Bohater hitu transferowego zawodzi? Trudne początki i światło w tunelu
Ten transfer wywoływał duże emocje. Ten piłkarz wywołuje duże emocje. Każdy występ Viktora Gyokeresa jest bacznie obserwowany i głośno oceniany przez zwolenników oraz przeciwników Arsenalu, Mikela Artety i samego Szweda. Po siedmiu występach w pierwszym składzie możemy wyciągać pierwsze wnioski.
Na galę Złotej Piłki w Paryżu Arsenal wysłał liczną delegację. W zdecydowanej większości stanowiły ją kobiety - piłkarki AFC, które w sezonie 2024/25 zdobyły Ligę Mistrzyń i odebrały tytuł dla klubowej drużyny roku. Jedynym przedstawicielem męskiego zespołu był właśnie Gyokeres. Szwed odebrał jednak nagrodę za występy w barwach poprzedniego klubu - w zeszłym sezonie zdobył 54 bramki dla Sportingu (63 licząc z reprezentacją), dzięki czemu otrzymał Gerd Muller Trophy dla najlepszego strzelca w Europie (wśród pań statuetkę odebrała Ewa Pajor).
Zdeterminowani
Dwa miesiące wcześniej Gyokeres podpisał pięcioletni kontrakt z Arsenalem. Transfer za ok. 65 mln euro poprzedziły długie negocjacje, w trakcie których prezydent Sportingu chciał zablokować odejście swojego superstrzelca, a przynajmniej wywalczyć dla siebie jak najlepsze warunki. Piłkarz czuł, że klub nie chce dotrzymać danego mu wcześniej słowa i zrobił, co mógł, by dopiąć swego. Odmówił treningów, a jego agent zrezygnował z części prowizji, by jak najszybciej sfinalizować ruch.
Szwed rozstał się nawet z partnerką, by ostatecznie zamknąć portugalski rozdział w życiu, o czym wspomnieli kibice Arsenalu w przyśpiewce powstałej na jego cześć. Trochę brutalne, ale to dobry przykład tego, jak nastawiony na sukces jest były piłkarz Brighton i Coventry. Ma w Anglii coś do udowodnienia i zrobi wszystko, by osiągnąć cel.
Arsenal też był zdeterminowany. Nowy dyrektor sportowy Andrea Berta poleciał do Lizbony, by osobiście dopiąć porozumienie. Choć Mikel Arteta wolał ponoć Benjamina Sesko z Lipska, to Włoch przekonał go, że lepszy będzie starszy "gotowy produkt" niż 22-latek z potencjałem, który w Bundeslidze nigdy nie strzelił więcej niż 14 goli na sezon.
Na tu i teraz
27-letni Gyokeres, 27-letni Eberechi Eze, 26-letni Martin Zubimendi. Berta dokonał wzmocnień na tu i teraz. Trochę nie w stylu Arsenalu, ale klub, w który właściciele wpompowali w ostatnich latach takie nakłady, nie ma już czasu, by czekać kolejny rok na trofea. Musi coś wreszcie włożyć do gabloty (coś, czyli puchar za mistrzostwo albo Champions League). Presja na Artecie jest coraz większa. Bask wcześniej wolał, by gole w drużynie rozkładały się na kilku zawodników, ale dało to tylko trzy z rzędu wicemistrzostwa. W ostatnim sezonie najwięcej goli dla Arsenalu strzelił Kai Havertz - dziewięć. Tymczasem Mo Salah zdobył dla Liverpoolu 29 bramek. W dwóch poprzednich sezonach 36 i 27 trafień Erlinga Haalanda pomogło zdobyć kolejne tytuły Manchesterowi City.
W końcu Arteta uległ presji - przede wszystkim wewnętrznej, ale również medialnej - i dał zielone światło na transfer klasycznej, bramkostrzelnej dziewiątki. Dwukrotny król strzelców ligi portugalskiej zdobył w niej przez dwa lata 68 bramek. Ale to tylko liga portugalska. Do tego 17 z tych trafień padło z rzutów karnych. Zaawansowany wiek. Negatywna weryfikacja w Anglii przed laty. Specyficzny styl gry. I potrzeba modyfikacji własnej filozofii pod mocne strony (ale i ograniczenia) nowego napastnika. Wątpliwości wokół tego ruchu było co niemiara.
Celny strzał co drugi mecz
Czy po dwóch miesiącach chociaż część z nich się rozwiała? Tak i nie. Gyokeres wystąpił w ośmiu spotkaniach we wszystkich rozgrywkach. W siedmiu w wyjściowym składzie. Gole strzelał tylko w dwóch z nich - dwa z Leeds (90 minut, 5:0) i jednego z Nottingham Forest (68 minut, 3:0). W meczach z Manchesterem United (60 minut, 1:0), Liverpoolem (90 minut, 0:1), Manchesterem City (90 minut, 1:1), Newcastle United (90 minut, 2:1) i Athletikiem Bilbao (2:0, 65 minut) walczył i ścigał się z obrońcami, próbował pomagać w rozegraniu, ale nie trafił ani razu.
Bo i nie miał z czego. Arsenal z różnych względów, nie stwarzał mu dogodnych sytuacji. Z United, Liverpoolem i City nie oddał ani jednego strzału. W sumie na razie w sześciu ligowych występach strzelał na bramkę 12 razy (średnia dwóch strzałów na mecz jest dwukrotnie niższa niż w Portugalii), z czego i tak połowę dorobku uzbierał w ostatnim spotkaniu z Newcastle. Strzały celne ma... trzy (średnio jeden na dwa mecze, w Portugalii trafiał w bramkę ponad trzy razy częściej).
