Kosztowny flop giganta? Wydali fortunę, dostali wydmuszkę kozaka z poprzedniego sezonu
Viktor Gyokeres był istną maszyną w lidze portugalskiej. Ale, jak większość tamtejszych królów strzelców, zawiódł po zmianie klubu na lepszy. Szwed w Arsenalu jest nie tyle ciałem obcym, co czasami problemem. Światełko w tunelu trudno już dostrzec.
Portugalia sprzyja kapitalnym wynikom strzeleckim. Ale ilu z tych genialnych piłkarzy zdaje egzamin w innych zespołach? Z ostatnich pięciu najskuteczniejszych zawodników, którzy zmienili klub po swoim sezonie na szczycie, niemal żaden nie rzucił na kolana w nowym klubie. Darwin Nunez wytrzymał trzy lata w Liverpoolu, Carlos Vinicus sezon w Tottenhamie, a Jackson Martinez w Atletico Madryt. Albert Meyong przepadł w Levante, wobec czego broni się jedynie Nene w Cagliari, ten bowiem błądzi gdzieś w TOP20 najlepszych strzelców tego zespołu w Serie A. Generalnie jednak "dziewiątki" z Portugalii cienko przędą w zmaganiach ze ścisłego topu, o czym świadczą też przypadki Mehdiego Taremiego i Harisa Seferovicia - w rzeczonych ligach strzelili łącznie 17 goli w 125 meczach.
Oczywiście, zdarzają się wyjątki od reguły, lecz są to tylko wyjątki. Mimo tego kluby raz za razem ryzykują i wydają dziesiątki milionów. Joao Felix nie uniósł ciężaru wielkiego talentu, Goncalo Ramos rezerwowym PSG, a teraz powoli do grona transferów nietrafionych wdziera się Viktor Gyokeres. Chociaż być może bardziej trafne byłoby sformułowanie - wdziera się. Potężnie zbudowanego Szweda z Miletą Rajoviciem z Legii Warszawa łączy nie tylko bardzo zbliżony bilans bramkowy. Obaj wydają się wyraźnie nie pasować do swoich zespołów. I nawet na tym lista się nie kończy.
Słoń w składzie porcelany
W ostatnich sezonach pod wodzą Mikela Artety Arsenal miał problem ze zdobywaniem bramek. Londyńczycy stwarzali sobie wiele okazji i koniec końców ogólny bilans ofensywny nie wyglądał źle, ale odpowiedzialność spoczywała na piłkarzach ofensywnych innych niż napastnicy. W rozgrywkach 2024/25 i 2023/24 Gabriel Jesus zdobył łącznie 15 bramek, natomiast Kai Havertz 29. Dla porównania - Bukayo Saka, nominalny skrzydłowy, miał ich na koncie 33.
W teorii może wyglądać to nieźle, w praktyce niekoniecznie. We wspomnianych okresie lepszymi egzekutorami mogły pochwalić się między innymi oczywiście Manchester City (Erling Haaland, 72 gole), ale też Newcastle United (Alexander Isak, 52), Aston Villa (Ollie Watkins, 44), a nawet Crystal Palace (Jean-Philippe Mateta, 36), Nottingham Forest (Chris Wood, 35) i Brentford (Yoane Wissa, 32). Problem był widoczny gołym okiem. Rozwiązania upatrywano właśnie w Gyokeresie, ściągniętym latem 2025 roku za przeszło 60 milionów euro. Z perspektywy pięciu miesięcy test ten można zakwalifikować jako jednoznacznie nieudany.
Owszem, Szwed strzelił sześć goli w 19 spotkaniach, ale to nie powód do dumy. Nie chodzi również o to, że 27-latek marnuje okazje za okazją, bo współczynnik xG niemal idealnie odzwierciedla obecny wynik w Premier League. Kłopot tkwi w tym, że Gyokeres w gruncie rzeczy do sytuacji nie dochodzi. Na serwis narzekać nie może, ten pozostaje w Arsenalu na elitarnym poziomie. A jednak profity wciąż czerpią inni zawodnicy. W otwartej grze nowy napastnik okazuje się niewystarczająco ruchawy, przy stałych fragmentach prym wiodą defensorzy, zwłaszcza Gabriel. Gyokeresa często po prostu nie ma, bo... nie potrafi się ustawić, oderwać od rywala.
