Największy przegrany transferu Jadona Sancho. Świetny ruch Borussii. Manchester United się zakiwał
Przypadek Jadona Sancho i jego powrót do Bundesligi pokazuje jak dużym przegranym jest Manchester United. Jeszcze pół roku temu ustawiali suwak na 65 mln funtów, gdy po 23-latka zgłaszały się kluby z Arabii Saudyjskiej, a dzisiaj oddają go za 3 mln euro z promocyjną opcją wykupu. Borussia Dortmund praktycznie nie ryzykuje. Wiosna pokaże nam, czy Sancho ma jeszcze głowę i chęci, by wrócić do świata żywych.
Łatkę ma fatalną. Sancho był jedynym piłkarzem Manchesteru, który w poprzednim sezonie dostawał informację o zbiórce w klubie godzinę wcześniej niż inni, bo Ten Hag z góry zakładał, że i tak się spóźni. Edin Terzić, trener Borussii, już lata temu poznał tę przypadłość. Zawsze był tym, który pukał do drzwi Anglika, by sprawdzić, czy już nie śpi. Uczulał innych, że trzeba go traktować “specjalnie” i wrzucał w środowisko Erlinga Haalanda, by ten choć trochę zaraził go dobrymi nawykami. Miało to nawet pozytywny efekt wiosną 2021 roku Sancho wrócił po kontuzji, strzelił kilka bramek i powędrował do United za 85 mln euro.
Dzisiaj wprost widać jak zły był ten transfer. Manchester kupił lewoskrzydłowego, chociaż miał na tej pozycji już Marcusa Rashforda i coraz mocniej dobijającego się Alejandro Garnacho. Zapłacił grubo, do tego ściągnął w tym samym czasie Cristiano Ronaldo, który wzmagał konkurencję i układał klocki po swojemu. Sancho nie dość, że był rzucany po pozycjach, to jeszcze przeżywał traumę EURO 2020, gdy spudłował w finale karnego. Ten moment musiał na niego wpłynąć. Dzisiaj można zastanawiać się, czy Ten Hag zrobił dobrze, gdy rok temu ujawnił w mediach jego problemy ze zdrowiem psychicznym. Od tego czasu widzieliśmy raptem parę dobrych występów Anglika - m.in. ten w lutym przeciwko Leeds, gdy strzelił gola po czterech miesiącach przerwy od piłki.
Najszybszy procesor w mieście
Tamtego wieczoru, przy reflektorach Old Trafford, można było mieć nadzieję. Pojawiła się nawet narracja, że nikt tak nie odbudowuje graczy jak Ten Hag, bo przecież w tamtym czasie odbudowany był też Rashford. Obecnie obaj błąkają się jak lunatycy, choć oczywiście gorszy jest przypadek Sancho, który w tym sezonie rozegrał raptem 76 minut. Czasem aż trudno uwierzyć, że to ten sam piłkarz, który w sezonie 2019/20 strzelił w Bundeslidze 17 goli i zaliczył 17 asyst. To była bestia: chłopak z najszybszym procesorem w głowie i nogami, pod którymi pali się ziemia. Gareth Southgate stawiał go wyżej niż Phila Fodena. Sancho był przecież pierwszym, który robił reklamę “nowej generacji Anglików” - tej, która nie boi się opuścić rodzinnego gniazda, a zamiast łokci i twardego grania woli pomysłowość i technikę jak z Copacabany.
Sancho nie tylko bawił się w Bundeslidze. Gola w Lidze Mistrzów przeciwko Atletico strzelił mając 18 lat. Wtedy też pojawiały się głosy o tym, że chodzi w rozwiązanych sznurówkach, izoluje się od świata wielkimi słuchawkami na uszach i że ma swój świat. Borussia potrafiła jednak stworzyć mu takie środowisko, by wychodził na boisko i dalej kręcił karuzelą. Manchester tego nie potrafił - zrobił z niego dziewiątego najdroższego piłkarza w historii ligi (teraz jest 16.), a potem przez dwa lata szukał klucza do jego głowy. Kłótnia z Ten Hagiem i to, że Sancho do dziś nie chce go przeprosić, pokazuje, że być może są wewnątrz tej szatni rzeczy, które ewidentnie skrzypią. Fakt, że pomocnik United przez ostatnie miesiące musiał trenować w innej częściej bazy treningowej tylko podkreśla tę patologię.