Kibic niecierpliwy będzie się nerwowo wiercił, cmokał i porównywał do Haalanda. Kibic spokojniejszy przypomni, że Dennis Bergkamp pierwszego gola dla Arsenalu strzelił dopiero w ósmym występie. Thierry Henry w dziewiątym. Kibic zauważy też, że gruntownie przebudowany w ofensywie Arsenal dopiero szuka nowej tożsamości. Bardziej bezpośredniej, mniej opartej na kontroli i posiadaniu piłki. Wydaje się, że wynika to nie tylko z próby dostosowania się do charakterystyki Gyokeresa, ale ogólnie ze zmiany koncepcji Artety, która wpisuje się w szerszy taktyczny trend w Anglii. Pod tym względem ściągnięcie Szweda zdaje się pasować wręcz idealnie, ale ta ewolucja na pewno trochę potrwa i jeszcze nieraz zaboli.
Nie jest ona też tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. To nie jest tak, że Arsenal na dobre odejdzie od tego, co przez lata budował i że cała drużyna dostosuje się teraz do napastnika. Wręcz przeciwnie. Z powyższej grafiki z analizy w The Athletic widać doskonale, że to Gyokeres się dostosowuje. Że w każdym z pierwszych meczów sezonu grał trochę inaczej, w zależności od przeciwnika i zadań. I że wcale nie jest tak jednoznacznym piłkarzem, jak się wszystkim zdawało.
Arteta wymaga od swoich podopiecznych uniwersalności i dużego zaawansowania taktycznego. Kadra szeroka i silna jak nigdy wcześniej ma też zapewnić różnorodność, co z kolei jest świetnie pokazane w poniższym filmie.

Dotychczas zadania nie ułatwiały też kontuzje w zespole. Od początku sezonu wypadali już Bukayo Saka, Martin Odegaard, a ostatnio Noni Madueke. Gabriel Jesus dopiero wraca do pełnej sprawności po kolejnej kontuzji, a Kai Havertz wypadł na dłuższy czas. Dlatego też Gyokeres jest jedynym naturalnym napastnikiem (na szczęście jest jeszcze Mikel Merino!) i nie ma innego wyjścia, jak uczyć się nowej drużyny co trzy dni w warunkach meczowych.
A te nie były łatwe. Po sześciu kolejkach Arsenal ma za sobą wyjazdy na Old Trafford, Anfield i St. James' Park, do tego domowy mecz z Manchesterem City. 13 punktów to nie jest wymarzony dorobek, ale zważywszy na okoliczności i potknięcie Liverpoolu w ostatni weekend - jak najbardziej do zaakceptowania.
Po co przyszedł?
- Gyokeres musi trafiać w dużych meczach. Według mnie po to właśnie przyszedł - by strzelać gole przeciw Man Utd, Liverpoolowi czy City - powiedział po remisie na Etihad były napastnik, Troy Deeney. No właśnie nie do końca. Arsenal miał w ostatnich latach sporo problemów, przez które nie zdobył wyczekiwanego mistrzostwa, ale starcia z czołówką nie były jednym z nich. Przez trzy ostatnie sezony w meczach z tzw. Big Six zdobył 64 punkty (średnio 2,06 na mecz) - 16 więcej od Liverpoolu, 17 więcej od City, 33 więcej od Chelsea, 34 od United, 35 od Spurs. Porażka na Anfield była dla Kanonierów pierwszą z Liverpoolem od trzech i pół roku i przerwała serię 22 spotkań bez przegranej z Big Six.
To mecze z resztą stawki były problemem. Arsenal w zeszłym sezonie zaliczył aż 14 remisów. 13 razy tracił punkty z rywalami spoza Big Six. Wydaje się, że w rozwiązaniu tego problemu ma pomóc Gyokeres. Tej tezy bronią jego liczby z Portugalii (gdzie też rzadziej trafiał z czołówką, a częściej z rywalami ze środka i dołu tabeli) i gole strzelane z Leeds oraz Forest. Być może najbardziej broni jej jednak występ z Newcastle. Nadal widać było jego niedostatki techniczne, to się pewnie nie zmieni. Podobnie jak imponująca determinacja i waleczność, które są jego znakiem rozpoznawczym. Jakby kolejne pojedynki fizyczne i kopniaki od silnych graczy Srok tylko go nakręcały.
Widać też jednak było coraz lepsze zrozumienie z kolegami. Coraz lepsze dostosowanie do tempa akcji. Stąd największa dotąd liczba kontaktów z piłką i strzałów w meczu. Arsenal zagrał bardziej otwarte, bezpośrednie (to będzie chyba hasło tego sezonu) spotkanie i to się od razu przełożyło na lepszy indywidualny występ Gyokeresa. Poza tym, pamiętajmy, że powinien mieć on w tym meczu czwartego gola - po rzucie karnym, który sam wywalczył i którego sędzia z absurdalnych powodów odwołał po wideoweryfikacji.
Szwed będzie liczył, że weryfikacja w nadchodzących meczach okaże się dla niego bardziej korzystna. Olympiakos w Lidze Mistrzów i West Ham u siebie, a po przerwie na kadrę Fulham, Atletico, Crystal Palace, Brighton, Burnley, Slavia Praga i Sunderland. Terminarz robi się bardziej "pod niego". Początki były trudne. Ostatnio jest lepiej. Teraz czas, by dłonie częściej splatały się na jego twarzy. W końcu po to przede wszystkim przyszedł.