Mistrz NBA w polskiej kadrze. Pokonał Wembanyamę, był na historycznej fotografii

Mistrz NBA w polskiej kadrze. Pokonał Wembanyamę, był na historycznej fotografii
Nicholas Muller / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 09:25
Grał w NBA, wywalczył nawet pierścień mistrzowski najlepszej koszykarskiej ligi świata. Wylądował na zdjęciu, które powinien kojarzyć prawie każdy fan basketu. Teraz Jordan Loyd spróbuje stać się jednym z liderów reprezentacji Polski.
W 2022 roku polska kadra zajęła czwarte miejsce na EuroBaskecie. W ćwierćfinale sprawiła wówczas sporą niespodziankę, eliminując faworyzowaną Słowenię z Luką Donciciem. Powtórzenie tego wyniku byłoby sukcesem, przebicie go czymś niewyobrażalnym. W fazie grupowej tegorocznych mistrzostw Europy nasi koszykarze zagrają ze Słowenią, Izraelem, Islandią, Francją i Belgią. W meczach tych powinien wystąpić Jordan Loyd, który niedawno dołączył do zgrupowania reprezentacji. W lipcu odebrał polski paszport, dzięki czemu podczas nadchodzącego turnieju formalnie wykorzysta miejsce dla tzw. naturalizowanego zawodnika. Dotychczasowy przebieg kariery 32-latka sugeruje, że powinno być ciekawie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wykupić marzenia

Loyd już w młodym wieku wyróżniał się wysokimi umiejętnościami. Mierzący 193 centymetry zawodnik dysponuje solidną skutecznością, potrafi łatwo stwarzać sobie pozycje rzutowe, radzi sobie zarówno jako rozgrywający, jak i “dwójka”. Jego droga do koszykarskiej elity nie była jednak usłana różami. W 2018 roku wziął udział w Lidze Letniej NBA, gdzie zaprezentował się przeciętnie. Notował średnio po osiem punktów na mecz, co nikogo nie mogło rzucić na kolana. Wydawało się, że bramy najlepszej ligi świata pozostaną dla niego zamknięte. Dlatego podpisał kontrakt z tureckim zespołem Darussafaka Stambuł. Przedwcześnie, jak się okazało.
- Byłem podekscytowany, bo mieli wtedy grać w EuroLidze. Nie sądziłem, że NBA jest dla mnie realną opcją. Kiedy wyszedłem z samolotu, zadzwonił do mnie agent i powiedział: "Hej, Toronto oferuje ci kontrakt". A ja na to: "Że co?!". Byłem zszokowany, bo nie sądziłem, że pokazałem wystarczająco dużo. Najpierw poczułem ogromną ekscytację, a potem pomyślałem, że przecież muszę wycofać się z kontraktu w Turcji - opowiedział dla The Athletic.
- Żeby zrezygnować z umowy, trzeba było zapłacić. Nie chciałem narażać rodziny na wydatek. Ale mój tata powiedział mi: "Słuchaj, synu, to życiowa okazja. Jeśli możemy zrobić coś, co pomoże rozwinąć twoją karierę, to zrobimy to". Przemyślałem to jeszcze raz i zgodziłem się. Okazało się, że to była jedna z najlepszych decyzji, jaką podjąłem - dodał.
Aby wykupić kontrakt z Turkami, rodzina Loyda wyłożyła 240 tys. dolarów. Rozgrywający podpisał w Toronto tzw. kontrakt two-way. Głównie występował w ekipie Raptors 905, która na co dzień rywalizuje w G League, czyli można by powiedzieć na zapleczu NBA. I warto podkreślić, że Jordan rewelacyjnie wykorzystał otrzymaną szansę. W sezonie 2018/19 zaliczał średnio 22,5 punktu, 6,5 zbiórki i 6,1 asysty na mecz. Potrafił kolekcjonować triple-double, brylował po obu stronach parkietu. Na koniec rozgrywek wybrano go do najlepszej piątki G League. A w międzyczasie zapewnił sobie mistrzowski pierścień.

