Największe rozczarowania 2022 roku. Karygodne zachowania, niespełnione oczekiwania i plama na honorze. "Wstyd"

Największe rozczarowania 2022 roku. Karygodne zachowania, niespełnione oczekiwania i plama na honorze. "Wstyd"
Marcio Machado
2022 rok był dla setek osób i klubów rokiem przełomowym, rokiem cudów. Leo Messi ugruntował swoją pozycję w historii i zdobył upragnione złoto. Szymon Marciniak zyskał miano najlepszego sędziego na świecie, zaś Kylian Mbappe i Erling Haaland pokazali, że zadbają o wielką rywalizację w kolejnych dekadach. Należy jednak pamiętać, że medal ma drugą stronę - ta zaś przeznaczona jest dla tych, którzy zawiedli na całej linii.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy namnożyło się tyle przełomowych wydarzeń w świecie futbolu, że nietrudno wskazać tych, którzy mnóstwo zyskali, ale też wiele przegrali. Historie największych rozczarowań minionego roku mają różne oblicza - czasami dotyczą niespełnionych marzeń, czasami chorobliwych ambicji, a niekiedy wykraczają poza kwestie czysto sportowe.
Dalsza część tekstu pod wideo
Poniżej 10 drużyn, trenerów i zawodników, którzy w 2022 zawiedli nas najbardziej.

10. FC Barcelona

FC Barcelona padła ofiarą własnych ambicji. Gdy Xaviemu udało się przejąć panowanie nad klubem i wyprowadzić go na prostą, wydawało się, że przed "Dumą Katalonii" wreszcie otwiera się szansa na powrót do dawnej świetności. Na walkę o mistrzostwo La Liga było zbyt późno, ale udało się zająć miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. W związku z tym w połowie 2022 roku jedyną plamą na honorze była wpadka w Lidze Europy - Eintracht Frankfurt wygrał ćwierćfinałowy dwumecz 4:3, a Hiszpanie z hukiem wylecieli z rozgrywek.
Później jednak przyszło imponujące okienko transferowe, które dawało jasny sygnał, że FC Barcelona będzie miała walczyć o najwyższe cele. Sprowadzenie Roberta Lewandowskiego, wygranie wyścigów o Raphinę oraz Julesa Kounde - to nie są rzeczy, jakich dokonują drużyny z ambicją na poziomie średniaka czołowej ligi Starego Kontynentu. I w gruncie rzeczy wszystko wygląda dobrze, o ile ograniczymy analizę do spojrzenia na tabelę La Liga - tam "Duma Katalonii" jest właściwie na szycie, toczy zażarty bój z Realem Madryt. Problem w tym, że ponownie wygłupiła się w kwestii rozgrywek pucharowych - odpadnięcie w fazie grupowej Ligi Mistrzów było policzkiem dla kibiców i stanowiło powód do rozważań nad przyszłością Xaviego.
FC Barcelona zdecydowanie nie zaliczyła najgorszego roku, jeśli idzie o uśpionych gigantów. Nie ulega jednak wątpliwości, że osiągnęła mniej, niż mogła, a także zdecydowanie mniej, niż wymarzyli sobie jej sympatycy.

