Mecze można przerywać z przytupem. Kibic-kangur, krwawa kuna, byk i uzbrojony prezydent klubu w akcji
Przerywanie meczów przez kibiców stało się zupełnie naturalnym i często spotykanym zjawiskiem. Co prawda skończyć się to może zakazem stadionowym lub nawet więzieniem, ale jeśli jest to jedyna szansa w życiu, aby przytulić swojego idola… to dlaczego nie? Boiskowe inwazje nie ograniczają się jednak tylko do wbiegających rozochoconych sympatyków.
O ile wpadający na murawę fani to widok dość zwyczajny, to inaczej sprawa wygląda np. ze zwierzętami. Zdarzało się bowiem, że mecz przerywała kuna, kangur lub nawet byk. Jeśli dodamy do tego jeszcze spadochroniarza czy też uzbrojonego prezydenta klubu, powstaje bardzo ciekawe zestawienie.
Załatwić potrzebę można wszędzie
Kiedy przyciśnie nie ma zmiłuj, zasada ta dotyczy również zwierząt. Przykładem tego jest pies, który przerwał w Argentynie mecz pomiędzy Rosario Central i River Plate. Wykorzystując okazję czworonóg załatwił na murawie swoją potrzebę. Później wykonał jeszcze rundę honorową, aby zebrać pochwały za swój "wyczyn".
Kurczak z "Rocky'ego" – złap mnie, jeśli potrafisz
Wiele osób pamięta scenę z filmu "Rocky", kiedy główny bohater dostał od swojego trenera zadanie polegające na złapaniu kury. Bokser musiał wykazać się przy tym nie lada szybkością i refleksem. Przed identycznym wyzwaniem stanęli stewardzi jednego z meczów w Izraelu.
Kogut dumnie stroszył pióra w pobliżu linii bocznej. Kiedy wyczuł zagrożenie, zaczął biegać i kiwać obsługę niczym Leo Messi. Kibice zgromadzeni na trybunach musieli mieć spory ubaw widząc bezradnie rzucających się po boisku stewardów.
"Kurczakowe" epizody przeżywali także kibice Blackburn Rovers. W 2011 r. postanowili zaprotestować przeciwko działaniom właścicieli klubu, którzy promowali swoją sieć restauracji w Indiach. Głównym daniem w tych miejscach było mięso kurczaka.
Fani Rovers przerwali więc kilka razy spotkania swojej drużyny wpuszczając na murawę kurę. Ważne podkreślenia jest to, że ubierana była w barwy klubowe.
Krwawa kuna i cierpiąca sowa
W 2013 r. w lidze szwajcarskiej mierzyły się FC Thun i FC Zurich. W trakcie meczu na boisko wtargnęła kuna leśna. Nieproszonego i bardzo szybkiego gościa postanowił usunąć obrońca Zurychu, Loris Benito. Przypłacił to jednak interwencją sztabu medycznego, ponieważ zwierzę ugryzło go i doprowadziło do krwawienia.
Co więcej, kuna nie dała za wygraną i powróciła na murawę. W drugim podejściu czoła stawił jej bramkarz Zurychu, David Da Costa. Zwierzę poniosło porażkę, ponieważ bramkarskie rękawice wykonane są z porządnego materiału.
Swój udział w przerywaniu meczów miały również sowy. W tych przypadkach z pewnością nie uchodziły za symbol mądrości. W eliminacjach do Euro 2008 mecz “polskiej” grupy pomiędzy Finlandią, a Belgią, został zatrzymany przez puchacza.
Ptak był zupełnie nieświadomy rangi spotkania, ponieważ usiadł spokojnie na murawie, a później kilkukrotnie zmieniał lokalizację. Próbował nielegalnie oglądać mecz z wysokości poprzeczek obu bramek, a także barierki oddzielającej widzów od boiska. Kibicom bardzo spodobał się nieproszony gość, ponieważ zaczęli skandować "bubo, bubo", co oznacza po prostu sowę.
Dużo mniej szczęścia miała sowa, która przyleciała obejrzeć mecz pomiędzy kolumbijskimi drużynami Atletico Junior i Deportivo Pereira. Ptak nie zajął bezpiecznego miejsca i został oszołomiony trafieniem piłką. Niestety nikt nie udzielił mu pomocy, a co gorsza, obrońca Pereiry, Luis Moreno bezdusznie wykopał go z boiska.
Powiada się, że sowa zmarła kilka dni później, a szanse Moreno na stanie się członkiem PETY (organizacji zrzeszającej ludzi działających na rzecz etycznego traktowania zwierząt) spadły niemal do zera.
Czego innego spodziewać się w Australii
Jeśli jakieś zwierzę mogło przerwać mecz w Australii, to musiał być to kangur. Takiego właśnie intruza zaobserwowano w spotkaniu Belconnen United – Canberra. Torbacz zatrzymał spotkanie na ponad pół godziny.
