Mistrz Polski wraca do gry! Z problemami, ale kto ich nie ma? "Lech ma jeszcze czas"

Uwaga czytelnicy, mam ważny komunikat. Po 49 dniach do gry wraca mistrz Polski, na którego w lipcu czeka pięć spotkań, z czego aż trzy zostaną rozegrane u siebie. Na dzień dobry na najtrudniejszy teren w lidze względem zeszłorocznych rozgrywek przyjeżdża Legia Warszawa i mimo problemów w obu drużynach, to "Kolejorz" jest faworytem niedzielnego spotkania o Superpuchar Polski.
W niedzielę do gry wraca "maszyna" Nielsa Frederiksena, która w zeszłym sezonie pokonała dwukrotnie legionistów, przy czym ten drugi wynik ponownie pozwolił lechitom wjechać na autostradę do mistrzostwa Polski, z której szczęśliwie dla siebie już nie zjechali. Dzisiaj meczem z Legią mogą przypieczętować kolejne trofeum.
Zeszłosezonowe wygrane rezultatem bramkowym 6:2 były jednocześnie dwoma pierwszymi spotkaniami w historii Nielsa Frederiksena z Legią i oboma wygranymi. W całej historii pojedynków Lecha z Legią tylko sześć razy "Kolejorz" potrafił dwukrotnie pokonać legionistów w jednym sezonie.
Teraz przychodzi czas na starcie o superpuchar, gdzie każdy ma swoje cele, ale też problemy.
Jeśli chodzi o ostatnie tygodnie w Lechu Poznań bez oficjalnego meczu, to mieliśmy góry i doliny. To i tak progres względem sezonu 2022/23, gdzie właściwie wspomniane "góry" zaczęły się dopiero na koniec sierpnia od awansu Lecha do fazy grupowej ówczesnej Ligi Konferencji Europy. Do tego czasu były stałe perturbacje związane z odejściem Macieja Skorży, odpadnięciem w pierwszej rundzie el. LM i licznymi kontuzjami.
Teraz sytuacja - szczególnie z urazami - daleka jest od idealnej, ale jednak Lech przystępujący do walki o Ligę Mistrzów oraz obronę tytułu nie jest aż tak rozłożony na łopatki, jak zazwyczaj po mistrzostwie Polski. Wręcz można powiedzieć że ma fundamenty, które pozwalają jeszcze grać z czasem.
Szklanka do połowy pełna
Zacznijmy od tych pozytywnych rzeczy, które można wyszczególnić na 13 lipca 2025 roku.
1. Lech się nie osłabił i wzmocnił defensywę.
Poznaniacy względem sezonu mistrzowskiego stracili ze składu Carstensena, Gonzaleza, Hoticia czy Filipa Bednarka. Do przeżycia.
Wzmocnili się Robertem Gumnym, Mateuszem Skrzypczakiem, Bartłomiejem Barańskim oraz Leo Bengtssonem. Szczególnie powroty wychowanków były okraszone sporym entuzjazmem wśród kibiców i można uznać je za wzmocnienia, a nie podawanie rękę piłkarzom z problemami.
No i co jest kluczem, to wzmocnienia do defensywy. Dzisiaj ona jest praktycznie gotowa do walki na trzech frontach, bo do pełni szczęścia brakuje tylko lewego obrońcy. Tu można Lecha pochwalić za wyciągnięcie wniosków z poprzedniego mistrzostwa, gdzie do kolejnego sezonu przystępował z jednym, czasami dwoma zdrowymi stoperami, a bywało później tak, że na środku musieli grać Barry Douglas, Alan Czerwiński czy Nika Kwekweskiri.
2. Drużyna jest bardziej doświadczona i gotowa na kolejne cele.
Lech dał zgodę na transfer jedynie Afonso Sousie, ale ten nie dostaje satysfakcjonujących ofert i przynajmniej na razie zostaje w klubie, znowu tworząc na pierwszy mecz sezonu mistrzowski duet z Mikaelem Ihsakiem. Nie ma też mowy o odejściach Mrozka, Kozubala czy Milicia, czyli pozostałych fundamentów ostatniego sezonu.
3. Stosunkowo... jest jeszcze czas.
Jeśli chodzi o płynnie uciekający czas i konsumowanie sukcesu, to i tak jest lepiej, niż przed laty.
