Niedosyt po odpadnięciu Świątek. To dlatego przegrała ćwierćfinał US Open

Niedosyt po odpadnięciu Świątek. To dlatego przegrała ćwierćfinał US Open
IMAGO / pressfocus
Hubert - Błaszczyk
Hubert Błaszczyk04 Sep · 10:29
Iga Świątek pożegnała się z wielkoszlemowym US Open na etapie ćwierćfinałów. Polka przegrała z Amandą Anisimovą, która pokazała znakomity tenis i wzięła udany rewanż za finał Wimbledonu. - Nie byłam w stanie wygrać w ten sposób. Serwis zrobił różnicę - tłumaczyła na konferencji prasowej.
Nie da się ukryć, że Świątek przystępowała do turnieju jako główna faworytka, choć od początku starała się zrzucić z siebie tę łatkę.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Nie ma sensu nikogo nazywać w ten sposób. Jest wiele zawodniczek, które grają dobrze i mogą wygrać turniej - twierdziła.
Wyniki, które osiągała Polka przed US Open, jednak imponowały - finał w Bad Homburg, triumf w Wimbledonie i Cincinnati - dlatego uprawnione było stwierdzenie, że 24-latka do końca będzie liczyć się w walce o wygraną.
Sama jej dyspozycja w ostatnich dwóch tygodniach natomiast nie porywała. Świątek zaczęła od pewnego zwycięstwa z Emilianą Arango, ale później przyszły problemy. Bardzo nerwowy był mecz drugiej rundy przeciwko Suzan Lamens. Holenderka nie jest zawodniczką, która zwykła pokonywać tenisistki z czołówki, a potrafiła doprowadzić do trzeciego seta i tak wybić z rytmu Polkę, że realnie można było zastanawiać się, czy nie dojdzie do sensacji.
Lamens i kolejnej rywalce Annie Kalińskiej zabrakło jednak zimnej krwi. Obie w kluczowych momentach podawały pomocną dłoń byłej liderce rankingu. Popełniały podwójne błędy serwisowe, nie domykały gemów. Jedyny bardzo dobry występ w tegorocznym US Open Świątek miała w czwartej rundzie, kiedy nie dała najmniejszych szans Jekaterinie Aleksandrowej, grając agresywnie i skutecznie.

Rewanż za finał Wimbledonu

W tegorocznej edycji nowojorskiego turnieju bardzo dobrze grają wysoko rozstawione, dlatego pewne było, że w kluczowych meczach Świątek będzie musiała wejść na jeszcze wyższy poziom. Forma Amandy Anisimovej na przestrzeni turnieju też falowała, ale zwycięstwem w czwartej rundzie nad Beatriz Haddad Maią (6:3, 6:0) dała sygnał, że ćwierćfinał może nie być łatwą przeprawą dla Polki.
Główną kwestią pozostawało to, jak mentalnie Amerykanka podejdzie do pojedynku ze Świątek. Niespełna dwa miesiące wcześniej przegrała przecież z nią finał Wimbledonu 0:6, 0:6. To był dopiero drugi taki przypadek w historii Wimbledonu i pierwszy w erze Open.
- Najbardziej żałowałam ludzi, którzy przyszli oglądać finał Wimbledonu. Wiem, ile płaci się za bilety na ten mecz i że nie mogli się doczekać, żeby nas zobaczyć. Czułam się trochę winna, mimo że grałam pierwszy wielkoszlemowy finał w karierze - tłumaczyła Amerykanka.
Anisimova vs Świątek - Wimbledon vs US Open
Instagram Tennis Channel

