Mistrz Polski skreślony, Karbownik stanął w miejscu. Sytuację ratuje Kownacki. "Nie jest kolorowo"

Były czasy, kiedy w kadrach drużyn 1. Bundesligi było nawet i 20 polskich piłkarzy, z których zdecydowana większość stanowiła o ich sile. Potem z ilości przeszliśmy w jakość, bo Kuba Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski przez długie lata należeli do wyróżniających się postaci w lidze lub nawet byli jej gwiazdami. Dzisiaj w 1. Bundeslidze mamy zaledwie czterech biało-czerwonych, z których regularnie grywa raptem jeden. Pięterko niżej jest ich dwa razy więcej, ale i tam sytuacja polskiej kolonii nie wygląda zbyt kolorowo.
To właśnie sytuacji Polaków na zapleczu Bundesligi przyjrzymy się w tym tekście. Zaczynamy od pozytywów.
Kownacki robi co może
Najmniej zastrzeżeń można mieć do Dawida Kownackiego, który znowu dźwiga Fortunę Duesseldorf na swoich barkach. W 23 meczach strzelił 11 goli i dorzucił do nich cztery asysty, co oznacza, że miał bezpośredni udział przy ponad 30% bramek zdobytych w tych rozgrywkach przez jego zespół. Pod względem liczb jest to bardzo podobny sezon do tego sprzed dwóch lat, który skutkował przenosinami do pierwszoligowego Werderu. Tam Dawid nie przyjął się zbyt dobrze, wrócił do Fortuny na wypożyczenie i robi wszystko, co w jego mocy, by jego obecny klub awansował do 1. Bundesligi, bo chyba tylko w takim przypadku mógłby w nim pozostać na dłużej.
Klauzulę wykupu ustalono bowiem na poziomie 2,5 mln euro, co w przypadku braku awansu może być dla ekipy z Duesseldorfu progiem nie do przeskoczenia. Kownacki jest bezsprzecznie najlepszym ofensywnym piłkarzem Fortuny, w zasadzie to nawet jedynym obok Isaka Bergmanna Jóhannessona, na którym można polegać w kwestii liczb. Problemem tej drużyny w tym sezonie są natomiast liczne kontuzje, masowo dotykające wielu zawodników. W kluczowym dla układu tabeli meczu z Kaiserslautern, do dyspozycji trenera było zaledwie 12 graczy z pola z pierwszego zespołu. Ławkę trzeba było sztukować posiłkami z rezerw. Przeciwko Muenster w miniony weekend było niewiele lepiej. Kownacki walczy, szarpie, stara się (z Regensburgiem wygrał aż 29 pojedynków, co jest rekordem sezonu w 2. Bundeslidze), ale w pojedynkę Fortuny do wyższej ligi raczej nie wciągnie.

Pożegnanie z plusem
Zaskakująco dobrze radzi sobie także w tym sezonie w barwach Schalke Marcin Kamiński. Zaskakująco dobrze, bo początek rozgrywek na to nie wskazywał. Marcin był na bocznicy, na dziesięć pierwszych meczów zagrał zaledwie w czterech. Potem jednak wskoczył do podstawowego składu i już w nim pozostał. W minioną sobotę zdobył nawet niezwykle ważnego gola w meczu z Ulm [od 0:44]:

Zadecydował on o wygranej Schalke mimo gry w liczebnym osłabieniu, co z kolei w zasadzie przyklepało drużynie z Gelsenkirchen utrzymanie w lidze. To oczywiście wynik grubo poniżej aspiracji klubu, który w przyszłym sezonie będzie chciał zaatakować czołowe lokaty i powrócić na należne mu miejsce w hierarchii niemieckiej piłki. Do tego potrzeba jakościowych piłkarzy, lepszych niż ci, którzy grają tam obecnie. Marcinowi kończy się kontrakt i klub zdążył go już poinformować, że nie planuje kolejnej prolongaty. Obrońcy pozostaje więc dograć sezon do końca i poszukać sobie nowego pracodawcy. Być może w Polsce.
Karbownik poza maszyną
Z kolei kariera Michała Karbownika w Hercie całkowicie utknęła w miejscu. Po bardzo udanym dla niego okresie gry w Fortunie w sezonie 2022/23 w roli lewego obrońcy, przeszedł z dużymi nadziejami do Herthy, w której co prawda miewa niezłe momenty, ale nie potrafi wejść na odpowiednio wysokie obroty w dłuższej perspektywie czasu. Przeszkadzają mu w tym także urazy, których w bieżącym sezonie miał co prawda tylko dwa, za to dość poważne, bo w pierwszym przypadku wypadł z gry na miesiąc, a w drugim na półtora. Ciężko w takiej sytuacji ustabilizować formę na odpowiednim poziomie. Do tego drużyna raczej zawodziła, zmieniała systemy, a potem także i trenera, aż w końcu maszyna rotacyjna wypchnęła go poza nawias.
Nowy opiekun Herthy Stefan Leitl dał mu zagrać w swoich dwóch pierwszych meczach, ale Michał najwidoczniej nie przekonał go do siebie, bo w trzech kolejnych nie pojawił się już na murawie. Dopiero w ostatnim, sobotnim spotkaniu przeciwko Kolonii dostał parę minut, wchodząc na boisko w samej końcówce na lewe wahadło. Jego nominalną pozycją w Hercie jest jednak w ostatnim czasie środkowa pomoc. Tak funkcjonował u Christiana Fiela i tak też zaczął u Leitla. To lewe wahadło wyszło niejako z konieczności. Trener preferuje na tej pozycji w pierwszej kolejności prawego obrońcę Deyovaisio Zeefuika, a w drugiej prawoskrzydłowego Martena Winklera. O miejsce w środku też nie będzie łatwo, bo pod napastnikami grają Ibrahim Maza i Michael Cuisance, a więc dwie z trzech największych gwiazd tej drużyny. Musi więc Michał cierpliwie czekać na swoje szanse w końcówkach i wyciskać je jak cytrynę. Może wtedy wróci na orbitę pierwszej jedenastki.
Mistrz Polski skreślony
W nie najlepszym momencie, jeśli chodzi o swoją przygodę z Hannoverem 96, jest również Bartłomiej Wdowik. Bartek zaczął sezon w roli podstawowego lewego obrońcy i u Stefana Leitla grał niemal zawsze. Ale zimą w Hannoverze nastąpiła zmiana szkoleniowca, stery objął Andre Breitenreiter i akcje Wdowika zaczęły stopniowo spadać. Na osiem ostatnich meczów zagrał tylko w trzech, a w miniony weekend nawet nie zmieścił się w kadrze na spotkanie z Karlsruhe. Jest to pokłosie bardzo słabego występu w derbach Saksonii z Eintrachtem Brunszwik. Walczący o awans Hannover był zdecydowanym faworytem tego spotkania, ale ugrał w nim zaledwie remis, a Breitenreiter odsunął po nim od składu kilku piłkarzy, między innymi właśnie Wdowika.
Były zawodnik Jagiellonii musi teraz czekać na kolejną szansę, ale może być o nią trudno, bo w jego miejsce wskoczył do składu Brooklyn Ezeh i spisuje się na tyle dobrze, że Breitenreiter nie ma potrzeby tasowana kart na nowo. Ponadto to piłkarz z jeszcze rocznym kontraktem z klubem i jeśli ekipa z Dolnej Saksonii odpadnie na dobre z wyścigu po jedno z trzech pierwszych miejsc, wówczas ciężko będzie trenerowi inwestować we Wdowika, który za parę tygodni opuści klub kosztem tego, który zostanie w nim w na kolejny sezon i którego rozwój może klubowi przynieść jeszcze sporo korzyści. Według informacji Jerzego Chwałka z Super Expressu Hannover nie jest bowiem zainteresowany wykupieniem polskiego obrońcy z Bragi na mocy klauzuli. To niespecjalnie dziwi, bo jego dobre mecze w Hannoverze można policzyć na palcach jednej ręki niewidomego stolarza. Na 226 zawodników, jakich kicker sklasyfikował na podstawie średnich not, Wdowik zajmuje dopiero 208. miejsce. Nie jest to może idealne kryterium oceny gry piłkarza, ale daje jednak pogląd na to, jak 24-latek radzi sobie na niemieckich boiskach.
Awans na odchodne?
Niewiele w HSV gra też Łukasz Poręba. 15 występów rozłożyło się na niespełna 500 minut w sezonie. O ile jednak u Steffena Baumgarta wchodził na boisko niemal w każdym spotkaniu, o tyle u Merlina Polzina nie odgrywał właściwie żadnej roli. Ma za sobą passę siedmiu gier bez choćby sekundy na murawie, a raz nawet nie zmieścił się do kadry. Ale w ostatniej kolejce z Norymbergą wyszedł w pierwszym składzie i zagrał naprawdę dobry mecz. Polzinowi wypadła z gry podstawowa “szóstka” (Jonas Meffert), druga była potrzebna do załatania dziury na środku obrony (Daniel Elfadli), a trzeci w kolejce do gry na tej pozycji jest właśnie Poręba, choć media przed meczem sugerowały, że Polzin zagra inaczej i przesunie na tę pozycję któregoś z ofensywnych piłkarzy. Ostatecznie jednak postawił na Polaka i absolutnie się nie zawiódł.
Zimą Łukasz miał konkretną ofertę z Vancouver Whitecaps i był skłonny ją zaakceptować, ale HSV w ostatniej chwili zablokowało ten transfer. Polzin uznał, że Poręba przyda mu się jeszcze w tej rundzie - no i faktycznie tak się stało. Tym lepiej, że w bardzo ważnym i w teorii trudnym meczu. Do końca sezonu pozostało jeszcze sześć kolejek. Po powrocie kontuzjowanych Mefferta i Hadzikadunicia Poręba do podstawowego składu raczej nie wskoczy, ale jest nadzieja na kanwie tego meczu z Norymbergą, że trener będzie go uwzględniał w rotacji i parę razy wpuści go jeszcze na boisko.
Ponadto w kadrach drużyn z 2. Bundesligi mamy jeszcze trzech młodych zawodników, którzy póki co czekają na debiuty w swoich drużynach. Dariusz Stalmach dołączył w zimie do Magdeburga, Eryk Grzywacz do Norymbergi, a Nico Baier od dłuższego czasu jest w kadrze pierwszego zespołu Darmstadt, którego jest wychowankiem. Cała trójka zbiera na razie szlify w rezerwach i czeka z utęsknieniem na szansę występu w pierwszym zespole.