Lech dokonał kilku transferów, utrzymał zespół i sztab, a co najważniejsze - miał szczęście względem terminarza. Lech w lipcu rozegra pięć spotkań, z czego trzy u siebie (Legia, Cracovia i mecz el. II rundy LM) oraz dwa na wyjeździe (rewanż w LM i Lechia). Na dzień dobry przyjeżdża do Poznania Legia, która ma zdecydowanie więcej problemów, bojkot na trybunach, kadrę do odświeżenia, grała mecz w czwartek w europejskich pucharach oraz zaczyna nowy projekt z trenerem Iordanescu. Czyż to nie sprawia, że jednak Lech jest na dzisiaj nieco dalej niż Legia?
Dodatkowo ma czas powoli się rozpędzać, wspominając udane losowanie w II rundzie. Kluczowi piłkarze, ich forma i transfery będą potrzebne od III rundy wzwyż i trzy kolejki PKO Ekstraklasy. Jasne, marzeniem byłoby mieć kadrę gotową przed obozem, ale nie oszukujmy się - w Lechu takie sytuacje praktycznie się nie zdarzają.
Terminarz lipcowy pozwala myśleć, że jeśli mają przyjść do Poznania wspominani przez zarząd "kozacy, na których trzeba poczekać", to ich brak na początku sezonu ma sprawić, że Lech wtedy jeszcze nic nie przegra.
4. Sztab zostaje i został wzmocniony.
Co jak co, ale Niels Frederiksen, Sindre Tjelmeland i reszta zasługują na zaufanie do swoich umiejętności. Sam Duńczyk przemycał, że jego zespoły w drugich sezonach grają lepiej i coś wygrywają, a tu już w pierwszym sezonie swojej pracy Frederiksen spełnił wysokie oczekiwania poznańskiej publiczności. Sztab dowiózł tytuł, mając na końcu sporą presję, odwracając losy sezonu i łatając dziury piłkarzami grającymi nie na swojej pozycji albo młodzieżowcami z akademii.
Sztab został (nawet został wzmocniony Markusem Uglebjergiem), zna lepiej zespół, wie, co zrobił dobrze, co źle, co można poprawić. Trenerzy dalej prowadzą ten proces, w którym już udało się przejść do historii, zdobywając dziewiąty tytuł. Zasługują ci ludzie na wiarę w ich wiedzę oraz umiejętności.
Szklanka do połowy pusta
O tym już nieco pisałem w sobotę na swoim X.
1. Problemy transferowe.
Nie jest też tak, że na tym polu jest idealnie. Wspominałem dwa tygodnie temu, że do Poznania przyleciał napastnik, który miał stworzyć realną rywalizację dla Mikela Ishaka. Obejrzał miasto, stadion. Poznał klub, ale jednak się rozmyślił, co potwierdził w łączeniu w Kanale Sportowym pracownik klubu, Łukasz Trałka, choć na początku wolał wytknąć mi mijanie się z prawdą, mimo że sam potem przyznał, że taka sytuacja miała miejsce :)
Kolejnym problemem był niedoszły transfer Arkadiusza Recy, który miał być włączony do kadry na mecz z Legią. Przeszedł testy medyczne, o czym jako pierwsi napisaliśmy na Meczyki.pl, ale Lech miał wątpliwości co do niektórych badań i przy obecnych innych kontuzjach, nie podjął ryzyka zabrania 30-letniego piłkarza na dwuletni kontrakt, gdzie jak informował portal weszlo.com, Reca miałby zarabiać 400 tys. euro rocznie. Lech pójdzie w innym kierunku, ale na to potrzeba jeszcze czasu. W jakim? Mamy nadzieję, że w poniedziałek-wtorek uda się to zdradzić na naszych łamach.
2. Konkurent dla Ishaka? To zaczyna być zabawne.
Jasne, opisywaliśmy wyżej potencjalny transfer napastnika, który upadł. Jednak będąc szczerym, to poszukiwanie nowej "9", nie do rywalizacji, a nawet do próby wygryzienia legendy Lecha, trwają w Lechu za długo, co szczęśliwie nie odbiło się jeszcze na końcowych rozstrzygnięciach, bo zbawieniem był dotyk "geniuszu", czyli Mario Gonzaleza.