W tym czasie wylegiwał się przed bramką, mył, a także wyprzedził auto, które wjechało na murawę. Nie ulega wątpliwości, że był zdecydowanie najbardziej skocznym zawodnikiem na boisku.
Gość wagi ciężkiej i jego kumpel
Psy, koty, wiewiórki, ptaki – tego typu goście to jeszcze mały kaliber zagrożenia. Co innego, gdy na boisku pojawia się byk. Tak właśnie było w Sofii w meczu między Botewem Płowdiw, a AEL Limassol.
W pobliżu boiska miejscowy rolnik wyprowadzał bydło. Byk oderwał się od stada i wykorzystał dziurę w ogrodzeniu za jedną z bramek. Na szczęście przechadzał się spokojnie po murawie, nie czyniąc krzywdy żadnemu z piłkarzy.
Uznał także, że trawa na boisku nie jest w niczym lepsza od tej z pastwiska, więc zaczął szukać wyjścia przez ogrodzenie z drugiej strony placu gry. Zaraz po byku pojawił się także pies, który prawdopodobnie strzegł stada.
Inwazja z powietrza
Nie każda boiskowa inwazja jest planowana, a przykład tego było widać w Anglii w 2013 r. Wtedy to w meczu pomiędzy Salisbury City i Chester na murawie wylądował awaryjnie spadochroniarz.
Nieproszony gość nie wydawał się zbyt zawstydzony swoim niezwykłym wejściem na stadion. Wiwatował bowiem jeszcze przez chwilę z publicznością. Później udało się ustalić, że to doświadczony spadochroniarz biorący udział w imprezie charytatywnej.
Podobny przypadek można było zaobserwować w tym sezonie w meczu Sassuolo – Inter. Spotkanie na Mapei Stadium również zostało przerwane przez lądowanie spadochroniarza. Nie udało się jednak ustalić, czy było to przypadkowe, czy też zamierzone działanie.
Prezydent bierze sprawy w swoje ręce
W trudnej sytuacji dla klubu na wysokości zadania musi stanąć jego prezydent. Najczęściej chodzi jednak o wystąpienia publiczne lub załatwianie formalności. W Grecji doszło natomiast do przypadku, gdy sternik klubu wtargnął uzbrojony na murawę.
Prezydent PAOK-u Saloniki, Ivan Savvidis zbyt dosłownie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. W 2018 r. w meczu z AEK wszedł na murawę z pistoletem, aby zaprotestować przeciwko anulowanej bramce dla jego drużyny. Groził sędziemu bronią, ale na szczęście został zatrzymany przez swoich piłkarzy i członków ekipy.
PAOK automatycznie przegrał ten mecz, a także otrzymał trzy ujemne punkty. Co więcej, reprezentacji narodowej groził zakaz FIFA, a grecka Super League została zawieszona na dwa tygodnie.
Wtargnięcie, którego… nie było
Benjamin Mendy przekonał się o tym, że nie można zbyt szybko gratulować kolegom odniesionego zwycięstwa. Lewy obrońca Manchesteru City wbiegł na boisku kilka sekund po triumfie odniesionym nad Liverpoolem.
Francuz miał jednak na sobie jaskrawo-pomarańczową kurtkę bomberkę, podarte białe jeansy i czarną wełnianą czapkę. Stewardzi uznali więc go w pierwszej chwili za kibica. Kiedy jednak szybko zorientowali się, kogo zatrzymali, zrobiło im się oczywiście głupio i zaczęli nawet czyścić ubranie Francuza.
Wszystkie chwyty dozwolone
Na koniec przekonacie się po raz kolejny o tym, że w piłce wszystkie chwyty są dozwolone. Sytuacja miała miejsce w 2018 r. na szczeblu trzeciej ligi holenderskiej. W meczu Rijnsburgse Boys z Amsterdamsche FC na murawie pojawiła się półnaga kobieta wymachująca flagą pierwszej drużyny.
Okazało się, że była to artystka estradowa, którą opłacili kibice Rijnsburgse Boys. Jak się można domyślić, miała za zadanie rozproszyć uwagę piłkarzy AFC. Nie przyniosło to jednak efektu, ponieważ rywale wygrali aż 6:2.
Działanie, które nie ma końca
Nie ulega wątpliwości, że kibice dalej będą wymyślać coraz nowsze fortele, aby oszukać stewardów i wtargnąć na boisko. Z jednej strony wywołuje to uśmiech na twarzy reszty publiczności, a z drugiej może być na przykład sposobem na zarobienie pieniędzy. Doskonale o tym wie choćby Kinsey Wolanski, która stała się bohaterką ostatniego finału Ligi Mistrzów.
Dajcie znać, czy przychodzą Wam do głowy inne nieprawdopodobne historie z boiskowymi inwazjami. Nawet jeśli nie chodzi o atak rozpędzonych zwierząt.
Mateusz Sztukowski