9. Ivan Toney

Pod względem sportowym Ivan Toney był w tym roku po prostu kozakiem. Regularnie strzelał na poziomie Premier League i to w starciu z wielkimi markami - gola wbił między innymi Manchesterowi United, Newcastle United, Manchesterowi City oraz Tottenhamowi. Ogółem 21 bramek i 6 asyst, czyli wynik wystarczająco dobry, aby rozpatrywać napastnika Brentford w kontekście wyjazdu na mistrzostwa świata w Katarze. Koniec końców Gareth Southgate wstrzymał się z powołaniem, a nad Anglikiem zebrały się czarne chmury - niewykluczone, że poniedziałkowe spotkanie przeciwko WHU (2:0) było jednym z ostatnich poważnych w całej karierze Toneya.
Zawodnik "The Bees" jest oskarżony o obstawianie zakładów bukmacherskich. Wykroczenie niemałe, tym bardziej, że mowa jest nie o trzech lub pięciu przypadkach, ale - trzymajmy się mocno - 262. Początkowo liczba ta była o 30 mniejsza, lecz w połowie grudnia pojawiły się kolejne doniesienia, które jeszcze bardziej obciążają konto napastnika. W związku z tym Toney'owi grozi nawet kilkanaście miesięcy zawieszenia.
Najlepszym odniesieniem do historii piłkarza Brentford jest Joey Barton. Były reprezentant Anglii został oskarżony o obstawianie 1260 zakładów w latach 2006-2016. Zawieszono go wówczas na 18 miesięcy, co doprowadziło do zakończenia kariery przez kontrowersyjnego pomocnika.
W takim świetle jedyną okolicznością łagodzącą dla Ivana Toneya wydają się jego kolejne działania. Napastnik poinformował, że pracuje z FA w celu wyjaśnienia sprawy. Nie ulega jednak wątpliwości, że sytuacja jest na tyle poważna, iż znacząco rzutuje na opinię o 26-latku. Niezwykle mocno szkoda, że do tego rozczarowania doszło, bo to naprawdę świetny piłkarz.

8. Steven Gerrard

Po zwojowaniu ligi szkockiej Steven Gerrard w końcu otrzymał szansę pracy w Premier League. Powierzono mu ciekawy projekt, bowiem włodarze Aston Villi nie oszczędzali właściwie na niczym i w krótkim czasie sprowadzili do swojego zespołu wagon utalentowanych graczy. Oczywiście należało ich jeszcze mądrze ustawić i nadać "The Villans" charakteru, co nie udało się poprzednikowi legendy Liverpoolu, czyli Deanowi Smithowi.
Mało kto spodziewał się, że i Steven Gerrard polegnie na tym zadaniu, i to w tak spektakularny sposób. Początkowo Anglika mogło jeszcze bronić to, że musiał dostosować się do nowych realiów, że przejął drużynę w nieidealnej sytuacji w tabeli, że potrzebuje czasu na wdrożenie swojego projektu. Problem w tym, że miesiące mijały, a sytuacja wciąż była taka sama. Aston Villa po prostu słabo grała w piłkę, a 42-letni szkoleniowiec nie potrafił przejąć inicjatywy, ani zaproponować niczego, co wyróżniałoby jego drużynę w skali Premier League.
Skończyło się na tym, że Gerrard poprowadził zespół z Villa Park w 33 meczach w 2022 roku. Wygrał zaledwie 9 z nich, a rozrzutnie budowany skład włączył się do walki o utrzymanie, zamiast rywalizowania o strefę pucharową. Ostatecznie Anglika pożegnano po fatalnym spotkaniu z Fulham (0:3) - przypieczętowało ono losy szkoleniowca w Birmingham oraz na dłuższy czas oddaliło od byłego pomocnika perspektywę przejęcia liverpoolskiej schedy po Juergenie Kloppie.

7. Reprezentacja Włoch

Powiedzieć, że to nie był udany rok dla urzędujących mistrzów świata, to nie powiedzieć właściwie nic. O ile potknięcie się w pierwszej fazie eliminacji do mistrzostw świata w Katarze przyjęto ze zdziwieniem, ale też względnym spokojem - rywalem była wszak Macedonia Północna - o tyle kolejne mecze zupełnie pogrążyły drużynę z Półwyspu Apenińskiego. Zaczęło się w marcu, gdy wspomniana Macedonia Północna przeprowadziła jedną zabójczą akcję, wygrała 1:0 i sprawiła, że Włosi mogli ostatecznie zapomnieć o mundialu.
Jakby tego było mało, kilka dni później Włochów okrutnie wymęczyli Turcy, zaś Argentyńczycy z łatwością wygrali Finalissimę (3:0). Mało? Ano mało, bo wyliczanka trwała dalej - nieprzekonujące zwycięstwo z Węgrami, nudny remis z Anglią, wysoka porażka przeciwko Niemcom i dopiero rewanż przeciwko "Synom Albionu" sprawił, że kibice "Squadra Azzurra" uśmiechnęli się nieco szerzej. Niemniej 2022 rok jest dla nich właściwie do zapomnienia, bo przecież na koniec zebrali jeszcze cięgi od Austrii.
Paradoksalnie jednak nie można puścić wspomnianych meczów w niepamięć, gdyż nikt na Półwyspie Apenińskim nie chce powtórki z historii. Włosi wymagają wielopłaszczyznowej zmiany - w innym wypadku nawet eliminacje do EURO 2024 mogą być dla nich nieprzyjemnym doświadczeniem.

