Nieoczekiwany wygrany meczu z Maltą? Ekscytujący talent czeka na więcej minut. Urban już go chwalił

Malty nie wolno lekceważyć, choć wydaje się, że rozpędzona reprezentacja Polski powinna z przytupem zakończyć eliminacje do MŚ 2026. Warto natomiast wyciągnąć z tego meczu nie tylko wynik. Jest szansa, by rozpocząć budowę kolejnego utalentowanego kadrowicza.
Pięć meczów, trzy zwycięstwa, dwa remisy - oba z silną Holandią. Bez porażki, za to z mnóstwem pozytywów. Kadra rośnie poza boiskiem i przede wszystkim na nim, czego dowodem był piątkowy mecz przeciwko “Oranje”. Więcej strzałów (także celnych), większe xG, więcej tzw. dużych szans, niedosyt po remisie. Wreszcie nie tylko słyszymy, ale i widzimy, że ta reprezentacja idzie we właściwym kierunku. Jan Urban ma na nią autorski pomysł, nie boi się zaryzykować (jak na razie bez pudła) i wprowadził tak potrzebny “normalny spokój”. Oczywiście, daleko nam do wynoszenia jego czy zawodników na tron, bo najważniejsza rozgrywka nadejdzie w marcu, a klimat potrafi błyskawicznie się zepsuć. Miło natomiast, że ten zespół i da się oglądać, i wzbudza sympatię, i nie trzeba się go wstydzić. Tylko tyle i aż tyle - szczególnie po kadencji poprzednika na wiecznej “spinie”, kontrze.
Jan Budowniczy
Z rzeczy, które Urbanowi się udały i są kapitałem na przyszłość, warto podkreślić budowanie piłkarzy. To przede wszystkim Jakub Kamiński w nowej reprezentacyjnej roli, jako jedna z dziesiątek operujących za plecami napastnika. Można mówić, że selekcjoner ma łatwiej, bo “Kamyk” odżył w klubie i robi furorę na niemieckich boiskach, ale sztuką jest odpowiednie zaufanie i wykorzystanie zawodnika w formie. Dziś nikt nie ma wątpliwości: Kamiński to jeden z liderów, najważniejszych reprezentantów. Ciągnie ten wózek, zresztą nie tylko na boisku. Już za Michała Probierza jako jeden z nielicznych błyszczał, teraz urósł niesamowicie.
Kolejne nazwiska: Przemysław Wiśniewski, Jan Ziółkowski. Szczególnie pierwszy z nich jest nieszablonowym wyborem Urbana. O talencie Wiśniewskiego sporo słyszeliśmy, miał świetne wejście do włoskiej piłki po wyjeździe z Górnika, tyle że potem doznał poważnej kontuzji i zniknął z radarów. Gdy wrócił, w biało-czerwonej kolejce do powołania oglądał plecy innych: Walukiewicza, Piątkowskiego czy Dawidowicza. Obecny selekcjoner odważnie na niego postawił - odważnie, bo mówimy o 27-letnim zawodniku marnej Spezii, 18. siły Serie B. Nawet jeśli dobrze tam wygląda, to dalej dół tabeli przeciętnej ligi. A jednak wpisał się w plany trenera, ten doskonale wiedział, jak wykorzystać jego atuty. Efekt: imponujące wejście do kadry w Rotterdamie, solidne granie z Finlandią i Litwą. W dwa miesiące stał się ważną postacią reprezentacji. To też odróżnia Jana Urbana od poprzednika - nie wrzuca nowych kadrowiczów do bębna maszyny losującej, odstawiając ich zaraz po szansie. Widać tu koncepcję i konsekwencję. Jesteśmy przekonani, że Wiśniewski zamelduje się na boisku przeciwko Malcie.
Niewykluczone, że w miejsce Ziółkowskiego, następnego zbudowanego reprezentanta. Tu powołanie było bardziej oczywiste, bo 20-latek dobrze prezentował się w Legii i zapracował na transfer do Romy. Niemniej, we wrześniu oba mecze przesiedział na ławce, był ostatnim obrońcą do wejścia. W październiku błysnął przeciwko Nowej Zelandii, po czym dostał kilka minut w Kownie. W piątek zastąpił Wiśniewskiego na PGE Narodowym. Krok po kroku idzie do przodu, nawet jeśli w Rzymie nie wszystko układa się po jego myśli. Tu znów można pochwalić selekcjonera za konsekwentne podejście - Ziółkowski obronił się na boisku w zeszłym miesiącu, więc dostał szansę z Holandią. Nie było awaryjnego wyciągania doświadczonego Bartosza Bereszyńskiego. “Ziółek” egzamin zdał. O ile tylko nie ugrzęźnie na ławce Romy, powinien być ważnym ogniwem kadry na baraże. Jest zresztą zagrożony pauzą w półfinale, więc naturalnym wydaje się dmuchanie na zimne i oszczędzenie go na Malcie. Wraca Wiśniewski, jako lider formacji sprawdził się Tomasz Kędziora, w tle widnieje wspomniany “Bereś”, a i rywal z niskiej półki.
