kredyt zaufania, ale on wynika też z sukcesów na koncie. Stjarnan, Żalgiris, liczne porażki w Pucharze Polski. Dlatego prawie każda wypowiedź trenera jest odbierana negatywnie.
Plus jest tego jeden i chyba jedyny. To wszystko w kluczowym momencie odciąga nieco presję z piłkarzy.
Zobaczymy, co trener Rumak osiągnie z Lechem. Przegrał już puchar. Nie zdziwię się, jak to zakończy się wicemistrzostwem i 46-letni szkoleniowiec zaliczy triplet... wicemistrzostw.
Jednak poczucie niewykorzystanej szansy na mistrza w tak słabym sezonie będzie duże, ale ono spadnie na cały klub.
A zimową decyzję z wyborem Rumaka przy przegranym pucharze i tytule kibice zrozumieją, jeśli latem do klubu trafi konkretny trener, którego faktycznie zimą nie dało się ściągnąć. Inaczej władze Lecha wystawią się kolejny raz na ostracyzm społeczny i zarzuty o brak ambicji.

Przeczytaj również