Najbardziej problematyczny piłkarz Legii? Liczby ma dobre, a kibice chcą go wywieźć na taczce

Niewielu zawodników Legii Warszawa dostaje po uszach tak bardzo jak Kacper Chodyna. W gruncie rzeczy żaden. Z czego więc wynika krytyka zawodnika, który w debiutanckim sezonie miał dobre liczby, i którego bronił Michał Żewłakow? Odpowiedź może okazać się bardzo prosta.
W Legii nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje i mówi. Dotyczy to także aspektu finansowego. Ekipie w Łazienkowskiej miał w oczy zaglądać blady strach, a tymczasem pobiła rekord Ekstraklasy i sprowadziła Miletę Rajovicia. W poprzednim sezonie było podobnie, bo chociaż klub nie rywalizował o Ligę Mistrzów, to w dwóch okienkach wyda blisko siedem milionów euro. W polskich warunkach było to szaleństwo.
Nie chodzi jednak nawet o sumę ogólną, co o kwoty wydawane na poszczególnych piłkarzy. Legia, patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, wielokrotnie działała na rympał. Posiłkując się Transfermarktem - Migouel Alfarela, Sergio Barcia i Kacper Chodyna kosztowali łącznie 2,35 mln euro. Pierwszy stoi w rozkroku między odejściem a szansami od Edwarda Iordanescu, drugi został wypożyczony do Las Palmas, a trzeciego kibice, przykro mówić, mają zwyczajnie dość. Za każdym razem gdy Chodyna ląduje w pierwszym składzie, rozpoczyna się wołanie o pomstę do nieba.
Przypadkowe zarządzanie, nieprzypadkowe kłopoty
Chodyna jest niejako ofiarą tego, ile za niego zapłacono. Gdyby, dla przykładu, kosztował w granicach odstępnego za Wahana Biczachczjana, pewnie nikt nie rozdzierałby szat. Szkopuł w tym, że Polaka nie ściągnięto za 250 tysięcy, ale około 800. To zaś podwyższa oczekiwania, a nim Chodyna, tak po prostu, nie jest w stanie sprostać.
Nie pasuje również do obecnego systemu.
- To skrzydłowy do gry z kontrataku. Miewał w poprzednim sezonie dobre momenty, dostarczał liczby, podobnie jak w Zagłębiu Lubin, ale generalnie to jest zawodnik, który w takim klubie jak Legia mógłby być stosowany do rotacji. Goncalo Feio jednak bardzo chciał tego piłkarza, o czym otwarcie mówił. Miał być wahadłowym do innego grania, kiedy Legia jest cofnięta, ale po zmianie systemu ponownie wylądował na skrzydle. Brakuje mu jednak kilku istotnych cech, które powinien mieć boczny pomocnik w tym systemie Edwarda Iordanescu - mówi nam Paweł Gołaszewski, redaktor Piłki Nożnej, ekspert programu "Poznań vs Warszawa" na kanale Meczyki.
Chodyna to nie jest zawodnik beznadziejny, ale też, na podstawie blisko 50 występów, nie jest to zawodnik na pierwszy skład ekipy walczącej o Ligę Europy. Albo o Ligę Konferencji. Albo o Mistrzostwo Polski. A jednak, trochę z konieczności, 25-latek regularnie pojawia się w wyjściowym składzie. Cierpi z powodu chronicznego braku rywalizacji, bo wspomniany już Biczachczjan daje jeszcze mniej argumentów ku temu, aby na niego stawiać. A skoro Chodyna cierpi, to siłą rzeczy cierpi też cała drużyna.
Legia zmaga się z niedoinwestowaniem kadry, co brzmi paradoksalnie, jeśli weźmiemy pod uwagę pokaźne wydatki warszawiaków. Szkopuł w tym, że wielkie pieniądze przeznaczano nieroztropnie. W konsekwencji doprowadzono do sytuacji, w której kilka pozycji - między innymi omawiane prawe skrzydło - obsadzono fatalnie. Były gracz Zagłębia Lubin stał się zmiennikiem kogoś, kto de facto nie istnieje. Najrozsądniejsze w tym momencie wydaje się przesunięcie Pawła Wszołka wyżej, a następnie zastąpienie Chodyny Petarem Stojanoviciem.