6. Wisła Kraków

Jak już się Wisła Kraków zaczęła staczać, to nikt, ani nic nie mogło jej zatrzymać. Kolejne pomysły zarządu oraz zawirowania dookoła klubu tylko napędzały postępującą degrengoladę. Najboleśniej świadczy o tym przykład Jerzego Brzęczka, który przyszedł, nie wygrał właściwie niczego, skończył sezon na 17. miejscu w Ekstraklasie - zespół miał większą stratę do bezpiecznego miejsca, niż przewagę nad ostatnim Górnikiem Łęczna - a następnie robił właściwie to samo w Fortuna 1. Lidze.
"Biała Gwiazda", która miała ekspresowo wrócić do walki na salonach polskiego futbolu, zakopała się na zapleczu. W konsekwencji tego Jerzy Brzęczek stracił posadę, ale jego następca, Radosław Sobolewski, nie okazał się cudotwórcą. Zresztą niewiele osób oczekiwało chyba, że były reprezentant Polski będzie w stanie naprawdę dotrzeć do piłkarzy i zmienić sytuację o 180 stopni - Wisła stała się ligowym średniakiem, a porażki z Puszczą Niepołomice, Stalą Rzeszów, Chojniczanką lub Motorem Lublin w Pucharze Polski nie przeszły bez echa, ale stanowiły dowód na to, że wielki niegdyś klub upadł i ledwo zipie.
Można oczywiście oszukiwać samego siebie i utrzymywać, że strata czterech punktów do miejsc gwarantujących udział w barażach jest spokojnie do nadrobienia, zaś Jarosław Królewski, który jednego dnia zupełnie rozstaje się z krakowskim futbolem, a chwilę później wskakuje na fotel prezesa, wprowadza stabilizację, ale po co? Lepiej uczciwie spojrzeć na sprawę - "Biała Gwiazda" jest zdecydowanie jednym z największych rozczarowań tego roku, jeśli idzie o polskie podwórko. Kto by jednak pomyślał, że w tym wyścigu wyprzedzi ją reprezentacja Polski.

