Najwięksi wygrani i przegrani meczu z Belgią. "Mimo porażki zagrał jak profesor"

Najwięksi wygrani i przegrani meczu z Belgią. "Mimo porażki zagrał jak profesor"
Marcin Bulanda/Pressfocus
Przegrany mecz z Belgią był bardzo nierówny w wykonaniu reprezentantów Polski. Kilku naszych kadrowiczów kompletnie zawiodło, jednak niektórzy, pomimo końcowego wyniku, zasługują na miano wygranych wtorkowego starcia.
Spotkanie z “Czerwonymi Diabłami” przez długi czas nie było przyjemne dla podopiecznych Czesława Michniewicza. Belgowie momentami udzielali nam lekcji futbolu na najwyższym poziomie. Dopiero w końcowych fragmentach biało-czerwoni przebudzili się, będąc nawet blisko doprowadzenia do remisu. Ten mecz miał zarówno bohaterów pozytywnych, jak i negatywnych. Wyróżniliśmy po trzech wygranych i przegranych ostatniego aktu czerwcowego zgrupowania.
Dalsza część tekstu pod wideo

WYGRANI

Jakub Kiwior

Zdecydowanie jeden z najjaśniejszych punktów w naszej reprezentacji. Stoper Spezii rozegrał dopiero drugi mecz w seniorskiej kadrze, jednak zachowywał się, jakby był starym wyjadaczem, który od lat co trzy dni wychodzi na rywali pokroju Edena Hazarda czy Driesa Mertensa i pokazuje się na ich tle z najlepszej strony. Kiwior grał pewnie w obronie, nie popełniał błędów i udowodnił, że istnieje życie bez Jana Bednarka. I to jakie życie.
Na uwagę zasługują również umiejętności 22-latka w zakresie kreowania gry. Przeciwko Belgii Kiwior zanotował najwięcej kontaktów z piłką spośród wszystkich naszych reprezentantów i nie może dziwić, że to właśnie od niego zaczynała się większość akcji. Pod względem spokoju z futbolówką przy nodze zauważalna była istna przepaść między Kiwiorem a Mateuszem Wieteską. Mimo porażki, jeden zagrał jak profesor, drugi przypominał nieprzygotowanego uczniaka, który oblał egzamin dojrzałości.
- Uważam, że Kuba Kiwior może być jednym z największych wygranych tego zgrupowania. Przyjechał trochę jako nieznany zawodnik, a to może być piłkarz, jakiego szukamy od lat. Lewa noga, świetna technika, mądre ustawianie się, dobre wyprowadzenie piłki - w jego przypadku to duży plus - komplementował Czesław Michniewicz na antenie “TVP Sport”.

Szymon Żurkowski

Kolejnym stranierim, który zasługuje na słowa pochwały jest Szymon Żurkowski. Pomocnik Empoli nie rozegrał idealnego spotkania, zdarzały mu się straty czy niecelne wrzutki, ale, co najważniejsze, żaden błąd go nie deprymował. W każdej kolejnej akcji 24-latek chciał postawić stempel, dołożyć coś od siebie. Jeśli w środku pola biało-czerwonych działo się coś pozytywnego, to niemal wyłącznie za sprawą Żurkowskiego, który grał w sposób przebojowy, co nie jest znakiem rozpoznawczym większości polskich pomocników.
Znacznie lepiej mieć w drugiej linii piłkarza o takiej charakterystyce, niż zawodnika, który teoretycznie nic nie zepsuje, będzie stronił od pomyłek, ale po końcowym gwizdku nie zapamięta się go z żadnego ciekawego zagrania. Tymczasem Żurkowski cały czas próbował, wchodził w dryblingi, nie szukał podań w poprzek czy do najbliższego partnera, żeby przypadkiem nie zepsuć sobie statystyk. Właśnie to różniło go od Karola Linettego, który, co raczej dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, zakwalifikował się do kategorii przegranych wczorajszego spotkania. Na pomeczowej konferencji prasowej Czesław Michniewicz przyznał, że Żurkowski może być nie tylko członkiem kadry, ale nawet elementem jej pierwszego składu. Takie słowa nie mogą dziwić. Polska potrzebuje pomocników, którzy nie boją się grać odważnie, śmiało, momentami brawurowo.