Random guy

W 2019 roku ekipa Toronto Raptors po raz pierwszy i jak na razie jedyny została mistrzem NBA. Nie będziemy nikogo oszukiwać, że Loyd odegrał wielką rolę w tym sukcesie. Rozegrał łącznie 12 meczów, spędził na parkiecie 55 minut, notując w tym czasie 29 punktów i trafiając osiem z 18 oddanych rzutów. Zwykle wchodził na końcówki w już rozstrzygniętych spotkaniach. Wydawało się, że raczej nie zostanie zapamiętany na dłużej. A jednak.
Debiutanta obowiązywała umowa two-way, zatem podczas sezonu zasadniczego mógł balansować między pierwszą drużyną Raptors, a drużyną z G League. Nie miał jednak prawa występować w playoffach. Mimo wszystko pozostał częścią głównego zespołu, uczestniczył w treningach i jeździł na wszystkie mecze. Jednym z nich było historyczne starcie z Philadelphią 76ers w półfinałach Konferencji Wschodniej. Powiedzieć, że tamta seria była wyrównana, to jakby nic nie powiedzieć. Sześć pierwszych spotkań nie wyłoniło zwycięzcy. W game 7 na kilka sekund przed końcem czwartej kwarty był remis 90:90. Wtedy Kawhi Leonard złapał piłkę, zszedł na prawą stronę i oddał rzut, po którym wszyscy wstrzymali oddech. Zawodnicy, trenerzy i kibice patrzyli, jak piłka tańczy na obręczy, kilka razy się od niej odbija, po czym wpada. Euforia. Szaleństwo. Raptors awansowali do finałów Wschodu. Był to pierwszy buzzer beater w historii siódmych meczów w playoffach NBA.
- Nie wierzyłem, że ten rzut wpadnie. Początkowo myślałem, że Kawhi zostanie zablokowany. Posłał piłkę bardzo wysokim łukiem, ona w nieskończoność odbijała się od obręczy. To był jeden z najdziwniejszych momentów w moim życiu. Nagle ta radość, wszystkie emocje, które wręcz wybuchły w jednej chwili. Nigdy tego nie zapomnę - wspominał później Loyd dla Eurohoops.net.
Do historii przeszła ujęcie uchwycone tuż po tym, jak piłka opuściła dłonie Leonarda. Kawhi w przykucu patrzył na obręcz, obok niego znalazł się Joel Embiid, największa gwiazda 76ers. A po drugiej stronie kadru uchwycono naszego dzisiejszego bohatera. Jak wspominaliśmy, nie mógł on grać w playoffach, ale pozostawał nieoficjalnym członkiem zespołu. Stacja ESPN podpisała tamtą fotografię, pisząc o Leonardzie, Embiidzie oraz dodając “Random guy in the suit”. Pewnie nikt nie przypuszczał, że ten “losowy gość” kilka lat później stanie się reprezentantem Polski.
Warto dodać, że piękna historia Toronto w tamtym sezonie nie zakończyła się na wyeliminowaniu Philadelphii. Podopieczni Nurse’a pokonali Golden State Warriors w finałach NBA i zostali mistrzami NBA. Loyd rozegrał 12 meczów w sezonie zasadniczym, zatem otrzymał pierścień za tytuł. Podczas mistrzowskiej parady pojawił się w koszulce z podpisem “Random guy in the suit”.