5. Czesław Michniewicz

Droga od bohatera do zera potrafi być szybka, ale dawno nie było w tej kwestii tak jaskrawego przykładu, jak przypadek Czesława Michniewicza. Po starciu ze Szwecją - bohater. Odpuszczono selekcjonerowi winy dotyczące zamieszania z aferą korupcyjną, odpuszczono mu medialne szarpanie się ze Stefanem Szczepłkiem, Szymonem Jadczakiem i Jackiem Kurowskim, chociaż szkoleniowiec często publicznie używał języka, który nie korespondował z piastowanym przez niego stanowiskiem.
Były to jednak ostatnie podrygi dobrej prasy Czesława Michniewicza, bo im dalej w las, tym grunt coraz mocniej usuwał mu się spod nóg. Koniec końców opiekun reprezentacji Polski nie obronił się na żadnym gruncie - w Lidze Narodów kompromitacja. Nasze braki obnażyli nie tylko Holendrzy, ale także Belgowie, którzy mieli wyraźne problemy, co udowodniły mistrzostwa świata, gdzie przecież odpali jeszcze w fazie grupowej. Żeby było jednak śmieszniej, to my na tym turnieju z grupy wyszliśmy, ale za sukces odbiera to skrajnie wąska grupa osób, nazywana skądinąd betonem.
Trudno się takiemu podejściu dziwić, bo chociaż padaka z Meksykiem i zwycięstwo z Arabią Saudyjską okazały się zbawienne, to w pamięci najbardziej wyryło się wypięcie tyłka na argentyński pas. To właśnie to spotkanie przekreśliło Czesława Michniewicza w opinii wielu kibiców oraz ekspertów - nasz awans do fazy pucharowej nie był bowiem efektem walki, a zwyczajnego fartu. Z ciężkim sercem można nawet stwierdzić, że na niego nie zasługiwaliśmy.
Niemniej, nie ulega wątpliwości, że to nie wyniki i styl gry skłoniły PZPN do pożegnania się z selekcjonerem, chociaż jest to racjonalny powód. Czarę goryczy przelały kolejne afery i aferki, które Czesław Michniewicz przyciąga jak magnes. Ich kulminacją była kwestia podziału premii od rządu, gdzie sam selekcjoner wielokrotnie mylił się w opowieściach dotyczących tego, jak sprawy się właściwe miały.
Przykry był to upadek, ale też niejako zapowiedziany. Nie ma przypadku w tym, że 52-latek dość regularnie zmienia miejsca pracy, a efekty jego działań potrafią cieszyć, ale zazwyczaj na bardzo krótką metę.

4. Polska na i po mundialu

Nie jest jednak tak, że za całe zło polskiej piłki od listopada do grudnia 2022 roku winny jest tylko Czesław Michniewicz. W gruncie rzeczy zawiódł cały kolektyw odpowiadający za reprezentację Polski - zawodnicy, szkoleniowiec i działacze PZPN, którzy w momencie burzy zazwyczaj chowali głowę w piasek. Sam Cezary Kulesza do kwestii premii od Mateusza Morawieckiego odnosił się w sposób, jaki - tylko przy pomyślnych wiatrach - można scharakteryzować jako lakoniczny. To zdecydowanie zbyt mało w takim momencie.
Nie popisali się też liderzy kadry. Owszem, Robert Lewandowski i Grzegorz Krychowiak udzielili wywiadów, ale wynikało z nich więcej nieścisłości niż przydatności względem wyjaśnienia tajemnic katarskiego mundialu. Jakby tego było mało, pomocnik zaliczył swego rodzaju kompromitację - jego wypowiedź o pieniądzach, które mogły trafić na konto dzieci, jest jedną z najbardziej żenujących w tym roku kalendarzowym, a konkurencja jest spora.
Koniec końców polskiej delegacji udało się osiągnąć rzecz niebywałą - nawet jeśli awans z grupy, jako pojęcie encyklopedyczne, jest dla nas historycznym sukcesem, to i tak cała związana z nim euforia została zaprzepaszczona przez styl oraz wydarzenia towarzyszące. Zaraz po płomiennych wypowiedziach Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego po meczu z Francją pisałem, że teraz czekają nas wydarzenia "ciekawsze" niż na piłkarskich arenach (tekst znajdziecie TUTAJ). Obawiam się, że miałem rację.

3. FIFA

Być może to, że spodziewałem się po FIFA nieco więcej, najdobitniej świadczy o mojej naiwności. Nie będę jednak oszukiwał - przyznam, że liczyłem, iż piłkarska centrala będzie w stanie jakkolwiek załagodzić sytuację związaną z organizowaniem mundialu w Katarze, czyli, precyzyjniej rzecz ujmując, nie będzie wywoływała u mnie wymiotów na sam widok Gianniego Infantino. No cóż, przeliczyłem się.
W trakcie ostatnich 12 miesięcy FIFA wspięła się na wyżyny swojego absurdu i żenady. Zaczęło się od wojny na Ukrainie, co do której działacze podchodzili jak pies do jeża. Reakcja nastąpiła, z tego należy się cieszyć, ale jej tempo było po prostu zawstydzające. Zanim Rosjanie zostali zawieszeni w szeregach organizacji, zdążyły zginąć setki naszych wschodnich sąsiadów.
Rozdzierający zapach wydzielin unosił się także w trakcie trwania tegorocznego mundialu, bo głowa FIFA nie odpuściła sobie okazji do tego, aby wylądować między pewną częścią ciała katarskich możnowładców. Infantino powtarzał swoją wyuczoną formułkę i piał z zachwytu nad poziomem organizacji bliskowschodniej imprezy. Wcielał się również w komika, rudowłosego, homoseksualistę i osobę prześladowaną ze względu na religię, czym przebił paradność samego Seppa Blattera.
Ten rok w wykonaniu największej piłkarskiej organizacji był niewątpliwie przełomowy. Podobnego pokazu chamstwa, bufonady i hipokryzji nie widzieliśmy nigdy wcześniej.