O ile za transfery napastników zazwyczaj można było Lecha chwalić, o tyle teraz od roku nie potrafi skutecznie tego dokonać i cały klub od praktycznie dwóch lat wisi na tym, czy Ishak jest zdrowy czy nie.
Rok Lech wie, że potrzebuje realnego wzmocnienia tej formacji i najpierw próbował "wcisnąć" kibicom Fiabemę, po drodze udając, że może jeszcze coś będzie z Filipa Szymczaka w Poznaniu, choć w grudniu już i z tego się wycofał.
I teraz mamy połowę lipca, a w Poznaniu dalej nie potrafią kupić napastnika, który był transferem numer jeden już podczas zimowego okna. Prawda akurat jest taka, że przy szukaniu napastnika ponad rok, to on tu powinien być na pierwszym treningu gotowym do gry i rywalizacji. A tego nie ma i Lech dalej ryzykuje. Może znowu się uda, a może nie. To dość duży zarzut, pokazujący jak słabo czasami działa skauting.
3. Kontuzje, szczególnie na skrzydłach.
Lech dalej nie może odciąć się od plagi kontuzji, które słusznie wytykają im fani, bo powoli informacje oraz długości kontuzji zaczynają być groteską i uderzają przede wszystkim w sztab medyczny, gdzie coraz częściej słychać o niekompetencji.
Murawski? Wracał do zdrowia pod koniec sezonu, znalazł się nawet na ławce w meczu z Piastem. A latem? Jednak zabieg i trzy miesiące przerwy.
Hakans? Wypadł na koniec sezonu, mówiło się, że wróci na przygotowania. Jak się skończyło? Słyszymy, że czeka go dłuższa przerwa.
Walemark? Wypada na obozie, nagle znika, nie pojawia się na spotkaniu z kibicami i dalej nie wiadomo, jak długa czeka go przerwa.
Gholizadeh? Wrócił później z Iranu przez kwestie polityczne, ale dalej nie może trenować z zespołem ze względu na zabieg kolana na koniec sezonie. Optymistyczny scenariusz? Na sierpień gotowy do rywalizacji.
Zatem Lech przystępując do walki na trzech frontach nie ma dwóch z czterech swoich magików. Są Ishak i Sousa, ale nie ma Aliego i Walemarka. To duże osłabienia i pytanie, jak zespół się z nich otrząśnie na koniec sezonu.
Wygra lepszy, czy lepsza?
W niedzielę zmierzą się dwa najbardziej utytułowane zespoły, jeśli chodzi o Superpuchar Polski. Lech ma ich na koncie sześć, a Legia pięć. Nie ma co ukrywać, że faworytem starcia jest mistrz Polski i nie tylko ze względu na grę na swoim stadionie przy wypełnionych trybunach.
Lech w historii meczów o superpuchar grał z Legią trzy razy i zawsze wygrywał (3:1 - 1990, 3:1 w 2015 i 4:1 w 2016). Dodatkowo ogarnie Legii już na początku walki na trzech frontach byłoby fantastycznym początkiem dla wszystkich kibiców, a także udowodnienie, że na dzisiaj Lech jest przed Legią, bo mówilibyśmy o trzecim z rzędu zwycięstwie.
"Kolejorz" potrzebuje ciągłej budowy swojego prestiżu, pokazywania, że na polskich boiskach jest obecnie najlepszy i słusznie podejmie walkę o piłkarskie marzenia, czyli LM. Mówiąc wprost - mniej turbulencji, więcej kontynuacji sukcesu.
W tak dużym klubie jak Lech trzeba dbać o nastroje i elektorat kibiców. On jest teraz umiarkowany, ze względu na plusy, ale też minusy. Panuje niepewność, poczucie utraty czasu mieszające się z tym, że lipiec uda się przejść w miarę suchą stopą i wtedy w sierpniu będzie można wzmocnić zespół jakościowymi transferami - jak przed rokiem Walemarkiem czy Jagiełłą - oraz zaimplementować już pomysły i niuanse przygotowane przez sztab Nielsa Frederiksena.
Poznańska lokomotywa rusza w sezon, gdzie zagra najprawdopodobniej ponad 50 spotkań. Czas na pierwszy prestiżowy akt z Legią Warszawa. Porażka nie sprawi nic złego, ale po co przegrywać na początek z odwiecznym rywalem, który sam ma sporo swoich problemów?
Czas pokazać, że mistrz Polski ma się zdrów. Dobrego meczu.