Szybka i skuteczna Anisimova

W środę wimbledoński finał nie miał jednak żadnego znaczenia. To był zdecydowanie inny mecz, który po nerwowym początku z obu stron, stał na bardzo wysokim poziomie. Świątek nie wykorzystała przewagi przełamania zdobytej w pierwszym gemie, później również dwóch break pointów przy stanie 2:2. Przy tak agresywnie i świetnie serwującej Amerykance czasu na refleksję nie było jednak bardzo dużo - punkty uciekały bardzo szybko.
Animisova wygrała pierwszego seta po wyrzuconym forhendzie przez Świątek. Imponujące było to, jak wytrzymywała dłuższe wymiany i returnowała pod samą linię. To Polka uznawana jest jedną z najlepszych zawodniczek w tym elemencie w całym tourze. W ćwierćfinale Amerykanka okazała się jeszcze lepsza, narzucając na rywalkę dużą presję od pierwszej piłki.
W drugim secie wydawało się, że triumfatorka Wimbledonu odzyskuje kontrolę nad tym, co dzieje się na korcie. Początek drugiej partii to był zresztą jedyny słabszy moment Anisimovej. Było 2:0 i 15:30 przy serwisie Amerykanki, kiedy wróciła do rewelacyjnej dyspozycji.
Kluczowy dla całego meczu okazał się ósmy gem drugiego seta. Świątek popełniła podwójny błąd serwisowy, który oznaczał przełamanie i prowadzenie 5:3 Anisimovej. W finałowym gemie miałą trochę szczęścia, bo ostatnia piłka przetoczyła się po siatce, ale wcześniej temu szczęściu potrafiła pomóc, dobierając odpowiednią taktykę na mecz i realizując ją na bardzo wysokim poziomie.
Anisimova zakończyła mecz z 23 wygrywającymi uderzeniami i 12 niewymuszonymi błędami. To był jej znakomity występ, być może nawet najlepszy w karierze.
- To wciąż wydaje się surrealistyczne. Doszłam najdalej podczas US Open i to coś niezwykle wyjątkowego. Dzisiejsze zwycięstwo jest najcenniejsze w mojej karierze - tłumaczyła.

Zawiódł serwis Świątek

Czego zabrakło Świątek, żeby przy tak dobrze dysponowanej rywalce mieć szansę na półfinał? Zdecydowanie serwisu, który w US Open nie był tak cenną bronią jak chociażby podczas Wimbledonu. Forma serwisowa Polki falowała - wysoka przeciwko Aleksandrowej, w pozostałych pojedynkach pozostawiała sporo do życzenia.
W ćwierćfinale problemy serwisowe zostały jeszcze bardziej uwypuklone, bo Anisimova atakowała Świątek od pierwszej piłki, będąc w tym wszystkim bardzo powtarzalną i skuteczną, zabierając czas na reakcję. Polka zakończyła mecz z zaledwie 50 proc. trafionego pierwszego serwisu. Stawiała się tym samym pod ścianą, bo Amerykanka wygrała 20 z 30 piłek rozgrywanych po drugim serwisie.
- Wygrywała więcej punktów swoim serwisem, a ja miałam trochę problemów z pierwszym podaniem. Nie byłam w stanie wygrać dzisiejszego meczu grając i serwując w ten sposób - tłumaczyła Świątek na konferencji prasowej.
Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że faworytka środowego ćwierćfinału nieco przespała kluczowe momenty meczu. W pierwszym secie dała się rozpędzić Anisimovej, mimo zdobytego przełamania, a w drugim - nie wykorzystała chwilowej słabszej dyspozycji rywalki. Brakowało wtedy dociśnięcia, wejścia na wyższy poziom. To nie była jednak Świątek grająca tak jak w Cincinnati, potrafiąca się dostosować do tego, co potrafi zaproponować przeciwniczka.
- To nie jest dla mnie zaskoczenie, że tak zagrała. Trenuję z nią i wiem co potrafi. To był zupełnie inny mecz niż w Wimbledonie. Poruszała się lepiej, wszystko było inne - oceniła Świątek.

Niedosyt w Nowym Jorku

Świątek kończy sezon 2025 w turniejach wielkoszlemowych na ćwierćfinale. To nie jest zły wynik, ale oczekiwania były dużo większe - naturalnie więc pojawia się niedosyt. US Open nie jest jednak miejscem, które sprzyja Polce. Trudno tam utrzymać równą formę na przestrzeni dwóch tygodni - jest sporo rozpraszaczy, a podróże między kortami a hotelem potrafią trwać nawet do dwóch godzin. W takich warunkach jeszcze bardziej trzeba dbać o optymalną regenerację i koncentrację.
Nawet kiedy Świątek wygrywała cały turniej w 2022 roku, nie było to zwycięstwo tak przekonujące jak w Roland Garros czy podczas ostatniego Wimbledonu, choć niezwykle cenne, bo wyrwane i po pokonaniu wielu przeszkód w trakcie turnieju. Druga część trwającego sezonu daje jednak sporo optymizmu kibicom Świątek, która z Anisimovą przegrała, bo ta tego dnia była dużo lepsza, a nie z powodu własnych słabości, jak w pierwszej części 2025 roku.

Przeczytaj również