Wembanyama na tarczy

- Jako zawodnik przede wszystkim chcesz grać. Nie mogę powiedzieć złego słowa na temat mojego okresu w Toronto, to było coś pięknego, zostałem mistrzem NBA. Ale kiedy kochasz koszykówkę, to liczy się przede wszystkim to, aby jak najczęściej być na parkiecie. Bycie w NBA, nawet siedząc na ławce i czekając na swoją szansę, nie jest złe. Ale czujesz coś innego, będąc w miejscu, gdzie możesz być liderem - tłumaczył na łamach L'Equipe.
Loyd spełnił marzenie, sięgając po mistrzostwo NBA. Jego talent był jednak zbyt mały, aby mógł na stałe przebić się do rotacji Raptors. Zamiast grać dalej w G League, wolał ruszyć na podbój Europy. W 2019 roku przeniósł się do Valencii, którą polecił mu Marc Gasol, kiedy obaj występowali w Toronto. Sezon spędzony w Hiszpanii był trudny z perspektywy rozgrywającego. W pewnym momencie rozgrywki wstrzymano z powodu pandemii, koszykarz dwukrotnie pauzował po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Następne dwa lata spędził w Crvenej zveździe i Zenicie, gdzie dwukrotnie sięgał po krajowe mistrzostwa. Następnie kontynuował podróż po świecie. Jego koszykarską ziemią obiecaną okazało się zaś księstwo Monako.
Sezon 2022/23 był ostatnim, w którym Victor Wembanyama rywalizował w lidze francuskiej. Już wtedy za pewnik uznawano, że zostanie wybrany z pierwszym numerem draftu NBA, co faktycznie się stało. Dziś “Wemby” to gwiazda San Antonio Spurs, ma potencjał, aby w najbliższych latach stać się jednym z najlepszych koszykarzy świata. Ale żegnając się z Francją, musiał uznać wyższość Jordana Loyda. Dwa lata temu Monaco w niesamowitym stylu wywalczyło mistrzostwo. W playoffach odniosło komplet zwycięstw, w tym trzy nad Boulogne Metropolitans 92 w finałach. W ostatnim meczu serii Wembanyama tylko patrzył, jak Loyd rzuca 22 punkty na wagę tytułu. Jego dwie trójki w końcówce wprowadziły drużynę do koszykarskiego raju.
- Wiedziałem, że Jordan mnie nie zawiedzie. Końcówka meczu w jego wykonaniu była czymś niesamowitym. Miał jaja, oddając te rzuty - chwalił trener Obradović, cytowany przez Monacolife.net. - To zaszczyt rywalizować z taką drużyną, jak AS Monaco. Myślę, że znajdują się w gronie 30 najlepszych koszykarskich ekip na świecie - dodał wówczas Wembanyama.
- Moje trójki? W końcu mi za to płacą. Mówiąc poważnie, zawsze staram się dobrze wykonywać swoją pracę na boisku. Kiedy jestem 0/15 z gry, myślę tylko o tym, aby zaraz to zmieniło się w 1/16. Zawsze trzeba być pewnym siebie. Pokazaliśmy jako drużyna, że potrafimy radzić sobie w trudnych sytuacjach. Nagrodą jest pierwszy tytuł w historii, który smakuje wyjątkowo - ocenił Loyd dla Monaco-tribune.com.
Rozgrywający stał się idolem kibiców Monaco, wybrano go MVP sezonu 2022/23. Rok później drużyna obroniła mistrzostwo, w międzyczasie zgarnęła też Puchar Francji. Idealnie układała się współpraca zawodnika z Sasą Obradoviciem, którego poznał jeszcze w Crvenej zveździe. Wydawało się, że Loyd w końcu znalazł idealne miejsce dla siebie. W ubiegłym roku dość niespodziewanie zdecydował się jednak na transfer do Maccabi Tel Awiw. W Izraelu wytrzymał tylko kilka tygodni. Nie mógł mieszkać w kraju, który toczy krwawy konflikt z Palestyną, a ulice przypominają poligon wojskowy. Spakował się więc i wrócił do Księstwa Monako.
- Serce przyciągnęło mnie do tego miejsca, więc opuszczenie go teraz wymagało podjęcia jednej z trudniejszych decyzji w karierze. Dziękuję kibicom, którzy tak ciepło mnie przyjęli. Zebrałem wcześniej sporo informacji, podjąłem ryzyko, aby móc grać w Tel Awiwie. Jednak sytuacja się pogarsza, historyczne ataki, których byłem świadkiem, były zbyt przytłaczającym przeżyciem dla mnie i całej rodziny. Odchodzę z bólem, ale jednocześnie świadomością, że jestem szczęściarzem, mogąc zarabiać na życie poprzez grę w koszykówkę. Inni ludzie znajdują się w znacznie gorszej sytuacji i mogę tylko mieć nadzieję, że to się kiedyś skończy - podsumował po opuszczeniu Izraela, przywoływany przez Basket-news.com.
Zawirowania transferowe nie wpłynęły na formę sportową. W ostatnich miesiącach już doświadczony gracz nadal był kluczową postacią Monaco. W minionym sezonie EuroLigi rozegrał 33 mecze, rzucając 298 punktów przy 43 trafionych trójkach. W lidze francuskiej notował średnio 12,3 punktu, 2,6 zbiórki i 2,4 asysty przy skuteczności z gry na poziomie 50%. Loyd i spółka dotarli do finałów Euroligi i LNB Elite, ale przegrali odpowiednio z Fenerbahce oraz Paris Basketball.

