Niebywałe, komu Mioduski powierzył Legię. Te słowa wołają o pomstę do nieba
Przedstawiciele Legii Warszawa dość niechętnie zabierają głos w sprawie tego, co się dzieje w ich klubie, a to potęguje irytację kibiców. Po meczu z Piastem Gliwice przełamał się Fredi Bobić. Zrobił to jednak w takim stylu, że sympatykom stołecznych pozostało załamać ręce.
Sprowadzenie Bobicia było fetowane przez Legię. Podkreślano, że to człowiek z doświadczeniem w Bundeslidze, zaznaczano też dużą rolę, jaką Dariusz Mioduski odegrał w procesie rekrutacji Niemca. Nie zważano przy tym, że jego kompetencje gryzą się nieco z tymi Michała Żewłakowa, który na Łazienkowską wrócił raptem kilka tygodni wcześniej, a przede wszystkim na ostrzeżenia od osób zaznajomionych z pracą Bobicia.
Eksperci od ligi niemieckiej podkreślali, że owszem, Stuttgart, Eintracht i Hertha, ale w tej Hercie był dramat i działacz nie bez powodu był bez pracy ponad dwa lata. Że jego sukcesy w Eintrachcie wynikały również z otoczenia się konkretnymi ludźmi, a gdy w Berlinie ich zabrakło, to Bobić zatrudnił Felixa Magatha, a Hertha spadła. Machnięto jednak na to ręką. Albo nie chciano zauważyć oczywistych sygnałów ostrzegawczych, albo temat badano z dokładnością sławnego autora polskiej fantastyki, a obecnie publicysty politycznego.
- Bobić totalnie zdewastował Herthę. Oczywiście zawsze podkreślam, że może w Legii nie będzie tak źle, jakoś inaczej go wykorzystają, ale w Niemczech nikomu nie przyszło już do głowy, by go zatrudnić - napisał Marcin Borzęcki.
- Aby Fredi Bobić zrobił coś pozytywnego w Legii, musi zostać obudowany odpowiednimi ludźmi. Okres pracy w Niemczech pokazał, że ma problem z odpowiednią oceną potencjału piłkarzy. (...) Rozstał się z berlińczykami w atmosferze wzajemnych oskarżeń, nadal sądzi się z klubem w kwestii odszkodowania za zwolnienie - powiedział Tomasz Urban jeszcze w kwietniu. Jego tekst dotyczący przygód Bobicia znajdziecie TUTAJ.
Mimo tego w Legii Niemca powitano z fanfarami i postanowiono eksperymentować na żywym organizmie. Finał operacji był satysfakcjonujący dla siedemnastu drużyn Ekstraklasy, pacjent zmarł. Legia, również ze względu na decyzje Bobicia, zimuje w strefie spadkowej. Pobiła swój najgorszy wynik w historii, nie wygrała żadnego z ostatnich jedenastu meczów. Bobić dziarsko mierzy się z tym faktem, rzuca na antenie, aby "pie*rzyć ten rekord", ale to prężenie muskułów jedynie pod publikę, podobnie jak z transferem Milety Rajovicia. Ale publika głupia nie jest, nabrać się już nie da. Dumne hasła niewiele znaczną, gdy drużynę trawi potężny kryzys. Co więcej, jeśli odrze się je z maskulinizmu, można dojść do wniosku, że Bobić nie wie, co robi.
- Dlaczego to tyle trwało? My byliśmy zdecydowani na zatrudnienie konkretnego trenera. Porozumieliśmy się w pięć dni i sprawa była dogadana. Ale potem zaczęła się walka. Sześć, siedem tygodni trwało, żeby wyciągnąć trenera z klubu - stwierdził działacz Legii w rozmowie z Canal+Sport.
Ta wypowiedź brzmi jak żart, ale naprawdę padła. Jakim sposobem poważny dyrektor może stwierdzić, że się z kimś dogadał i sugerować, że wszystko poszło dobrze, skoro pominięto niezwykle ważną część, czyli negocjacje z Rakowem. Odnoszę wrażenie, że Bobić był zaskoczony oporem stawianym przez Raków. Że Niemiec spodziewał się rozłożonego czerwonego dywanu i zaakceptowania ofert poniżej wartości Marka Papszuna, a tutaj proszę! Michał Świerczewski ma jakieś wymagania! Legia nagrzała się na konkretnego trenera i przez kilka tygodni nie potrafiła posunąć negocjacji do przodu, wobec czego utknęła z osobą niezdolną obecnie do samodzielnego prowadzenia drużyny. Znakomite posunięcie ludzi odpowiedzialnych między innymi za rekrutację trenerów.