- Tak, Petar Stojanović wydaje się idealnym kandydatem do gry w pierwszym składzie. Jego wejścia w Poznaniu i Ostrawie pokazały, że jest w stanie dać jakość, popisać się nieoczywistym podaniem i do tego widać, że złapał wspólny język z Juergenem Elitimem na boisku. W momencie tego transferu byłem sceptycznie nastawiony, natomiast im dalej w las i dłużej się nad tym zastanawiam, to wydaje się, że jest to logiczny ruch, a sam Petar dał argumenty w obu dotychczasowych występach - dodaje Gołaszewski.
Jest to przy tym jedynie wariant potencjalny, na który Iordanescu wcale nie musi się zdecydować. Dopóki zaś do roszady nie dojdzie, Legia będzie się męczyła bardziej niż mogłaby przy nieco innym układzie personalnym.
Liczby dobre, liczby złudne
W wypadku Chodyny uwagę zwracają liczby. W poprzednim sezonie miał sześć goli i siedem asyst - 13 punktów dało mu szóste miejsce w wewnętrznej klasyfikacji kanadyjskiej. W bieżących rozgrywkach ściągnięty z Zagłębia piłkarz zanotował kolejną asystę. Jeśli więc chodzi o cyferki, to 25-latek jest w stanie się wybronić. Nie musi przy tym sam schylać się po ten oręż, już wcześniej zrobił to Michał Żewłakow.
- Życzę każdemu piłkarzowi, który przychodzi do Legii, aby miał takie liczby jak Kacper Chodyna. On dostaje bardzo mocno po głowie, ale wierzę, że się po tym pierwszym roku tak zaaklimatyzuje - ocenił dyrektor sportowy niedługo po ponownym przejęciu sterów.
O ile jednak wypowiedź Żewłakowa rozumiem w tym sensie, że publiczne uderzanie w piłkarza z długą umową byłoby paradne i mało eleganckie, o tyle ta sama wypowiedź zakłamuje rzeczywistość oraz ma niewiele wspólnego z trzeźwą oceną sytuacji. Po pierwsze - dwa gole i dwie asysty to efekt potyczek z Baćką Topola, Caernarfonem oraz słabiutkim Ruchem Chorzów w Pucharze Polski. Po drugie zaś - błędy Chodyny raczej nie biorą się z braku aklimatyzacji, a nawet gdyby, to jeśli nie doszło do niej po rozegraniu 2940 minut (dziewiąty wynik w Legii w poprzednim sezonie), to coś jest niesamowicie nie tak.
Jednak, jako się rzekło, trudno tłumaczyć kłopotami z aklimatyzacją na przykład pudła z dwóch metrów. A takie skrzydłowemu przydarzyły się co najmniej dwa - w październiku 2024 roku z GKS-em Katowice i w lipcu 2025 roku z Banikiem Ostrawa. O ile z ligowymi rywalami udało się komfortowo wygrać - również dzięki trafieniu Chodyny - o tyle mecz w Czechach zakończył się remisem. Istniała więc realna szansa na zebranie kompletu punktów do rankingu UEFA, gdyby nie fakt, że ofensywny przecież piłkarz zdawał się zaskoczony obecnością futbolówki w polu karnym rywala.
Tego nie wypada robić na profesjonalnym poziomie. Podobnie sprawy mają się z innymi niedostatkami technicznymi, które w wypadku Chodyny po prostu rzucają się w oczy. Strzały nieczyste (8% skuteczności strzałów w ESA 24/25), złe przyjęcia (10,2 straconych piłek), liche dośrodkowania (14%). Z drugiej strony dobre warunki biegowe, zdolność do słynnego zrobienia wiatru, a także nieszczęśliwe szczęście w przyciąganiu piłki do siebie. Gdyby Chodyna był rezerwowym za rozsądne pieniądze, pewnie nikt nie kruszyłby o niego kopii. On zwyczajnie nigdy nie był tak dobry, jak Legii mówiono i jak Legii się wydawało.
- Liczby nie zawsze oddają wartość danego piłkarza. Są ważne, ale nie mogą przyćmiewać wartości "oka". Myślę, że na Chodynie jest już dość duża presja i pytanie jak sobie z nią poradzi. Możliwe, że po prostu będzie inaczej odbierany, kiedy będzie dostawał po kilkanaście minut w meczach, a nie będzie wychodził od początku. Miewa dobre momenty, ale to cały czas za mało. Kosztował niecałe 800 tysięcy euro. Trudno dziś to racjonalnie wytłumaczyć, choć na rynku europejskim to są frytki. W Polsce jednak kwota cały czas robi wrażenie - podsumowuje Gołaszewski.