Największy grzech Realu Madryt. Wąż w kieszeni ukąsił klub, El Clasico kolejnym ciosem
Real Madryt po raz kolejny został zdemontowany, rozebrany na kawałeczki. Samo zatrudnienie nowego trenera nie uratuje “Królewskich”. Jeśli klub nie zmieni polityki transferowej, w przyszłym sezonie znów będzie rozkładał czerwony dywan przed Barceloną.
La Zabawa w najlepszym wydaniu. Podopieczni Hansiego Flicka i Carlo Ancelottiego zabrali kibiców na dwugodzinną jazdę bez trzymanki. Już po raz czwarty w tym sezonie, a piąty, licząc Klasyk w pretemporadzie, Barcelona zabawiła się z defensywą “Królewskich”. Obrońcy Realu biegali jak dzieci we mgle, gubili się, popełniali błędy indywidualne i systemowe. Stworzyli idealne środowisko dla Raphinhi, Lamine’a Yamala i Ferrana Torresa. Napastnicy “Blaugrany” wysłali jasny sygnał Florentino Perezowi, Jose Angelowi Sanchezowi oraz pozostałym działaczom “Los Blancos”. Jeśli nie wzmocnicie jednej formacji, będziemy was nękać aż do oporu.
- Po pierwszej połowie najlepszy z perspektywy Realu jest wynik, a to o czymś mówi, biorąc pod uwagę, że mamy 2:4. Nawet przed drugą połową można mówić o historycznym upokorzeniu - opisał na gorąco Mario Cortegana z The Athletic.
- Barceloński cyklon zmiótł defensywę Realu z powierzchni ziemi. Piłkarze "Blaugrany" mogli śmiać się w twarze rywalom, przeprowadzając kolejne akcje. "Królewscy" po prostu się rozpadli - wtórował madrycki AS. - Brak umiejętności piłkarskich i defensywnych u zawodników Realu napędził huragan o nazwie Barcelona. Biały wrak idzie na dno. Real zmaga się z problemami w środku pola, a Aurelien Tchouameni jako stoper robi wszystko, żeby przetrwać nawałnicę - dodała Marca.
Krwawiący Real
W trzech poprzednich Klasykach Barcelona strzeliła Realowi 12 goli. Już samo to powinno stanowić dla madrytczyków wystarczający powód do wyjątkowego skupienia na obronie dostępu do własnej bramki. Sam Ancelotti zwracał uwagę na to, że tylko uważna gra w tyłach zapewni narzędzia pozwalające wywieźć z Estadi Montjuic korzystny wynik.
- Trzeba dobrze bronić, bo Barcelona to zespół, który potrafi zepchnąć cię do defensywy. Robiła to nie tylko z nami, ale ze wszystkimi. Gdy mamy piłkę, trzeba umieć wykorzystać ich słabości, bo żaden zespół nie jest doskonały. Myślę, że jak dotąd Barcelona rozgrywa bardzo dobry sezon, ale to mecz, w którym waży się bardzo dużo. Żeby zagrać dobrze, trzeba wszystko zrobić dobrze, dobrze zarządzać detalami, tempem meczu, odpowiednio bronić, atakować. To musi być pełny mecz - mówił przed meczem trener, cytowany przez portal RealMadryt.pl.
Słowa Włocha zupełnie nie przełożyły się na rzeczywistość. Defensywa “Los Blancos” istniała tylko w sensie teoretycznym. Nawet przy rezultacie 0:2 Barcelona z niezwykłą łatwością stwarzała sobie dogodne sytuacje. Początkowo Thibaut Courtois starał się jeszcze być mężem opatrznościowym, wyjmując naprawdę wymagające strzały. Kiedy Belg skapitulował po raz pierwszy, to ruszyła prawdziwa lawina straconych goli.
Lucas Vazquez gubił krycie. Fran Garcia nie potrafił powstrzymać Yamala. Raul Asencio imponował wyłącznie agresywnymi wejściami. Aurelien Tchouameni wyglądał tak, jakby nie był naturalnym stoperem. Co normalne, ponieważ taka właśnie jest prawda. Małym sukcesem ustępujących mistrzów Hiszpanii pozostaje fakt, że stracili "tylko" cztery gole. A w drugiej połowie nawet zachowali czyste konto. Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest.
Na trytytki
Po raz pierwszy w historii jakikolwiek zespół strzelił Realowi 16 goli w jednym sezonie. Ekipa Flicka pobiła rekord... Barcelony z sezonu 2011/12, która wbiła "Królewskim" 13 trafień. I można oczywiście tłumaczyć wysokie wyniki obsadą personalną. Vazquez to przemodelowany skrzydłowy. Tchouameni jest nominalnym pomocnikiem. Garcia maksymalnie prezentuje poziom zmiennika, a Asencio rozgrywa dopiero pierwszy rok w seniorskiej piłce. Sęk w tym, że konieczność wystawienia takiego zestawienia nie jest żadnym przypadkiem.