Głupotek i kiksów logicznych było w tej krótkiej przecież rozmowie więcej. Bobić stwierdził między innymi, że Legia nie potrafi utrzymywać prowadzenia. No faktycznie, nie potrafi, bo w gruncie rzeczy nie prowadzi. W ostatnich piętnastu meczów stołeczni wygrywali trzy (!!!) razy. Z Szachtarem dowieźli korzystny dla siebie wynik, z Celje i Noah rady nie dali. W teorii Bobić ma więc rację, ale to nie jest odpowiednie diagnozowanie błędów. To jest zasłanianie się statystykami na poziomie: między szóstą a siódmą sekundą meczu jesteśmy liderami Ekstraklasy w skokach pressingowych. Brawo, gratuluję, ale co to właściwie znaczy?
Czym również mają być słowa skierowane do piłkarzy? Dyrektor Legii wrzucił na ruszt zawodników, ocenił, że są niegodni noszenia koszulki Legii. Przypomnę, że Legia za kadencji Bobicia dokonała dziesięciu transferów. Niemiec sam sobie (i Żewłakowowi) wystawia zatem fatalną recenzję. Zgaduję jednak, że problemu nie widzi po swojej stronie. To nie oni popełnili błędy, ale to piłkarze są do kitu.
- Robimy głupie rzeczy na boisku. Nie jesteśmy drużyną, nie jesteśmy zjednoczeni. Teraz brakuje nam pewności siebie, jak to zwykle bywa w takich momentach. Możesz mieć jakościowych piłkarzy, ale trzeba to udowodnić na boisku. (...) To przykre, ale na końcu trzeba pracować z zawodnikami. Niektórzy piłkarze nie mają jaj, żeby grać w tej koszulce. Teraz ja i wszyscy w klubie bierzemy za to odpowiedzialność. Od stycznia będziemy ciężko pracować w okresie przygotowawczym przed rundą wiosenną - powiedział Bobić, dając podstawę ku temu, aby sądzić, że wiosną i latem zarząd Legii się obijał.
Przytoczone słowa muszą znakomicie działać na piłkarzy mających problem z pewnością siebie. Choćby na takiego Rajovicia, o którego problemach opowiedział Rafał Augustyniak. Duńczyk przeżywa (zasłużoną) krytykę ze strony kibiców i mediów, a teraz jeszcze mógł być adresatem takiej recenzji. Z pewnością pomoże mu to wykorzystywać jedną z niewielu nadarzających się okazji.
Bobić pracuje w Polsce osiem miesięcy i, z całym szacunkiem, nie poprawił w Legii niczego. A wręcz przeciwnie. Odpalił protokół znany z Herthy. Przyczynił się do sprowadzenia niepasujących piłkarzy. Wyselekcjonował złych szkoleniowców. Nie przygotował kompetentnego zastępcy Edwarda Iordanescu. Bronił Antonio Colaka, mówiąc, że Marc Gual to nie jest napastnik. Przez kilka tygodni przeciągał linę z Rakowem, finalnie został ograny w negocjacjach. Zbudował kadrę bijącą niechlubny rekord Legii. Nie znalazł żadnego atrakcyjnego wzmocnienia na rynku niemieckim. Kontakty i rozeznanie ma takie, jak Piotr Świerczewski, który w pamiętnym odcinku Ligi+Extra jakieś pięć razy przekonywał, że ma kontakty i rozeznanie.
W gruncie rzeczy nominat Mioduskiego położył wszystko, co tylko dało się położyć. Jak zatem kibice mają wierzyć w to, że zima będzie wyglądała inaczej? Transfery w trakcie sezonu zawsze są trudniejsze, a na Legii ciąży dodatkowa presja. Nikt nie zamierza wyciągać ku niej pomocnej ręki.