Matty Cash

Kolejny mecz udowadniający, że Matty Cash stanowi prawdziwe zbawienie dla naszej reprezentacji. To piłkarz, który niemal każdym zagraniem pokazuje, że jest graczem światowej klasy. Widać to po tym, jak prowadzi piłkę, ile widzi na boisku, jak mądre decyzje podejmuje. Można jedynie z uśmiechem wspomnieć dyskusje sprzed kilku miesięcy o tym, że Polska rzekomo nie potrzebuje Casha, bo nie mówi w naszym języku, nie odwiedził Malborka i w sumie to przecież na prawe wahadło mamy do dyspozycji Bartosza Bereszyńskiego czy Kamila Jóźwiaka. Z całym szacunkiem, ale niektóre zagrania obrońcy Aston Villi demonstrują, że uprawia on zupełnie inną dyscyplinę sportu niż jego teoretyczni konkurenci.
Znakomicie patrzy się na Casha, który podczas czerwcowych spotkań wszedł na poziom, do jakiego przyzwyczaił nas w Premier League. Nie ma co się oszukiwać, że pierwsze zgrupowanie nie było udane w wykonaniu 24-latka, zauważalne były oznaki tremy, nerwowość w wielu zagraniach choćby przy okazji meczu z Węgrami. Takimi występami, jak przeciwko Belgii Cash wysyła jednak jasny sygnał, że w najbliższych latach prawa flanka może być największą siłą reprezentacji Polski.

PRZEGRANI

Mateusz Wieteska

Można wejść do kadry z drzwiami i oknami, jak Jakub Kiwior, albo można całkowicie spalić się w debiucie, co też niestety uczynił Mateusz Wieteska. Obrońca Legii Warszawa oczywiście został rzucony na głęboką wodę, jednak nawet niepodważalna klasa rywala nie tłumaczy jego niektórych zachowań.
Zwłaszcza, że fatalny wieczór Wieteski nie zakończył się na zawaleniu krycia przy akcji bramkowej Belgów. W kolejnych minutach nadal miał on problemy z nadążeniem za tempem narzuconym przez rywali. W dodatku wniósł bardzo niewiele, a ściśle mówiąc nic, jeśli chodzi o rozegranie piłki. Podsumowaniem występu debiutanta była sytuacja z drugiej połowy, kiedy z niewiadomych przyczyn wyrzucił futbolówkę na aut, po czym miał pretensje do Szymona Żurkowskiego, że ten nie doszedł do tego zagrania. Naturalnie, nie można skreślać piłkarza jedynie na podstawie mizernego debiutu, jednak na tę chwilę Wieteska nie ma prawa znaleźć się w ścisłej kadrze na mistrzostwa świata. Nie ten poziom, nie ten pułap, nie ta para kaloszy.

Karol Linetty

Wielu kibiców mogło zorientować się, że Karol Linetty w ogóle wziął udział w meczu z Belgią, kiedy ten został w 84. minucie zmieniony. Naprawdę rzadko zdarza się, aby pomocnik spędził na murawie prawie całe spotkanie i nie wyróżnił się żadnym zagraniem. Zero, nic, null.
Linetty dostał wczoraj pierwszą szansę gry za kadencji Czesława Michniewicza i miejmy nadzieję, że ostatnią. Przynajmniej w najbliższym czasie. Występ przeciwko Belgii dał odpowiedź na pytanie, dlaczego wychowanek Lecha Poznań od grudnia rozegrał jeden ligowy mecz w Torino od pierwszej minuty. Nikt na dłuższą metę nie postawi na pomocnika, który przywdziewa pelerynę-niewidkę i jego udział w spotkaniu kończy się na byciu w meczowym protokole. Karol. Człowiek, który został rezerwowym - prawdopodobnie tak powinna nazywać się ekranizacja kariery 27-latka.

Robert Lewandowski

- To nie był dla mnie łatwy mecz. Czuć było zmęczenie sezonem - ocenił Robert Lewandowski po końcowym gwizdku.
Niestety, ale przez ponad połowę meczu “Lewy” był jednym z najsłabszych piłkarzy na boisku. Grał ociężale, przegrywał pojedynki z defensorami Belgów, brakowało charakterystycznej dla niego dynamiki, zrywów, robienia czegoś z niczego. Lewandowski, wysyłał jasne sygnały, że nawet on jest człowiekiem, który po rozegraniu ponad 50 spotkań w sezonie może nie mieć siły na kolejny zjawiskowy popis. Nie będzie jednak przesadą stwierdzenie, że momentami 33-latek dawał podstawy ku temu, by uznać starcie z Belgią za jeden z jego najgorszych występów w narodowych barwach.
Grzechem byłoby przemilczeć, że mimo obiektywnie słabszej dyspozycji kapitan reprezentacji i tak mógł zakończyć ten mecz z dwiema asystami na koncie. Lewandowski może mieć gorszy dzień, tracić piłki, słaniać się na nogach, ale koniec końców pojedynczymi zagraniami do Nicoli Zalewskiego i Karola Świderskiego pokazał, że wciąż jest wielkim zawodnikiem. Po prostu potrzebuje on zasłużonego odpoczynku, na który teraz przyszedł czas.

Przeczytaj również