Ancelotti nie może polegać na graczach, którzy teoretycznie powinni stanowić o sile formacji. Eder Militao po raz drugi w karierze zerwał więzadło krzyżowe. David Alaba wrócił po identycznej kontuzji na początku roku i niedawno znów wypadł z dyskomfortem kolana. Antonio Ruediger informował, że przez siedem miesięcy grał z dyskomfortem i dopiero po finale Pucharu Króla poddał się odwlekanej operacji. Powiedzmy sobie wprost, na takim zestawie nie da się zbudować niczego trwałego. Real ma prawo czekać na ozdrowienia całej trójki, jednak znając ich zdrowotną historie, kibice nie powinni nastawiać się na nic pozytywnego.
Klub zaniedbuje bowiem pozycję stopera i wszystko wskazuje na to, że będzie robił to dalej. Hiszpańskie media zgodnie podają, że długofalowym celem “Los Blancos” pozostaje William Saliba. Klub chce uzbroić się w cierpliwość i poczekać do 2027 roku, aż Francuzowi wygaśnie obecny kontrakt z Arsenalem. Ale do tego czasu przecież futbol nie stanie w miejscu. Pozostaną dwa pełne sezony do rozegrania. Czy madrytczycy nadal mają zamiar odkładać konieczność wzmocnień, aby zaoszczędzić na kwocie odstępnego?
Zgubna polityka
Przykłady Kyliana Mbappe czy niedługo też Alexandra-Arnolda pokazują, że Real trzyma się swoich zasad. Jest gotów czekać na wymarzonych kandydatów, którzy prędzej czy później będą dostępni na zasadzie wolnych transferów. Ale nawet ten sezon udowadnia, że taka taktyka nie zawsze musi kończyć się sukcesem. “Los Blancos”. zwlekali ze wzmocnieniem prawej obrony i w efekcie od kilku miesięcy musi tam grać Vazquez. Ewentualnie Valverde, aczkolwiek wtedy brakuje go w pomocy, gdzie nie ma też Tchouameniego, bo ten akurat uzupełnia luki w obronie. Najzwyczajniej w świecie brakuje ludzi do gry. W takiej sytuacji warto byłoby wybrać się na rynek transferowy. Szczególnie, że niektórzy kandydaci wręcz nasuwają się sami.
- To powód do dumy, że Real Madryt jest mną zainteresowany. Czy chciałbym grać dla "Los Blancos"? Na razie skupiam się na dokończeniu sezonu. A kiedy nadejdzie właściwa pora, to zobaczymy, co się stanie - powiedział niedawno Dean Huijsen dla El Chiringuito.
Real może poczekać na Salibę rok, dwa lub trzy. Ale trudno będzie wytłumaczyć takie postępowanie. “Królewscy” powinni w pierwszej kolejności kupić nowego stopera, a niewykluczone, że nawet dwóch. Nie wiadomo bowiem, w jak wielkim stopniu Militao, Ruediger i Alaba będą w stanie pomóc drużynie po wyleczeniu stosunkowo poważnych kontuzji. Nie chcemy zarządzać cudzymi pieniędzmi, jednak w takich okolicznościach sprowadzenie Deana Huijsena wydaje się naprawdę rozsądnym ruchem. Hiszpan regularnie potwierdza swój talent w Premier League, zaczął też grać w seniorskiej reprezentacji. W jego umowie zapisano klauzulę w wysokości 58 mln euro. Sam piłkarz, jak widać powyżej, byłby zaszczycony, mogąc grać na Bernabeu. Minusy? Nie znaleziono.
W stolicy Hiszpanii szykują się wielkie zmiany. W najbliższych dniach zapewne potwierdzone zostanie odejście Ancelottiego i zatrudnienie Xabiego Alonso. Były pomocnik z pewnością wdroży nowe idee, przemodeluje skład, być może wyciągnie z obecnych piłkarzy jeszcze więcej. Ale 43-latek nie jest cudotwórcą. Nawet najlepszy artysta potrzebuje odpowiednich narzędzi. W tym sezonie włodarze “Królewskich” nie zadbali o to, aby trener miał do dyspozycji wystarczającą liczbę jakościowych obrońców. Skutki okazały się opłakane.
Aby Real wrócił na właściwe tory, po prostu musi pozyskać nowych defensorów. Zanim Salibie wygaśnie umowa, zostanie przecież rozegranych co najmniej kilka Klasyków. A Barcelona już pokazała, w jaki sposób potrafi wykorzystać braki największego rywala. Nikt w Madrycie nie chciałby powtórki z rozrywki.