Piłkarski cud. Wrócili z dna i biją gigantów. Transfer gwiazdy strzałem w "10"

Piłkarski cud. Wrócili z dna i biją gigantów. Transfer gwiazdy strzałem w "10"
IMAGO / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiDzisiaj · 11:18
Sunderland przed nowym sezonem kupił 15 nowych graczy, a trener Regis Le Bris ulepił ich w ten sposób, że wyglądają jakby grali ze sobą od lat. To jest fenomen jesieni w Premier League. Klub, który wielu kibiców kojarzy z serialu Netflixa, gdzie frustracja wylewała się z każdego kąta, nagle wylądował w górze tabeli. Wygrana z Chelsea (2:1) nie jest przypadkiem. Ten zespół rośnie, a w centrum zachwytów słusznie jest kapitan Granit Xhaka.
Kiedy odchodził z Bayeru Leverkusen, ówczesny trener niemieckiej ekipy, Erik Ten Hag, wściekał się, że traci takiego lidera. Xhaka po dwóch latach w Bundeslidze zapragnął powrotu na boiska Premier League, choć transfer do Sunderlandu nie wyglądał jak złoty strzał. Szwajcar wcześniej przez siedem lat grał dla Arsenalu. Wiedział, że tym razem trafi do beniaminka i że naturalnie musi liczyć się ze spadkiem. Najlepsza liga świata w ostatnich latach brutalnie traktowała ekipy z Championship. Tym większy podziw należy się Sunderlandowi, który zajmuje miejsce wyższe niż Manchester City, Liverpool, Aston Villa albo Chelsea. Do liderującego Arsenalu traci raptem pięć punktów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Moc transferów

Premier League nie widziała tak dobrego startu beniaminka od 17 lat. Ostatnią ekipą, która wjechała z takim impetem było Hull City w sezonie 2008/2009. Drużyna ta dała zapamiętać się choćby z gry Jimmy’ego Bullarda czy Brazylijczyka Geovanniego, ale potem i tak do ostatnich chwil walczyła o utrzymanie. Sunderland też jeszcze będzie miał swoje wzloty i upadki. Doskonale wie, że w ostatnich dwóch sezonach wszyscy beniaminkowie spadali, a taki Southampton rok temu uzbierał raptem 12 punktów. W żadnej lidze poprzeczka dla “świeżaków” nie jest zawieszona tak wysoko. Z drugiej strony tylko w Anglii beniaminek może wydać przed startem rozgrywek 187 mln euro na transfery. Klub z północy Anglii mocno przebudował kadrę, ale na razie to wszystko ma ręce i nogi.
Skala sukcesu Sunderlandu najlepiej widoczna jest wtedy, gdy złapiemy odpowiednią perspektywę. To drużyna, która do elity wdarła się po barażach w Championship, kiedy 19-letni Tommy Watson strzelił gola w 95. minucie. Czekali na ten moment aż osiem lat. Był czas, i to całkiem niedawno, kiedy w League One, czyli w trzeciej lidze, przegrywali z rywalami pokroju Accrington Stanley. Ten okres pokazuje serial Netflixa “Sunderland 'Til I Die”. Fani na całym świecie pokochali tę produkcją, bo była inna niż wszystkie. Nie pokazywała lukru i nie skupiała się tylko na celebrowaniu pięknych chwil. To był futbol z ludzką twarzą: z frustracją, pasją i ze społeczną rolę klubu w upadającym przemysłowo mieście. Sunderland stał się poniekąd synonimem dysfunkcjonalności, gdzie marzenia o powrocie do elity rozbijają się o rzeczywistość długów, kontuzji i presji kibiców