Nowa iskra z przodu
Manchester latem był gotów sprzedać Sancho, ale nie chciał słuchać ofert niższych niż 65 mln funtów. Kontakty z Borussią trwały kilka miesięcy, ale niemiecki klub długo nie był zainteresowany, bo po pierwsze - nie miał takiej gotówki, po drugie: długo nie widział konkretnych korzyści, co takiego Sancho mógłby tej drużynie dać. Mówimy przecież o graczu ze szwankującą pewnością siebie i bez normalnego reżimu treningowego. Sytuacja zmieniła się dopiero w grudniu, gdy Edin Terzić nie wygrał w sześciu meczach, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Zespół zaczął tracić sześć punktów do strefy Ligi Mistrzów, a do lidera z Leverkusen to już w ogóle 15. Terzić utrzymał posadę, ale dostał nowych asystentów (Sahin i Bender) plus mnóstwo pytań o kształt ofensywy.
Borussii brakuje ognia z przodu, szczególnie jeśli o skrzydła. Karim Adeyemi i Jamie Bynoe-Gittens strzelili w lidze łącznie jednego gola. Donyell Malen jest piłkarzem “momentów” i raczej typowany jest na sprzedaż, więc przyda się nowa iskra w ofensywie. BVB wykorzystuje tutaj tak naprawdę sprzyjające okoliczności: Manchester tak mocno jest przekonany, że wiosną nie będzie miał pożytku z Sancho, że jest w stanie rzucić go na wypożyczenie i opłacać 2/3 jego pensji. To właśnie klub z Premier League w tym całym rozrachunku wyszedł najgorzej: zapłacił dwa lata temu 85 mln euro, dostał niewiele, a teraz jeszcze z powrotem oddaje do Niemiec tego samego piłkarza, który w tamtym sezonie przebłyskami pokazywał, że ciągle jest w stanie dać coś “extra”. To jak Manchester marnotrawi pieniądze uwydatnił niedawny mecz z Nottingham, gdy kupiony za krocie Antony kiwał w miejscu, a wypchany latem z klubu Elanga zaliczył piękną asystą i co chwilę robił wiatr na skrzydle.
Ciężar oczekiwań
Pytanie na dziś to czy Sancho odbuduje się w tak krótkim czasie. Borussia też ma swoją młodzież i nie może inwestować w piłkarza, o którym wie, że za pół roku wróci do Anglii. Sprawę zmienia ewentualna klauzula. Jeśli potwierdzą się informacje, że Niemcy mogą odkupić Sancho po sezonie za 30 mln euro, wtedy ta transakcja zacznie przybierać jeszcze ciekawszych barw (choć prawdopodobnie jej nie będzie). Sancho może być też zgłoszony do Ligi Mistrzów, więc być może pomoże drużynie w meczu z PSV Eindhoven.
To w sumie już 17. piłkarz w historii BVB, który wraca na stare śmieci i nawet jeśli drugie podejście Kagawy, Goetze, czy Sahina nie były tak owocne jak pierwsze, to ciągle warto próbować. Sancho to zbyt duży talent, by pozwolić mu trwać w niebycie. Ogromny ciężar oczekiwań w młodym wieku mógł go przytłoczyć, gubienie kompasu to normalna sprawa u wielu młodych graczy, ale po to są całe sztaby ludzi i know-how wielkich marek, by stawiać ich na nogi. Borussia i Sancho mogą być jednymi z największych wygranych roku - od nich samych zależy jak przeprowadzą tę operację.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.