Wisła Kraków. Przerastał całą ligę, teraz jest daleko od optymalnej formy. "Cień samego siebie"

Przerastał całą ligę, teraz jest daleko od optymalnej formy. "Cień samego siebie"
Krzysztof Porębski / PressFocus
Dopiero co pisaliśmy o tym, że Wisła Kraków potrzebuje serii zwycięstw, aby nabrać rozpędu na boiskach Fortuna 1. Ligi, a już “Biała Gwiazda” zdążyła rozczarować swoich kibiców po raz enty. Nie pierwszy raz zawiedli ci, którzy mieli stanowić w tym sezonie o sile drużyny.
Niecały rok temu Wisła Kraków postanowiła iść bardzo mocno w kierunku hiszpańskim. W roli dyrektora sportowego zatrudniono wówczas Kiko Ramireza, a ten szybko wziął się do pracy i sprowadził na Reymonta kilku swoich rodaków. Umowy z klubem podpisali m.in. David Junca, Miki Villar, Alex Mula czy Tachi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Gdzie się podział Junca?

Zwłaszcza pierwszy z nich szybko potwierdził, że niemal 80 spotkań, jakie rozegrał w przeszłości na boiskach La Liga, nie wzięło się znikąd. Jako boczny obrońca imponował pewnością w defensywie, techniką, dokładnym dośrodkowaniem. Nie brakowało opinii, że zdecydowanie przerasta pierwszą ligę. Gdy po sezonie “Biała Gwiazda” poinformowała o przedłużeniu umowy z 29-latkiem, kibice Wisły byli wyjątkowo zadowoleni.
Junca do Wisły przychodził po półrocznym okresie piłkarskiego bezrobocia, ale nie przeszkodziło mu to w tym, by niemal z miejsca wnieść do drużyny dużą jakość. Wydawało się zatem, że w kolejnych rozgrywkach, po pełnym okresie przygotowawczym i wyleczeniu urazu, który męczył go na finiszu poprzedniej kampanii, może być jeszcze lepszy. Rzeczywistość okazuje się natomiast mniej kolorowa.
Mamy już październik, za nami kilka miesięcy ligowego grania, a 29-letni Hiszpan jest cieniem samego siebie. Nie widzimy już jego widowiskowych rajdów, dokładnych dośrodkowań, imponujących interwencji. Zaliczył co prawda asystę w meczu z Polonią Warszawa, ale… to by było właściwie na tyle.
Ostatnie tygodnia to już natomiast dość duży zjazd. Najpierw Junca nie znalazł się w kadrze meczowej na mecz z Odrą Opole, a potem zagrał tylko kilkanaście minut przeciwko Arce Gdynia, gdy “Biała Gwiazda” zanotowała najlepszy występ w tym sezonie. Kiedy po kilku tygodniach wrócił do podstawowej jedenastki, najpierw przeciętnie wyglądał na tle Chrobrego Głogów, a potem otrzymał głupią czerwoną kartkę w spotkaniu z Motorem Lublin.
Za swoje zachowanie, czyli kopnięcie butelki w kierunku trybun, Junca został zawieszony na trzy spotkania ligowe. Gdy kilka dni później Wisła miała więc zagrać w Pucharze Polski, występ Hiszpana wydawał się praktycznie pewny. I faktycznie, rozpoczął on spotkanie z Lechią od pierwszej minuty, ale wyglądał tak kiepsko, że zszedł już w przerwie (choć wpływ na to mógł mieć też uraz). Wprowadzony w jego miejsce młody Jakub Krzyżanowski zaprezentował się znacznie lepiej.
Trudno powiedzieć, dlaczego Junca tak mocno obniżył loty. Piłkarskich umiejętności raczej nie zatracił. Można zastanawiać się zatem raczej nad jego zdrowiem i przygotowaniem fizycznym.

Goku nie jest nowym Fernandezem

Latem Wisła musiała pożegnać się ze swoim liderem i najlepszym zawodnikiem poprzedniego sezonu - Luisem Fernandezem. Ten chciał bowiem poszukać nowych wyzwań i choć zapowiadał transfer do wyżej notowanej ligi, ostatecznie wylądował w zespole ligowego rywala “Białej Gwiazdy” - Lechii Gdańsk. Z ekipy prowadzonej przez Radosława Sobolewskiego odszedł więc autor 20 goli i siedmiu asyst z kampanii 2022/23.
Włodarze Wisły stanęli przed trudnym zadaniem zastąpienia Hiszpana, ale dokonali bardzo ciekawego ruchu, zatrudniając innego piłkarza z Półwyspu Iberyjskiego - Goku Romana. Ofensywny pomocnik, który w poprzednim sezonie błyszczał w Fortuna 1. Lidze jako zawodnik Podbeskidzia (16 bramek, 10 asyst), na papierze wydawał się idealnym kandydatem do wejścia w buty Fernandeza.
I chociaż Goku w swoim debiucie wyglądał naprawdę dobrze, strzelając nawet Górnikowi Łęczna gola po ładnej akcji, to potem niejako dostosował się do przeciętnie grających kolegów z ofensywy. W 10 meczach nie zaliczył jeszcze żadnej asysty, a akurat tego można oczekiwać od zawodnika grającego na pozycji numer “10”. Nieco lepiej wygląda pod względem strzeleckim, bo trafiał do siatki czterokrotnie, natomiast okazji miał zdecydowanie więcej.
I tu z jednej strony można go pochwalić, bo faktycznie dochodzi do sytuacji, niemal w każdym meczu. Z drugiej jednak mocno kuleje u niego skuteczność, co widzieliśmy choćby w miniony weekend podczas rywalizacji z Wisłą Płock. To zdecydowanie nie jest jeszcze ten Goku z poprzedniego sezonu. A właśnie takiego piłkarza potrzebuje Wisła.
Sympatycy “Białej Gwiazdy” powoli tracą cierpliwość do Hiszpana i domagają się tego, by więcej szans otrzymywał inny ofensywny pomocnik, Dawid Olejarka. 21-latek rzadko pojawia się na murawie, ale kiedy już to robi, można go chwalić. W pucharowym meczu z Lechią zdobył piękną bramkę. Wcześniej trafił też do siatki w starciu z Arką. Daje argumenty, by zaufać mu w większym wymiarze.

Coraz słabszy Villar

Miki Villar, który podobnie jak wspominany już Junca, przyszedł do Wisły przed startem rundy wiosennej poprzedniego sezonu, też nie prezentuje się ostatnio najlepiej. Pierwsze miesiące w zespole “Białej Gwiazdy” miał naprawdę solidne, dobrze rozpoczął też obecny sezon, strzelając dwa gole w dwóch pierwszych meczach, ale potem wskoczył na równię pochyłą.
Na trafienie czeka od 30 lipca. W międzyczasie zaliczył dwie asysty, jednak patrząc szerzej, wygląda naprawdę bardzo przeciętnie. Dość wymowne, że najlepszy mecz Wisła rozegrała wówczas (5:1 z Arką), gdy on zaczął spotkanie na ławce. Gdyby zastępujący go wtedy Angel Baena nie doznał pechowej kontuzji, Villar mógłby na dłużej wypaść z podstawowej jedenastki. Wrócił jednak do niej, choć po słabym występie z ostatniej niedzieli może obawiać się o swoje miejsce w składzie.

Przeczytaj również