2. Cristiano Ronaldo

O ile Czesław Michniewicz spadł ze szczytu nagle, o tyle Cristiano Ronaldo przesuwał się do brzegu od kilku lat. W końcu jednak wykonał gomułkowski krok naprzód i runął w przepaść. Przeszedł przy tym do historii, bo jego wywiad udzielony Piersowi Morganowi z pewnością zapisze się na kartach dziejów futbolu, a także szkoły dziennikarstwa. Był to pokaz uwielbienia dla Portugalczyka, którego ego łechtano w rytm kolejnych ataków w stronę Manchesteru United.
Skończyło się na tym, że legenda "Czerwonych Diabłów" została na taczkach wywieziona z klubu. Kontrakt zerwano, a Cristiano Ronaldo stracił uznanie większości liczących się klubów Starego Kontynentu. Weterana boiskowych zmagań po prostu nikt nie chce, czemu trudno się dziwić, skoro Portugalczyk nie miał żadnych skrupułów przed zaatakowaniem drużyny, która wyniosła go na szerokie wody.
Finał tej historii będzie prawdopodobnie smutny - Cristiano Ronaldo nie pożegna się z futbolem jako piłkarz zasiadający na szczycie. O jego względy zabiega skutecznie zabiegało saudyjskie Al-Nassr, bo ofertę podpisania umowy odrzucił nawet Eintracht Frankfurt. 37-latek rozegrał tę partię na własnych zasadach i teraz musi ponieść tego konsekwencje. Niepisana jest mu Liga Mistrzów UEFA, nie dostąpi też zaszczytu zdobycia mistrzostwa świata ze swoją reprezentacją.
W ciągu 12 miesięcy legenda Portugalczyka nie została może zniszczona, w pamięci wielu osób wciąż jest on postacią mityczną, ale nie ulega wątpliwości, że coraz częściej kwestionuje się jego ogólny dorobek. Doszło bowiem do momentu, w którym CR7 przestał prezentować klasę tak na boisku, jak i poza nim.

1. Mason Greenwood

Na sam koniec sprawa najbardziej smutna - młody zawodnik wielkiego klubu przez swoją głupotę destrukcyjnie wpłynął nie tylko na własną karierę, ale i potencjalnie na życie drugiego człowieka. Oskarżenia dotyczące Masona Greenwooda są zatrważające, świadczą najdobitniej o głębokiej degrengoladzie reprezentanta Anglii. Toksyczny związek, który przerodził się w pobicie oraz próbę gwałtu.
W konsekwencji napastnik Manchesteru United nie błyszczy już na boiskach Premier League, ale slalomem jeździ pomiędzy kolejnymi odsiadkami. Regularnie wpłaca kaucje, dzięki którym wychodzi z aresztu, ale nie zmienia to faktu, że rozprawa dotycząca jego i Harriet Robson toczy się dalej. W świetle wszystkich doniesień i przedstawienia twardych dowodów naprawdę trudno wierzyć w to, że 21-latek może być w tej historii ofiarą.
Zamiast tego jest rozczarowaniem. Największym, bowiem wychodzącym daleko poza kwestie piłkarskie.

Przeczytaj również