Kędziora to zresztą kolejny nieoczywisty strzał Urbana. Nieoczywisty o tyle, że za kadencji Michała Probierza i Fernando Santosa doświadczony obrońca kojarzył się głównie z momentami, gdy objeżdżali go niżej notowani rywale. Reprezentanci Mołdawii czy Wysp Owczych obnażały braki stopera, który przecież latami gra na niezłym europejskim poziomie. Ba, nawet październikowy sparing z Nową Zelandią raczej kierował Kędziorę w podobną drogę co Przemysława Frankowskiego. Selekcjoner postawił na swoim, znów 31-latka powołał i zrobił z niego centralną postać obrony na Holandię. Sam przyznał, że nie wiedział w stu procentach, czy ten plan wypali. Wypalił. “Kendi” był najsilniejszym punktem defensywy i jednym z najlepszych graczy na boisku. Może to właśnie pozycja stanowiła problem? Wcześniej grywał w kadrze jako pół prawy stoper, tymczasem w klubie tworzy duet w środku. Tutaj jako ten środkowy też pokazał jakość. I nagle wyszło, że może być alternatywą, zastępcą Jana Bednarka.
Plusik dla selekcjonera stawiamy także za umiejętne wykorzystanie Michała Skórasia czy Matty’ego Casha. Piłkarze są w gazie, są w formie, to grają. Nawet jak trzeba poprzestawiać boiskowe klocki (Nicola Zalewski “zdjęty” z wahadła). Bez dziwnych fikołków, jakie oglądaliśmy wcześniej w temacie obrońcy Aston Villi. Może nie była to najwyżej zawieszona poprzeczka na świecie, ale Jan Urban naprawdę nie dokonał żadnych przełomowych ruchów. Wpuścił świeże powietrze, kieruje się logiką, potrafi bronić własnych wyborów, mimo że nie wszystkie na papierze wyglądają należycie. Zasadne były pytania o brak “szóstki” na liście powołań, o pominięcie Walukiewicza. Zgadzać się z trenerem nie trzeba, natomiast oddajmy mu jedno: nie jedzie na siłę bez mapy, ta odwaga łączy się ze zdrowym rozsądkiem.
Kolejny talent czeka
Idąc tym tropem i notując wyżej wspomniane nazwiska, widzimy następnego kadrowicza do zbudowania. Jan Urban wysłał zresztą jasny sygnał, że chce w niego zainwestować, choćby tym krótkim debiutem przeciwko Holandii. Filip Rózga ze Sturmu Graz może liczyć na ciepłe słowa ze strony 63-latka. Ten chwalił go jeszcze w sierpniu. Cierpliwie czekał, aż nastoletni pomocnik zbierze więcej minut w Austrii. Zebrał, więc dostał bilet na zgrupowanie. Nie po to, by poznać mityczny zapach szatni i podpatrzeć, jak kopie piłkę Robert Lewandowski.
Rózga jest naszym kandydatem do gry na Malcie w większym wymiarze czasowym. Raczej nie podstawowym składzie, natomiast widzimy kilka czynników przemawiających za jego dłuższym występem. Po pierwsze, klasa rywala. Po drugie, waga meczu (tak, zwycięstwo to obowiązek). Po trzecie, ryzyko zawieszenia Zalewskiego i Zielińskiego na baraże. Scenariusz, w którym kadra spokojnie prowadzi do przerwy, co pozwoli selekcjonerowi na szybsze niż zwykle zmiany, brzmi kusząco i realnie. 45 minut dla Rózgi w nadal dość doborowym gronie, o stawkę? Jesteśmy na tak. Wejście z Holandią trener ocenił tak:
- W tym fragmencie meczu, w którym wszedł, widziałem dosyć dużo. Wszedł odważnie, od razu w kontakt, prawie zabrał piłkę. To mi pokazuje jego pewność siebie na boisku - chwalił. - Czy mógł zagrać dłużej? Zespół dobrze funkcjonował, więc nie było potrzeby, żeby wcześniej robić zmiany. Ważne, że jest z nami, zadebiutował. To dla niego fajna sprawa i na pewno będzie długo to pamiętał. Nie ulega wątpliwości, że mielibyśmy więcej odpowiedzi, gdyby zagrał dłużej, ale tak postanowiliśmy.
Czekamy na to “dłużej”. Obserwując jak dotychczas działa Jan Urban możemy spodziewać się byłego zawodnika Cracovii przez więcej niż trzy minuty. Niech ten mecz przyniesie nam frajdę i utwierdzi w przekonaniu, że kadra rośnie. Grajmy, wygrajmy, z przyjemnością, polotem i piłką w piłce. A potem niech los wytyczy ścieżkę barażową. Ten mundial naprawdę jest realny - pięć miesięcy w futbolu to wieczność. Do boju, biało-czerwoni.