"Najgorszy trener w historii klubu". Czemu kibice aż tak go znienawidzili? Afera w znanej lidze
Gdy w czerwcu Russell Martin obejmował Rangersów, nikt nie spodziewał się, że jego kadencja w Glasgow będzie tak krótka i tak spektakularnie nieudana. 123 dni później obiecujący przecież trener musiał opuszczać stadion w eskorcie policji, by uniknąć linczu wściekłych kibiców. Dlaczego?
- To był najkrócej pracujący i najgorszy menedżer w historii klubu - nie ma wątpliwości Joshua Barrie, dziennikarz portalu RangersReview.co.uk, gdy rozmawiam z nim dwa dni po wyczekiwanej decyzji o rozstaniu z Russellem Martinem. Mówimy o klubie istniejącym od 153 lat. Martin - młody, nowoczesny i z jasną wizją, jak mają grać jego drużyny - też miał być trenerem na lata. To miał być "projekt". Potrwał 123 dni.
Wygrał pięć z 17 spotkań (i jedno z siedmiu w lidze). 29 proc. zwycięstw to w istocie najgorszy wynik w historii 55-krotnego mistrza Szkocji i 33-krotnego zdobywcy Pucharu Szkocji. Najbardziej utytułowanego klubu na świecie. Martin zostawił go na ósmym miejscu w 12-zespołowej tabeli.
- Każdy okres przejściowy wymaga czasu, ale wyniki nie spełniały oczekiwań - poinformował klub w lakonicznym komunikacie o zwolnieniu 39-latka i jego dwóch asystentów w niedzielę.
Decyzja zapadła po rozczarowującym 1:1 z beniaminkiem z Falkirk w siódmej kolejce Scottish Premiership, po którym Martin nie wsiadł z zespołem do autokaru, bo pod nim czekali wściekli zamaskowani (pseudo?) kibice z grupy Union Bears. Policja musiała eksortować go do wyjazdu ze stadionu w osobnym aucie.
Koszmar w Brugii
I tak wytrwał długo. Kibice na znak protestu rzucali na boisko tenisowe piłki. Baner z jego przekreśloną twarzą widać było na trybunach Ibrox od tygodni. Przynajmniej od końca sierpnia, gdy "The Gers" tylko zremisowali 0:0 derby z kategorii "must win" z Celtikiem, a wcześniej odpadli w czwartej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów z Club Brugge, przegrywając w dwumeczu 1:9.
- Już przed przerwą w rewanżu było 1:8. Nie wiem, co by było, gdyby w końcówce Belgowie nie zwolnili tempa. Nie potrafię opisać jak bardzo żenujący i szkodliwy dla reputacji klubu był to moment. To była najbardziej upokarzająca porażka, jakiej klub doznał w Europie od dekad - mówi nam Barrie.

- Naiwność, brak autorefleksji, zderzenie kultur i niemądre wypowiedzi - to wszystko każe oceniać Martina jako rzeczywiście najgorszego trenera w historii Rangersów - ocenia Jordan Campbell w tekście na The Athletic.
A przecież to miał być mądry, przemyślany wybór nowych właścicieli klubu. Martin przeszedł ponoć siedem etapów rekrutacji. Znany z nastawionego na dominację stylu gry, który wypromował go w Swansea i pozwolił awansować do Premier League z Southampton, miał również przywrócić dominację Rangers w lidze, w której od pięciu sezonów rządzi Celtic.
W rzeczywistości "nastawiony na dominację" to za mało powiedziane. Były reprezentant Szkocji wierzy w tylko jeden, właściwy sposób gry w piłkę - taki, w którym jego zespół ciągle jest w jej posiadaniu. Bardzo specyficzny i bardzo ryzykowny. Wymagający wysokiej jakości i intensywności od zawodników. I choć klub miał na ten sezon rekordowy budżet i wydał latem bardzo duże jak na szkockie standardy pieniądze (ok. 20 mln funtów), to tej jakości ani zrozumienia nie było widać w zasadzie w żadnym z 17 meczów. Nie było wyników, ale za to ładnej gry też nie było.
Winni piłkarze
Nie było też dobrych relacji z piłkarzami. W drodze do LM Rangers wyeliminowali Panathinaikos i Viktorię Pilzno dzięki świetnej postawie bramkarza Jacka Butlanda - w pierwszych pięciu meczach pod wodzą nowego trenera dopuścili rywali do 104 strzałów - ale w lidze zaczęli od wstydliwych remisów z Motherwell i Dundee. Martin stwierdził wtedy, że jego piłkarze powinni schować swoje ego do kieszeni.
- Najbardziej drażniła jego niechęć do wzięcia jakiejkolwiek odpowiedzialności za żałosne występy. Wszystko zrzucał na zawodników. Mówił, że wymagająca publiczność na Ibrox wywołuje u jego piłkarzy lęk. Zarzucał im brak chęci do biegania, a kiedy indziej brak ostrożności. Wielokrotnie zapewniał, że tracone bramki nie są kwestią taktyki, ale mentalności jego zawodników - pisze Campbell.
Pretensje do fotografa
Przed meczem z Celtikiem poszedł na zwarcie z młodą gwiazdą, Nicolasem Raskinem. Odsunął go od składu i od treningów z pierwszą drużyną tylko po to, by po niedługo później go przywrócić. Miotał się. Nie podołał presji. Wiedział, że kibice najpierw mu nie ufali, potem go krytykowali, a na koniec znienawidzili. W klubie ceniącym tradycję był pierwszym trenerem, który garnitur i krawat na mecze zamienił na dres tłumacząc, że w garniturze się poci.
Tego typy przykładów było więcej. Martin zgłosił pretensje do klubowego fotografa, że często robi mu zdjęcia, gdy jest smutny. Ale z czego tu się cieszyć? Jedyne ligowe zwycięstwo jego kadencji z Livingston drużyna wyszarpała w czwartej minucie doliczonego czasu. Jedyną reakcją kibiców było "Martin, get to fuck".
Teraz nowi właściciele muszą dobrze wybrać jego następcę.
- Jeśli będą chcą zyskać sympatię fanów, zadzwonią do Stevena Gerrarda. To byłby popularny wybór. Drużyna potrzebuje takiego lidera - przekonuje Barrie.
Były wybitny pomocnik zawiódł w Aston Villi, ale na Ibrox jest wspominany z ogromnym sentymentem. Był ostatnim, który zdobył z Rangersami mistrzostwo. Za jego kadencji potrafili pokonać Celtic dziesięć razy z rzędu. No i nosił garnitur.