Najpiękniejsza historia tego sezonu. Bajeczny gol legendy na wagę awansu

Najpiękniejsza historia tego sezonu. Bajeczny gol legendy na wagę awansu
Daniel Otero / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski19 May · 11:00
Czasem życie pisze najlepsze scenariusze. Historia Lucasa Pereza jest gotowym materiałem na film o ambicji, miłości i przywiązaniu. Weteran niedawno “nakręcił” jedną z piękniejszych scen.
1757 dni. Tyle Deportivo La Coruna czekało na wydostanie się z trzeciego poziomu rozgrywkowego. W ostatnich latach nie został nawet ślad po dawnej potędze, która w sezonie 1999/2000 sięgała po mistrzostwo Hiszpanii. Kryzys finansowy doprowadził zasłużoną ekipę na skraj upadłości. Klub stał nad przepaścią i szykował się do skoku. Pomocną dłoń wyciągnął jednak człowiek wychowany w miłości do “Los Blanquiazules”. Lucas Perez dorastał w cieniu El Riazor i to właśnie tam został bohaterem. W miniony weekend na oczach 31 833 kibiców strzelił gola, który wprowadził “Depor” na zaplecze La Ligi. W sercu Galicji o tej bramce będzie mówiło się jeszcze przez dekady.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Lucas jest hasłem przewodnim "Depor". To nasz kapitan, bardzo ważny piłkarz, bardzo ważna postać. Pozostawił za sobą wszystko, aby wrócić do drużyny swojego serca i uratować ją z piekła. On na to zasłużył. Zasłużył na wszystkie pochwały tego świata. To, co zrobił dla tego klubu, jest rzadko spotykane w świecie futbolu - zachwycał się trener Imanol Idiakez.

Powrót do domu

Lucas Perez urodził się w A Coruni, gdzie obecnie zyskał status półboga. Dorastał w Monelos, robotniczej dzielnicy pełnej kilkunastopiętrowych bloków mieszkalnych. Wychowali go dziadkowie, ponieważ matka uzależniła się od narkotyków i zmarła, kiedy “O Neno” miał kilkanaście lat. Chłopiec od początku miał jeden cel - profesjonalna kariera piłkarza. Regularnie śledził lokalną ekipę, która zyskała miano “SuperDepor”. Zdarzało mu się opuszczać lekcje, aby obserwować klubowy autobus jadący na mecze. Marzył wówczas, że kiedyś to on zajmie miejsce takich gwiazd, jak Roy Makaay, Pedro Pauleta, Djalminha czy Bebeto.
- W dzieciństwie Deportivo zawsze było na szczycie. Wtedy ludziom łatwo było przychodzić na stadion. Ale w takiej sytuacji, jak jest teraz... Jestem jednak na Riazor i widok 25 tys. kibiców mówi wszystko. Fani są częścią wszystkiego, co osiągamy - podkreślał na antenie Movistar.
Po raz pierwszy do Deportivo trafił dopiero w wieku 26 lat. Klub wykupił go z PAOK-u Saloniki za 1,5 mln euro, żeby po roku sprzedać Arsenalowi z prawie 15-krotną przebitką. Jego epizod na Emirates nie należał jednak do najbardziej udanych. W sezonie 2017/18 wrócił do A Coruni, ale nie uratował drużyny przed spadkiem do Segunda Division. Chociaż grał solidnie, zanotował osiem bramek i sześć asyst, został obwiniony za relegację. Wściekli kibole napisali wtedy na drzwiach jego domu “Vete ya”, czyli “Odejdź”. I odszedł. Od tamtego czasu błąkał się po West Hamie, Alaves, Elche i Cadizie, gdzie radził sobie co najwyżej średnio. W końcu zrozumiał, że musi powalczyć o swoją największą miłość.
31 grudnia 2022 roku sfinalizowano transakcję, która wykraczała poza standardowe ramy futbolu. Kilka dni wcześniej Perez, wówczas występujący w Cadizie, powiedział na grillu prezesowi Manuelowi Vizcaino, że zamierza wrócić do Deportivo. Działacz nie zamierzał jednak iść na żadne ustępstwa. Jedyną możliwością było pokrycie klauzuli odstępnego zapisanej w umowie napastnika. Wynosiła ona milion euro, co przekraczało możliwości ekipy z El Riazor. “O Neno” z własnej kieszeni zapłacił 493 tys. euro, a klub dołożył brakującą część. Przy okazji zrezygnował z 900 tys. euro, które zarobiłby w Kadyksie do końca kontraktu. Uznał, że żadna kwota nie przerośnie chęci powrotu do domu.
- Kiedy przyszedł czas na podjęcie decyzji, wiedziałem, że chcę wrócić do domu. Ludzie mówili: "Ale przecież to trzecia liga". Nie. Ja nie przyszedłem grać w trzeciej lidze, przyszedłem grać w Deportivo. Nie uważam się też za gwiazdę. Jestem Lucas, ten sam facet z Monelos, może jedynie mam teraz trochę więcej siwych włosów. Jedyne, czego chcę, to być szczęśliwym i znów grać u siebie. Tego chciałem od kilku lat. To nie będzie zespół Lucasa, tylko zespół A Coruni. Miasta wielu dzieci, ojców, matek i dziadków. Ja nie przychodzę tu, żeby kogokolwiek ratować. Chcę tylko pomóc - podkreślał na powitalnej konferencji.

