Lech Poznań powinien wydać na niego wielką kasę. Jest tego wart. "Kibice oszaleli"
Zdarzają się nieudane wejścia w nowy zespół. Zdarzają się wejścia średnie, a także takie, które dopiero po czasie dają pożądany efekt lub nikną w kurzu wieków. Wreszcie zdarzają się takie, że po 13 meczach trybuny skandują twoje imię, a księgową boli głowa na myśl o nadchodzących wydatkach.
Sprowadzenie Luisa Palmy do Poznania robiło wrażenie od samego początku, chociaż podkreślano też oczywiste wątpliwości. Z jednej strony mówiono o reprezentancie Hondurasu, który Meksykowi potrafił strzelić dwa gole oraz o zawodniku kosztującym swego czasu blisko pięć milionów euro. Z drugiej zaś mówiono o piłkarzu, który nie zrobił szału na wypożyczeniu w Olympiakosie, a w Celtiku nie widziano dla niego miejsca.
Nikt więc nie oczekiwał, że Palma okaże się tak ważną postacią w Lechu. Spodziewano się sporo, choćby ze względu na klauzulę odstępnego przekraczającą cztery miliony, jednak dość ostrożnie podchodzono do pomysłów określania 25-latka mianem przyszłej gwiazdy ligi. Po kilku miesiącach, jakie Palma spędził w Polsce, można stwierdzić, że on po ten epitet nie tyle zmierza pewnym krokiem, co galopuje z zaciętością godną najwyższej sprawy.
W dotychczasowych 13 spotkaniach Palma uzbierał cztery gole i miał trzy asysty (trzy + dwa w samej lidze). Czy to dużo? Tak, a nawet bardzo. Ze wszystkich zawodników ściągniętych latem do Ekstraklasy tylko nieprzejednany Filip Stojilković ma lepszy liczby. Z nowym liderem "Kolejorza" równać się mogą zaś Ousmane Sow i Karol Czubak. W kontekście bieżącego sezonu jest to towarzystwo doborowe.
Różnica polega jednak na tym, że wymieniona trójka nie mogła - siłą rzeczy - pokazać się w europejskich pucharach. A Palma już to zrobił i poprowadził mistrzów Polski do bardzo przekonującego zwycięstwa nad Rapidem Wiedeń. Honduranin zdobył bramkę, zanotował asystę, po jego uderzeniu trafił Mikael Ishak, a do tego skrzydłowy wywalczył karnego, lecz wspomniany Szwed nie zdołał go wykorzystać. Palma miał więc bezpośredni udział w trzech z czterech strzelonych goli. Nie ma lepszego dowodu na to, że do ofensywy poznaniaków wniósł nie tylko efektowność, ale i efektywność.
Jednocześnie walorów wizualnych nie sposób grze Palmy odmówić. Z Koroną ładnie uderzył głową z ostrego kąta, z Widzewem też popisał się wzorowym strzałem głową, a z Rakowem - przynajmniej do momentu czerwonej kartki - zachwycił najmocniej, gdy w krzaki wysłał sunącego wślizgiem Rondicia, a następnie pokonał Trelowskiego mocnym kopnięciem. Gole te stanowią również o dużej uniwersalności Honduranina. Potrafi, jak się wydaje, wszystko. Zejdzie ze skrzydła, przeprowadzi szarżę środkiem, ale też odnajdzie się w walce w powietrzu po wcześniejszym ulokowaniu się w okolicach dalszego słupka rywali.
Nic więc dziwnego, że przy kolejnym popisie zawodnika fani Lecha wręcz oszaleli, mając do czynienia z piłkarzem powalająco lekkim, a zarazem tak pewnym w swoich ruchach. Palma niósł się nad boiskiem, a jego dobre imię krążyło między zgromadzonym tłumem. W swoim 13. spotkaniu dla "Kolejorza" Palma przypieczętował coś, co wielu nie udaje się przez całą karierę - podbił serca kibiców. Trybuny będą trzymały jego stronę, już z utęsknieniem wypatrują nie kolejnego starcia ligowego, ale końca październikowej przerwy reprezentacyjnej, bo to dopiero po niej 25-latek znów ubierze klubowe barwy.
Musiałby nastąpić dramatyczny zjazd, aby Palma z bohatera przeistoczył się w gracza po prostu okej, nie mówiąc już o zawodniku nieprzydatnym. Na ten moment trudno wyobrazić sobie ten zespół bez ściągniętego z Celtiku gracza i to do tego stopnia, że stwierdzenie, iż jego brak będzie odczuwalny bardziej niż absencja Ishaka, nie zostanie potraktowany jako herezja i skazanie się na spalenie na stosie.
Palma elektryzuje społeczność Lecha, potrafi wygrywać mecze swojej drużynie i z myślą o tym został sprowadzony. Ale wychowanek CDS Vida już teraz broni się innymi liczbami. Pod względem kluczowych podań i udanych dryblingów (na mecz) już rozgaszcza się w czołówce Ekstraklasy, a jeśli chodzi o celne strzały ogółem, to zajmuje piąte miejsce - wyprzedzają go jedynie Ishak, Jesus Imaz, Tomas Bobcek i Bartosz Nowak. Każdy z nich rozegrał natomiast zdecydowanie więcej minut na krajowych boiskach.
Jednak tak jak Honduranin jest elektryzujący dla wszystkich dookoła klubu, tak stanowi spore wyzwanie gabinetowe. Włodarze Lecha zarzekali się, że pewnego dnia wydadzą cztery miliony euro na transfery, ale potrzebują jeszcze trochę czasu. Pytanie, czy ten czas nie będzie musiał nastąpić już po zakończeniu sezonu. Jeśli Palma utrzyma swoje tempo w choćby 70%, to Lecha nie będzie stać na to, aby go nie wykupić.