Wzmocnienie Polski

Temat potencjalnego naturalizowania Loyda w naszej kadrze pojawił się już w 2023 roku. Kilka tygodni temu dopięto formalności i przyznano 32-latkowi polski paszport. To właśnie on zajmie miejsce dla naturalizowanego zawodnika podczas zbliżających się mistrzostw Europy. Czasu na zgranie z resztą kadry prowadzonej przez Igora Milicicia nie będzie zbyt wiele, ale oczekiwania mogą być wysokie.
- Myślę, że ludzie wiedzą, jak gram, jednak uważam, że mogę robić jeszcze więcej, niż pokazywałem w poprzednich sezonach. Jestem typowym "combo guard", potrafię ustawić ofensywę, zaangażować innych w akcję, jestem wszechstronny, mogę punktować, zbierać, bronić, napędzać tempo gry i być gotowym do rzucania. Chcę także wnieść do zespołu trochę mojego liderowania. Chcę sprawić, by inni poczuli się pewni siebie. Dam z siebie tysiąc procent. W Monaco musiałem przystosować się trochę do innej roli, więc uważam, że potrafię odnaleźć się w każdej sytuacji. Czegokolwiek drużyna będzie potrzebowała, to zrobię to z uśmiechem - powiedział Loyd w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Onet.
- To gracz idealnie pasujący do koncepcji gry trenera Milicicia - podkreślił Łukasz Koszarek, dyrektor polskiej kadry, na łamach Sport.pl. - Dobrze go znam, razem graliśmy przez jeden sezon w Zenicie. To świetny facet. Charakterologicznie porównałbym go do A.J. Slaughtera. Bardzo kulturalny, grzeczny, dobrze wychowany, choć jest nieco bardziej otwarty. Jest zaangażowany w życie zespołu. Myślę, że z każdym się dogada. To kompletny zawodnik, potrafi grać na pozycji "1" i "2". Fizycznie jest bardzo dobrze przygotowany, uważam, że jest trochę niedoceniany pod kątem defensywy, umie ustawić się w obronie i odczytać zamiary przeciwnika - analizował Mateusz Ponitka w rozmowie z portalem Zkrainynba.com.
Polska zdecydowanie potrzebowała zawodnika z dobrym rzutem, który spokojnie może odnaleźć się jako rozgrywający. Loyd to oczywiście mistrz NBA, tego tytułu nikt mu nie zabierze. Aczkolwiek dopiero na europejskich parkietach pokazał, jakim naprawdę jest koszykarzem. Od sześciu sezonów regularnie utrzymuje średnią ponad 10 punktów w EuroLidze, prowadzi Monaco do trofeów i kolejnych finałów. Oczywiście ma już swoje lata, trudno rozpatrywać go w kategorii długotrwałego wzmocnienia naszej kadry. Jednak podczas tegorocznego EuroBasketu powinien być wartością dodaną. A z pewnością dostanie szanse na pokazanie umiejętności. Jeremy Sochan niestety przegapi turniej z powodu kontuzji łydki. Nasza kadra będzie potrzebowała gracza gwarantującego punkty, asysty, trójki i skuteczność.
Biało-czerwoni rozpoczną turniej 28 sierpnia meczem ze Słowenią w katowickim Spodku. W fazie grupowej zagrają jeszcze z Izraelem (30.08.), Islandią (31.08.), Francją (02.09.) i Belgią (04.09.). Łatwo nie będzie, ale poprzednia edycja mistrzostw Europy pokazała, że Polaków stać na wielkie granie. Oby Jordan Loyd tylko pomógł drużynie osiągnąć jeszcze wyższy poziom.

Przeczytaj również