Wystrzał i kryzys

Perez wrócił do drużyny, będącej wówczas średniakiem trzeciej ligi. Nawet kompletna zapaść sportowa nie wpłynęła jednak na oddanie kibiców do biało-niebieskich barw. Na prezentacji weterana zjawiło się około 9 tys. osób. Ponad dwa razy więcej widziało z wysokości trybun jego ponowny debiut, który okrasił dubletem. Tamten mecz z Unionistas pokazał, że snajper zrobi wszystko, aby przywrócić zespół do elity.
- Moja przyjaciółka, Loren, mówiła mi, że pozostało mi jeszcze kilka lat na poziomie La Ligi. A potem będę miał czas, żeby pojechać do "Depor". Ale nie było mowy. Wiedziałem, że teraz nadszedł czas, aby wrócić. To jest mój dom. Miejsce, w którym dorastasz, jest wyjątkowe, zostaje z tobą na całe życie, staje się esencją. W innych miejscach, w których grałem, po meczu wracałem na kanapę. Ale nie na tę, na której dorastałem. Teraz wracam z Riazor na swoją kanapę w swoim domu - tłumaczył na łamach El Pais. - Co sądzę o tym, że musiałem dopłacić do tego transferu? W wieku 15 lat odszedłem stąd, żeby inwestować w swoją karierę. Teraz inwestuję w to, aby być szczęśliwym - dodał w wywiadzie z dziennikiem AS.
To wszystko byłoby jednak zbyt proste, gdyby Perez od razu pomógł Deportivo w awansie. Tuż po transferze wprowadził zespół do baraży, które zakończyły się porażką z Castellon. W decydującym meczu zanotował gola i asystę, jednak nawet to nie wystarczyło. Grał wówczas, zmagając się z pewnymi problemami zdrowotnymi. W maju ubiegłego roku złamał kość jarzmową, ale po 12 godzinach od operacji zjawił się na treningu. Skoro tyle już poświęcił, nic nie mogło go powstrzymać. Chociaż nie było łatwo.
W poprzednim sezonie “Depor” pozostało na trzecim szczeblu i początkowo niewiele wskazywało, aby ten stan miał ulec zmianie. Na początku bieżących rozgrywek zespół Imanola Idiakeza nawiedziła prawdziwa plaga kontuzji, która dotknęła takich zawodników, jak Ivan Barbero, Yeremay Hernandez czy David Mella. W dodatku lider, czyli właśnie Perez, zaliczył najgorszą passę w karierze. W pierwszych 15 kolejkach ligowych nie strzelił ani jednego gola.
- Kluczem jest, aby nie stracić spokoju ducha, aby zawsze pamiętać, dokąd dotarłem dzięki talentowi, ale przede wszystkim pracy i wysiłkowi. Talent bez całej reszty nic nie daje. Od początku wyszedłem z takiego założenia. My, napastnicy, mamy serie i musimy sobie z tym radzić. Ważne jest to, że w czerwcu będziemy świętować awans - powiedział w styczniu w rozmowie z La Voz de Galicia. - Rozumiem, że ludzie w większości są z tobą w dobrych chwilach, ale życie nauczyło mnie, że najważniejsze jest to, kto pozostanie przy tobie w tych złych. To wtedy byli ze mną trener, koledzy z drużyny, rodzina. To fundament pod to, aby wszystko się ułożyło. Lubię te chwile, bo wtedy wiesz, że musisz dalej się doskonalić, że musisz jeszcze mocniej pracować. Moje życie zawsze opierało się na ambicji. Tak zostałem wychowany - dodał dla Laopinioncoruna.es.
Trener uparcie wierzył w zawodnika, który w końcu musiał się przełamać. Wyczekiwany moment nastąpił 4 stycznia, kiedy Perez skompletował dublet w rywalizacji z Realem Sociedad B. Przerwał wówczas posuchę trwającą 1347 minut. Po tamtym meczu podkreślił jednak, że w jego grze nic się nie zmieniło. Nadal był tym samym zawodnikiem, który szuka okazji i próbuje korzystać z największego daru, jakim jest perfekcyjnie ułożona lewa noga. 35-latek nie zamierzał rewolucjonizować swojego stylu ze względu na słabszy okres. Wiedział, że kiedy już trafi, to się nie zatrzyma. I tak się stało.