Budowa od nowa

W maju 2025 roku to wszystko znalazło swój piękny finał. Były huczne filmiki z Wembley i sprzątanie Trafalgar Square, który dzień wcześniej pokrył się w czerwonej mgle. Potem od razu zaczęto budować fundamenty pod nowy sezon. Przede wszystkim trener Le Bris zbudował od początku środek pomocy. 20-letni Noah Sadiki z Union Saint-Gilloise świetnie zaadaptował się w nowej lidze. Obok niego 33-letni Granit Xhaka przejął kierownicę kapitana, a z tyłu pewnie wyglądają Nordi Mukiele kupiony z PSG i Lutsharel Geertruida wypożyczony z Lipska. Całość uzupełnia bramkarz Robin Roefs, którego Anglicy wyciągnęli z holenderskiego NEC. Le Bris zbudował drużynę, która unika naiwnego stylu gry, szczególnie przeciwko rywalom z mocnym pressingiem. Sunderland na razie dobrze balansuje między ofensywną i defensywną piłką, czego nie potrafiły w poprzednich latach robić chociażby Southampton czy Burnley.
Fani “Czarnych Kotów” czasem aż muszą się uszczypnąć. To wszystko dzieje się naprawdę, a przecież ta cała droga była drogą przez mękę. Porażki 1:5 z Rotherham United i 0:6 z Bolton Wanderers, siedmiu menedżerów zwolnionych w ciągu siedmiu lat - to wszystko jeszcze w 2020 roku składało się na narrację o upadku giganta. Słońce pojawiło się dopiero, gdy Kristjaan Speakman pięć lat temu został dyrektorem sportowym, a kontrolę nad klubem przejął Kyril Louis-Dreyfus. Jego ojciec był kiedyś właścicielem Olympique’u Marsylia. Młodszy z rodu został spadkobiercą fortuny i chciał zainwestować w klub z ojczyzny futbolu, poza tym Sunderland dawniej aż sześć razy był mistrzem Anglii. Dreyfus otoczył się mądrymi ludźmi, a filozofia klubu została oparta na młodzieży. Postawił też na nieznanego francuskiego trenera Le Brisa, który do Anglii przyleciał dwa dni przed startem obozu przygotowawczego.

Świetny scouting

49-latek fanem angielskiej piłki był od zawsze, oglądając namiętnie program “L’Equipe du dimanche” w CANAL+. Dzisiaj ta sama stacja co chwilę wysyła reporterów do Anglii, bo chce dogłębnie pokazywać w ojczyźnie historię człowieka, który solidnie miesza w angielskim kotle. Sunderland w pierwszych dziewięciu kolejkach zanotował aż cztery czyste konta. Świetny jest przede wszystkim na buchającym energią Stadium of Light. Ma też zmysł do dramaturgii - przecież Chelsea pokonali po golu w 93. minucie. Co ciekawe, Granit Xhaka uniósł ręce w geście triumfu sekundę przed tym, jak Chemsdine Talbi trafił do siatki. 20-latek kupiony z latem z Club Brugge to kolejny gracz, którego świetnie wprowadza Le Bris.
Francuski trener ma już na koncie statuetkę menedżera miesiąca, którą zgarnął we wrześniu. Od tego czasu przegrał tylko z Manchesterem United (0:2), a ostatnia wygrana z Chelsea (2:1) jest dowodem słusznego kierunku, w jakim idzie klubu. W końcu pokonali zespół z Ligi Mistrzów i to jeszcze na wyjeździe. Zaraz potem The Sun, szukając chwytliwego tytułu, nazwał Le Brisa nowym Arsenem Wengerem. Zdaniem angielskich dziennikarzy trener Sunderlandu ma podobny dryg do wynajdowania nieznanych graczy i dawania im szansy na wielkiej scenie. Oczywiście nie są to ludzie znikąd - gdyby pominąć kluby Premier League, tylko Real Madryt wydał latem na transfery więcej niż Sunderland.

Rewolucja w tabeli

- Gdybym przed sezonem powiedział wam, że Sunderland i Bournemouth pod koniec października będą w pierwszej czwórce, powiedzielibyście mi, że coś wąchałem, prawda? - zaśmiał się ostatnio Alan Shearer w podcaście The Rest is Football. Były piłkarz Newcastle zwracał uwagę na to, że beniaminka przed sezonem opuściło aż 17 graczy, w tym m.in. Jobe Bellingham. Nikt nie wiedział, czy da się tak szybko poskładać nowy zespół w całość. Sukces Sunderlandu to nie tylko kwestia taktyki i transferów. To przede wszystkim mentalność. Gdy zespół przegrywał z Chelsea po czterech minutach, mógł się załamać. Zamiast tego pokazał charakter, znalazł równowagę i walczył do końca.
W poprzednim sezonie Sunderland wygrał dziewięć z pierwszych 12 meczów Championship. Ta wiara przeniosła zespół przez cały sezon, aż do finału play-offów na Wembley w maju. Teraz też chcą wykorzystać swój moment, by zbudować podstawy do czegoś większego. Kluczowy będzie początek nowego roku, kiedy kilku graczy pojedzie na Puchar Narodów Afryki, a maraton meczów przyniesie starcia wagi ciężkiej. Le Bris powtarza, że prawdziwy Sunderland poznamy wtedy, kiedy pojawią się doły, a te będą na pewno. 8 listopada na rozkładzie mają Arsenal, 3 grudnia - Liverpool, trzy dni później Manchester City. Prawdziwe testy jeszcze nadejdą.

Przeczytaj również