Sky Sports przytacza, że "Kanonierzy" posłali w tym sezonie najwięcej prostopadłych podań, a Gyokeres to trzeci najpopularniejszy adresat wśród zawodników wychodzących na pozycję. Cóż jednak z tego, skoro wieżowiec ma najmniej przestrzeni ze wszystkich napastników dostępnych do podania. Średnio to raptem 3,14 metra. Liam Delap, również zawodzący pod tym względem, jest lepszy o blisko pół metra! Trudno zignorować tę statystykę. Nie bez powodu obecnie snajpera rozważa się jako rezerwowego.
- Widziałem sporo dobrych rzeczy w jego ostatnich meczach. Musimy pogłówkować i zrozumieć go lepiej w określonych sytuacjach, a to wymaga czasu. Nie wiem, czy Mikel Merino pasuje do roli napastnika lepiej, ale to zawodnik, który wykonuje swoją pracę, wykorzystuje swoje umiejętności i to w meczach, w których tego przekonywaliśmy - stwierdził Mikel Arteta przed starciem z Evertonem. Hiszpan nie wrzucił swojego podopiecznego pod pociąg, lecz z jego słów jasno wynika, że na ten moment nie wszystko jeszcze gra tak, jak powinno. Ale czy to na pewno wyłącznie kwestia miesięcy?
Kwestia możliwości, kwestia oczekiwań
Gyokeresowi niewątpliwie trudniej będzie nawiązać odpowiednią komunikację z zespołem, jeśli zacznie kolejne mecze na ławce. A trend ten był widoczny w trzech z czterech ostatnich ligowych starć Arsenalu. Wówczas za 27-latka grał przede wszystkim Merino i strzelił dwa gole oraz dorzucił asystę. Co więcej, różnica między Hiszpanem i Szwedem polega nie tylko na konkretach, lecz również na tym, co do tych konkretów prowadzi.
Dysproporcja widoczna głównie w "byciu pod grą". Merino, pomocnik przystosowany do pozycji napastnika, notuje średnio 27,1 kontaktu z piłką, natomiast Gyokeres 18,9. Szwed ma raptem 5,4 podania na mecz, Hiszpan 13,1. Nowy piłkarz "Kanonierów" góruje pod względem strzałów w ogóle i strzałów celnych, ale z drugiej strony ma gorszą skuteczność.
Należy przy tym pamiętać, że powierzchowne spojrzenie na liczby często nie oddaje precyzyjnego obrazu sytuacji. Bo chociaż Gyokeres ma kontaktów 18,9, to aż 7,9 kończy się stratą piłki. W wypadku Merino to 7,1 w zestawieniu z 27,1. Mowa zatem o współczynniku straty u Szweda na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie 42% i 26% Hiszpana. Ujmując to najprościej jak się da - niebywale trudno grać z napastnikiem, który nie dość, że rzadko pojawia się przy piłce, to jeszcze traci ją z szaloną regularnością. Merino wypada znacznie bardziej kompetentnie.
ESPN podkreśla, że Arsenal zmienił się po to, aby Szwedowi było łatwiej. Zespół posyła więcej podań progresywnych, tworzy więcej okazji do strzału, ma więcej celnych podań długich i prostopadłych, a do tego utrzymano liczbę szybkich ataków. Sztab szkoleniowy zrobił wiele na rzecz gry bardziej bezpośredniej. Mimo tego Gyokeres nie czerpie wystarczających profitów, po paru miesiącach w klubie rozpatrywany jest jako rozczarowanie.
Wśród angielskich publicystów - taką tezę stawia między innymi Jamie Carragher - panuje przekonanie, że sytuacja nieszybko ulegnie zmianie. Według legendy Liverpoolu Arteta powinien utrzymać w pierwszym składzie Merino, później zaś raz jeszcze spróbować ustawienia z Havretzem. Gyokeres byłby wówczas rezerwowym lub, jak woli określać sam Arteta, kończącym spotkania. To jednak dość niewiele biorąc pod uwagę oczekiwania i kwotę transferu byłego gwiazdora Sportingu.