Niczym Messi

Wspomniany mecz z rezerwami Realu Sociedad stanowił przełomowy moment dla Pereza i całego Deportivo. Od tamtej chwili napastnik stał się prawdziwym utrapieniem rywali, pomagając w odnoszeniu kolejnych zwycięstw. Na przełomie lutego i marca został pierwszym piłkarzem od czasu Leo Messiego, który notował bramkę i asystę w sześciu kolejnych meczach ligowych na hiszpańskich boiskach. “Los Blanquiazules” złapali wówczas wiatr w żagle, strzelając minimum cztery gole w starciach z Fuenlabradą, Logrones, Tarazoną, rezerwami Osasuny czy Lugo.
- Gdyby ktoś powiedział mi, że Lucas w styczniu będzie miał zero bramek, pomyślałbym, że to żart. Ale to jest futbol, są rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. To nie jest matematyka. Początek sezonu to był dramat Lucasa, dramat klubu i wszystkich. Ale spójrz na drugą rundę. Kontynuował pracę, wierzył w siebie i zbiera owoce tych wszystkich trudnych miesięcy, podczas których nigdy nie spuścił głowy - stwierdził Idiakez w rozmowie z Jorge Lemą.
Lucas udowodnił, że będąc w formie, przerasta trzecią ligę. W 30 kolejkach tego sezonu brał udział przy zdobyciu 29 bramek. Z tak znakomitym napastnikiem “Depor” po prostu musiało zapewnić sobie bezpośredni awans. Mecz z Barceloną Atletic z 12 maja przypieczętował sukces obiecany przez gwiazdę wychowaną w blokach dzielnicy Monelos.
- Mówili, że jestem szaleńcem, kiedy powiedziałem, że wrócę z Deportivo do La Ligi. Cóż, niech to będzie błogosławione szaleństwo. Czuję ogromną satysfakcję. To niesamowity zespół, niesamowite miasto. A Coruna to "Depor", widać to na ulicach. I ci ludzie na pewno zobaczą nasz powrót do Primera - rzucił po awansie.

Początek czegoś wielkiego

Lucas Perez zapowiedział już, że po zakończeniu kariery chciałby spróbować się w roli dyrektora sportowego. I niewykluczone, że nową pracę rozpocznie tam, gdzie kiedyś zawiesi buty na kołku, czyli właśnie w Deportivo. Zespół ten będzie bowiem potrzebował przebudowy, aby móc wrócić do hiszpańskiej ekstraklasy, z której spadł w 2018 roku. Drużyna w obecnym kształcie wydaje się nieco zbyt słaba, aby od razu walczyć o kolejny awans. Poza Perezem doświadczenie zapewniają Jose Angel Jurado i Mikel Balenziaga, który w przeszłości przez dekadę występował w Athletiku.
Kibice pokładają zaś wielkie nadzieje w duecie młodych skrzydłowych Yeremay Hernandez - David Mella. Cegiełkę do awansu dołożył też Davo, dobrze znany nam z jednej rewelacyjnej rundy w Ekstraklasie. Po opuszczeniu Wisły Płock Hiszpan przeniósł się do Eupen, gdzie kompletnie przepadł. W tym sezonie Belgowie wypożyczyli go do “Depor”, gdzie strzelił siedem goli. Właśnie na takich piłkarzach trzeba będzie budować ekipę marzącą o powrocie do elity. Na El Riazor nie ma wielkich pieniędzy, ale wciąż najcenniejszą walutą pozostaje historia, pasja i sportowy romantyzm.
- Wiemy, w jakim jesteśmy klubie i dokąd zmierzamy. Ci z nas, którzy są wewnątrz, zrobią wszystko, żeby "Depor" wróciło do miejsca, na które zasługuje. Mamy wspaniałą grupę piłkarzy, niesamowitych kibiców. Mam nadzieję, że te lata spędzone w błocie sprawiły, że jedność pozostanie z nami na zawsze, bo jesteśmy w klubie, który powinien należeć do elity - powiedział po awansie Idiakez cytowany przez Riazor.org.
W 2000 roku Deportivo zostało dziewiątą drużyną, która sięgnęła po mistrzostwo Hiszpanii. Od tego czasu hermetyczne grono nie uległo powiększeniu. Nie można oczywiście spodziewać się tego, że w najbliższej dekadzie Galicyjczycy znów rzucą wyzwanie Realowi Madryt czy Barcelonie. Sam powrót do drugiej ligi trzeba jednak rozpatrywać w kategorii sukcesu. I to sukcesu, którego architektem został wyjątkowy bohater. Człowiek wychowany w tym mieście. Gotowy sięgnąć do własnej kieszeni, aby przywdziać ukochane barwy. Lucas Perez - dorosły chłopiec, który spełnił marzenie.

Przeczytaj również